Rzecz o główkach skrzatów i ojcu chrzestnym

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Wolałbym nie wpakować się w tym roku w kolejne bagno, Tom...



To po prostu tego nie rób. To nie jest jakaś wielka filozofia, dzieciaku!


Jestem od ciebie raptem dwa lata młodszy, nie dzieciakuj mi tutaj...




Jak wolisz. Ale dla odciągnięcia Twoich myśli od kłopotów, w które możesz wpaść w tym roku – nadal chcesz mnie zobaczyć?



     Harry rozglądał się z ciekawością po pogrążonym w mroku korytarzu, wzdrygając się, kiedy jego wzrok padł na powieszone na ścianach odrąbane głowy Skrzatów Domowych.
– Tragiczne, nie? Black siedem lat w szkole narzekał na swoją rodzinkę i po tym, jak pierwszy raz przekroczyłem progi tego domu, musiałem mu zwrócić honor. Wybaczyłem te godzinne kazania na ich temat, bo to zwyczajnie jest porąbane. O, za tą kotarą jest portret jego matki, który zaczyna wrzeszczeć, jak tylko coś ją obudzi – Nathaniel mówił szybko, przyciszonym głosem, kładąc dłoń na plecach Harry'ego, żeby przypadkiem na coś nie wpadł. Nie chciał obudzić starej pani Black. – Jego ciotka zapoczątkowała tradycję obcinania głów skrzatom i tak się jakoś przyjęło.


W tym momencie drzwi na końcu korytarza otworzyły się i wyszła zza nich niska kobieta, która rozpromieniła się na widok chłopca stojącego pod jedną ze ścian.
– Harry! – Szybkim krokiem podeszła do Wybrańca, zamykając go w mocnym uścisku. – Zmizerniałeś. Niedługo będzie kolacja, kochaneczku, także coś zjesz. Tymczasem idź do Rona i Hermiony, to dwa piętra wyżej, my musimy skończyć zebranie i...
– Molly raczysz żartować w tym momencie! – Lucifer przerwał kobiecie, gwałtownie popychając Pottera do przodu. – Oczywiście, że chłopiec idzie się najpierw zobaczyć ze swoim ojcem chrzestnym i równocześnie gospodarzem tego domu, chcę ci przypomnieć. Nie bądź śmieszna, kobieto!
Ruszył pewnym siebie krokiem, otwierając przed Harrym drzwi, przez które przed chwilą przeszłą Molly. Gestem zaprosił go do środka, a szmer kilku głosów, które dało się zza nich słyszeć, ucichł, jak ręką odjął. Wybraniec przekroczył niepewnie próg, podniesiony na duchu jedynie obecnością Nathaniela i dłonią Lucifera, nadal spoczywającą między jego łopatkami. Może nie jedynie, to było całkiem dużo, szczególnie że chyba zdążyli się już z Nathanielem polubić. Lucifer był zbyt... Snapeowaty. Pomieszczenie, do którego weszli, okazało się być kuchnią, na której środku stał długi stół, przy którym siedziało około dwudziestu osób. Wziął głęboki oddech, podchodząc parę kroków bliżej, ale w tym momencie długowłosy mężczyzna poderwał się z krzesła i podbiegł do niego, przyciągając do swojej piersi. Harry objął ojca chrzestnego ramionami, biorąc drżący oddech, kiedy znajomy, lekko psi zapach Syriusza dotarł do niego. Oparł brodę na ramieniu mężczyzny i czuł jak całe napięcie, który odczuwał, odkąd Lucifer z Nathanielem zgarnęli go z ulicy i którego nie rozwiała nawet pani Weasley, zelżało i mógł wreszcie odetchnąć pełną piersią, kiedy faktycznie wiedział, że jest w odpowiednim miejscu. Mocniej ścisnął mężczyznę, którego uważał za swoją jedyną prawdziwą rodzinę i wiedział, że choć miesiąc tych wakacji będzie szczęśliwy.


– Syriuszu – tchnął, a Łapa odsunął go na długość ramion, przyglądając się chłopakowi z uwagą i marszcząc brwi, kiedy prawdopodobnie zauważył, że ubrania jeszcze bardziej na nim wiszą. Harry uśmiechnął się uspokajająco, na co Black pokręcił tylko głową, obejmując go ramieniem.
Nathaniel przypatrywał się tej scenie z rozczuleniem, w duchu śmiejąc się z tego, że nikt oprócz niego zdaje się nie zauważać czystej radości na twarzy Remusa, kiedy patrzył na nich, objętych na środku kuchni. Zakładał, że było to dokładnie to samo zaślepienie, przez które nie zauważali, że sypialnia Remusa od dawna jest tylko zbiornikiem na kurz. Naiwni. Carter podszedł do Lunatyka, opierając brodę na jego ramieniu, na co Remus, chyba już odruchowo, poczochrał mu włosy i poklepał po policzku. Nathaniel tylko prychnął, przejeżdżając nosem po jego szyi.
– Moje zakochańce – wyszeptał mu do ucha, na co Remus wybuchnął śmiechem, zwracając na siebie uwagę wszystkich, zaczynając od nieprzychylnego spojrzenia Severusa, a na ciepłym wzroku Syriusza kończąc.
– Przepraszam was. To tylko... tak, to tylko Nathaniel.
Snape prychnął wymownie, wściubiając nos w stos papierów, który leżał przed nim, a Remus poczuł dotyk palców Nathaniela na karku. Nadal pamiętał, że to wyjątkowo go uspokajało.
– Profesor Lupin!
Harry podbiegł do stołu, a Remus z szerokim uśmiechem uścisnął wyciągniętą dłoń chłopca. Dobrze było widzieć go uśmiechniętego, kiedy witał się z wszystkimi przy stole, piszcząc zaskoczony, kiedy Tonks zmieniła swój nos w ryjek. Zakładał, że już kupiła sobie jego przyjaźń. Oparł się plecami o klatkę Nathaniela, czując na sobie uważny wzrok Syriusza, mrugnął do niego, wracając do obserwowania Wybrańca. Odkąd Nathaniel z Luciferem zaczęli spędzać u nich więcej czasy, Łapa stał się rozdrażniony. Może dlatego, że Nath nadal zachowywał się jak nastoletni dzieciak, choć przyznać trzeba było, że w sprawach ważnych i wagi państwowej zachowywał chłodny obiektywizm, którego wielu brakowało w tych czasach.
– Może podejdziemy do naszych mężczyzn? A raczej do mojego, bo ta banda przewijająca się przez ten dom, nadal nie widzi oczywistego – prychnął Carter, popychając Remusa do przodu.
Ten obszedł stół, stając obok lekko spiętego Blacka, który z zaciśniętymi ustami wpatrywał się w chmarę ludzi, którzy obsiedli Harry'ego i koniecznie musieli się z nim przywitać.
– Mogliby odpuścić chłopakowi, dopiero co wariat zgarnął go z ulicy – burknął pod nosem, szturchając Nathaniela w bok, na co tamten odrzucił głowę do tyłu, wybuchając głośnym śmiechem.
– Ranisz, Black, ranisz!
– I ty masz uczyć tych narwańców? Merlinie, broń.
Nathaniel tylko pokręcił głową z politowaniem, opierając się na ramieniu Lucifera. Nikt nie zwracał na to zbytniej uwagi, choć mina absolutnego szoku Molly Weasley, kiedy po raz pierwszy przekroczyli próg domu, była nieziemska. Przynajmniej Nathaniela bawiła niezmiernie. Wiedział, że państwo Weasleyowie byli z Lucem na jednym roku i, delikatnie mówiąc, niezbyt przepadali za sobą. Jednak w obliczu wspólnych narad i planów musieli odstawić te waśnie na bok, choć przyznać musiał, że zabawnie było patrzeć na Molly strofującą dzieci co do bycia milszym dla Severusa, a samą omijającą Lucifera szerokim łukiem i traktowania jak powietrze. Przykład idzie z góry, nie ma co.


– A teraz Harry leć do nich na górę, my NAPRAWDĘ musimy dokończyć spotkanie – ostry głos Molly przeciął powietrze, a Remus położył dłoń na ramieniu Blacka, który drgnął gwałtownie, słysząc strofowanie swojego chrześniaka.
– Odprowadzimy go, Molly. Zaraz wrócimy, kontynuujcie bez nas. – Remus machnął ręką, obejmując Harry'ego ramieniem i wychodząc z kuchni, wdrapując się na schody. Kiedy tylko zniknęli z zasięgu wzroku członków Zakonu Feniksa, Syriusz odetchnął i oparł się o ścianę, przyciągając Pottera do uścisku.
– Harry. Tak się cieszę, że już tu jesteś! – Poczochrał mu włosy, na co Harry uśmiechnął się, ale to ciepło nie dochodziło do jego oczu, co Syriusz zauważył z przerażeniem. Nie wiedział, co działo się z chłopakiem przez pierwszy miesiąc wakacji, bo Dumbledore nie pozwolił mu się z nim kontaktować, ale miał nadzieję, że nie było aż tak tragicznie. Choć co innego mógł podejrzewać po tym, co stało się w czerwcu.
– Przepraszam, dzieciaku. Naprawdę chciałem do ciebie pisać, nawet codziennie, w końcu mamy tyle do nadrobienia, ale Albus nie pozwolił i... tak, przepraszam. Jest mi głupio, bo chciałbym, żebyśmy się lepiej poznali, a chyba bardziej znasz Lunatyka, niż mnie, także...
– Syriuszu! Rozumiem, mówię ci. Ron i Hermiona też nic mi nie chcieli powiedzieć, ale wysyłali sygnały, że świetnie się gdzieś razem bawią. A profesor Lupin mnie uczył i pomógł z Dementorami, więc siłą rzeczy chyba musieliśmy się poznać.
Harry nerwowym ruchem zburzył włosy, powodując na nich jeszcze większy bałagan, ale w jego oczach pojawił się nikły blask, więc chyba brak odzewu ze strony ojca chrzestnego był jedną z rzeczy, która zaprzątała jego głowę.
– Myślę, Harry, że już najwyższy czas, żebyś zaczął się do mnie zwracać po imieniu. Trochę już razem przeszliśmy. I głowy do góry, panowie. Jeszcze tylko czterdzieści minut zebrania i widzimy się na kolacji.



     Odprowadzili Harry'ego na drugie piętro i zostawiając go przed zamkniętymi drzwiami, zeszli po schodach. Chłopak wahał się dłuższą chwilę, zanim położył dłoń na klamce. Szczerze, nie był pewny, czy chce się już z nimi widzieć, bo bał się wyjaśnień. Pewna myśl, że lepiej bawią się bez niego, nie dawała mu spokoju od miesiąca, więc nie tak łatwo było się przemóc. Zebrał się w sobie i nacisnął klamkę. Kiedy tylko odrobinę uchylił drzwi, te zostały mocno szarpnięte, a widok przysłoniła mu burza włosów.
– Harry!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro