#3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Co ty tu jeszcze robisz?
Wynoś się gnojku!
Marnujesz tylko moje pieniądze!
Jesteś darmozjadem!
Przez ciebie one odeszły!
Nie jesteś moim synem i nigdy nim nie byłeś.
Nie ma z ciebie żadnego pożytku!
Jesteś nieudacznikiem!

W mojej głowie ciągle krążyły słowa wypowiadane przez ojca. Czemu aż tak mnie nienawidzi? Co ja mu zrobiłem?
-Luke!-krzyknął gwałtownie nauczyciel.
-Hm?
-Trzy razy! Trzy razy wołałem Cię to tablicy. I jakoś jeszcze Cię tu nie widzę.-kontynuował. Patrzyłem na niego jak na idiotę.
-Na co czekasz?!-pan przypomina mi mojego ojca...bezduszny sukinsyn.
Wstałem i podszedłem do nauczyciela.
-Ten przykład.-pokazał na książkę, a następnie na tablice. Westchnąłem. Chwyciłem kawałek kredy w rękę i przepisałem przykład.
-Nie umiem.-mruknąłem.
-Siadaj. Masz jedynkę i jutro ją poprawiasz.
-Ale jutro nie mamy Fizyki.-powiedziałem niepewnie.
-No to w piątek.
-Dobrze.-mruknąłem.
~*~
-Jeszcze nikt go tak bardzo nie wkurwił.-powiedział Ash wychodząc z sali.
-Ja potrafię wszystko.
-Wiem.-powiedział i walnął mnie delikatnie w ramię, ale i tak zabolało. Mam jeszcze pełno siniaków po spotkaniach z moim kochanym tatusiem.
-O patrz. Królowa idzie.-powiedział widząc szatynke, którą wpadła na mnie w mój pierwszy dzień.
-Witamy.-powiedział mój kolega i ukłonił się delikatnie.
-A ty co?-zapytała blondynka podchodząc do nas.
-Poszła sobie?
-No tak-odpowiedziałem.
-A tak fajnie było kiedy była chora.-zrobił niesmaczoną minę. Z tego co kojarze nie jest zbyt lubiana.
~*~
Wyszedłem że szkoły a zimny wiatr przywitał się z moim rozgrzanym ciałem. Wzdrygnąłem się delikatnie i ruszyłem w stronę nienawidzonego przeze mnie domu. Powoli minąłem park, sklep i wkońcu doszedłem. Stoję przed drzwiami po raz kolejny bojąc się wejść.
Biorę głęboki wdech, a następnie głośno wypuszcza powietrze. Powoli i cicho wchodzę do domu. Szybkim krokiem ruszyłem do pokoju. Znalazłem się w nim z prędkością światła.
Szare ściany i ciemno brązowe panele idealnie ze sobą komponują. Do tego jasne meble i straszny bałagan w pokoju dodają uroku.
Zamknąłem drzwi na klucz i rzuciłem torbę pod biurko.
Rzuciłem się na łóżko ciężko wzdychając.
~*~
Delikatny jesienny wiatr rozwiewał moje włosy w każdą stronę.
Poprawiłem szalik i czapkę, gdy zimny podmuch jeszcze raz zaatakował moją twarz.
Nienawidzę okresu, który jest zaraz przez zimą.
-Dzień dooobry.-usłyszałem krzyk przy uchu, przez co podskoczyłem.
-Chcesz żebym na zawał zszedł?
-Sorry, Luke. A co ty taki zamyślony? Hmmm?
-A co ty taki ciekawski? Hmmm?
-Wydaje Ci się.
-A gdzie masz Michael'a i Ashton'a?
-A nie idą za nami?-chłopak odwrócił się szybko.
-Zgubiłem gdzieś po drodze.-Calum machnął ręką, chyba stwierdzając że to nie ważne.
Jak można nie spostrzec się że się kogoś zgubiło?
-No nie.-powiedziałem równo z Calum'em, gdy na ziemię zaczęły spadać małe kryształki.
Zaśmiałem się razem z kolegą.
-Co ty robisz?-zapytałem, gdy zobaczyłem jak Hood próbuje złapać jakiś płatek śniegu na język.
I w tym momencie przypomniało mi się dzieciństwo z...Marthą...chyba.

***
-Ej Luke!-zawołała blondynka, a gdy tylko się odwróciłem dostałem śnieżką w polik.
Zrobiłem minę zbitego psa, przez co dziewczyna wybuchła śmiechem.
-To nie było miłe.
-A czy ja jestem miła?
-Owszem. Znaczy, czasem.
I tak rozpętała się bitwa na śnieżki.
***

To jedyne wspomnienie, które pamiętam, ale mimo tego postać blondynki i tak nie była do końca wyraźna.
W końcu doszliśmy pod szkołę gdzie panował istny zamęt. To tak jakby cała szkoła miała dziś przyjść na ósmą rano.
-Calum!-gdzieś spomiędzy setek ludzi wydobywał się głos.
-Calum! Luke?!-całkowicie nie wiedziałem gdzie patrzeć. Głos dochodził jakby z wszystkich stron. To tak jakbym go sobie wyobraźił i nic na serio nas nie wołało.
-Za wami.-jak na komendę odwróciliśmy się.
Ale tam nic nikogo nie było. I to było najdziwniejsze. Ale Hood też to musiał słyszeć jeżeli się odwrócił.
-Na dole wielkoludzie.
Spojrzałem szybko tam gdzie mi kazano i zobaczyłem uśmiechającą się Marthę.
Ile ona ma wzrostu?!
-Czemu jest tu tyle osób.
-No dzisiaj są chyba jakieś drzwi otwarte i większość się tu nie uczy, ale zamierza.
-Ty wszystko wiesz. Zawsze.
-Mam dobre źródła.
-Czyli mnie.-wtrącił Cal.
-No. Można tak powiedzieć.
-Gdzie reszta?
-Ashton jest chory, a Michael zapewne na wagarach.
Hałas panujący na korytarzu był nieznośny. Ledwo słyszałem co mówi dziewczyna szczególnie, że ma bardzo cichutki głos.
-To my idziemy na fizykę, a ty sio na angielski.-powiedział Calum do Marthy. Gdy dziewczyna odeszła powiedział jeszcze:
-I masz mi przynieść szóstkę.
Ale wątpię czy ona usłyszała go w tym hałasie.
Szybko poszliśmy pod odpowiednią salę.
-Cholera. Ja nic nie umiem.-powiedziałem od razu gdy usiedliśmy w ławce.
-Po prostu patrz na mnie.
Postanowiłem już nic nie mówić i po prostu posłuchać kolegi.
Kolegi...dziwnie to brzmi.
Koleżanki...jeszcze dziwniej.
-Luke. Zapraszam.-wskazał na tablice i wystawił marker przed siebie.
Niepewnie podeszłem i gdy tylko byłem przy tablicy spojrzałem na Calum'a.
Napisał coś szybko na kartce i skierował ją do mnie.
A nauczyciel?
Nawet nie zauważył.
Szybko i z zdenerwowaniem pisałem na tablicy to co znajdowało się na kartce.
-Masz gdzieś ściągę?-zapytał nauczyciel.
-J-ja?
-No a kto?
-Nie mam.
-Czyli muszę Ci uwierzyć, że sam to napisałeś.
Wywróciłem oczami i wróciłem do ławki.
-Dziękuje.-szepnąłem do przyjaciela, a ten w odpowiedzi się tylko uśmiechnął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro