Rozdział 14.
Blondynka siedziała na krześle i przyglądała się jednemu oraz drugiemu skoczkowi. Nie chciała wybierać pomiędzy nimi,gdyż doskonale zdawała sobie sprawę,że skrzywdzi jednego z nich.
-Muszę wyjść-wyszeptała po angielsku i przepchnęła się obok Stursy.
Skoczkowie zdziwieni spojrzeli na dziewczynę,a następnie popatrzyli po sobie ze szczerą nienawiścią.
-Po jaką cholerę do niej podchodziłeś?-zapytali w tym samym czasie.
-Odpierdziel się od niej Czeszku. Myślisz,że ona mogłaby być z taką ofermą jak ty?- warknął zdenerwowany Jakub-Wszyscy się z was wyśmiewają nawet z tego,że skaczecie gorzej niż Kazachowie.
Vojtech stał jak zamurowany,oczywiście,że zraniły go słowa przeciwnika. Spojrzał na wychodzącego z sali Jakuba,a następnie sam skierował swoje kroku ku wyjściu z hotelu. Potrzebował przemyśleć parę rzeczy.
W tym samym czasie Lisa siedziała na schodach i ciężko wzdychała. Nie mogła odpędzić od siebie tego co się aktualnie działo. Dwie osoby,które ledwo poznała..patrzyły w siebie ze szczerą nienawiścią.
-Lis tu jesteś!-podniosła głowa i spojrzała w stronę Wolnego-wszędzie Cię szukałem-powiedział,gdy usiadł obok niej.
Uśmiechnęła się delikatnie,ale po chwili poczuła jak telefon wibruje w jej małej torebce.
-Przepraszam-wyszeptała i odebrała telefon,gdzie pokazywał się jedynie napis,że dzwoni jej matka.
-Ja?-spytała po niemiecku
-Lisa..Tata miał wypadek samochodowy-starsza kobieta płakała,a młoda blondynka zaniemówiła.
-Jak to miał wypadek?! Mamo o co chodzi?!-dziewczyna wstała na równe nogi,a w jej oczach pojawiły się łzy-Mamo mów do mnie!-krzyknęła do telefonu
-Walczy o życie-wyszeptała,a panna Eisenbichler i rozłączyła się.
-Przepraszam Cię Kuba-wytarła szybko łzy i pobiegła w stronę sali.
Miała teraz w totalnym poważaniu to,że trwa impreza w najlepsze oraz to,że aktualnie trwał Turniej Czterech Skoczni. Podbiegła do Markusa,który tańczył akurat z jedną z dziewczyn.
-Co ty robisz?-spytał,gdy ta pociągnęła go-Lis co się dzieje?-widząc jej łzy,przeraził się.
-Tata.. Marki on walczy o życie!-rozpłakała się na dobre,a brunet stanął i nie potrafił się ruszyć.
-Lisa ja piłem..nie dam rady prowadzić-pociągnął ją w stronę wyjścia.
-Ja nie piłam. Poprowadzę ten cholerny pojazd.
-Za 50 minut przy aucie-powiedział i każde z nich rozdzieliło się w swoją stronę.
Lisa zdjęła z nóg szpilki i zaczęła biec do góry. W jej planach było szybkie spakowanie się,ale także porozmawianie z Kubą oraz Vojtechem..zanim wyjedzie. Nie wiedziała kompletnie..czy jeszcze ich spotka.
W pokoju zaczęła wrzucać ciuchy do walizki i zostawiła sobie jedynie dresy,w których zamierzała jechać. Kiedy tylko wszystko spakowała oraz przebrała się,wybrała numer Vojtecha. Na szczęście odebrał za pierwszym razem.
-Halo?
-Vojtech.. proszę chodź do mnie do pokoju,szybko-w jej oczach po raz kolejny zagościły łzy.
-Za moment będę-powiedział i rozłączył się.
Blondynka usiadła na łóżku i schowała twarz w dłonie. W jej głowie panował totalny chaos,którego nie potrafiła w żaden sposób opanować.
Chwilę później usłyszała pukanie do drzwi,a następnie poczuła jak ktoś mocno ją przytula. Wiedziała,że był to Vojtech,dlatego była bardzo spokojna tym akurat faktem.
-Co się stało? Lisi?-spytał i przytulił ją mocniej,gdy ta wybuchła jeszcze gorszym płaczem.
-Mój ojciec..on walczy o życie teraz!-Wypłakała w jego białą koszulę.
-Ciii Lisi..już-głaskał ją delikatnie po włosach-Jestem przy Tobie. Wyjeżdżasz z Markusem?-Spojrzał przelotnie na spakowaną walizkę,która stała przy drzwiach.
-Za 30 minut-wyszeptała-chciałam spotkać się z Tobą i Jakubem przed wyjazdem.
-Słodko-uśmiechnął się ciepło do niej-pamiętaj,że masz moje wsparcie.
-Dziękuję Vojti-wytarła łzy,które spływały po jej twarzy.
-Zadzwoń jak będziesz w domu i jak czegoś się dowiesz-sięgnął po różową czapkę,którą podarował jej ostatnim razem-Mam nadzieję,że się spotkamy jeszcze-ubrał jej ją na głowę.
-Cieszę się,że Cię poznałam-odparła cicho.
-Ja też..dlatego może kiedyś przyjedziesz do Liberca?-spytał niepewnie. Bał się,że go wyśmieje,albo może uznać to za o wiele za szybko.
-W lutym będę na tydzień w Czechach-poprawiła się lekko-Mamy tam przeglądy taneczne-uśmiechnęła się.
-Zabiorę Cię do najlepszej kawiarni w tym oto mieście.
***
Po skończonym spotkaniu z Vojtechem,Lisa stała przed hotelem i rozmawiała z brunetem,który pochodził z Polski. Kuba był na początku zdziwiony jej zachowaniem,ale później zrozumiał,że było to spowodowane sprawami rodzinnymi.
-Spotkamy się niebawem?-spytał-Zawsze mogę przyjechać do Ciebie. Znajdę jakiś hotel niedaleko i spędzimy razem czas.
-Jeśli chcesz się trudzić-poprawiła spadającą jej na oczy czapkę.
-Dla Ciebie zawsze warto-wyszeptał,a Lisa delikatnie się zarumieniła.
-Muszę już iść. Markus przyszedł-przytuliła go mocno co on odwzajemnił.
-Do zobaczenia Lis-pożegnał ją-Odezwij się jak dojedziesz.
Dziewczyna pokiwała delikatnie głową i skierowała się do auta. Spojrzała w oczy Markusa,który zajął miejsce obok niej i uśmiechnęła się delikatnie.
-Poradzimy sobie. Razem Marki-szepnęła i odpaliła silnik. Spojrzała ostatni raz na hotel i wyjechała z parkingu...
Rodzeństwo Eisenbichler nie wiedziało,że czekają ich teraz najgorsze chwile w życiu...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam was w nowym rozdziale <3 Mam nadzieję,że rozdział wam się spodobał ^^
~Ola <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro