Ktoś mnie obserwuje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


O godzinie 6 rano chciałam umrzeć. Nie zostałam stworzona do wstawania o tak wczesnych porach. W dodatku była już prawie zima i o tej godzinie słońce jeszcze nie wstało.

Jednak już 20 minut później wiązałam moje sportowe byty. Ubrałam kurtkę do biegania, dosyć ciepłą i legginsy. Na głowę założyłam czarna przepaskę a w uszy wsadziłam słuchawki. Z głośnym westchnieniem wyszłam z mieszkania i na chwiejnych nogach wyszłam z budynku. Zimne powietrze zaatakowało każdy fragment mojej odkrytej skóry, więc od razu miałam wszędzie ciarki. Zdecydowałam, że pójdę pobiegać do parku, niedaleko ode mnie. Poza tym było to miejsce, gdzie o tej godzinie mogło być już parę biegaczy. Trasa, którą wybrałam miała około 5km. Ruszyłam truchtem, a na ulicach zgasły już lampy. Na zewnątrz robiło się znacznie jasnej, włączyłam moją playlistę i biegłam.

Po prostu biegłam. To był mój sposób na mordercze treningi w czasach liceum. Czasami po całym dniu nie miałam nawet siły się uczyć, a co dopiero trenować. Wtedy po prostu wyłączyłam umysł, skupiałam wszystkie swoje myśli na piosenkach i ćwiczyłam. Dopiero potem odczuwałam ból.

I pamiętałam, że to pomagało. Dzisiaj jednak czułam jak bardzo zaniedbałam swoją kondycję przez te lata. Miałam zdecydowanie za mało czasu na ćwiczenia, a jeszcze mniejsze chęci. Dlatego już po niecałym kilometrze czułam jak ciężej mi się oddycha. Zacisnęłam jednak pięści i biegłam dalej. W tle leciała spokojna piosenka, a ja biegłam sobie przez ten cichy park i wdychałam świeże powietrze. Gdyby nie to zimno i wczesna pora, ten moment byłby nawet przyjemny.

Minęłam jakiegoś mężczyznę, który wyglądała na zaprawionego biegacza. Ale poza nim nie było nikogo w zasięgu mojego wzroku.

Dlaczego więc miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje? I zawsze, gdy wpadnie mi do głowy jakaś myśl, moja wyobraźnia ja jeszcze bardziej podsyca. Wyjęłam jedną słuchawkę z ucha, chcąc mocniej kontaktować z światem wokoło.

Jeszcze tylko kilometr i mogłam wracać.

Rozejrzałam się po pustej alejce, w tle słyszałam odgłosy samochodów i wszystko wydawało się być normalne, tak jak zwykle. Jednak cały czas czułam czyjś wzrok na sobie. I kiedy dobiegałam do końca tej ścieżki i miałam zamiar zawracać, zobaczyłam coś.

A raczej kogoś, w czarnej masce z fioletowym znakiem na czole. Wystarczyło kilka sekund mojego zawahania, aby postaci zniknęła. Z głośno bijącym sercem pobiegłam dalej.

Zdecydowanie szybciej, cały czas oglądając się za siebie. Kto to był? I dlaczego miałem wrażenie, że mnie obserwował?

Przecież to mógł być jakiś dziwak, który w masce chciał zaczerpnąć świeżego powietrza, prawda?

W głowie starałam się odtworzyć znak, który zauważyłam. Jakaś fioletowa spirala, czy coś. Zdecydowanie za krótko się przypatrywałam. Kiedy dobiegłam do ulicy, ruszyłam sprintem w stronę mojego mieszkania, do którego zresztą wbiegłam jak burza. Zamknęłam drzwi na klucz i oparłam się o nie. Zerknąłem na zegar, była 7:03. Ruszyłam do kuchni, gdzie włączyłam ekspres.

- I jak? - Tikki wleciała do kuchni- wracasz do starych nawyków.

- Nie wiem jak ja kiedyś dawałam radę - stęknęłam i wypiłam cała szklanek wody - ledwo żyje.

- Przybiegłaś jakby ci ktoś gonił - zaśmiała się, ale ja zamarłam - coś nie tak?

- Nie, nic - odparłam - po prostu widziałam coś w parku.

- Coś?

- Znaczy kogoś - poprawiłam się - jakaś postać. W masce. I miałam wrażenie, że mnie obserwuje.

- Pamiętasz jakieś szczegóły? Szedł za tobą? Mówił coś?

- Nie panikuj Tikki. Poza tym nie zakładajmy od razu, że to mężczyzna i w dodatku, że chciał mi coś zrobić. Są różni ludzie na świecie.

- Ale to nie jest moment na poznawanie dziwaków w maskach - prychnęła - nie, kiedy ktoś ci grozi śmiercią.

- Miał jakąś fioletową spiralę na czole, nie wiem co to dokładne było - wtrąciłam - za szybko uciekł.

Tikki miała bardzo niemrawą minę.

Zignorowałam ją jednak i ruszyłam w stronę łazienki.

- Nie powinnaś się tak narażać - usłyszałam jeszcze głos Tikki - nie możesz wychodzić już sama.

- Umiem sobie poradzić - prychnęłam.

- Umiałaś sobie poradzić - Tikki podleciała do mnie z poważną mina - czy nie wiedzisz, że mamy teraz do czynienia z zupełnie innymi ludźmi? Czy kiedykolwiek Władca Ciem grał z nami w jakieś zagadki? Nie, bo on wolał atakować i zabijać. A Taylor jest przebiegła i piekielnie inteligenta.

- To co mam niby zrobic? Schować się w domu i płakać? Sama kazałaś mi się wziąć w garść.

- Po pierwsze to masz pogodzić się z Czarnym Kotem - prychnęłam po jej słowach - nie możecie się teraz kłócić. A potem trzeba skontaktować się z Fu.

- Za dużo wymagasz - odparłam - teraz już się nie wycofam, tak? Narazie ona ma przewagę, ale ja też coś znajdę. Jeśli chce grać w grę, to proszę. Ale ja będę wykładać karty.

- Masz czas do soboty - mruknęła cicho Tikki - ściągnij tutaj Czarnego Kota i przestańcie się zachowywać jak dzieci. To nie jest już liceum.

...................

- Idź na jakiś lunch - mruknęłam do Sabriny, znad biurka. Dzisiaj miałam bardzo dużo rzeczy do zrobienia, wiec stwierdziłam, że zjem później. Ale nie mogłam głodzić moich pracowników. Jutro zaczynały się te przeklęte castingi i zaraz miałam zadzwonić do Adriena, powiedzieć mu o tym.

Tak bardzo nie chciałam usłyszeć jego głosu.
Kogo ja oszukuje, chciałam. Po prostu nie wiedziałam jak zareaguje, gdy go usłyszę.

Bo nie sztuką jest się zakochać. Każdy z nas chociaż raz w życiu zakochał się, nie licząc na jakikolwiek związek. Ale sztuką jest przestać kochać, gdy twoje zdradzieckie serce nadal tego pragnie, a rozsądek podpowiada coś całkowicie innego.

Westchnęłam i spojrzałam na ubierającą się Sabrinę.

- Może ci coś chociaż przyniosę? - spytała, patrząc na mnie uważnie - jadłaś coś w ogóle?

- Tak - odparłam - mam jakieś jabłko w torbie i przez ten stres nie jestem głodna.

Sabrina zeskanowała mnie uważnym wzrokiem, więc posłałam jej delikatny uśmiech. Wyszła z mojego biura, a ja przez uchylone drzwi zdążyłam zobaczyć Maxa, które opierał się o ścianę.

Uśmiechnęłam się pod nosem i wróciłam do nudnego wypełniana papierów. I cały czas zerkałam na telefon. Nie dzwonił już tyle dni, a ja dalej w głębi serca miałam nadzieję, że to zrobi. No cóż, , takie jest życie. A dzisiaj to ja będę musiała z nim porozmawiać. A jutro spotkać.

Ktoś zapukała do drzwi mojego biura, więc mruknęłam ciche proszę. Do środka weszła niska dziewczyna, w średnim wieku. Nazywała się Agnes i pracowała dla mnie od niedawna. Zatrudniłam ją, bo potrzebowałam osoby, która będzie umawiała miejsca, własne na casting i odbierał różne telefony.

- Dzień dobry - uśmiechnęłam się do niej.

- Dzień dobry - mruknęła cicho - przepraszam, że przeszkadzam, ale umówiłam Pani spotkanie. Na wtorek po pokazach.

- Z kim? - podniosłam powoli wzrok znad papierów.

- Jakaś młoda dziennikarka, nie pamietam nazwiska, mogę iść szybko sprawdzić, bo zapisałam....

- Nie trzeba - przerwałam jej - zajmiemy się tym później, teraz muszę się na tym skupić.

- Oczywiście - odparła kobieta i wyszła z pomieszczenia, cicho zamykając drzwi.

Po kolejnych godzinach nieustannej pracy, moje plecy chyba odmówiły współpracy. Przeciągnęłam się na krześle i wzięłam głęboki oddech. Czułam jak moja głowa delikatnie pulsuje, więc przeczuwałam, że zaraz dostanę migrenę. Tego mu było najmniej potrzeba. Połknęłam dwie tabletki i stwierdziłam, że potrzebuje chwilę przerwy.

Wstałam i ruszyłam w stronę biura Sabriny. Zastałam dziewczynę na kanapie z laptopem na kolanach. Podeszłam do niej i usiadłam obok.

- Co robisz? - oparłam głowę o jej ramię i odetchnęłam

- Szukałam jakiejś kreacji na sobotę - westchnęła i spojrzała na mnie kątem oka - dla ciebie też.

- Oj, jak dobrze - zaśmiałam się cicho - mamy mało czasu, więc powiedz, że odbierzemy osobiście.

- A kogo w ogóle bierzemy po uwagę?

- Ja myślałam o projektach Gucci lub Malene Birger. Ale czekaj...

- Co?

- Mam genialny pomysł, co ty włożysz - pisnęła - włożysz swój własny projekt!

- Żartujesz prawda? Nie zdążycie żadnego już teraz wykonać. Jest za mało czasu, skupmy się na pokazie.

- Pamiętasz te sukienkę - Sabrina totalnie zignorowała moje słowa - co miałyśmy zrobić w dwóch kolorach, z satyny, bo nie byłyśmy pewne czy to będzie dobry materiał.

- Tak, ale...

- I srebrna jest gotowa, zapomniałam ci powiedzieć - mruknęła podekscytowana - obowiązkowo w niej idziesz, jest cudowna.

- Będę musiała ja najpierw zobaczyć. - westchnęłam - a teraz trzeba znaleźć coś dla ciebie. Wygodnego, bo potem idziemy się zabawić.

- A jak! - pisnęła radośnie - a lokal na afterparty dla modeli,jest już wynajęty także spokojnie. Duży, bardzo znany klub, przy York Wall.

- Zapowiada się dobrze - mruknąłam - i niech tak tylko zostanie.

.............

Koło 17:30 weszłam na siłownie i jak najszybszym krokiem skierowałam się do szatni. Kartę klienta miałam już kupioną na następny rok, więc teraz musiałam już jedynie ćwiczyć. Położyłam torbę na ławce, wyjęłam z niej buty, słuchawki i telefon. Sportowy strój miałam już na sobie, zdążyłam bowiem wrócić do domu i się przebrać. Po schowaniu wszystkiego do szafki, ruszyłam prosto na siłownie. Minęłam w drzwiach jakaś spoconą kobietę, ta posłała mi uśmiech, więc odwzajemniłam go. Chociaż nie było mi dzisiaj do śmiechu. Wybrałam te siłownie, bo byłam nie duża, jednocześnie miała wszystko, co było mi potrzebne. Nie chciałam być w centrum uwagi, jedynie w spokoju poćwiczyć.  Przez  godzinę układałam sam trening i zapamiętałam każde ćwiczenie. Teraz jednak czułam, że początki nie będą proste. Po ponad godzinie intensywnego treningu stwierdziłam, że czas na rozciąganie. A uwierzcie mi, to nie było zbyt przyjemne, bo byłam sztywna jak kłoda. Z boku pomieszczenia znajdywało się wiele półek z różnymi przyborami. Wypatrzyłam sobie gumę do rozciągania na jedej z najwyższych. I już czułam, że będę miała problem z dostaniem się do niej. I tak jak sądziłam, nie mogłam jej dosięgnąć.

- Czekaj, pomogę ci - usłyszałam męski głos za sobą, kiedy po raz kolejny stawałam na palcach, żeby dosięgnąć półki. Czyjeś masywne ramię szybko zgarnęło pożądany przeze mnie przedmiot a ja odwróciłam się w stronę mojego wybawcy. Stanęłam przed dosyć wysokim i mega wysportowanym brunetem. Na sobie miał niebieską koszulkę, którą nosili pracownicy siłowni. Uśmiechnęłam się do niego, kiedy podał mi gumy.

- Dziękuję - podniosłam na niego wzrok. Ciemne oczy przypatrywała mi się z rozbawionymi iskierkami - mój wzrost to czasami największa zmora.

- Nie przejmuj się - wzruszyłam ramionami z uśmiechem - chociaż muszę przyznać, że rzadko mamy tutaj takich klientów, jak ty.

- Jak ja, czyli? - podniosłam brew a chłopak trochę się speszył.

- Spójrz na tego faceta - przeniosłam wzrok na wielkiego mężczyznę w rogu, który biegł na bierzni - to są nasi przeważni klienci.

- Trochę się wyróżniam, masz rację - zaśmiałam się -  jestem Marinette.

- Black - odparł a ja prychnęłam - co?

- Bardzo trafne imię - pokiwałam głową - pasuje ci.

- Ładnemu we wszytkim ładnie - odparł dumie a ja wybuchłam śmiechem - a nie czekaj, to chyba nie o to chodzi.

- No nie - odparłam - miło poznać, a teraz lecę rozciągać się, póki jestem jeszcze rozgrzana.

Wyminęłam go z uśmiechem.

- A spotkamy się jeszcze? - mruknął, gdy odchodziłam. Przystanęłam i spojrzałam na niego przez ramię.

- Jeśli tutaj pracujesz, to będziesz mnie musiał znosić przez cały rok.

- Z czystą przyjemnością - powiedział z głupim uśmiechem na twarzy.

..............

Umyta, z mokrymi włosami i w swojej ukochanej bluzie, siedziała na kanapie z telefonem w ręku. Czekałam chyba na zmiłowanie pańskie, albo na atak jakiś kosmitów. Jak najdłużej chciałam przeciągać te chwilę. Jednocześnie Tikki nie pomagała mi, bo latała nad moją głowa, przez co czułam się osaczona.

Wybrałam powoli jego numer, kiedy wybiła 20. Czekałam, w tle leciała jakaś melodyjka i miałam nadzieję, że nie odbierze. W zasadzie to już miałam się rozłączyć, ale usłyszałam szmer w słuchawce.

- Halo? - jego głos spowodował, że fala ciepła rozlała się po całym moim ciele. Przełknęłam cicho ślinę.

- Um - totalnie zapomniałam o czym chciałam powiedzieć i jak powinnam się zachowywać - hej.

Brawo Mari, super ci idzie.

- Dzwonię tylko, aby ci powiedzieć, że jutro są castingi - mruknąłam, zanim on zdążył cokolwiek powiedzieć. Najlepszym sposobem będzie unikanie go, ale czuła jak tracę nad sobą panowanie, gdy słyszałam chociażby jego głos. Jednocześnie czułam ten sam ból i rozczarowanie - powinieneś się pojawić.

- I tak idę w tym pokazie - odparł, brzmiąc jakby chciał się upewnić - ale postaram się być.

- W piątek robimy próbę już na wybiegu - mówiłam szybko dalej.

- Gdzie będzie pokaz ?

-  W budynku galerii przy Tate Modern, eleganckie miejsce i łatwy dojazd do fabryki, gdzie będzie afterparty.

- Zaprosiłaś już gości? - mruknął nagle.

- Za kogo ty mnie masz? - prychnęłam - już dawno.

- A twoi rodzice? Uda im się przyjechać?

- Nie - westchnęłam pod nosem, zdecydowanie tracąc już całkowicie humor - nic nie poradzę.

Czemu ja rozmawiałam z Adrienem, jakby nic się nie stało? A jednocześnie czułam jak moje serce zaraz eksploduje. Między nami była taka cisza, jak nigdy.

- Bądź chociaż w piątek - westchnęłam po kolejnych kilku minutach - wiem, że pracujesz i masz pewne...

- Będę, na pewno - przerwał mi, a ja byłam w stanie sobie wyobrazić jego zielone oczy - w końcu ja cię w to wciągnąłem.

- Tak - delikatny uśmiech wpłynął na moje usta - ale ja nie stawiłam dużego oporu.

I nimi okropności całej mojej obecnej sytuacji, poczułam iskierki nadzieji. Malutki płomień, który w każdej sekundzie mógł zgasnąć. Ale od takiego właśnie płomyka zaczyna się cały pożar.

I chciałam wierzyć, że będzie dobrze.

............

Dzień dobry, jak żyjecie?
Rozdział krótki i trochę nudy, ale potrzebowałam wprowadzenia. Teraz pracuje nad maratonem dla was i właśnie tego dotyczy moje pytanie. Czy wolicie, żeby następny rozdział był za 2/3 dni czy kilka dni później, ale maraton?

Czekam na komentarze i przepraszam za błędy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro