Rozdział dwudziesty trzeci

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chris nabrał powietrza do ust, chcąc się dotlenić. Ręce zaczęły mu się pocić, a trzymające jego kończyny dłonie Lary, wcale mu nie pomagały. Bał się jak diabli reakcji dziewczyny, ale musiał to zrobić, skoro już zaczął. Po za tym jej słowa trochę go uspokoiły. Spojrzał jej w oczy i bez zbędnych ceregieli, zaczął:

- Dobrze wiesz, że jestem sam i nie mam rodziców. Nie zawsze tak było. Jako mały chłopiec wychowywałem się w tym drewnianym domku, który ci pokazywałem. Byłem bardzo szczęśliwym dzieckiem. Miałem dom, mamę i tatę. Moja mama nie pracowała, zajmowała się mną, a tata był sławnym biznesmenem. Mimo to nie potrzebowaliśmy niczego więcej jak tylko wzajemnej miłości. Kochaliśmy się i wydawać się mogło, że nic złego nie może nam się stać. A jednak... Kiedy byłem już trochę większy, ale nie skończyłem jeszcze dziesięciu lat, zaczęło dziać się coś dziwnego. Tata i mama dostawali jakieś dziwne pogróżki, a z naszego domu, co chwilę coś znikało. Pewnego dnia, kiedy byliśmy wszyscy razem na spacerze i w wesołym miasteczku ktoś napisał na drzwiach naszego domu, że kiedyś nas dopadnie. Ten ktoś podpisał się swoimi inicjałami, a tata już wiedział, kto to jest. To właśnie ten facet, który próbował mnie zabić. On przez mojego tatę przegrał sprawę w sądzie i trafił do więzienia i kiedy wyszedł chciał się zemścić. Musieliśmy uciekać. Przeprowadziliśmy się do kamienicy i przez jakiś czas był spokój. Ja podrosłem, miałem już dwanaście, prawie trzynaście lat. Ten facet znów nas znalazł. I kiedy wracaliśmy do domu, kilku z nich złapało mojego tatę i mamę. Uwięził ich, a potem zabił na moich oczach... Do tej pory mam ten widok przed oczami. I kiedy ten facet zbliżał się do mnie, by zrobić ze mną to samo, ja chwyciłem broń i strzeliłem do osoby, która akurat wchodziła do środka. To był jego syn... Kula trafiła idealnie, nie spudłowałem i zabiłem go. Korzystając z okazji, uciekłem stamtąd, a ten facet poprzysiągł mi zemstę. Do tej pory wciąż mnie ściga, żeby mnie zabić...

Chris płakał. Płakał jak małe dziecko na myśl o wspomnieniach. To wszystko uderzyło w niego tak nagle. Był małym dzieckiem, kiedy to wszystko się wydarzyło, a mimo to przeszłość wciąż go dopadała.
Spojrzał na Larę siedzącą przed nim z lekko otwartymi ustami i łzami w oczach. Była tak samo smutna jak on. Po chwili rzuciła się na niego i mocno go przytuliła, chcąc dać mu trochę wsparcia. Chris zatopił swoją twarz w jej długich włosach i pozwolił łzom zniknąć gdzieś w nich.

- Oh, Chris... - szepnęła cicho. - Tak mi przykro... To takie okrutne, ale nie martw się, pomogę ci obiecuję.

Chris uśmiechnął się lekko przez łzy, szczęśliwy, że dziewczyna nie chce od niego odejść. Aczkolwiek czuł się dziwnie. Ona okazała mu wsparcie, ale wiedział, że to na nic. Mężczyzna nadal będzie go dręczył, dopóki nie dostanie tego, czego tak bardzo chce. Jego życia...

- Nie możesz mi pomóc, Lara. To sprawa wyłącznie między mną, a nim. Ty możesz być tylko obserwatorem na bezpiecznej odległości, rozumiesz? Uważaj na siebie. Muszę już iść, zaraz ktoś tu przyjedzie. - Wskazał na drzwi od pokoju, za którymi słychać było głosy. Potem wstał z łóżka i podszedł do okna, uprzednio sprzedając, czy mężczyzna nadal tam jest. Nie było go.

Zanim otworzył drzwi, odwrócił się do stojącej za nim brunetki i uśmiechął się lekko. Następnie wziął jej twarz w swoje dłonie i złożył krótki pocałunek na jej ustach.

- Bądź ostrożna... - szepnął, po czym wyszedł z pokoju, zostawiając ją samą.

------

Jakoś dziwnie mi wyszedł ten rozdział. Nie jestem zadowolona z tego jak go napisałam. Ta cała przeszłość Chrisa wyszła tal sztucznie i tandetnie. Mogłabym go zmienić, ale to byłby już piąty raz. Mam jednak nadzieję, że się wam podoba :-)

Miłego dnia, kochani! ♥♥♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro