Rozdział szesnasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilka dni później, już po świętach, późnym wieczorem Chris chodził ulicami Miami zgarbiony, smutny i z natłokiem myśli, tak samo jak przez te ostatnie dni. Dzień w dzień robił to samo. Wstawał rano, zjadł lekkie śniadanie i całymi dniami włóczył się po mieście, ażeby tylko się uspokoić i zająć czymś myśli. Do tej pory nie mógł zrozumieć, dlaczego tak nagle wybiegł z pokoju Lary, uprzednio mówiąc takie rzeczy w taki sposób, że mogła przyjąć to jako obelgę albo co gorsza zrezygnowanie znajomości. Jednakże sądził, że zrobił to pod wpływem emocji spowodowanych złymi opiniami dziewczyny na temat jej matki. Bowiem od zawsze uważał, że rodzicielka, nie ważne jakaby nie była, jest najważniejszą osobą. To ona jest dawcą życia, to ona wychowała. Chris szczególnie to rozumiał, gdyż prawie całe dzieciństwo spędził sam, chodząc i szukając miejsca dla siebie.

Skręcił w stronę sklepu znajdującego się tuż za rogiem z zamiarem kupienia czegoś do jedzenia. Przez ostatnie dni nic nie jadł i nie pił, co skutkowało tym, że był osłabiony i nie miał na nic siły. Widząc wielkie stoiska z ogromem pokarmów na nich, instynktownie złapał się za brzuch i oblizał wargę. Sięgnął do tylnej kieszeni spodni, po czym wyciągnął z niej pieniądze. Przejrzał je dokładnie i ze smutkiem stwierdził, iż nie wystarczy mu na zwykłą suchą bułkę. Westchnął zrezygnowany, ale w głowie już powstał plan. Musiał tylko działać szybko, tak aby nikt nie zobaczył. Miał wybór: śmierć z głodu albo życie. Zdecydowanie wolał to drugie.

Rozejrzał się po wnętrzu budynku, gdzie było dość sporo ludzi. Zagryzł policzek od środka, kątem oka spojrzał w dół na półkę z pieczywem i sięgnął ręką w ich stronę, a następnie zgarnął kilka bułek i chleb. Nim ktoś zobaczył, ruszył przed siebie tak szybko, jak jeszcze nigdy. Trzymając w ręce tuż przy piersi zbawienne produkty, biegł przed siebie ile sił w nogach, dopóki za zakrętem nie wpadł na pracownika owego sklepu. Wszystko co trzymał, wypadło mu z rąk i spadło z cichym uderzeniem o wysadzaną kremowymi płytkami podłogę, tuż pod stopy mężczyzny.

Chris patrzył raz na pieczywo, raz na niego zdenerwowany i z nienaturalnie szybko bijącym sercem. Mężczyzna również skołowany zmarszczył brwi i zacisnął szękę, po czym spojrzał na bruneta.

- Co pan robi? - zapytał głębokim głosem, który jeszcze bardziej spotęgował strach u nastolatka.

Chris niewiele myśląc z powrotem podniósł to co spadło na ziemię i znów ignorując nawoływanie obcego, pobiegł przed siebie i wybiegł ze sklepu. Za nim ciągnęły się głosy personelu, które ucichły, kiedy ten był już dość daleko. Uklęknął w bocznej uliczce i zaczął jeść, tak szybko i z takim uwielbieniem, jakby nie jadł co najmniej rok. Każdy kęs przyjmował z wielką chęcią i radością, samego siebie zaskakując.

- Nigdy nie chciałem mieć takiego życia... - szepnął między kęsami.

- Nie musiałbyś go mieć, gdybyś tylko u mnie został. - Wstał jak poparzony, gdy za sobą usłyszał dziewczęcy głos. Odwrócił się szybko, uważając, aby nic nie wypadło mu z rąk.

- Lara... Co ty tutaj robisz? - zapytał zaskoczony jej widokiem o tej porze na ciemnej i niebezpiecznej ulicy.

Dziewczyna przeszła obok niego lekko i zwinnie, a następnie usiadła na pierwszym stopniu schodów jakiegoś domu, nie zwracając uwagi na to, że były mokre. Poklepała miejsce obok siebie, rozkazując, żeby usiadł obok, a kiedy ten to uczynił, wyciągnęła do niego rękę, w której trzymała foliową torebkę z jakąś zawartością.

- To dla ciebie. - Położyła pakunek na jego nogach i uśmiechnęła się do niego. - Widziałam, co zrobiłeś w sklepie i wiem, że zrobiłeś to tylko dlatego, bo byłeś głodny... Dlatego kupiłam ci trochę rzeczy do tego chleba, żebyś nie głodował.

Chris przeniósł wzrok z torebki na jej twarz i zmarszczył brwi. Nic już nie rozumiał. Patrząc na to w inny sposób, po prostu ją skrzywdził, a ona jak gdyby nigdy nic chce nadal mu pomagać. Włożył do torebki swój łup, po czym odłożył ją na ziemię obok siebie.

- Oh... Dziękuję... - Jego głos był niepewny i drżał pod wpływem stresu i zimna panującego na zewnątrz. - Nie jesteś zła po tym... No wiesz...

- Nie. Nie jestem. Powiedziałeś to, co chciałeś i była to prawda. Nie mogę cię siłą zatrzymywać tylko dlatego, że ja tak chcę. Masz prawo nie utrzymywać ze mną kontaktu, ale proszę... daj sobie pomóc. Ja naprawdę się o ciebie martwię, jest zimno i w ogóle... - mówiła to w bardzo przejmujący sposób, a Chris kolejny raz nie wiedział co powinien zrobić.

- Wiesz, że jeśli się o kogoś martwisz, to go kochasz? - Tak banalne zdanie lecz tylko to przyszło mu do głowy. Szczerze mówiąc, w głębi duszy chciał to powiedzieć.

Lara spuściła głowę i założyła ręce wokół kolan, uprzednio kładąc na nich głowę. Zamyśliła się na chwilę, patrząc w jeden punkt, a on miał okazję, by móc jej się przyjrzeć. Aczkolwiek nie trwało to długo, bo zaraz się wyprostowała i powiedziała:

- Więc wychodzi na to, że ciecię kocham. - Zbliżyła się do chłopaka bardzo szybko i równie szybko złączyła ich usta razem, co bardzo go zaskoczyło.

Po chwili jednak odwzajemnił pocałunek. Położył dłoń na szyji Lary, natomiast ona włożyła palce między jego włosy. Razem, choć całkiem dwie odmienne osoby, teraz były jednością złączoną w jednym pocałunku.

------

Hej, kochani!

Kolejny rozdział już jest i szczerze, to naprawdę mi się podoba.

Chcę też powiedzieć, że jeszcze dziesięć rozdziałów i koniec książki, ale za to, że książka jest krótka, to postaram się dodawać po rozdziale codziennie.

Miłego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro