Diez

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęły dwa miesiące odkąd to wszystko się zaczęło.
Camilo i ja wciąż żyliśmy w burzliwej relacji dlatego staraliśmy się siebie nawzajem unikać, dla obustronnego dobra.

Jeżeli już mielibyśmy się spotkać to tylko w celach przyjacielskich, zapomnieliśmy o pocałunku na ceremonii i na moment wszystko ucichło.

Ja wróciłam do swojej roli idealnej księżniczki, ale przy okazji zyskałam nową przyjaciółkę.

Oczywiście, jak zwykle wszystko musiało się zepsuć.
Moje uczucia wróciły przez jeden śmiertelny incydent.
Zaczęło się pewnego słonecznego dnia o zachodzie słońca...

- Pa! – krzyknęłam do Isy machając w jej stronę gdy odchodziła, widziałam jeszcze jak mi odmachiwała i biegła w stronę domu tworząc kwiatki na swojej drodze

Szczęśliwa wróciłam do siebie podskakując z nogi na nogę.

- Diana co ty taka szczęśliwa? Marsz do pokoju i przygotuj się. Zaraz wróci ojciec i powie ci ważną nowinę. //zgadnijcie kto to mówi// – odezwała się matka podnosząc wzrok znad garnków

- Oczywiście mamo.. – mruknęłam udając się przy tym na górę

Założyłam sukienkę koloru pudrowego fioletu i związałam włosy w lekkiego koka.
Właśnie skończyłam zapinać sobie bransoletkę gdy po całym domu rozległ się dźwięk zamykanych z hukiem drzwi.
To oznaczało że mój ojciec wrócił.

Zbiegłam po schodach i powitałam go ze sztucznym uśmiechem na twarzy.

- Witaj tato.

- Diano, Vivieno //tak się nazywa jej matka jak coś//. Mam świetne wieści, za rok przeprowadzamy się do Londynu! – myślałam że zaraz zemdleję

- Wreszcie jakiś cywilizowany kraj! – rodzice wyglądali na szczęśliwych

Ja wręcz przeciwnie.
Uśmiechnęłam się lekko i zrozpaczona wyszłam z domu pod pretekstem spaceru.
Bez zastanowienia pobiegłam w stronę domu Madrigali.
Musiałam się komuś wyżalić a Isabela to w tej chwili najlepsza osoba.

Byłam tak wściekła i przybita, że po drodze potknęłam się i upadłam na ziemie przy okazji zdzierając sobie skórę z kolana i dłoni.

Syknęłam z bólu i spojrzałam na siebie, sukienka ubrudzona piachem, a nogi i ręce zakrwawione.
Moi rodzice mnie zabiją...

Kuśtykając udało mi się dotrzeć do celu.
Przy wejściu spotkałam Camilo który jak tylko zrozumiał że to ja i zobaczył jak wyglądam, prawie upadł na ziemię.

- D-Diana? Co ci się stało? Wszystko dobrze? Zabierzmy cię do Juliety. – nie zdążyłam odpowiedzieć, a on bez pytania wziął mnie na ręce i zaniósł do kuchni

Gdy trzymał mnie w swoich ramionach czułam się bezpiecznie, robił to tak delikatnie i z czułością jakby wydawało mu się że jestem porcelanową lalką którą w każdej chwili mógłby zniszczyć. Ufnie oparłam głowę o jego klatkę piersiową i czekałam aż dotrzemy.

- Och Diana.. – uśmiechnęła się pobłażliwie Julieta gdy Camilo położył mnie na krześle – Weź. – powiedziała podając mi arepę //arepe czy arepę? Help me bo nie wiem jak się to pisze// – To ci pomoże

Gdy włożyłam jedzenie do ust, moje rany i zmęczenie natychmiastowo znikły.

- Dziękuje – wyszeptałam i już chciałam pójść do pokoju Isabeli lecz Camilo mnie powstrzymał

- Wciąż nie wiem co ci się stało – powiedział wzrokiem zachęcając mnie do mówienia

Przewróciłam tylko oczami i streściłam.

- Biegłam i się wywaliłam. Tyle. – nie powiedziałam całej prawdy ponieważ nie chciałam by do czegoś doszło, gdyby Camilo dowiedział się o moim wyjeździe mógłby wyznać mi miłość lub coś, a ja nie zniosłabym potem jego straty

Natychmiastowo ruszyłam w stronę pokoju mojej przyjaciółki i wpadłam bez zapowiedzi.

- No siema! – krzyknęłam a mój głos odbił się echem po pokoju

- Diana! Wreszcie! – Isabela uśmiechnęła się i podbiegła by się przytulić – Czemu masz tak brudną sukienkę?

Nic nie odpowiedziałam tylko usiadłam na kwiecistej podłodze i spojrzałam jej w oczy.

- Muszę ci coś powiedzieć...

- Mów.

- Moi rodzice... postanowili... że za rok.. przeprowadzamy się do Londynu- – jej oczy rozszerzyły się z zaskoczenia

- Ale.. dlaczego.?... Nie mów Camilo. Załamie się. – powiedziała zmieniając wyraz twarzy ze zrozpaczonego na stanowczy

- Nie powiem. Nie chcę. Nie chcę też wyjeżdżać, wiesz jak daleko to jest? Jakiś tydzień... Ja naprawdę nie dam rady... Nie dam rady bez ciebie, bez Camilo.. bez was wszystkich. – świat zaczął się rozmazywać a ja opadłam twarzą w kwiaty pozwalając łzom swobodnie spłynąć po mojej twarzy

- Spokojnie Dia. //właśnie poznaliście ksywkę Diany// Coś wymyślimy. – powiedziała przytulając mnie – A teraz.. musisz się rozluźnić! – krzyknęła z uśmiechem na twarzy i rzuciła mi furę kwiatów w twarz

- Ej! To było nie fair! – udałam focha i rzuciłam furę róż w jej twarz

————————————————
Siemaaaaaaa

Whats up?

U mn słabo

Bywało lepiej

Piszcie jak się podobał rozdział

Miłego heh🌸

Bajj✨💜🔮🛐

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro