Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Tom,myślisz, że mógłbym Cię zobaczyć?

Tom???

To było głupie, wróć...

Nie chcesz mnie już znać, prawda? Tak myślałem...

TOM,MARTWIĘ SIĘ!

                                      Zdobyłbyś się na coś lepszego niż zdanie na dwa dni, Harry Potterze.



       Jeden z pierwszych dni sierpnia był wyjątkowo słoneczny jak na warunki pogodowe w tamte wakacje. Nastolatek przemykał między tłumem spieszącym w różnych kierunkach, nerwowym ruchem przygładzając grzywkę, która opadała mu na oczy, modląc się w duchu, aby nikt go nie zaczepił. Odetchnął z ulgą, kiedy dotarł pod księgarnię Esy i Floresy,wślizgnął się do środka i czym prędzej schował za wysoką półką. To nie tak, że miał fobię społeczną, czy przed kimś uciekał. Po prostu czerwcowe wydarzenia odcisnęły na nim piętno na tyle silne, że nie miał ochoty integrować się z kimkolwiek.Wzdrygnął się na wspomnienie tych czerwonych oczu, które spoglądały na niego z niezrozumiałym głodem i ciekawością. Tyle tylko, że nie tą, za którą byłby wdzięczny, ale bardzo niezdrową, zakrawającą wręcz na obsesję. Dobra stary, teraz to sobie dopowiadasz. Pokręcił głową, sięgając po potrzebny mu podręcznik do Obrony przed Czarną Magią i odwrócił się napięcie, zaraz cofając się o parę kroków, kiedy praktycznie wpadł na obcego mężczyznę.
–Przepraszam pana! – Schował książkę za plecami, odrzucając włosy wpadające do oczu. Mężczyzna tylko posłał mu lekko zawadiacki uśmiech i oparł biodrem o kolumnę.
– Bez spiny, młody, wszystko jest okey! Jak tam twój ojczulek chrzestny?
Harry'ego przeszedł dreszcz przerażenia, kiedy tylko usłyszał dwa ostatnie słowa. Cofnął się jeszcze o parę kroków, a przez jego głowę przelatywały najczarniejsze scenariusze. Przecież nikt nie miał prawa wiedzieć o Syriuszu, podobno dobrze się ukrywał, nawet Ron i Hermiona nie chcieli mu tego zdradzić, pomimo jego błagań w listach. A teraz,kiedy wreszcie udało mu się wyrwać z domu wujostwa i baz większych kłopotów dotrzeć na Pokątną, wszystko musiało się zepsuć.Tylko dlaczego kosztem jego ojca chrzestnego?
– J-ja...nie wiem, o czym pan mówi, przecież...
– Nath, gdzie jesteś, mała cholero?!


Ostry głos przeciął powietrze, a nieznajomy odwrócił od niego wzrok, wpatrując się w wejście do alejki. Ten moment wykorzystał Harry na wycofanie się jeszcze o jakiś metr, aby zniknąć w bocznym przejściu i kierując się w głąb księgarni, w której było zaskakująco mało osób, jak na tę porę roku. Zgarnął jeszcze trzy książki z wykazu, kiedy za sobą usłyszał wyraźne chrząknięcie. Odwrócił się i zamarł pod stalowym spojrzeniem wysokiego mężczyzny, który mierzył go z góry do dołu. Z początku myślał, że patrzy wprost na Lucjusza Malfoya, ale po bliższym przyjrzeniu się, stwierdził, że nieznajomy ma dużo łagodniejsze rysy, włosy, które faktycznie były białe i parę(naście) blizn na twarzy, co zdecydowanie wykluczało się z image arystokraty.I bądźmy szczerzy, nie wierzył w to, że Lucjusz Malfoy kiedykolwiek zniżyłby się do chrząkania na kogoś. Jednak spojrzenie obu wywierało na człowieku ogromne wrażenie.
– Mój partner chyba zadał ci pytanie, młody człowieku. Podstawy kultury wymagają, choć zdawkowej odpowiedzi.
Harry uniósł głowę, patrząc butnie w jego twarz.
– Podstawy kultury wymagają chociaż przedstawienia się,a nie walenia prosto z mostu pytań o życie prywatne.
– Lucifer Hayami. Niewychowane za mną – Carter.
– Nathaniel!– wtrącił tamten, wychylając się zza Lucifera.
– Czego chcesz od Syriusza? – warknął Harry, nie przejmując się nadal dobrymi manierami. Krew w nim wrzała na myśl, że coś mogłoby się stać jedynej rodzinie, jaką miał. Zacisnął dłonie w pięści, żeby nie było widać, jak bardzo mu drżą i wziął uspokajający oddech, nie mogąc zrozumieć, dlaczego mężczyźni wymieniają porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechają się.
–Jedynie kolacji, Harry. Ten drań obiecał, że coś upichci, choć prędzej by wysadził kuchnię – ostatnie słowa mruknął pod nosem, nie chcąc narażać się na wściekłe spojrzenie tych oczu. Ten wzrok Lilki zawsze przyprawiał go o dreszcze.
Lucifer widząc, że ta dwójka nijak nie jest w stanie się dogadać, westchnął ciężko i mierzwiąc Nathanielowi fryzurę, na co ten fuknął cicho, zwrócił się do nastoletniej kopii Jamesa.


– Widzisz,Harry, tak się składa, że znamy twojego ojca chrzestnego i aktualnie przebywamy z wizytą. Albus dostał informację, że nie ma cię w pobliżu domu wujostwa...
– Ktoś mnie śledził, to...
– A, a, hamuj się, młody człowieku – Lucifer wtrącił bardziej stanowczym tonem. – Muszę dokończyć. Także, zanim ktokolwiek zdołał się odezwać, zgłosiliśmy się na ochotników, aby zaprowadzić cię do domu Blacka. Myślę, że tamta banda jeszcze długo by się kłóciła.
W tym momencie Nathaniel roześmiał się szczerze, opierając rękę o jedną z półek i poprawiając włosy.
– To tak dobrze ich określa. Nie robią nic innego od czerwca, straszne!
– Zachowuj się – westchnął Hayami. – Także chłopcze, kończ zbierać książki i idziemy. Po resztę zakupów będziesz mógł przyjechać potem, daleko nie będziesz miał. Za mną, chłopcy.
Machnął ręką, kierując się do kasy, profilaktycznie zerkając, czy tamta dwójka faktycznie ruszyła się z miejsca. Nathaniel kroczył przy boku Harry'ego, pomagając mu wyszukiwać podręczniki z listy i co sekundę zagadując milczącego chłopaka. Lucifer pokręcił głową, śmiejąc się pod nosem. Cały Nathaniel – ktoś, kto potrafi zagadać nawet Albusa, jest fenomenem natury.
– ... i dlatego będę was uczył!
– Świetnie!
– Czyja wyczułem w twoim głosie sarkazm, młoda kopio Jamesa?– Nathaniel założył ręce na piersi, stukając palcami o przedramię i starając się wyglądać groźnie. Harry parsknął śmiechem, co było miodem na serce Lucifera. Nasłuchał się dużo o tym chłopcu w ciągu ostatnich niecałych dwóch miesięcy. Począwszy od bardzo krytycznych tyrad Severusa, a skończywszy na wychwalaniu go pod niebiosa przez Syriusza. Musiał to sobie jakoś wypośrodkować i będąc szczerym, najbardziej polegał na osądzie Remusa. Ten od najmłodszych lat był dość statecznym dzieciakiem i przede wszystkim rozsądnym, więc mógł być pewny, że przedstawi niemniej, nie więcej, niż wymagała tego sytuacja. Z jego opowieści wyzierał obraz dzielnego i rozgarniętego dzieciaka, który co prawda zbytnio nadstawia karku i przyciąga wszystkie możliwe problemy, ale jest... jest po prostu Gryfonem. Dlatego też Lucifer cieszył się, widząc, że chłopak szczerze śmieje się z jego partnerem, bo na radość w życiu zasługiwał, a u wujostwa raczej jej nie doświadczył zbyt wiele.
– Idziemy, spacer dobrze zrobi pokładom energii Nathaniela, a raczej nikt nas w biały dzień nie zaatakuje.
– Raczej,ale poczekaj chwilkę!
Szybkim ruchem zdarł z nadgarstka bandanę i przewiązał ją na głowie zaskoczonego Harry'ego. Materiał przykrywał bliznę, a potargane włosy opadały na czerwoną chustkę, nadając mu lekko zawadiacki wygląd. Nathaniel pokręcił się wokół Gryfona, mrucząc coś do siebie pod nosem i chwytając za skrawek materiału zbyt dużej koszulki po Dudleyu. Ściągnął mu okulary z nosa, wykonując parę ruchów różdżką przed twarzą Harry'ego, aż ten zaczął intensywnie mrugać z zaskoczenia, że pomimo braku szkieł, widzi wszystko wyraźnie. Nathaniel uśmiechnął się, zadowolony z siebie i narzucił chłopakowi na ramiona swoją ramoneskę.
– I teraz nie ma siły, żeby ktoś go rozpoznał. Nasz Harry zmężniał! Spokojnie, wyczarowałem tymczasowe szkła kontaktowe, wieczorem wrócisz do okularów.
Harry uśmiechnął się, jeszcze raz przecierając oczy z niedowierzaniem.
– Dzięki! Jest... świetnie.
– No i bomba! No, młody, kierunek – buda Blacka.



       Stanęli przed rzędem kamienic, na zapuszczonym trawniku, który czasy spotkań towarzyskich z kosiarką ma dawno za sobą. Nathaniel grzebał chwilę po kieszeniach, brzękając łańcuchem przy spodniach, co Lucifer skwitował głośnym westchnięciem.
– Więcej tego żelastwa się nie dało?
– Zamilcz,kochanie. Z reguły nie narzekasz na te łańcuchy.
Harry odchrząknął, słysząc wymianę zdań i powędrował wzrokiem w górę. Zmarszczył brwi, kiedy nie zobaczył pomiędzy 11, a 13 numeru 12, ale w świecie czarodziejów chyba już nic nie powinno go dziwić.
– Mam! – wykrzyknął Nathaniel, wyciągając z kieszeni pomiętą karteluszkę. – Przeczytaj!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro