»rozdział piętnasty«

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłem się około godziny dwunastej... Szkoła dała nam po festiwalu dzień wolny, więc w sumie mam na wszytko porządnie wyrąbane.

Wyniki festiwalu nie zaskoczyły. Pierwsze miejsce zajął Katsu choć był tak wkurzony, że musieli go unieruchamiać i kneblować żeby jakoś przeprowadzić ceremonie wręczania nagród. Zaraz za nim był Todoroki który przegrał z Katsu w finale. Trzecie miejsce natomiast było podwójne. Nie można było rozstrzygnąć kto właściwe je zajął z powodu nagłego wyjazdu jednego z nich i fatalnego stanu drugiego. Na tyle fatalnego, że nie było go nawet na wręczeniu nagród. W tym czasie nieprzytomny leżał u Recovery Girl. I dostarczał i mi i Mei niezłych emocji podczas kiedy stojąc pod drzwiami słyszeliśmy od czasu do czasu krzyki i dźwięki różnych przyrządów lekarskich.

Przecieram oczy i ręką szukam na półce telefonu, który po chwili znajduję. Poszedłem spać około dwudziestej drugiej, a jeszcze zasynając słyszałem wibrujący na szafce telefon, więc mogę stwierdzić, że albo się coś paliło, albo po prostu moi przyjaciele dostali jakiejś głupawki.

Wyświetlacz telefonu zaświecił różnymi kolorami i już mam włączać messengera, kiedy to słyszę dzwonek do drzwi. Mama nie otworzy, bo jest w pracy, więc w sumie zostaje się to w moim obowiązku. Wstaję z łóżka i powolnym krokiem kieruje się do drzwi wejściowych. Nie patrząc w ogóle przez wizjer otwieram drzwi.

- Aloha Izuku stary przyjacielu! - Nie wierze... Zamykam drzwi. Odczekuje chwilę i jeszcze raz je otwieram. Ponownie je zamykam. To na serio oni i nic mi się nie przywidziało. Biorę parę głębokich wdechów i otwieram im w końcu te drzwi.

- Dla wyjaśnienia. Masz zamiar je jeszcze zamykać czy na dziś sobie darujesz nudystyczny erotomanie? - Zamykam drzwi raz jeszcze. Biegnę czym prędzej do swojego pokoju, biorę z podłogi pierwszą lepszą koszulkę i jakieś spodenki po czym zatrzaskuję pokój, i biegnę w stronę nieustannego dźwięku dochodzącego od dzwonka. Otwieram raz jeszcze. - Na prawdę po prostu mogłeś odpowiedź. Co ci się w ogóle dzieje?

- Przychodzicie do mnie bez zapowiedzi w wolny dzień, kiedy jeszcze powinienem spać i dobijacie się do drzwi, kiedy ja mam na sobie same bokserki. Ja powinienem zapytać co się dzieje z wami!

- Przecież sam nas zaprosiłeś. - Nani!? Mei wyjmuje telefon i przez chwilę przewija rozmowę z grupy klasowej po czym podaje mi telefon.

Szajbuska: Łeech... nudzi mi się. Weźcie coś zróbcie
Puchatek: Nie mam pomysłu. Deku?

I w tym momencie zaczyna się coś dziwnego. Rozmowa miała miejsce o godzinie zerowej. Tymczasem ja o dziesiątej smacznie już sobie spałem.

Molester: Hm... nie wiem... może jutro wpadniecie do mnie?

Szajbuska: Nie wiem czy opłaca mi się tak na dzień tylko jechać. 2h w jedną stronę?
Puchatek: +1

Moleter: Jak wolicie możecie i na noc

Szajbuska: No taka opcja bardziej mi pasuje
Puchatek: Jestem za

Patrzę jeszcze raz na tą rozmowę. To nie mogłem być ja- I nagle mnie olśniewa. Patrzę szybko na Tane, na co ten się tylko wyszczerzył. Logowanie się na Fejsa z jego telefonu nie było dobrym pomysłem. Szczególnie jeśli zapomnisz się potem wylogować.

- Too... będziemy tak stać w progu? - Niewzruszona naszymi spojrzeniami Mei zapytała jakby nigdy nic. Przesunąłem się by moi przyjaciele mogli wejść i kiedy po Mei wchodził Tane, jakimś magicznym sposobem na wysokości jego piszczeli pojawił się parasol, przez który wyrżną się na swoją głupią mordkę. Nie będzie miał dzisiaj chłopak życia.

- Oj spokojnie. Mamy cały dzień na pozabijanie się. Nie śpieszcie się tak. - Patrzymy się na Mei jak jacyś nienormalni po czym nasze spojrzenia kierujemy na siebie. Miło się tak patrzy na Tane nie musząc zadzierać głowy do góry przez co potem masz jakieś przykurczenia czy inne takie gówna w karku.

- Cały dzień i noc. - Niech ktoś go walnie maczugą w łeb. Może nawet nie sprawdzać czy żyje.

Szkoda tylko, że nie mam maczugi. No ale mam nogi. Puki chłopak jeszcze nie zdążył się podnieść przechodzę sobie po nim jakby nigdy nic i słyszę tylko jego stęknięcia. Nie chcąc ich słyszeć z szczególnym naciskiem staję na jego głowę by przymiażdżyć ją trochę do podłogi i schodzę idąc za Mei.

- A to za co niby było?! - Widać móżdżek Tane w końcu ogarnął co zrobiłem.

- Za głośno oddychasz. - Nawet się nie odwracając odpowiadam i zaczynam oprowadzać gości po mieszkaniu. O ile stanie w miejscu, wskazywanie na drzwi i mówienie co się za nimi znajduję nadal można nazwać oprowadzaniem. Nie było ich jakoś za dużo więc poszło to nad wyraz sprawnie.

- Albo jeszcze raz DOKŁADNIE wytłumaczysz, które drzwi są kibla, albo sam znajdę twój pokój i zesram się na jego środku kiedy nie będziesz patrzył. - Czyli widzę, że dzisiejsza walka odbywa się między mną, a Tane? No dobra chellange akcepted. Jakby nigdy nic idę do pokoju, który zamykam tak by nikt nie mógł zobaczyć mojego syfu. Biorę kartę i flamaster i szybko kreślę na nim parę znaków i jeszcze kilka dodatkowych kresek. Następnie wychodzę z pokoju i wieszam kartkę na drzwiach toalety.

Tane kretynie tak wygląda kibel --> 🚽
🏠 <-- a tak wygląda mój pokój.
Tylko małe dzidzi nie potrafią ich rozróżnić.
A ty już nie jesteś dzidzi.
Jesteś maluchem.
Mam więc nadzieję, że wykażesz się dojrzałością i nie zesrasz się na mój dywan.

- Ja na prawdę nie wiem co wam się dzisiaj stało, ale ten dzień może być jeszcze lepszy niż myślałam. - Mei prawie nie wytrzymuję ze śmiechu, ja dumnie patrzę na moje działo natomiast Tane się chyba trochę przytkał.

Zaprowadziłem gości do salonu i stwierdziłem, że chyba tam będzie się najbezpieczniej usadowić, bo w pokoju mam istny syf. Jako, że w pokoju, w którym na kanapie siedzą sobie dość wysoki blondyn i różowowłosa dziewczyna, odgrodzonym tylko półścianką znajduję się kuchnia, idę i zaczynam przeglądać szafki w poszukiwaniu jakichś słodyczy. I znajduję tylko krakersy. Zarąbiście. Będziemy wpierdzielać krakersy cały dzień. Odwracam się, jednak na kanapie na której ich posadziłem nie ma nawet śladu moich przyjaciół. Nieco przerażony wybiegam na korytarz i widzę otwarte drzwi do mojego pokoju. Z szybkością jakiej jeszcze nigdy nie udało mi się uzyskać podbiegam do nich i wbiegając uderzam głową w jakąś inną głowę. Czuję mrowienie, pulsowanie i ból na całym czole.

- Albo wchodzisz albo nie wchodzisz, a nie stoisz zaraz w drzwiach. - Tylko tak jestem w stanie skomentować całą tą sytuację. Ale ich nawet nie interesują moje słowa. Zarówno Mei stojąca już w środku jak i Tane, który jeszcze przed chwilą dostał z dyńki stoją jakby osłupieni.

Ja rozumiem, że widok pokoju w którym nie widać nawet podłogi zagrzebanej gdzieś pośród części, naczyń, śmieci i ubrań może być trochę dziwny, a dla niektórych niepokojący, no ale bez przesady. W końcu oni też zajmują się tym samym i powinni zrozumieć.

- Nigdy nie widziałam tak zasyfionego pokoju.

- Mam to samo. - Arh... No nie wierzę, że oni mają zawsze czysto w pokojach. To po prostu niemożliwe! Chcę ich po prostu wyprosić, kiedy ci zaczynają wchodzić coraz głębiej i coraz bardziej penetrować całe wnętrze podnosząc co ciekawsze rzeczy z podłogi o szafek.

- Czekaj... I tu zamierzałeś nas przenocować? Na tej podłodze? - Dokładnie taki miałem zamiar. Przed chwilą mi wbili do domu, a oni już myślą o spaniu! Ogarnął bym to może trochę podczas kiedy im włączyłbym film czy jakieś inne Kapitany Bomby. Próbuję im coś wyjaśnić, ale cały czas się jąkam więc w sumie i tak nic z tego nie wyszło.

- To co Mei zakasamy rękawy i sami se organizujemy spanko? - Nani!? W sensie nie mam nic przeciwko, mogą posprzątać może to i dobrze, ale chyba jednak trochę nie wypada...

Nie mam jednak możliwości sprzeciwu, bo moi przyjaciele już zaczęli podnosić jakieś rzeczy z podłogi i ustawiać je na półkach bądź rzucając na stertę "do wyrzutu". Nie czekając na większe zaproszenie dołączam do nich. Podnoszę z podłogi parę części i odkładam je do koszyków przeznaczonych właśnie na nie. Pamiętam jak pierwszego dnia po zakupie pierwszych części rozkładałem je wszystkie elegancko żeby były posegregowane i te sprawy... teraz jak znajdują się na półkach to jest to szczyt czystości.

Zginam się z powrotem i zbieram z podłogi różne ubrania czytaj głównie bluzki i skarpety. Znalazłem nawet ze dwie pary bokserek i modlę się żeby to były jedyne, które można znaleźć na tej podłodze. Jest tu większy syf niż myślałem... Oj bo to wszytko przez festiwal. Martwiłem się czy na pewno wszytko pójdzie dobrze i nie miałem po prostu czasu na jakieś sprzątanie.

JebuPlaśkuSkóraLaśku

Protestuje się jak oparzony puszczając wszytko co trzymałem dotychczas i łapię się za jeszcze przed chwilą odsłonięty kawałek pleców.

- Co ci do cholery jasnej odbiło?! - Wrzeszczę, a raczej piszczę, na Tane trzymającego w ręce gumowany kabel.

- Ależ siadło... - Ja mu dam siadło! Łapię za wiązkę kabli, które akurat widziałem pod ręką i kręcę nimi by nabrały rozpędu, a następnie strzelam w chłopaka stojącego przede mną. Laśnięcie poszło na cały pokój, a Tane tylko odskoczył wywracając się przy okazji o jakieś części. To dopiero siadło! - Ej to nie fair!! Ty masz ich więcej!!

- Ty zacząłeś!! - Już mam się do niego rzucać z wiązką kabli, kiedy pomiędzy nami przelatuje jakiś przedmiot i wbija się w ścianę. Odwracamy się w kierunku z którego nadleciał niezidentyfikowany obiekt.

- Ja to skończę. - Naszym oczom ukazuje się nieco wkurzona Mei. Patrzę szybko w stronę przedmiotu twkiwącego w ścianie i nie wierzę własnym oczom.

- Od kiedy potrafisz rzucać nożami? - Pyta równie wystraszony jak ja Tane.

- Nie umiem. Rzucałam pierwszy raz w życiu. Ale to było bezpieczne. - Czyli właśnie przed chwilą byłem krok od śmierci. Fajnie. - No, a teraz sprzątać barany i nie gadać. - Zgodnie z poleceniem bez żadnego słowa wrzuciliśmy razem z blondynem nasze kable do jakiegoś pudełka i kontynuowaliśmy sprzątanie dalej.

Przez resztę tego czasu towarzyszyła nam tylko jakaś muzyka puszczona przez dziewczynę, a oprócz niej nie wydało się z naszych gardeł żadne słowo. Jedyne zajęcie jakie mogliśmy praktykować walcząc ze sobą i nie zwracając na siebie uwagi dziewczyny było wylewanie na siebie niedopitych resztek kawy znalezionych gdzieś wśród syfu choć i z tym musieliśmy uważać.

I właśnie w taki sposób dwie godziny później miałem czyściutki pokój, a raczej podłogę, bo półki ledwo wytrzymywały obciążenie. Siadam na podłogę nieco zdyszany i przyłączam się tym samym do również wywalonego na podłodze Tane. Jedynie Mei stoi jeszcze przy półkach szukając nam jakiegoś zajęcia, którym moglibyśmy się zająć. Nie jestem pewny czy w ogóle coś tam znajdzie, bo sam nie wiem co mam na tych szafkach, ale niech szuka, a nuż jej się uda.

Zamykam oczy i kładę się na plecy nie widząc na razie bardziej atrakcyjnego zajęcia. I leżę tak przez chwilę słysząc tylko słowa jakiejś piosenki i szperanie po szafkach. I w tym momencie przychodzi mi do głowy szatański plan. Tane nie odzywa się już od jakiegoś czasu czyli najwidoczniej musiał sobie drzemnąć. A takiej okazji przepuścić nie warto. Otwieram powoli oczy sprawdzając co robi blondyn i jak się okazuje moje przypuszczenia były dobre. Leży bez ruchu wywalony na plecach z rękoma założonymi za głowę. Siadam jak tylko najciszej potrafię i przymierzam się do zadania ostatecznego ciosu karate mistrza. Unoszę rękę by się zamachnąć. Teraz albo nigdy!

- Mam! - Słyszę krzyk Mei za sobą.

Tane zrywa się do pozycji siedzącej. Moja ręką nie wychamowała. Dostał w łeb. Moje kości w ręce zapiszczały. Z naszych gardeł wydobyło się w tym samym czasie dość głośne przekleństwo.

- Czemu mnie bijesz?! Mnie nie można bić!! - Tane zaczął tylko rozmasowywać głowę w którą jeszcze przed chwilą dostał. Ja natomiast byłem bardziej zaskoczony tym jak szybko puchnie mi ręka. No i może trochę tym jak twardy łeb ma ten człowiek.

- Ty też mnie wcześniej biłeś!

- Na tym polega magia świąt! Ja ciebie mogę bić, ale ty mnie nie! - Jakich kurna świąt!? Już mam odpyskowywać kiedy Tane mnie uprzedza. - To co ty tam miałaś Mei?

- Nasze zajęcie na całą noc! - I powiecie mi, że znalazła takie coś u mnie w pokoju? Jak na moje oko awykonalne. Spoglądam na Mei i już wiem, że mamy przesrane. Wiem, że nie powinienem w życiu tego kupować ewentualnie spalić zaraz po paru rozegranych rundach. Czemu ja to w ogóle trzymałem w pokoju!?

- Wchodzę w to. - I ty Tane przeciwko mnie!?

- To gdzie gramy? Salon czy tutaj? - Próbuję im przerwać i jakoś ich odwieść od tego pomysłu, ale oni nawet nie chcą mnie słuchać.

- Jak wróci jego mama to będzie trochę przypał, jak zobaczy nasz zabijających się na ziemi.

- No i o to chodzi! Idziemy tam! Za mną! - Mei wybiegła z mojego pokoju, a zaraz za nią pobiegł Tane. I w pewnym momencie odwrócił się w moją stronę.

- Bicie mnie było jednym z twoich największych życiowych błędów. Zedrę z ciebie ostatnie groszaki! - Odwrócił się i pobiegł do Mei. Jeżeli myślał, że mnie wystraszy to się grubo mylił. Nie przestraszy mnie. Boję się od dziecka.

Ruszam swoje dupsko i idę co najmniej zmarnowany do salonu gdzie już zostały rozłożone plansza i pieniądze.

Właśnie tak. W mojej szafce zostało znalezione Monopoly. Jestem skończony.

~~

Gramy od dwóch godzin, a to nawet nie zbliża się do końca. Proszę żeby nie wyrzucić pięć, rzeby nie wyrzucić pięć... rzycam. Kurna.

- Ha! Mówiłam, że skoszę was wszystkich na diamentowych wzgórzach! - Kolejne pięćset ee... simoleonów ląduje w łapki Mei i powiedzmy, że w sumie to w tym momencie zaczęło się robić niebezpiecznie. Zostało mi 135 dukatów w momencie gdzie każdy ma już sobie postawione w ciul domków i jeszcze hotele. Rzuca Mei.

- Nosz cholera jasna!

- Każdy głupi umie zdzierać hajs na diamentowych, ale co powiesz na płacenie po 1300 na Nowym mieście?

- Kij ci w dupę mały chamie. - Dziewczyna gromadzi należną sumę i podaje ją dla Tane siedzącego po jej prawej.

Po rzucie blondyn wchodzi na szanse i jak się okazuje jest to moja szansa, bo ma mi płacić 500. Ooo jea nie jestem już tak udupiony. Rzucam i staję na licytacji, ale jako, iż nie posiadamy wolnych pół nie dzieję się nic. Na całe moje szczęście. Po mnie rzuca Mei i po raz kolejny klnąc staje na pole Tane na co ten tylko się uśmiecha.

- Izuku oficjalnie zakładamy sojusz na tego lamusa. - Nani!? Patrzę po twarzach moich przyjaciół. Tane jakby nigdy nic nadal uchichrany spogląda w moją stronę, za to Mei patrzy na niego z rządzą mordu w oczach. Oj chyba jednak wolę żeby to nadal na niego się denerwowała nie na mnie.

- Wchodzę w to. - Dziewczyna tylko wystawia mi rękę do żółwika, więc bez zastanowienia jej go przybijam.

- Czyli widzę, że zaczynamy grać na serio... - Cholipcia... może niech lepiej mama już wraca? Bo jak tak dalej pójdzie to będę miał ze dwa trupy w moim domu. Przy czym jednym z nich będę ja.

Znacie ten moment kiedy gra zaczyna wymykać się spod kontroli? To właśnie się stało kiedy parę tur potem, gdy nie wystarczył nam już podstawowy secik do gry, ale zostały też przyniesione kości i karty. Wtedy też Monopol przerodził się w wyższy stopień hazardu w którym obstawialiśmy już nie tylko pieniądze czy parcele, ale całe osiedla. Jak do tego doszło? Nie wiem. Ale stanowczo to był najgorszy pomysł na jaki mogliśmy wpaść.

Właśnie jesteśmy w trakcie jednej z rund przysłowiowego pokera o ile tak można nazwać to co w ogóle robimy i o ile w ogóle tak gra się w pokera, bo jakoś nigdy mnie to specjalnie nie interesowało, i dałem sobie spokój w połowie tłumaczenia zasad zostawiając tą działkę Mei. Wiem tylko, że doszliśmy prawdopodobnie do ostatecznej tury, bo na środku poza pięcioma kartami znajduje się też spory stoisk dzielnic i z dwa razy większy stosik hajsiku.

- Izuku - odwracam głowę w stronę Mei, która uporczywie przygląda się naszym kartom - wykładaj wszytko co masz. Ile fabryka dała.

- Co?! Czemu?! - To moje ostatnie pieniądze jakie mam, za to Mei wyłożyła już wszytko to co miała. Jeżeli to przegra to koniec naszej gry.

- Będziesz mógł obejrzeć tłuczku jak ja, Tłuczek nad tłuczkami tłukę tego tępego tłuczka na miazgę. - Patrzę na karty, ale nie mam pojęcia co ona chce z nimi zrobić. Wzdycham tylko. Jak ta gra ma się skończyć to niech się lepiej kończy póki nie ma mamy. Wykładam 125 serków na kupę i czekam co się stanie.

Zadowolona Mei zrywa się z miejsca wywracając krzesło do tyłu i rzucając kartami o stół.

- Makao i po makale Parówo!!

Co kurna-

Obydwoje z Tane patrzymy się na nią jak na największą idiotkę na świecie, która właśnie zaczęła wykonywać taniec szczęścia. Nie... Słyszę wybuch śmiechu Tane który niemal nie wywalił się z krzesła.

- Zbankrutowaliśmy przez to, że ty pomyliłaś gry!? - Mei nagle przestała tańczyć i popatrzyła na mnie jak na idiotę.

- He? To w co my niby graliśmy? - Dziewczyna totalnie zbaraniała za to Tane roześmiał się jeszcze bardziej.

- Arh... zbankrutowaliśmy... wydaliśmy wszytkie pieniądze w taki sposób...

- Oj no chyba ty. Ja w życiu swoich pieniędzy bym nie wyłożyła na jakieś hazardy. - Mówiąc to dzieczyna wyjęła tylko z kieszeni 50 coinsów. Czyli to ja zbankrótowałem... Tane już nawet się nie powstrzymuje i leży na podłodzę prawie sikając ze śmiechu.

- Arh... pożałujesz! - Krzycząc to puściłem się biegiem w stronę Mei, która przedkoczyła przez kanapę i dzielnie uciekała po całym salonie, i korytarzu śmiejąc się ze mnie. I podczas kiedy już prawie złapałem ją w korytarzu ta nagle podała całkiem niezły pomysł.

- Bierz jego hajsik póki się nie rusza! - Cholipka faktycznie. Wbiegamy do salonu robiąc rundkę obok stołu i próbując zgarnąć z niego ile się da.

- Wszytko widzę! - Przeżyłem istny załatw kiedy coś złapało mnie za nogę, więc odruchowo to kopłem. Coś trzasło mi w paluszkach. To "coś" okazało się być twarzą Tane. Cholipka. Chłopak momentalnie wstał, a ja już wiedziałem, że niedługo umrę. - Mei... podaj mi sto centymetrów sześciennych cegły... - Cholera!

Zacząłem uciekać chichrając się z jego reakcji, a po ułamku sekundy słyszę, że on już mnie goni. I nie trwa to długo, bo kiedy tylko przebiegam obok kanapy ten rzucaa się na mnie niczym jakiś zawodnik rugby i powala mnie twarzą do poduch.

- Giń! - Nie nie nie tylko nie to.... zacząłem się śmiać jak największy debil, kiedy tylko jego ręce dotknęły moich boczków. Nienawidzę łaskotek! Żadne prośby czy bałagania nie pomagały i dalej czułem na moich boczkach łaskotki, a z koich ust nadal wydobywał się śmiech choć chyba słabo go było słychać zważając, że moja głowa nadal tkwiła w poduszkach.

Moje tortury trwały jakieś pięć minut, ale to wystarczyło bym skończył cały zapłakny oraz by galeria Mei powiększyła się o jakieś pięćdziesiąt zdjęć z sesji pod tytułem "Tylko nie gili gili". Otarłem ostatnie łzy z policzków i spojrzałem po pokoju. Zarówno Monopol, karty jak i kości zostały złożone i leżą elegancko na środku stołu. A obok nich znajduje się też papierek po krakersach. To się nazywa samoobsługa.

- Uaaa... Zjadłabym coś. - Wiedziałem że nadejdzie ten moment.

- To co zamawiamy? Pizza, hamburgery co kto woli? - To chyba będzie najbezpieczniejsze wyjście dla nas wszystkich. I najprawdopodobniej będzie to kosztowało mniej nerwowów niż gotowanie samemu.

- Jeżeli jeszcze raz coś wspomnisz o fast foodach to ci zwymiotuje w buty. - Obydwoje z Mei patrzymh na chłopaka, który jakby stał się bledszy niż dotychczas. Chyba nie chcę wnikać. Woląc nie ryzykować utraty moich ukochanych butów kończę temat z fast foodami.

- Too może skoczymy na crepe? Albo ramen? - Widzę po twarzach moich przyjaciół, że chyba to też im nie za bardzo odpowiada.

- Aaa... może po prostu te crepy sobie zrobimy? - Arh... a liczyłem, że nie dojdziemy do tego momentu. Popatrzyłem jeszcze raz po ich twarzach i już wiedziałem, że nie zgodzą się teraz na żadną inną opcję. Ach...

- No to zbierać manatki, ubierać buty. Idziemy do sklepu. - Uradowani od razu podnieśli dupy z kanapy i popędzili w stronę wyjsica. Oni to planowali... od samego początku... teraz mnie pewnie będą nacikągać na słodycze te... te małe chamy! Ćwoki!

Podchodzę szybkim krokiem do drzwi wyjściowych, ale tam już nikogo nie ma. Te małe gnojki uciekły. Czuję wibracje w kieszeni z telefonem.

Szajbuska: Lepiej się pośpiesz.

Odkładam telefon do kieszeni i już mam wychodzić kiedy przypominam sobie o kluczach i karcie. Patrzę na szafkę i pierwszą część znalazłem, a drugiej nawet nie zdążyłem zacząć szukać. Po raz kolejny zawibrował mój telefon, więc wyświetliłem wiadomość.

Puchatek: Mamy twoją kartę i nie zawachamy się jej użyć.

Bez czekania wybiegam szybko z domu zamykając drzwi na jeden spust. Oni są tak inteligentni, że w ciągu dwóch minut mogliby mi narobić z pięćdziesiąt kredytów hipotecznych, których to do końca życia bym nie spłacił!

Rzucam się biegiem i pokonuję po dwa, czasem trzy stopnie na raz byle tylko dostać się jak najszybciej na dół. Wybiegam z klatki otwierając drzwi, a raczej po prostu w nie wlatując z całej siły tak by się otworzyły. I moim oczom ukazuje się tych dwóch głupków siedzących na ławce. Niech no mi oddadzą tylko ten kawałek plastiku, a tam im dokopie, że zobaczą.  Podbiegam szybko do nich, a oni tylko spojrzeli i uśmiechnęli się w moją stronę.

- Po pierwsze. Od początku wiedziałam, że nie należysz do najinteligentniejszych istot na świcie, ale okaześ się być skończonym debilem podkreślając cyfry swojego pinu na samej karcie. - Co?! Czyli zauważyli!? Cholercia... Moja pamięć lubi szwankować i chciałem mieć to po prostu gdzieś zapisane ok?

- Po drugie udowadniasz swój idiotyzm wybiegając z domu w samych skarpetach. Okaleczenia okaleczeniami, ale skarpet to ty już raczej nie odmyjesz. - Nani!? Patrzę na moje nogi i faktycznie stoję w białych, a raczej już żółtych od piachu skarpetach. A głowę dałbym uciąć, że miałem na sobie buty!

- No a po trzecie. Lepiej wracaj do domu, bo nie tylko nie masz butów, ale karty też.

- Przecież wy ją macie...

- Nie. Leży sobie na szafce przy wyjściu. Wiesz taka przyjacielka przysługa byś w końcu mógł trochę schudnąć tak biegając po tych schodach. - Dajcie mi kij bejsbolowy. Nabijany gwoździami. I numer do dobrego adwokata w pakiecie.

A postanowiłam, że zrobię sobie taką odskocznie od poważnych rozdziałów, bo czemu by nie XD
Kończą się wakacje tak? A ja przez całe te prawie dwa miesiące napisałam tylko ten rozdział tak? Bo nie ma to jak być mną :')
Shine~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro