1.26
Amy's POV:
Patrzyłam na Harrego z niedowierzaniem. Niall? Tutaj? Przecież jeszcze nie dawno był na drugim końcu Sydney.
- N-niall? - zapytałam dla pewności.
Chłopak jedynie się zaśmiał.
- Tak. To ten Horan z którym pisałaś na kiku we własnej osobie - uśmiechnął się i położył leżak na ziemię.
- Już tutaj jest? - zapytałam.
Chłopak zaprzeczył oznajmiając, że Niall ma przyjechać około dwunastej.
- Okej Amy. Muszę już iść, ale jeśli będziesz czegoś potrzebować tutaj masz mój numer - oznajmił i podał mi kartkę ze swoim numerem telefonu.
- Czy ta sytuacja była zaplanowana? - zachichotałam.
- Nie, po prostu przechodziłem. - mrugnął, po czym obrócił się na pięcie i odszedł.
Uśmiechnęłam się i nałożyłam okulary, po czym wygodnie ułożyłam się na leżaku.
Harry? Nie pamiętam żeby Niall kiedykolwiek o nim wspominał. Może to jest jakiś pedofil?
Za dużo ukrytej prawdy Amy.
Kiedy leżałam już dłuższą chwilę zerknęłam na telefon. Horan do tej pory nic nie napisał, a zbliżała się godzina dwunasta.
Postanowiłam zignorować fakt, że Niall w każdej chwili może się tutaj zjawić, a ja wyglądam jak siedem nieszczęść. Ułożyłam się wygodnie na leżaku i zamknęłam oczy, po pewnym czasie usypiając.
___
Nagle poczułam zimną wodę na moim ciele. Gwałtownie wstałam, a z mojego czubka nosa spadły okulary. Usłyszałam śmiech i już wiedziałam kto był taki mądry.
- Cześć, Amy - przywitał się Niall prawie wybuchając śmiechem.
Horan był uczęsany tak samo jak tamtego razu na koncercie. Za to był ubrany w spodenki dżinsowe i koszulkę bez rękawów.
- Bardzo śmieszne - warknęłam. -Czy ty naprawdę na głowę upadłeś!
Chłopak jeszcze bardziej zaczął się śmiać, a ja z każdą minutą uważałam ta sytuacja jest zabawna, mimo, że byłam praktycznie cała mokra.
- Oh, jesteś okropny - jeknęłam i opadłam na leżak.
Chłopak uśmiechnął się, a ja mogłam na jego uśmiech patrzeć godzinami. Był cudowny. Jego uśmiech. Nie on.
- Idź się lepiej przebierz - polecił szczerząc się.
- Ale ty zniknij mi z oczu, błagam - jeknęłam wstając z leżaka.
Powoli kierowałam się w stronę domku. Byłam jeszcze trochę zaspana, dlatego o mało co nie wpadłam w drzewo.
Kiedy weszłam do środka, zauważyłam Jacka, który miał owiniętą rękę wokół mojej mamy. Najwyraźniej byli już podpici. Zignorowałam ich i poleciałam na górę. Wyciągnęłam czyste i conajważniejsze suche ciuchy z mojej szafki. W sumie niczym nie różniły się od tych wcześniejszych. Koszulka i spodenki.
__________
Spierdolony rodział jak nie wiem. :///
Ale brak weny. (JEST POMYSL NA SCENKE) ale jakoś dzisiaj nie chce mi się to zkleić w całość.
Tutaj macie ... W sumie nic :/
Nic mnie nie pocieszy :((
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro