Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Dream•

Wyszedłem z domu, byłem zły bo tamten nie chciał mi wierzyć, wyskoczył mi z czymś z nikąd i ma pretensje... Dobra, może faktycznie czasami w pewnych momentach w tamtym świecie tracę przytomność i widzę dziwne obrazy ale nie skrzywdził bym go! Nie jego... Ehh.

Założyłem kaptur i dopiero po wyjściu na ulice zrozumiałem mój błąd, nie wziąłem ze sobą kurtki przez co można powiedzieć że zamarzałem na dworze. Potarłem ramiona widząc jak gorący dym wydobywający się z moich ust, musiałem znaleść jakieś miejsce gdzie będzie cieplej tylko większość rzeczy jest zamkniętych o tej godzinie... Głęboko westchnąłem i ruszyłem w stronę miasta, bo gdzie indziej?

Ruszyłem przez ulice Florydy, ulice można powiedzieć że świeciły pustkami lecz co raz coś przejeżdżało, czy to pług, czy to samochód lub inny pojazd. Kontynuowałem swoją droge aż nie doszedłem do parku, było w nim całkowicie pusto. Przyznam że trochę ucieszył mnie fakt ze nie musiałem widzieć tych wszystkich twarzy szczęśliwych ludzi, par lub innych i po prostu szedłem dalej.
Miałem ręce w kieszeniach, co raz rozglądając się nad jakąś nie zaśnierzoną ławką(Która niestety chyba nieistniała).
W pewnym momencie odpuściłem, po prostu podszedłem do pierwszej lepszej ławki i z rzuciłem śnieg siadając na niej, może i miałem trochę mokry, zamarzający tyłek ale kto by na to patrzył.

Westchnąłem zaczynając myśleć dalej o fakcie że zostałem oskarżony o próbę zabójstwa? O ile mogę to tak nazwać... Może zbyt bardzo się zdenerwowałem, nie potrzebnie wychodziłem, mogłem zostać i po prostu byśmy sobie to wyjaśnili... No cóż, już za późno. Głęboko odetchnąłem świeżym powietrzem patrząc na swoje ręce, całe się trzęsły pod wpływem zimna i zaczynały mi drętwieć, to nie wygląda zbyt dobrze.
W sumie mógłbym pójść odwiedzić któregoś z chłopaków ale to zajęło by zbyt długo, a przynajmniej nie chce ich martwić...

Poprawiłem swoje rękawiczki, no tak, w sumie to o nich zapomniałem. Kryły one niestety całkiem sporo blizn i właściwie dalej kryją... Zresztą! Teraz jak na to patrzę to zrozumiałem fakt ze to był zły pomysł zostawiać Techno samego w moim domu. Nie to że może sobie coś zrobić bo wiem ze jest naprawdę odpowiedzialny i zdaje mi się że nie był w stanie zrobić sobie krzywdy ale... Mój dom jednak skrywa w sobie pare sekretów, rzeczy o których wolał bym żeby inni nie widzieli.

Wstałem z ławki chwiejąc się, jednak odmarzani robi swoje.
W całym parku dalej nie było widać ani jednej żywej dyszy więc bez martwienia się że ktoś się dziwnie patrzy zwyczajnie ruszyłem w drogę powrotną.
Tak wlasnie mijała mi droga, dość spokojnie, bez żadnych akcji ani nic do czasu...

Gdy byłem już dość niedaleko mojego domu poczułem jak ktoś łapie mnie za rękę i ciągnie w jakiś zaułek, niestety nie do końca widziałem kto to był na początku i dopiero gdy byłem już przybity do ściany jednego budynku zrozumiałem kim była ta osoba - Mark.

-No, nareszcie nie ma tu tego twojego przydupasa-parsknął przyblizając się do mnie.
-Mark? Dobra to nie jest śmieszne... Zostaw mnie, chce isc do domu-powiedziałem próbując się wyrwać z uścisku, no tak jednak był silniejszy.
-Myślisz że tak łatwo cię puszczę? Słuchaj mnie-obrócił mnie do siebie przodem łapiąc moje ręce w swoją jedną i przekładając mi je nad głowę-Wiesz dobrze ile dla mnie znaczysz, chcesz to od tak sobie przekreślić? Te wszystkie lata kochany? Dla jakiejś grupki przybłęd która się ciebie czepiła?
-Cholera nie rozumiesz że to już koniec?! -krzyknąłem znowu wiercąc się pod jego naciskiem, niestety fakt faktem przez zimno mnie otaczające nie byłem w stanie użyć sporej ilości siły-Odpuść! Tak, chce to wszystko przekreślić! Mówisz jak byśmy byli razem ale zrozum, to nigdy się nie stanie ani nie stało
-Nie byliśmy razem? Nie jesteśmy? Oh, od zimna chyba ci się coś w głowie poprzewracało -wyszeptał mi prosto do ucha przez co przeszły mnie dreszcze, nie zbyt przyjemne dreszcze...

•Pov.Technoblade•

Minęła już godzina odkąd tamten nie wrócił, jest już coś ok. 5 rano a ja siedzę i czekam na chłopaka. Niestety jednak tamten się nie zjawia, To trochę niepokojące chociaż może poszedł do któregoś z chłopaków? Nie wiem, wolał bym to chyba szczerze sprawdzić, jeszcze ktoś go porwał lub coś.

Postanowiłem się więcej nie zastanawiać i po prostu pójść do poszukać, wstałem więc z kanapy i ruszyłem w stronę drzwi wejściowych. Ruszyłem tak więc z założonymi butami i obówiem w stronę wyjścia z budynku, co zaraz uczyniłem.
Po wyjściu na dwór pierwsze co to przeszedł mnie zimny dreszcz, mimo kurtki dwór był jednak dalej dość chłodny lecz nie zbyt mi to przeszkadzało.

Ruszyłem więc przed siebie, do furtki tak dokładniej a następnie rozejrzałem się na boki, lewo czy prawo... Przez chwilę zastanawiałem się w ktorą stronę iść zważając że na chodniku ani w pobliżu nie było dosłownie nikogo gdy w pewnym momencie usłyszałem coś... Coś w stylu stłumionego krzyku niedaleko. Nie zbyt wiele myśląc ruszyłem w tamtą stronę a każdym krokiem "krzyki" stawały się coraz głosniejsze.

Zauważyłem że odgłosy dochodzą z jakiegoś zaułka więc wszedłem do niego i przyznam, że widok trochę mnie zaskoczył. Zdaje mi się że to był tamten chłopak (Mark czy jakoś tak mu było) dobierał się do Dream'a który stał z łzami w oczach.

Kiedy ten drugi mnie zauważył (Dream) spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem więc szybko podbiegłem do dwójki i z całej siły odepchnąłem przeciwnika tak że wylądował na ścianie na przeciwko.
Zakryłem sobą młodszego chcąc się upewnić że tamten odleciał na wystarczającą odległość.

-Techno... -usłyszałem drżący głos za mną i odwróciłem tam głowę. Chłopak miał pare malinek na szyji i cały się trząsł... Jeszcze raz upewniając się że tamten jeszcze nie wstał szybko zdjąłem z siebie kurtkę i podałem ją mu żeby się nią zakrył.
-Chodź Dream, chodźmy stąd... -powiedziałem obejmując jednym ramieniem chłopaka i upewniając się że tamtemu jest dostarczane chociaż trochę ciepła. Tamten dalej z podkulonym ogonem poszedł dalej gdy nagle poczułem dość spory ból na plecach, od wróciłem się i spostrzegłem że za mną stoi tamten chłopak trochę sapiący z zimna.
-Jeszcze ci nie dość? -spytałem zirytowany, po czym niechętnie puszczając chłopaka i podeszłem do równego mi wzrostu typa.
-Nie rozumiesz... Nie rozumiesz że on jest mój? -zrobił sobie przerwę na oddech-Idioto
-Lepiej spadaj bo zadzwonię na policję, zresztą i tak radzę ci to zrobić-powiedziałem wyjmując telefon z kieszeni, tamten chyba trochę się wystraszył i podpierając się o ścianę ruszył w przeciwną stronę.
Od wróciłem się w stronę Dream'a, widać że był już bardziej spokojny ale dalej roztrzęsiony, muszę z nim pogadać...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro