Chapter 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~perspektywa Courtney ~

Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Starałam sobie przypomnieć co się stało ostatniej nocy, jednak nic z tego. Pamiętałam, że wraz z Freddiem chcieliśmy zacząć pisać piosenkę...potem chłopak przyniósł wino....
Pomimo tego, że nic nie mogłam sobie przypomnieć, łatwo było wydedukować co się stało.

Nie było obok mnie Brian'a, więc zaczęłam bać się, że może coś nieświadomie powiedziałam złego, albo nie na miejscu...sama nie wiem...nic nie pamiętałam.

Siedząc na łóżku, zastanawiałam się, dlaczego go nie ma.
Zdawało mi się, że wstałam bardzo wcześnie. Ale przypomniałam sobie, że przecież May jest rannym ptaszkiem i budził się zazwyczaj przede mną.

Uspokoiłam się i chwiejnym krokiem zeszłam na dół, do kuchni.
W której zastałam bruneta.

- O, cześć Brian! - przywitałam się

- Cześć. - wymamrotał, jedząc kanapkę - Chcesz jedną? Zrobiłem dla ciebie . - wskazał palcem na talerz, który stał na blacie.

- Tak, dzięki. - wzięłam jedną i usiadłam na drewnianym krześle, obok chłopaka - Wiesz co dziś mamy robić? Jakieś plany?

- No wiesz... - przerwał jedzenie - Jest już 16, więc chyba nic się nam nie opłaca. Ale Freddie powiedział, że...

- Jak to 16?! - krzyknęłam ze zdziwienia, krztusząc się kanapką. - Myślałam, że jest rano! Przecież słońce jeszcze nie zaszło!

- Znaczy... -zaczął -O tej porze roku, słońce wykonuje ruch...

- Nie astrofizykuj mi tutaj. - zaśmiałam się - Coś Freddie mówił, tak?

- Tak, wracając do tematu. - odparł - Wstał nieco wcześniej niż ty i znalazł wasze notatki z wczorajszego wieczoru. Wpadł potem w samozachwyt i powiedział nam, że o 19 wszyscy mamy zebrać się w salonie.

- Będzie opowiadał o piosence? - spytałam się

- Zapewne. -brunet wziął do ręki już pusty talerz i podszedł do regału- Czytałem ją wczoraj, znaczy...dzisiaj...w nocy. Jest naprawdę dobra. - powiedział nieodwracająca się

- Obudziliśmy cię? - zapytałam się - Przepraszam.

- Tak, ale nic nie szkodzi. - odparł, odwracając się przy tym na pięcie. W rękach trzymał szklankę wody i jakieś pastylki. Położył rzeczy na stole i stwierdził: - Na kaca.

- Dzięki. - łapczywie popiłam tabletkę, a po chwili dodałam: - Jeśli powiedziałam wczoraj coś niestosownego, albo coś powiedziałam, to serio przepraszam. Nieświadomie, bo teraz nic nie pamiętam.

Brian posmutniał.

Zauważając to, spytałam:

- Coś się stało? Coś powiedziałam? - wypytywałam się - Boże, nie chciałam...

- Nie, nie, nic nie powiedziałaś. - uśmiechnął się sztucznie - Znaczy, jak każdy po pijaku, ale chciało ci się spać, sama rozumiesz...

- Tak jasne.- pokiwałam głową spoglądając na wychodzącego z pomieszczenia chłopaka

~perspektywa Brian'a ~

Miałem rację. Nic nie pamiętała. Wszystko co wczoraj mi powiedziała, było nieświadomie.
Było mi przez to trochę przykro.
Bo jednak miałem nadzieję, że mówiła prawdę.

Ale mogę przysiąc, że ja nie kłamałem. Postaram się jej nigdy nie opuszczać, chronić i bronić, gdy będzie tego potrzebowała... oraz kochać...na zawsze, już zawsze...

Idąc po schodach, natknąłem się na Roger'a. A raczej na niego wpadłem.

-Ej! -krzyknął młodszy, a gdy zobaczył moją minę, spytał się - Bri, coś się stało?

- Co? - byłem nieco zdezorientowany. Jedyne czego wtedy potrzebowałem to wwalenie się na łóżko i poobserwowanie sufitu

- Przecież widzę. - blondyn położył swoją dłoń na moim barku - Co się dzieje?

W sumie to nie wiedziałem, czy chcę mu powiedzieć. Czy chcę komukolwiek powiedzieć. Wolałem przemyśleć to w spokoju. Jednak zdawałem sobie sprawę, że jeśli nikomu się nie wygadam problem będzie do mnie wracał. I tak, mogłem porozmawiać z Courtney... ale, nie chciałem niczego psuć. Chyba bałem się, że ją wystraszę...

- Powiesz mi? - kontynuował Taylor

- Tak. - kiwnąłem głową - Tak, pogadajmy.

Rog na początku zdziwił się z mojej chęci do zwierzania się. Przywykł raczej do mało gadającego o sobie i swoich problemach Brian'a. Pomimo zaproponował, żebyśmy poszli do jego pokoju, abym o wszystkim mu opowiedział.

*******************

- Roger... Ja serio nie wiem, co powinienem zrobić. - mamrotałem, siedząc na łóżku blondyna, zakrywając twarz dłońmi

Gdy wszystko opowiedziałem Taylor obserwował mnie w milczeniu. Nic nie mówił i chyba wziął to na bardzo poważnie.

- Brian... - odezwał się w końcu - Courtney jest dla mnie jak siostra. Bardzo często mi pomaga i mogę na nią zawsze liczyć. Ty jesteś do niej bardzo podobny. Jesteś inteligentny i dbasz o nas wszystkich...

Chłopak przegryzł wargę i zmarszczył czoło. Gorączkowo rozmyślał o czym teraz ma powiedzieć.

- Chodzi o to, - ciągnął swoją wypowiedź - że...

Odkryłem twarz i spojrzałem na niego pytająco.
Jednak niebieskooki nie miał już nic więcej do powiedzenia.

- Roger, ja nawet nie wiem, czy ona mówiła wczoraj prawdę. - pokręciłem głową z rezygnacją - była pijana...

- Z doświadczenia wiem, że pijani ludzie są najbardziej prawdomówni. - zaśmiał się, co ja zostawiłem bez komentarza

Nastała chwilowa cisza...

- Spytam wprost, - niebieskooki wyprostował się i wbił we mnie wzrok - Kochasz ją? Tak naprawdę?

Spuściłem wzrok i nie spoglądając na młodszego odpowiedziałem szybko i niezrozumiale:

- Tak myślę.

- ...Co? Brian, ja znam odpowiedź. Ważne jest, żeby dotarła ona do ciebie. - powiedział spokojnie

Popatrzyłem się na niego i powtórzyłem , ale tym razem głośniej i wyraźniej:

- Tak.

- A pełnym zdaniem? - Rog nie odpuszczał

- Ja, Brian Harold May kocham Courtney Bohnam Lee. - odparłem

Ja, Brian kocham Courtney.

Ja kocham ją.

Ja...jestem szczęśliwy.

- A tylko ją skrzywdź... - zagroził blondyn

- Nie zamierzam.- zaśmiałem się - Dzięki Rog. Jesteś prawdziwym przyjacielem. - uścisnąłem go po przyjacielsku

Kiedy zamierzałem pociągnąć za klamkę, żeby otworzyć drzwi, Taylor zapytał się:

- Gdzie teraz idziesz?

- Do mojego pokoju... tak myślę - odpowiedziałem wynikające

- A nie do Courtney? Nie pójdziesz teraz do niej? - wypytywał się z pretensją w głosie - Niczego cię nie nauczyłem?

- Myślę, że dziś to nie jest najlepszy dzień... Wczoraj trochę przyszalała, a teraz boli ją głową... - zacząłem się tłumaczyć, a blondyn mi przerwał:

- To jest NAJLEPSZY czas, moment, dzień. -wyjaśnił, prawie krzycząc - Idź teraz do Lee, albo cię tak kopnę, że tam dolecisz.

- Z choćby fizycznego punktu widzenia, nie jest to możliwe, ponieważ...

- Brian, NIE! - wrzasnął Roger wypychając mnie ze swojego pokoju i zatrzaskując za mną drzwi.

Nie pozostało mi nic innego, od podejścia do dziewczyny, wyznania swoich uczuć i zakopania się gdzieś w lesie, gdzie nikt mnie nie znajdzie.

- 1040 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro