Rozdział 21 - Polecenie służbowe

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Lauren Pov

Po rozmowie z Camilą praktycznie cały lot przesiedziałam w ciszy, sącząc powoli niezbyt mocnego drinka i analizując wszystkie te informacje, które tworzą część chorej układanki intryg, kłamstw i prawdy leżącej gdzieś pośrodku. Olivia wyczuła mój nastrój, więc wciągnęła się w pracę, prawie całkowicie zasłaniając się laptopem i odpowiednią zasłoną, znajdującą się tuż przy siedzeniu. Po akcji na lotnisku nawet stewardesa zdawała się być aż nadto zdystansowana, co właściwie mi odpowiadało. Właściwie po przemyśleniu wszystkiego to, co mówiła Camila, ma większy sens, niż mogłoby mi się na początku wydawać. Oczywiście, że byłam zła na to, co zrobiła na płycie lotniska, że Olivia to widziała, że po raz kolejny przed ważnym wydarzeniem mój stan emocjonalny został tak po prostu rozchwiany bez żadnego ostrzeżenia. Ale desperacja, w jej głosie, zachowaniu, żal i smutek wydobywający się gdzieś z głębi jej czekoladowych oczu sprawił, że po raz pierwszy od dłuższego czasu nie wiedziałam co powiedzieć. Czyżby naprawdę, poszła na to wszystko dla mnie? Związała się z Shawnem tylko po to, żebym po wyjściu z więzienia nie dostała ciosu w najbardziej czułe miejsce? Tylko dlaczego nie przewidziała, że jeszcze bardziej zaboli mnie to, że tak po prostu bez słowa ode mnie odeszła. Jak chciała to rozwiązać, nawet jeśli wyszłabym pół roku później?

Jakoś nie chcę mi się wierzyć w to, że to kolejne zagranie. W końcu zachowanie Shawna, jej spotkania i próby wyjawienia prawdy, przyjechanie tu na lotnisko, nie mogło być bezpodstawne. Nie zrobiłaby z siebie widowiska, szczególnie teraz, jeśli to wszystko nie byłoby prawdą. Tylko czego teraz ode mnie oczekuje? Że po tym wszystkim tak po prostu wrócę? Że zaczniemy od nowa? Oczywiście, że po części bardzo tego chce. Ale nie na tych zasadach. Nie w ten sposób. W końcu nadal uważa, że te narkotyki były moje, nadal ma w pewnym sensie do mnie żal, tak samo, jak i ja do niej. Łatwiej byłoby to zakończyć tu i teraz i rozstać się już w pełnej zgodzie. Tylko czy obie potrafimy to zrobić? A nawet jeśli, to prędzej będziemy dla siebie powoli zatruwającą się nawzajem mieszanką trucizny, aniżeli czymś, co tworzyłyśmy jeszcze niedawno.

Jestem tym wszystkim strasznie rozbita. Z jednej strony ją rozumiem, z drugiej ani trochę. Mój umysł krzyczy, żeby podejść do tego racjonalnie i odpuścić, podczas gdy serce wyje z żałości, chcąc za wszelką cenę odzyskać, choć skrawek tamtego uczucia, bliskości, jej. Mam po raz kolejny ochotę zadzwonić do Ally i powiedzieć, żeby sobie odpuściła. Że moja niewinność nic nie zmieni, że to wszystko jest bez sensu. Mam ochotę zawrócić samolot, wrócić do domu i zamknąć się tam na kilka dni, z nikim nie rozmawiając. Tylko że Camila to jedno, a firma to drugie. I nie mogę po raz kolejny zawieść moich pracowników tylko dlatego, że mam teraz gorszy okres w życiu. Bo dlaczego oni mają cierpieć, skoro tylko ja jestem w egzystencjalnym dołku? Powinnam teraz zająć się przemową i imprezą, a sprawą Camili zająć się później. Inaczej nie będę racjonalnie myśleć. Tylko czy będę potrafiła wziąć się w garść tak jak jeszcze kilka lat temu i odsunąć wszystkie te uczucia na bok?

Nerwowo wstaję ze skórzanej sofy, próbując uporządkować wszystkie myśli i przy okazji się uspokoić. Za niecałe dziesięć minut mam wyjść do tych wszystkich ludzi i obiecać im, że będzie dobrze, że chociaż częściowo dostaną rekompensatę za to, co działo się pod moją nieobecność. Mają tu być kamery, dziennikarze, cały zarząd. Nie mogę popełnić żadnego błędu. Nie stać mnie na to. I choć robiłam to już nie raz, teraz jest zupełnie inaczej. Nie jestem już tą utalentowaną panią architekt, której zawodowo wszystko wychodzi, z którą ludzie chcą pracować i podziwiają. Tym razem muszę odbić się od dna i stawić czoło tym wszystkim zarzutom, a przede wszystkim przeszłości. Muszę zacząć zupełnie od początku.

- Wszystko pójdzie po twojej myśli, zobaczysz. - odzywa się Olivia, która przed chwilą niepostrzeżenie weszła do środka małego pomieszczenia. Czuję pewien zawód, kiedy obracam głowę i widzę, że głos faktycznie należy do Jones. W takich momentach to właśnie Camila potrafiła dobrać odpowiednie słowa, pocieszyć, uspokoić. To takie nowe, dziwne, a jednocześnie przytłaczające, że jej teraz tu nie ma. Że jej miejsce zajmuje ktoś inny.

- Rozpracowywałyśmy to tak długo, że inaczej być nie może. - unoszę od niechcenia kącik ust, próbując przy tym pocieszyć samą siebie.

- Teraz może być już tylko lepiej Lauren. Niedługo wszystko wróci do normy, znów zyskasz pełne zaufanie pracowników i inwestorów, a firma wróci na dawne tory. To tylko kwestia czasu i odrobiny wiary. - stwierdza, siadając obok i kładąc dłoń na moim ramieniu. - A, po przemowie i części oficjalnej w końcu będziesz mogła się trochę rozerwać.

- Gdyby wiara faktycznie działała cuda, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. - odchylam głowę do tyłu, wypuszczając ze świstem powietrze. Jeszcze nie zaczęłam całego tego cyrku, a już mam dość.

- Wtedy chyba po prostu byłoby za łatwo. - lekko się uśmiecha, przez chwilę wpatrując się w mój profil. - Dinah i Normani są już na scenie. Chyba już powinnaś do nich dołączyć.

- Olivia? - pytam po chwili, idąc w stronę drzwi, które w tym momencie są moim biletem w jedną stronę.

- Tak?

- O czym rozmawiałaś z Camilą na lotnisku? - dopytuję, chwytając za klamkę i przyglądając się jej idealnie dopasowanej sukience.

- Myślę, że skoro wszystko sobie wyjaśniłyście, nie jest to teraz istotne. Szczególnie w tym momencie.

- Ale...

- Idź już, bo wejdziesz nie w tym momencie. - przerywa mi, jakby na siłę się uśmiechając. Przez chwilę jeszcze się jej przyglądam, próbując ocenić czy to zdenerwowanie, czy być może jeszcze co innego, ale do porządku przywołuje mnie głos ze sceny. Wychodzę pewnym krokiem, próbując oczyścić umysł i jeszcze raz przypomnieć sobie te wszystkie słowa, które chcę im przekazać. Czas zacząć przedstawienie.

- Witam serdecznie wszystkich tu zgromadzonych byłych, jak i obecnych pracowników, członków zarządu, dyrektorów, kierowników oraz współpracowników i przyjaciół spoza firmy. Jest to dla mnie ogromny zaszczyt i wyróżnienie, że mogę tu stać teraz przed wami. Bez was kilka lat temu, byłabym zwykłą absolwentką architektury, która nawet nie śmiałaby pomyśleć o tym, że mogłaby pracować w takiej firmie jak Nebra, a co dopiero stać na jej czele. Gdyby nie cała nasza społeczność i wspólna pasja, przetrwanie tak strasznego czasu, jak odbywanie kary, byłoby nie do zniesienia. - mówię pewnie, przyglądając się zaskoczonym miną gości, którzy raczej nie spodziewali się wzmianki o mojej odsiadce. Skoro chcę odpokutować, muszę się w pewien sposób obnażyć. Nie ma innej opcji.

- Tak, pobyt w więzieniu, choć niesłuszny, co w niedalekiej przyszłości będzie dowodzone w sądzie, jest częścią mojego życia, które, choć chciałabym wymazać, tworzy tak naprawdę osobę, którą teraz jestem. Jako prezes Nebry byłam, jestem i będę wystawiona na często gorzkie osądy opinii publicznej, co jest po części zrozumiałe. Jednak należy pamiętać, że każdy z nas jest tylko człowiekiem, a potknięcie jednostki, nie może przesądzić o losie zdecydowanej większości. Dlatego jest mi bardzo przykro z powodu tego, co stało się po moim aresztowaniu. Nie zasługiwaliście na to, aby moje życie prywatne odbiło się na waszym. To niesprawiedliwe dla was i stanowiące ogromny cios dla mnie. Dlatego jestem wdzięczna członkom zarządu za to, że zaufali mi po raz kolejny i wam, za to, że pomimo wielu przeciwności nie daliście stłamsić w sobie pasji do tego, co robimy. W końcu razem tworzymy, nową rzeczywistość miast i torujemy drogę ku lepszej przyszłości nas wszystkich. Jesteśmy pionierami w nowoczesnej sztuce architektury i wyznaczamy nowe horyzonty, po raz kolejny definiując znaczenie oraz samo pojęcie designu. Dlatego chciałabym wam wynagrodzić skutki mojej prywatnej sytuacji i tego, jak wpłynęło to na was. Słowa często nie wystarczą, dlatego oprócz tego, że miałam ten zaszczyt was tu zaprosić, wszystkich byłych, jak i obecnych pracowników, na których wpłynęła moja nieobecność w firmie, chciałabym wynagrodzić dodatkową pensją przez rok oraz jednorazową nagrodą, która w większości zostanie pokryta z moich prywatnych środków, a także dochodów, jakie firma osiągnie w nadchodzących miesiącach. - przerywam na chwilę, kiedy zostaje zagłuszona głośnymi brawami i owacjami. Uśmiecham się delikatnie, doskonale wiedząc, co może się teraz dziać w innych konkurencyjnych firmach oraz w głowach tych, którzy tak perfidnie chcieli mnie zniszczyć. W końcu transmisja mojej przemowy, jak i całego wydarzenia jest na żywo. Ciekawe czy Camila mnie ogląda i co sądzi o tym pomyśle? Siedzi teraz w domu, czy miło spędza czas z kimś innym? A może zastanawia się, czy jej uwierzyłam?

- Firma od ponad miesiąca zaczyna przynosić zadowalające zyski, które konsekwentnie się zwiększają. Jest to obiecujące zjawisko, które pozwala nam już teraz pewnie patrzeć w przyszłość. Również nowo opracowany plan działania, który już przynosi efekty, będzie jedynym z filarów zmian, które stworzą firmę na nowo, bazując przy tym na sprawdzonych szablonach i doświadczeniu nas wszystkich. - kontynuuje, spoglądając na zadowolone miny słuchaczy.
- W tym miejscu chciałabym wam bardzo podziękować, za przybycie, za cierpliwość i zaufanie, jakim mnie darzycie. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak ważną część mojego życia tworzycie, jak bardzo jestem wam wdzięczna za to, że po prostu jesteście i wkładacie całe serce w to, co potraficie robić najlepiej. Zdaję sobie sprawę z tego, że środki finansowe nie wynagrodzą wam nerwów, być może straconego czasu i przykrości, z jakimi musieliście się zmagać. Wierzę jednak, że w pewien sposób będzie to dla was, choć małą rekompensatą za to wszystko. Dziękuję, że chcieliście tu przybyć, wysłuchać mnie, a przede wszystkim znaleźć, choć chwilę czasu. Pamiętajcie, że razem możemy stworzyć lepszą i piękniejszą przyszłość. Dziękuję i życzę miłej zabawy. - kończę, przez chwilę wpatrując się w tłum, który po raz kolejny tego wieczoru obdarowuje mnie gromkimi brawami. Zaczynam się zastanawiać na ile jest to szczera, a na ile wymuszona reakcja wszystkich tu zgromadzonych. Wszystko tu to gra pozorów opakowana w piękną otoczkę i przyozdobiona kokardką z pieniędzy. Pytanie tylko, czy te wszystkie pozory przyczynią się do rzeczywistych efektów w postaci lepszej kondycji firmy i zadowalającej recenzji opinii publicznej.

Powoli schodzę ze sceny, mając nadzieję na to, że teraz może być już tylko lepiej. Kiedy tylko otwieram drzwi, które jeszcze kilka minut temu były moim biletem w jedną stronę, moje ciało zostaje niemal zmiażdżone przez dwie pary silnych ramion, które rzecz jasna należą do Dinah i Normani. Tak bardzo brakowało mi tych naszych wspólnych momentów.

- Pozamiatałaś Jauregui! - wykrzykuje mi do ucha Jane, która zaraz po tym otrzymuje od Kordei mocnego kuksańca w bok. - Ała, to bolało!

- Bo miało. Naucz się w końcu panować nad swoimi emocjami w odpowiedni sposób. - karci ją ciemnowłosa, po czym przenosi wzrok na mnie. - Gratuluję przemowy Lauren, teraz już powinno być już tylko lepiej.

- Dzięki Normani. - mówię, uśmiechając się do jednej i drugiej. - Dziękuję wam za wszystko, za to, że tu jesteście i mnie wspieracie.

- Taka praca Laur. - wzrusza ramionami Jane. - Tak naprawdę jestem tu dla jedzenia i alkoholu.

- Masz dzisiaj wyjątkowo podły humor kochanie. - fuka druga, odsuwając się ode mnie. Uśmiecham się na widok tej sceny, doskonale wiedząc, że takich momentów będzie już coraz mniej.

- Ale poskutkowało, bo Lauren właśnie uśmiecha się głupi do sera.

- Albo śmieje się z twojej głupoty, na jedno wychodzi. - wzrusza ramionami Kordei, sama próbując powstrzymać uśmiech.

- Albo jedno i drugie. - dodaję, na co dziewczyny przenoszą na mnie wzrok i również zaczynają się śmiać. - Chodźcie, uczcijmy to jakoś.

- Wreszcie mówisz do rzeczy. - komentuje Dinah, wychodząc tuż za mną z pomieszczenia i idąc w stronę specjalnie przygotowanej sali, z której już z oddali słychać donośne rozmowy. Są tam zarówno grube ryby, jak i zwykli pracownicy, więc mam nadzieję, że w miarę łatwo znikniemy w tłumie, a później jak gdyby nigdy nic udamy się do swoich pokoi, kilka pięter nad tym całym zamieszaniem. Mimowolnie wspominam imprezę firmową sprzed lat, kiedy jedyne, o czym myślałam przez cały czas to Camila, jej dom i nasza zagmatwana relacja. Potrafiłam przez kilka minut ignorować współpracowników tylko dlatego, że pisałam właśnie z nią, albo po prostu o niej myślałam. Tym razem mam lustrzane odbicie tego wszystkiego i to bardziej negatywny sposób. Po prostu chciałabym już przestać o niej myśleć.

- Pani Jauregui, świetne przemówienie. Jestem pod wielkim wrażeniem pani hojności. - zaczepia mnie starszy mężczyzna, który współpracuje z firmą, odkąd pamiętam.

- Dziękuję, pana opinia dużo dla mnie znaczy. - odpowiadam, lekko się uśmiechając i przystając na chwilę, co robią też i dziewczyny.

- Ależ mówię, co widzę i słyszę. Nie przejmuj się opinią publiczną i rób swoje. Oni i tak za chwilę powiedzą, że pieniądze masz nie wiadomo skąd i że oszukujesz. Ludziom nigdy nie dogodzisz. - stwierdza, przyglądając mi się uważnie. Jest w nim coś szczególnego. Biję od niego ciepło rodzinne, taka ojcowska troska, która, mimo że nieco szorstka, potrafi pokrzepić. Szkoda, że nie mogę się spodziewać czegoś takiego po moim ojcu, czy nawet mamie. Ciekawe czy w ogóle czytał o mnie albo oglądał transmisję? Chociaż właściwie, na co ja liczę?

- Tak, pani Jauregui, to nowoczesny Robin Hood w nieco bardziej kobiecym wydaniu. - wtrąca się do rozmowy brunetka, która jest jednym z członków zarządu.

- Bez przesady, po prostu takie rozwiązanie było odpowiednie. - mówię, kątem oka zauważając kogoś z prasy i kilku zwykłych pracowników, którzy nieumiejętnie przysłuchują się rozmowie.

- Lauren jest po prostu skromną osobą ze złotym sercem, dlatego mówi o tym wszystkim w ten sposób. - odzywa się Normani, chwytając mnie za ramię w geście wsparcia.

- Szkoda, że taka sytuacja doprowadziła do tego, że dopiero możemy wszyscy w pełni poznać pani prawdziwy charakter. - podchodzi bliżej jeden z mężczyzn, który jak sądzę, jest jednym z pracowników. - Przepraszam, że się wtrącam, jako zwykły, szary pracownik nigdy nie miałem okazji bliżej poznać nikogo z góry. Muszę przyznać, że przez ostatnie kilka miesięcy bałem się o posadę i byłem zły na to, że przez pani wybryk tak to się wszystko potoczyło. Dzisiaj pokazała pani, że nie tylko bierze pani odpowiedzialność za to, co się dzieje, ale też, że jest pani zwykłym porządnym człowiekiem, który potrafi zauważać swoje błędy. Nie wnikam, co jest prawdą, a co nie, w tej historii, ważne, że potrafi pani wyjść do ludzi takich jak my.

- Cieszę się, że pan to docenia. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej i że miło spędzicie tu czas. - odpowiadam, na co mężczyzna tylko się uśmiecha, zabiera szampana od kelnera i wraca do swoich znajomych. Moi pozostali rozmówcy również żegnają się gestem, na co odpowiadam tym samym, głośno wzdychając, kiedy znikają mi z oczu.

- Chyba nici ze świętowania. Czeka cię intensywny wieczór. - zauważa Dinah, na co tylko potakuje.

- Nie wiem co gorsze, Camila robiąca zamieszanie na lotnisku, czy tłumy tych wszystkich ludzi z przyklejonymi uśmiechami, którzy przyszli się tu tylko najeść i napić. - odzywa się Normani, podjadając jakąś przystawkę.

- Daj spokój. Nie chcę mi się już nawet rozmawiać na temat Cabello i tego całego zamieszania.

- A co w ogóle powiedziała? - dopytuje Dinah, idąc w ślady swojej narzeczonej.

- Że przez umowę, która podpisała kilka lat temu, została zmuszona do współpracy z Shawnem, a później Roger zaszantażował ją, że jeśli z nim nie będzie i nie zerwie ze mną kontaktu, zrobi z jej rodziny i mojego życia piekło, więc musiała się zgodzić.

- Ale musiała to rozegrać w ten sposób? - dopytuje Kordei, z pełnymi ustami, przez co jen powaga brzmi komicznie.

- Liczyła na to, że posiedzę w więzieniu jeszcze pół roku i zdąży to wszystko odkręcić. - wzruszam ramionami.

- Dziwne, że powiedziała ci to dopiero teraz. - stwierdza druga, kiwając z dezaprobatą głową na zachowanie ciemnowłosej.

- Jeśli ktoś się dowie o szantażu, Camila ma ponieść tego konsekwencje. - odpowiadam, z utęsknieniem patrząc na zbliżającego się nieopodal kelnera z szampanem.

- Celowo skazujesz ją teraz na taki los, tak po prostu nam o tym mówiąc? - pyta z ironią w głosie Jane.

- Pytałyście to odpowiadam. - wzdycham, nie mając ochoty zastanawiać się nad faktycznymi konsekwencjami. - Podpisywanie paktu z diabłem nigdy nie jest dobrym pomysłem ani tym bardziej dobrze się nie kończy. Ale sama tak wybrała.

- Widzę, że powoli zaczynasz trzeźwo oceniać sytuację. - stwierdza Normani.

- Już nie tak trzeźwo. - odpowiadam, zabierając całą tacę z szampanem kelnerowi, który obdarowuje mnie bliżej nieokreślonym spojrzeniem.

- Stara, dobra Lauren wróciła. - chichocze Dinah, zabierając kieliszki i podając jeden z nich swojej narzeczonej.

- Widzę, że kelnerzy nam wyładniali. - odzywa się zza moich pleców Jones, która jakby nigdy nic zabiera kieliszek z tacy i uśmiecha się szeroko.

- Niestety zapomnieli dać przydział w postaci garnituru, prawda Lauren? - podłapuje Normani, głupio się uśmiechając.

- Myślę, że w tym przypadku byłoby to zabójcze połączenie. - stwierdza Olivia, opróżniając pół kieliszka na raz. Jej radosne iskierki w oczach sugerują, że wypiła więcej niż powinna, co w tym przypadku może być nawet zaletą.

- Zabójczo ładne, czy brzydkie, bo nie mogę załapać, o co konkretnie ci chodzi. - śmieje się Dinah, na co obrywa od Normani.

- Myślę, że raczej to pierwsze. - odpowiada blondynka, nieśmiało na mnie spoglądając.

- Ty za to robisz się paskudnie nieznośna po jednym kieliszku szampana. - fuka na Jane Kordei, która chwyta za rękę swoją narzeczoną. - Chodź, idziemy pozabawiać gości.

- Ale kochanie...

- Idziemy Dinah. - mówi ciemnowłosa, ciągnąć za sobą swoją drugą połówkę. - Do później Lauren.

- Ta, do później. - odpowiadam, przyglądając się tej komicznej scenie. Jak mi tego brakowało.

- Chciałabym powiedzieć, że Dinah nie ma gustu, ale obraziłabym wtedy Normani. - odzywa się po chwili Jones, opróżniając przy tym kieliszek. Uśmiecham się jedynie, idąc w jej ślady, już po chwili czując się nieco bardziej rozluźniona. - Już pierwotna przemowa była niezła, ale ta pobiła wszystko. Masz do tego talent, wiesz?

- Tak myślisz?

- Tak. Szkoda tylko, że najlepsze zostawiłaś dla siebie w formie słodkiej tajemnicy.

- Zazwyczaj tak nie robię. - zniżam nieco swój głos, mając ochotę jak najszybciej się stąd wydostać. Takie imprezy już dawno przestały mi się kojarzyć z czymś miłym i rozrywkowym. No, chyba że tyczy się to kwestii tego, co dzieje się na zapleczu takich przyjęć. To już zupełnie inna bajka.

- A to ciekawe. - unosi kącik ust, próbując sięgnąć po szampana. Uprzedzam jej ruch, zabierając kieliszek i sama wypijając jego zawartość. Lubię się droczyć w takich momentach.

- Jeśli mam być dobrym kelnerem, chyba powinnam iść po następne. - stwierdzam, obracając się w stronę wyjścia. - Zechce mi pani potowarzyszyć?

- Z wielką chęcią. - odpowiada tym samym tonem. Kiedy przechodzimy przez pokaźnych rozmiarów drzwi, dziewczyna uhacza się mojego ramienia, znacznie się do mnie przybliżając. Obydwie podążamy w dobrze znanym nam kierunku kilka pięter wyżej. Towarzyszy nam przy tym przyjemna cisza, zakłócana jedynie dźwiękiem naczyń, rozmów i w oddali snującej się, powolnej muzyki. Nachodzi mnie myśl, że powinnam tam wrócić i robić za klauna, który za wszelką cenę próbuje się przypodobać innym, jednak szybko odrzucam ten pomysł. Powiedziałam już to, co chciałam, ci którzy chcieli podeszli i porozmawiali, a choćbym nawet za wszelką cenę próbowała zmieniać zdania innych i przekonywać ich do siebie na dłuższą metę i tak na niewiele by się to zdało. Widząc w oddali zbliżającego się mężczyznę z obsługi, przystaję na chwilę, zamawiając cały zestaw trunków, na co Jones proponuje, żeby całe zamówienie zostało przyniesione do jej pokoju, na co się zgadzam. Kiedy docieramy na miejsce, pierwsze co robię, to wyciągam papierosy i idę na balkon, natomiast dziewczyna znika gdzieś pomiędzy sypialnią a korytarzem.

Zaciągam się dymem, zaczynając się zastanawiać nad faktycznym celem mojej obecności w tym pokoju. To, że nas do siebie ciągnie, jest niezaprzeczalne, jednak jest czymś zupełnie bez pokrycia. Ale w końcu kilka drinków i rozmowa z małym flirtem jeszcze nikomu nie zaszkodziła. W każdym razie nie powinna. Słysząc dźwięk otwieranych drzwi i głos mężczyzny z obsługi, gaszę papierosa, wracając do środka. Bez słowa częstuję nas szampanem zaraz po wyjściu mężczyzny, na co Jones reaguje tylko delikatnym uśmiechem.

- Jeszcze lepszy niż ten szampan z dołu. - odzywa się po chwili, biorąc spory łyk alkoholu. - Czyżbyś i na trunkach się znała?

- Wszystko, co przynosi, choć odrobinę przyjemności jest mi dobrze znane panno Jones. - odpowiadam, na co dziewczyna przygryza delikatnie wargę.

- Balansowanie między służbowymi a prywatnymi sprawami też nieźle pani wychodzi. - zauważa, na co unoszę kącik ust.

- Tak uważasz? - dopytuję, kiedy dziewczyna delikatnie i z zawahaniem obejmuje mój policzek, kciukiem ścierając kropelki szampana z kącika moich ust.

- Bardziej stwierdzam fakty. - uśmiecha się, spoglądając na moje usta, a następnie znowu krzyżuje wzrok z moim. Zmęczenie, jakie towarzyszy mi od kilku dni i ilość alkoholu, którą wypiłam, sprawia, że zapewne to, co teraz się wydarzy, nie będzie moją najmądrzejszą decyzją.

- W takim razie moim poleceniem służbowym wobec pani, będzie odpoczynek i zdjęcie tych zapewne niewygodnych szpilek na dobry początek. Po całym dniu pracy zasługuje pani na chwilę dla siebie. - zniżam nieco głos, na co dziewczyna unosi kącik ust. Czuję, jak alkohol uderza mi do głowy, a spowodowany bliskością blondynki przypływ ciepła, odbiera mi resztki zdrowego rozsądku.

- A co mi pani zaleca prywatnie? - dopytuje, cały czas obejmując mój policzek.

- Myślę, że w kwestii prywatnej, to pani najlepiej wie, co będzie dla pani najlepsze i jaka forma odpoczynku pani odpowiada.

- W takim razie, myślę, że żeby było mi faktycznie wygodnie, oprócz szpilek musiałabym się pozbyć także sukienki. Tylko jest z nią jeden mały problem. - zabiera dłoń, odwracając się do mnie tyłem i przeczesując włosy na jeden bok. - Sama sobie z nią nie poradzę.

- Więc stąd ten szampan zamówiony do twojego pokoju? - pytam, jednym sprawnym ruchem przesuwając zamek, sprawiając przy tym, że sukienka bezwładnie opada na podłogę, ukazując nagie plecy dziewczyny i jedynie mały skrawek materiału pełniący funkcję dolnej części bielizny. Ciepło, jakie bije od jej prawie nagiego ciała sprawia, że mój oddech delikatnie przyspiesza, co dziewczyna zapewne odczuwa na wysokości swojego karku, a ja doskonale wiem, że w tym momencie jestem już zgubiona.

- Być może. Chociaż bardziej od tego szampana wolę ciebie Lauren. - odwraca się do mnie przodem, ponownie obejmując moje policzki i namiętnie mnie całując, co odwzajemniam dopiero po chwili, ostatecznie przegrywając wewnętrzną walkę między resztkami rozumu, a pożądaniem.

Cofam się kilka kroków, siadając na łóżku, na co dziewczyna ani na chwilę nie przerywając pocałunków, siada na mnie okrakiem, nie zostawiając przy tym ani milimetra miejsca pomiędzy jej nagimi udami, a materiałem mojej jeszcze niezdjętej sukienki, która już po kilku sekundach za sprawą jej dłoni zatrzymuję się gdzieś w połowie mojego tułowia. W tym momencie ułożona, nieco nieśmiała blond włosa służbistka, przemieniła się w przepełnioną pożądaniem, nieprzewidywalną kobietę, będąca zrobić w stanie wszystko, żeby tylko dotrzeć do szczytu. Pragnąc ułatwić jej dojście do tego celu, przy okazji sama puszczając swoje wszelkie hamulce, niemal rzucam ją plecami na łóżko, pozbywając się przy tym swojej garderoby. Na chwilę łącze nasze usta w pocałunku, który jest raczej walką o dominację, którą Jones za wszelką cenę próbuje przejąć. Na próżno. Schodzę niżej na jej szyję, zatrzymuję się przy piersiach, niedbale i nieco agresywnie pieszcząc je na zmianę dłonią i językiem. Nie dbam w tym przypadku aż tak o komfort, skupiając się jedynie na doznaniach. To po prostu jedna z kolejnych dziewczyn, na którą mam ochotę, dzięki której zaspokoję swoje potrzeby. Zero uczuć, przywiązania, głębszych relacji. Tylko dwa nagie ciała, wijące się pod sobą w rytm zgubnego tańca żądz. Pragnące siebie jedynie fizycznie, nawzajem podkręcając swoją temperaturę, jedynie za pomocą dotyku.

Schodzę niżej, pozbywając się z niej ostatniej rzeczy, a następnie zaczynam masować i drażnić na przemian skrawek ciała pomiędzy jej udami. Zostawiając dłoń w odpowiednim miejscu, przybliżam swoje usta do jej, zachłannie ją całując. Kiedy zaczyna brakować nam powietrza, zaczynam zajmować się jej szyją, cały czas utrzymując przy tym stałe tempo dłoni. Olivia odnajduje swoją ręką moje ramię, po czym zaczyna drapać moje plecy, jakby prosząc o więcej. Wracam na dół, tym razem bawiąc się jej wewnętrzną częścią uda, po czym bez żadnego ostrzeżenia zaczynam zaspokajać ją swoim językiem, przy okazji samej sobie w tym wszystkim pomagając. Jej gwałtownie unosząca się i opadająca klatka piersiowa, coraz to głośniejsze westchnięcia i pojedyncze jęki, sprawiają, że przyspieszam swoje ruchy, chcąc doprowadzić ją na sam skraj. Jej palce zaciskają się mojej dłoni, niemal się w nią wbijając, a jej ciało zaczyna drżeć z przyjemności. Kontynuuje, przyspieszając jeszcze bardziej, czego rezultatem jest głośny jęk pomieszany z przekleństwem.

Zadowolona kładę się obok niej, po chwili otrzymując po raz kolejny tego wieczoru namiętny pocałunek w usta, a następnie gdzieś w okolice szyi. Jednak kilka pocałunków później dziewczyna jakby bez sił opada tuż obok, najwyraźniej zbyt zmęczona na kontynuowanie zabawy. Bez słowa przykrywam nas kołdrą, po kilku minutach spostrzegając, że blondynka ma zamknięte oczy. Odczekuje jeszcze kilkanaście minut, po czym z głupim uśmiechem na twarzy ubieram się i zbieram resztę swoich rzeczy. Wychodzę z pokoju, po drodze znowu spotykając kogoś z obsługi, to też wykorzystuje ten fakt, zamawiając śniadanie na jutro dla Jones. Kiedy docieram do swojego pokoju, szybko doprowadzam się do porządku, po czym wracam na salę, na której wciąż są goście. Spełniona i nieco zamroczona alkoholem rozmawiam z nimi z chęcią, w tym samym czasie rozmyślając nie tylko o nagiej kobiecie kilka pięter wyżej, ale także o Camili. W końcu zostanie na noc, u Jones byłoby czymś, czego potrzebuje, jednak w pewnym sensie stanowiłoby małą formę zobowiązania, na którą mnie nie stać. Sącząc kolejnego drinka i rozmawiając z kolejnym mało i interesującym gościem, dochodzę do wniosku, że dzisiejszy wieczór był wisienką na torcie moich własnych porażek. W końcu po tylu latach walki sama ze sobą nieuchronnie stałam się kimś, kim nigdy nie chciałam być. Złamałam wszystkie swoje zasady w imię pierwotnych pobudek i żalu za niesprawiedliwość na tym świecie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dzień dobry bardzo ☺️ no i nastąpił długo wyczekiwany przez niektórych moment, chociaż i tak nic nie jest takie oczywiste jak się wydaje. Mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał i że nie zdążyliście zapomnieć co działo się w poprzednich częściach 😅

Jak zauważyliście rozdziały nie pojawiały się ostatnio regularnie i już raczej nie będą. Przynajmniej na razie. Praca, studia i zwykłe rzeczy życia codziennego pochłaniają mnie na tyle, że nie mam za dużo czasu ani też ostatnio weny na pisanie. Poniedziałek standardowo zostaje domyślnym dniem publikacji, ale rozdział już nie będzie pojawiał się średnio co tydzień, co mam nadzieję jakoś zrozumiecie. Nie ukrywam, że zmniejszona aktywność pod rozdziałami nie wpływa jakoś super budująco, ale zdaję sobie sprawę z tego, że to też wynika z mojej niesystematyczności. Chcę jednak, żebyście wiedzieli, że doceniam każde wyświetlenie, głos czy komentarz, bo to też w pewien sposób tworzy książkę ☺️

Oprócz tego, chciałabym się Was zapytać, czy jest tu może ktoś z Politechniki Poznańskiej, albo ktoś kto ogólnie studiuję w Poznaniu, bądź mieszka? Z chęcią popytam o kilka rzeczy w kwestii studiów, ale też i nawiąże kontakt 😁 w końcu w dużym mieście zawsze raźniej nie tylko z kimś, kto w pewien sposób ogarnia niektóre rzeczy, ale też i podobnie patrzy na świat. Także jeśli ktoś coś, to można śmiało pisać 😁 oczywiście jeśli ogólnie macie ochotę napisać, bez względu na to, gdzie mieszkacie, czy co robicie to też śmiało ☺️

Tyle z ogłoszeń parafialnych, trzymajcie się ciepło i mam nadzieję, że do szybkiego  napisania 📝

🏳️‍🌈☕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro