Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

• Pov. Technoblade •

Okropny uśmiech ponownie wkradł się na twarz drugiego wyjmujac siekiere z mojej tarczy. Znowu to samo... 

-Witam ponownie Dave~-powiedział podkreślając moje imię i delikatnie je przyciągając.
-Oddaj mi Dream'a i nie marnuj mojego czasu Nerdzie-powiedziałem starając się brzmieć groźnie co przyznam całkiem mi wyszło lecz niestety, tamten tylko się roześmiał co jeszcze bardziej mnie zirytowało i rozzłościło.
-Myślisz że tak łatwo dam ci twojego kochasia? Jesteś głupszy niż myślałem

Po tym krótkim monologu tamten próbował wyprowadzic mnie z równowagi lecz na szczęście nie udało mu się (Choć było blisko).
Zaczęła się walka, co raz każdy siebie atakował lecz przyznam że dalej Dream jakby na to nie patrzeć jest ode mnie trochę słabszy co dawało mi przewagę.
Czerwony atakował z dużą szybkością, drasnął mój policzek do tego stopnia ze został rozcięty lecz nie zbyt się tym przyjmowałem bo adrenalina robiła swoje. Udało mi się zrobić wślizg pomiędzy jego nogami a następnie w trakcie złapać go za jedną tym samym wywracając go.
Szybko wziąłem miecz i podnosząc się, stanąłem nad chłopakiem.

-A teraz ogarnij się Dream i przestań mnie atakować kretynie-warknąłem z podirytowaniem, miałem już szczerze dość tej maskarady.
-Oh Techno...Nikt cię nigdy nie nauczył żeby zabijać przy pierwszej okazji? Proszę, zabij mnie-powiedział przy czym na jego twarzy nie widniał ani jeden procent strachu, ten okropny uśmiech dalej spoczywał na ustach chłopaka a ja zaniemówiłem...

Nagle glosy w mojej głowie się odezwały, myślałem że się ich pozbyłem, na dobre... W tamtym momencie zaczęły krzyczeć, "Zabij go! ", "Blood For The Blood God! " Lub "Spraw żeby ten uśmiech zszedł mu z twarzy! " I inne.
Poczułem że moja ręka zaczęła się trochę trząść i coraz bardziej naciskała na skórę szyji młodszego. Rozciąłem mu szyję, dość porządnie mimo iż tego nie chciałem. Próbowałem się powstrzymać ale na marne... W pewnym momencie podniosłem miecz do góry zamachując się, to była idealna pora żeby wbić mu broń w szyje a potem odciąć głowę lecz na szczęście, nie było mi to dane.

-Zbyt wolno~-przeciągnął wyraz nagle znikając z mojego punktu widzenia. Nie było czasu na przesadne rozgladanie się tym bardziej że nagle poczułem mocny ból w boku a zarazem ciepłą płynącą ciecz po nim, zostałem dźgnięty.
-Cholera Dream! -krzyknąłem z bólu łapiąc się za krwawiące miejsce, dociskając je.

Widziałem kątem oka jak chłopak sie śmieje, chciał zaatakować ponownie lecz nagle zachwiał się, dość mocno i złapał się za głowę. Zakaszlałem patrząc na ledwo przytomnego chłopaka który zaraz zemdlał? Dobra mam serdecznie dość tego chłopaka.
Głosy w mojej głowie dalej nie ustępywały mówiąc że teraz jest idealna okazja, żebym się zemścił zabijając go...
Ignorowałem je, mimo iż krzyczały teraz były jednak jakby osłabione przez fakt rany na ciele więc ruszyłem w stronę lepianki.

Wyjąłem łóżko i postawiłem je na świeżym powietrzu po czym usiadłem na nim sycząc pod nosem. Rana co raz bardziej krwawiła a ból się powiekszał, rozejrzałem się dookoła i zajrzałem do ekwipunku z którego wyjąłem bandarze[Uznajmy że takowe są w grze na potrzebę książki]. Przyznam że byłem dość zły na chłopaka, na początku znika bez śladu, potem pojawia się znikąd, atakuje mnie a potem chce żebym go zabił po czym wbija mi nóż w plecy! Cholera nie wiem co się z nim dzieje ale w aktualnym fakcie straciłem do niego jakiekolwiek zaufanie.

Zdjąłem swoje ubranie i zacząłem obwiązywać ranę bandażem, na szczęście chyba w tym świecie nie było czegoś takiego jak zaskarżenie chociaż i tak nie miałem jakiejś wody utlenionej, trudno.
Po skończonej czynności odetchnąłem z ulgą chociaż naprawdę, naprawdę nieźle mnie to osłabiło... Straciłem chyba za dużo krwi. Zakręciło mi się w głowie i zobaczyłem że słońce chyli się do zachodu słońca (Musieliśmy późno wstać). Oparłem się o łóżko łokciami i przymlnąłem oczy następnie sam nie wiedząc kiedy, straciłem przytomność...

---
×××
---

Obudziłem się z niewyobrażalnym bólem boku i głowy. Podniosłem się na łokciach i zrozumiałem że jest coś ok. 4 nad ranem, wstałem więc i postanowiłem że tym razem nie chce znowu ryzykować swojego życia bo tamtemu coś odwala! Zirytowany poszedłem do salonu gdzie niestety nie zastałem chłopaka, ruszyłem więc do kuchni, zobaczyłem go stojącego przy blacie z dość dużymi worami pod oczami lecz poszedłem do niego i obrociłem go do siebie przodem dość agresywnie.

-Cholera Dream co z tobą nie tak?! -warknąłem w jego stronę.
-O co ci chodzi świnio?! -odpowiedział odpychając mnie przez co uderzyłem lekko plecami w stół.
-O co mi chodzi? Cóż może ty mi wytłumaczy dlaczego próbujesz mnie ciągle zabić-powiedziałem prostując się i w jakiejś części opanowując emocje mimo iż dalej tamto.. Ehh.
-Uh... -nie odpowiedział tylko odwrócił wzrok, znowu zirytowało mnie to zachowanie bo nawet nie chce mi powiedzieć o co chodzi, rozwiązać to normalnie, nie chce go krzywdzić ale następnym razem chyba nie będę miał wyboru.
-Odpowiesz mi w końcu? -ponownie spytałem, bardziej oschle.
-To nie byłem ja kretynie-odpowiedział chyba sam teraz trochę zdenerwowany, że ja tu jestem kretynem?
-Nie ty? Ta sama maska, bluza, głos, wszystko! I ty chcesz mi wmówić że to nie byłeś ty? Śmieszne
-Tylko że mówię prawdę do cholery! Zresztą, co zrozumie taka świnia... -odwrocił wzrok.
-Mówi to osoba która boi się pokazać twarzy-odpowiedziałem dalej zimnym tonem-Zresztą, chce żebyś wiedział że nie ważne co to wydostane się z tamtego snu, nie ważne jak bardzo będziesz się starał
-I dobrze, wiesz życzę ci śmiałe gratulacje ale teraz wybacz, nie chce mi się na ciebie patrzeć... -powiedział mijając mnie i idąc w stronę drzwi.
-Dream,kretynie jest czwarta nad ranem, wiesz ile podejrzanych ludzi może się kręcić?-poszedłem za nim, to głupi pomysł teraz wychodzić mimo że wiem ze nie mogę mu tego zabronić.
-Teraz się martwisz? Wiesz, spierdalaj Techno, nie chce mi się z tobą gadać-powiedział zakładając buty i łapiąc za klamkę, niestety nie zdąrzyłem nic więcej powiedzieć bo chłopak wyszedł zamykając na sobą drzwi.

Stałem w miejscu, poczułem że ból głowy wzrósł więc złapałem się za nią i ruszyłem do kuchni. Zacząłem rozmyślać nad naszą "kłótnią"...  Nie mogę powiedzieć że dobrze zareagowałem, nie powinienem tak wybuchać i powinienem spokojniej pogadać a nie tak wybuchać, ale już za późno. Przejechałem ręką po twarzy trochę się tym pobudzając, zmęczenie dalej dawało swe znaki a teraz jeszcze to, ehh.

Wziąłem leki z szafki i połykając je następnie popiłem je wodą. Dalej rozmyślałem nad zaistniałą sytułacją i zacząłem się coraz bardziej martwić o chłopaka, pomijając już temat kłótni, nie mam dobrych przeczuć do faktu tego spaceru...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro