Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

       W sali zawrzało, kiedy Gabriel, teraz już stojąc uśmiechał się do Nathaniela zawadiacko, burząc fryzurę na głowie. Lucifer zacisnął ręce na kancie stołu na tyle mocno, że kłykcie mu zbielały i nie zwrócił uwagi na przewrócenie szklanki z herbatą, która powoli wsiąkała w obrus. Jedyną myślą, która teraz tłukła mu się po głowie, było podejście do tego małego gnojka i odciągnąć go od jego Nathaniela. Zawarczał cicho, bo Gabriel nadal trzymał dłoń na policzku Gryfona, a jego zalewała krew. Uderzył pięścią w stół, zirytowany tym, że jest bezsilny i nie może nic zrobić, bo łączą ich takie, a nie inne relacje. Poczuł dotyk dłoni na swojej zaciśniętej pięści.
– Coś nie tak, Luciferze? – McGonagall spojrzała na niego, próbując coś wyczytać z jego twarzy, jednak bez większego skutku. Kiedy tylko mężczyzna uświadomił sobie, że jest obserwowany, na jego twarz wróciła maska, która nic nie okazywała.
– Nie, nie, muszę przygotować zajęcia. – Poderwał się do góry i wybiegł bocznymi drzwiami.


Remus wpatrywał się w dwójkę chłopaków z szeroko otwartymi oczami. Nie wierzył w to, co widzi. Nath nie mógł być taki...
Wszyscy uczniowie wlepiali wzrok w stojącą dwójkę do czasu, kiedy Lupin po prostu nie wytrzymał. Ta cała szopka i wzrok ludzi, który przewiercał go na wskroś, był denerwujący. Miał już dość szeptów ludzi, ich plotek i reagowania na każdą nową sensację, jak banda reporterów, którzy dawno nie dostali w swoje łapy jakiegoś skandalu. Wstał i popychając chłopaków w stronę wyjścia, rzucił przez ramię:
– To nie jakieś dziwne okazy zwierząt w klatce! Wracać do śniadania!
Ludzie z niezadowolonymi pomrukami odwrócili się, a brunet szybko wypchnął ich na korytarz. Wcześniej kątem oka zobaczył Lucifera, który bynajmniej nie skakał z radości do góry, a wręcz było widać, że zaraz coś roztrzaska, więc wolał rozwiązać tę sprawę szybko i w miarę bezboleśnie. Bo potem Merlin raczy wiedzieć co z tego wyjdzie.
Obaj popatrzyli na niego zaskoczeni, nie wiedząc czego się do końca spodziewać. Nathaniel go znał i wiedział, że takie wybuchy normalne nie są, a ten nowy zapewne z tego powodu, że nie miał pojęcia, kim był, by wtrącać się w ich sprawy. W tym momencie go to zbytnio nie obchodziło.
– Co ty odwalasz? – Gromił Cartera wzrokiem, odciągając go od nowego ucznia. – Ja rozumiem, że nigdy nie jest idealnie, ale tworzycie z nim taką uroczą parę, a tutaj odwalasz jakieś dziwne akcje. Nathaniel co ci odbiło? Przecież zawsze mówiłeś, że nie chcesz nikogo krzywdzić, więc weź mi to wytłumacz!
Kiedy tylko ostatnie słowa przebrzmiały skarcił się w myślach za gwałtowność. Nie chciał go urazić, a jedynie pomóc. Wszystko wynikało z troski o przyjaciela. Ten spuścił głowę, a warga mu zadrżała. Remus przełknął ślinę i nerwowo potarł kark. Na pewno przesadził. Nath w gruncie rzeczy był bardzo wrażliwy, a on odwdzięcza mu się za okazane wsparcie krzykiem i oskarżeniami.
– Nath popatrz na mnie. – Uniósł mu głowę do góry i widząc łzy w oczach przyjaciela, przygarnął go do siebie, gładząc po plecach. Przesadził, ale na swój sposób przywiązał się także do Lucifera, a jego zdenerwowanie było widoczne.
– J-ja nie ch-chciałem – wyszeptał, jąkając się. Robił to tylko wtedy, kiedy nie tyle zdenerwowanie brało górę, ile najróżniejsze emocje, których nie potrafił ogarnąć. Wtulił się w przyjaciela, a Lupin przeczesał mu włosy i uniósł brwi, patrząc gniewnie na Gabriela. Wiedział, że gdy Nathaniel się rozklejał, to w życiu nie kłamał. I najwidoczniej nic, co zaszło w Wielkiej Sali, nie było jego winą.


– Wytłumacz!
Chłopak jakby się otrząsnął i zlustrował go zaciekawionym spojrzeniem. Nie spodziewał się takich wybuchów po tym pokiereszowany chucherku, ale miło się zaskoczył.
– Cóż ci mogę tłumaczyć, chciałem przywitać swojego byłego, a zarazem przyjaciela. – Wzruszył ramionami, posyłając mu delikatny uśmiech. Spodobał mu się ten drobny brunet. Mimo wątłej postury widać było, że jest silny i to aż biło z jego postawy i zachowania wobec Nathaniela. A widok kogoś, kto tak troszczył się o jego maleństwo, był najlepszym, co mogło go spotkać tego pierwszego dnia.
Remus wytrzeszczył na niego oczy, słysząc odpowiedź Gabriela. Nie obchodziło go, że zapewne zaraz na korytarz wylęgną uczniowie Slytherinu, którzy będą chcieli dowiedzieć się, dlaczego taki nic niewarty Gryfon, jak on, śmiał dyrygować ich nowym nabytkiem. Aktualnie miał zbyt wiele rewelacji do przetrawienia.
– Były? Nath, skarbie, weźmiesz mi to wytłumaczysz?
Carter przetarł oczy i uniósł wzrok na przyjaciela. Widząc, że ten się uśmiecha, zrobiło mu się lżej na sercu. Zdanie Remusa było w równej mierze ważne, co to Gabriela i nie chciałby, a by coś takiego ich poróżniło.
– Bo my mieszkamy obok siebie i w sumie całe dzieciństwo spędziliśmy razem. Podczas wakacji przed czwartą klasą jakoś tak wyszło, że zaczeliśmy coś na kształt pseudozwiązku. Gabriel, nie krzyw się. Jaki związek mogą tworzyć czternastolatkowie? Jednak cała ta odległość nie pomogła nam, a nie było możliwości, aby Gabe się przeniósł. Przecież nie jestem kimś na tyle istotnym, żeby z mojego powodu zmieniać szkołę. – położył dłoń na ustach Remusa, który już chciał temu zaprzeczyć i pokręcił głową. – To jedynie zepsuło nasz związek, chociaż staraliśmy się go utrzymać, bo było nam razem dobrze. Gabriel o mnie dbał, a po tym wręcz traktował jak jajko, ale przynajmniej po zerwaniu potraktował mnie jak równego sobie i nadal byliśmy przyjaciółmi. Tfu, jesteśmy nadal, co ten ciućmok dobitnie zaakcentował. Cała reszta... – Po twarzy chłopaka przebiegł grymas bólu. Remus widząc to, pogłaskał go lekko po policzku, całując w czoło. Nie chciał go wypytywać. Zapewne w pewnym momencie Carter sam się otworzy i zechce z nim o tym porozmawiać, a na razie wolał ten fakt zwyczajnie przemilczeć.
– A następnym razem, kretynie, przywitaj się jak cywilizowany człowiek! – Nath pokazał Rapidowi język, chowając się za Lupina, kiedy ten chciał go złapać.
– No i to jest ten Nathaniel, którego pamiętam – roześmiał się głośno i poczochrał mu włosy. – Trzymaj się, słońce. A ty, piękny, go pilnuj, bo będę sprawdzał.
Machnął ręką na pożegnanie i wrócił do Wielkiej Sali. Nathaniel zdusił śmiech, widząc lekki rumieniec na twarzy przyjaciela.
– Spodobałeś mu się
– Co? – Lupin nie wiedział, co na to odpowiedzieć, więc udawał głupiego. Nath i tak zapewne się na to nie nabrał, ale można było próbować. Gabriel wydawał się ciekawym człowiekiem i to całkiem uroczym, ale wolał nie roztrząsać komentarza przyjaciela.
– Pstro i kolorowo! Chodź na lekcję, zanim wrośniesz w ziemię.
Popchnął go do przodu, kierując się w stronę sali od Obrony przed czarną magią. Miał nadzieję, że złapie jeszcze Lucifera i zdąży mu wyjaśnić całą sytuację. Nie wiedział, jak jego kochanek zareagował na całe zdarzenie, ale miał nadzieję, że Gabriel nie wyrządził wielkich szkód. Na samą myśl, że przez głupi incydent mógłby stracić Lucifera bolało go serce i łzy napływały do oczu, czego usilnie starał się nie pokazywać. Przyspieszył kroku, nadal ciągnąc za sobą Remusa i nie przejmując się jego wołaniem, aby zwolnił. Miał istotniejsze rzeczy na głowie.


     Lucifer uniósł głowę znad biurka, kiedy do jego uszu doszedł dźwięk zamykanych drzwi. Widząc, kto stoi w klasie, wstał i obchodząc biurko, stanął naprzeciwko chłopaka. Ten zbliżył się, wyłamując sobie palce. Niepewnie spojrzał na nauczyciela, jednak nie wyczytał nic z jego twarzy, która po raz pierwszy od bardzo dawna wyrażała tylko obojętność. Zadrżał pod zimnym spojrzeniem nauczyciela, jednak nie chciał spuścić wzroku. Wiedział, że w tym samym momencie by coś zaprzepaścił.
– Lucifer, ja... przepraszam cię, to nie była moja wi... – Nie dane mu było dokończyć, bo Hayami przyciągnął go do gwałtownego pocałunku, w którym chciał przekazać wszystkie uczucia kłębiące się w nim od kilkunastu minut. Schodząc ustami na jego szyję, zostawił po sobie kilka malinek.
– Jesteś mój – wyszeptał z powrotem przy jego wargach. Musnął je jeszcze raz, otaczając drobne ciało ramionami. Czuł, jak chłopak lekko drżał i uśmiech pojawił się na jego ustach. Kochał tego dzieciaka i przez głupi wybryk nie zamierzał go zostawić, tym bardziej że Nathaniel sam dostrzegł, że wytłumaczenia są tutaj konieczne. Poza tym nie wierzył, że to faktycznie mogłaby być jego wina i możliwe, że jego reakcja była stanowczo zbyt przesadzona, ale teraz to się nie liczyło.
Kilka sekund później drzwi uchyliły się i do środka zajrzał Lupin.
– Już mogę wejść? Czy mnie zdemoralizujecie?
– Panie Lupin - Hayami łypnął na niego z rozbawieniem, kiwając chłopakowi ręką, aby się zbliżył – nikogo nie będę demoralizować, chybachyba że tego tutaj. I widzę, że cięty język już panu wrócił, tak?
Nathaniel roześmiał się i oparł o biurko nauczyciela, ciągnąc go za sobą. Hayami oparł się dłońmi o blat stołu, przelotnie całując Nathaniela.
– Mnie możesz, ile zechcesz – jestem twój.
Lucifer mruknął zadowolony i wypuścił Gryfona z objęć.
– A teraz — do ławek!


Remus podskoczył do góry, czując czyjeś usta na policzku.
– Cześć, piękny! – Kiedy tylko do jego uszu doszło powitanie, wiedział, kto stoi za nim. Odwrócił się i zgromił Gabriela wzrokiem.
– Chciałeś czegoś? – Uniósł brwi do góry, patrząc na Ślizgona. Ten, nie przejmując się tym zbytnio, wcisnął się pomiędzy niego i Nathaniela, witając się z nim w ten sam sposób.
– Przywitać się chciałem, złotko.
– Poczułem się, jakby mówiła do mnie mama. Dzięki śliczne. – Wystawił w jego stronę język, szturchając chłopaka łokciem.
– Aua! Ranisz mnie! A w ogóle, to jak już coś, to śliczny.
– Chyba śnisz, Rapid. – Wzruszył ramionami, puszczając Nathanielowi oczko za plecami Gabriela.
Ten stan rzeczy ciągnął się już kilka dni. Gabriel zaaklimatyzował się w Slytherinie, ale dość często towarzyszył im podczas posiłków. Zdążył się przyzwyczaić, a o dziwo i ludzie w Slytherinie nie mieli zbyt wiele kąśliwych uwag do wtrącenia, widząc ten stan rzeczy. Mógł tylko podejrzewać, że Gabriel już zdołał okręcić ich sobie wokół palca. Czuł się dobrze przy tym wiecznym optymiście i nie zamierzał tego zmieniać. W tym momencie poczuł na sobie czyjeś natarczywe spojrzenie. Potarł szyję i rozejrzał się po Wielkiej Sali. Jego wzrok spotkał się z tym Syriusza, który z trudnym do określenia błyskiem w oku, wpatrywał się w niego.
Siedział przy stole Ravenclowu razem z Andym, ale wbrew pozorom, jakie stwarzał, nie cieszył się z tego, że Remus jest tak daleko. Chciałby znów go przytulić, pocałować, a tak, to monopol na to ma ten nowy, ale nie mógł się przyznać. Nie chciał, bo zdawał sobie sprawę z tego, że zbyt go skrzywdził i mimo tego, że Remus by mu wybaczył to... Westchnął ciężko, tym samym zwracając na siebie uwagę swojego chłopaka, który mruknął coś niewyraźnie, zapewne znów zirytowany jego ciągłym wzdychaniem. Życie z Remusem było tak nieproblematyczne.
Lupin poczuł, jak do oczu napłynęły mu łzy, kiedy Andy przyciągnął Syriusza do długiego pocałunku. Towarzyszyły temu głośne gwizdy i oklaski. Zacisnął dłonie w pięści i wbił wzrok w stół. Dosłownie sekundę później Gabriel otoczył go ramieniem, ścierając pojedynczą łzę, która zdążyła spłynąć mu po policzku.
– Będzie dobrze Remmy. Masz nas – wyszeptał mu do ucha, głaszcząc po ramieniu. Brunet tylko skinął głową, przysuwając się bliżej. Gabriel już drugiego dnia swojego pobytu w Hogwarcie zdołał wyciągnąć od nich, dlaczego wszyscy mówią, że z najsłynniejszego czworokąta miłosnego w szkole, zrobił pięciokąt. Widocznie plotki wnikały także za grube mury lochów, ale jakoś nikogo w Gryffindorze to nie dziwiło. Ślizgon zdając sobie sprawę z całej sytuacji, nie tylko nie zaprzestał nazywania Remusa pięknym, jakby chciał utwierdzić go w przekonaniu, że ma wokół siebie ludzi, którzy go doceniają, ale i wspierał właśnie w takich sytuacjach. A przyznać trzeba było, że czas jego reakcji był zaskakująco szybki.
– Właśnie, nie przejmuj się. Damy radę! – Nathaniel podpierając się o ramię Ślizgona, pochylił nad przyjacielem. – Ja tu jestem i się nigdzie nie ruszam, a teraz chodź na lekcje, bo akurat z tego konkretnego miejsca ruszyć się musimy.
Wstali i wyszli, nie zauważając jeszcze jednego spojrzenia, które uważnie ich śledziło.


     Lucifer wszedł do klasy, zatrzaskując za sobą drzwi z wielkim hukiem. Klasa szósta zamarła na miejscach. Nauczyciel nie przejmując się tym, usiadł za biurkiem i obrzucił struchlałych uczniów groźnym spojrzeniem.
– Otwieramy książki na stronie 186 i czytamy.
W klasie rozległy się szmery. Nigdy nie czytali sami. Nathaniel popatrzył na Lucifera zamyślony, posyłając mu lekki uśmiech, na który nauczyciel jednak nie odpowiedział.
– W ciszy! – podniósł głos, uderzając ręką w biurko.
Wszyscy wbili wzrok w zadany rozdział, jedynie Carter nachylił się do Remusa i wyszeptał mu do ucha:
– Remmy, nie sądzisz, że...
– Carter! Powiedziałem w ciszy!
Nathaniel słysząc to, wyprostował się jak struna i odsunął na tyle daleko, jak dalece mógł. Wrócił do książki, nie podnosząc wzroku.
– Po lekcji zostaniesz w klasie – usłyszał jeszcze i w klasie zapanowała cisza, przerywana jedynie szelestem odwracanych kartek.


– Profesor chciał, żebym został – powiedział cicho, stając przed biurkiem nauczyciela.
– Tak, posłuchaj mnie uważnie. Wiem, że nastolatkiem nie jestem i do dzisiaj zastanawiałem się, co ty takiego we mnie widzisz. Dlaczego chcesz być z kimś takim jak ja? I myślałem, że może to wreszcie to. Ten moment, kiedy zdaję sobie sprawę, że nie ma nikogo innego, na kim by mi zależało.
– Ale Lucifer... – Nath nie dowierzał własnym uszom. Co on chciał mu przekazać? Musiał to skończyć, bo ten wariat sobie coś ubzdurał. Jednak mężczyzna nie dał mu skończyć, kontynuując swój wywód i nie kwitując tego, że Nathaniel bezczelnie mu przerwał nawet jednym słowem.
– Po prostu chciałbym, żebyś powiedział mi wprost, że to koniec i może wtedy – przełknął ciężko ślinę, spuszczając wzrok z chłopaka – może wtedy będzie mi łatwiej. Widzę, że Rapid zdołał cię zaczarować swoją obecnością i w pełni rozumiem, że wolisz jego. W końcu jest w twoim wieku i cały czas jest do dyspozycji. Możesz się z nim pokazać w szkole i...
Tym razem to Nathaniel przerwał mu, wpijając się w jego usta. Przygryzł lekko wargę Lucifera, na co ten jęknął cicho, wplatając dłoń w jego włosy i z lekką desperacją oddając pocałunek.
Kiedy oderwali się od siebie, Nath usiadł okrakiem mu na kolanach i wtulił się w jego ramiona.
– Jesteś idiotą. Kocham cię, rozumiesz? Gabriel to mój przyjaciel, z którym kiedyś, to muszę przyznać, wiele mnie łączyło. Jednak ani ja nie miałem czasu na dojeżdżanie do mojego hotelu California, ani on na częste spotkania pieniędzy, więc pokojowo się rozeszliśmy. Kocham go, ale teraz tylko jak brata. Może, teraz kiedy jest tutaj, coś by z tego wyszło, ale jemu najwyraźniej spodobał się nasz Remmy, a ja... ja mam ciebie i nie chcę tego stracić. Za bardzo mi na tobie zależy. – Musnął lekko wargi zszokowanego mężczyzny, patrząc na niego z szerokim uśmiechem.
– Więc to całe zachowanie to było...
– Czysto przyjacielskie i nic więcej. Nie pomyślałem, jak to musi wyglądać dla ciebie. Przepraszam.
– Nie masz za co. To ja powinienem cię przeprosić, bo zamiast wyjaśnić całą sytuację, po prostu ułożyłem sobie własną historię, jakbym był jakimś głupim szczeniakiem. – Oplótł Gryfona ramionami, czując, że wszystko jest na miejscu. Trzymał najbliższą mu osobę przy sobie i tylko to się w tej chwili liczyło. Nic poza tym, że Nathaniel go nie zostawi, a ten tydzień można puścić w niepamięć.
W tym momencie poczuł, jak zimna dłoń wślizguje się pod jego szatę i drażni opuszkami palców skórę na brzuchu. Carter wpatrywał się w niego roziskrzonymi oczami, oblizując prowokacyjnie usta.
– Może chciałbyś...
Nie czekając na dalszą część zdania, wziął go na ręce, niosąc w stronę prywatnych komnat.


     Remus po pożegnaniu się z Gabrielem, na którego natknął się w drodze do dormitorium, szedł zamyślony w stronę wieży. Nie martwił się o Nathaniela, zapewne poradzi sobie, a jak nie to będzie go pocieszał i trudno. Ale nie sądził, żeby było to konieczne. Widział, jak ta dwójka na siebie patrzyła i jedyne co udało mu się wyczytać, to prawdziwość uczucia, które dzielili. Westchnął ciężko. Tak... kiedyś też to widział w oczach Syriusza. Czemu sprawy tak się potoczyły? Czemu go zostawił? Przecież dałby mu wszystko, gdyby ten tylko poprosił i chciał nadal być obok.
W tym momencie wpadł na kogoś, zataczając się do tyłu. Podparł się o ścianę, łapiąc równowagę. Dopiero kiedy podniósł wzrok, zobaczył, kto stoi przed nim. Syriusz uśmiechał się półgębkiem, lustrując go wzrokiem.
– Gdzie zgubiłeś ochronę? Czyżby znudziło mu się ciągłe chronienie twojego tyłka?
– Od mojego tyłka to ty się odczep, bo nic ci do niego. – Zacisnął pięści, gromiąc go wzrokiem. Sprzeczne uczucia w nim buzowały, ale nie da się tak po prostu wyrzucić kogoś z serca. Z jednej strony chciał mu walnąć na odlew w twarz, a z drugiej wtulić się w te ramiona, które potrafiły zapewnić mu spokój i bezpieczeństwo. A teraz sam nie wiedział, które z tych uczuć wygrywało.
– Skoro każdy może, to dlaczego nie ja? Taka kurw... – Przyłożył dłoń do twarzy, patrząc z przerażeniem na stojącego przed nim bruneta. On nie chciał.
Remus oniemiał. Łzy popłynęły mu po policzkach, a on odsuwał się powoli do tyłu. Ramiona drżały mu od tłumionego płaczu, a po głowie tłukło się jedynie, jak on mógł to powiedzieć. Przecież to było... I jeżeli wcześniej miał jakąkolwiek nadzieję i jedynie pęknięte serce, tak teraz czuł, jak rozsypuje się ono na kawałki. Skąd tak wymyślna metafora przyszła mu do głowy w takim momencie, nie wiedział, ale teraz pragnął tylko uciec. Odwrócił się na pięcie, rzucając się biegiem ze schodów. Nie dochodziły do niego nawoływania Syriusza, żeby zaczekał. Chciał jedynie znaleźć się jak najdalej. Nie patrząc przed siebie, znów na kogoś wpadł, jednak tym razem mocne ramiona oplotły go w pasie, przyciągając do drugiego ciała, nie pozwalając by zaliczył bliskie spotkanie pierwszego stopnia z twardą posadzko Hogwartu.
– Remmy? – głos Gabriela rozbrzmiał obok jego ucha, przez co rozluźnił się odrobinę, jednak nadal drżał. – Piękny, co się stało? Hej, spójrz na mnie. Remmy, no weź.
Próbował unieść mu głowę — bezskutecznie. Chłopak zacisnął dłonie na jego koszuli i ani myślał puścić. Gabriel czuł, że płacze i denerwowało go to, że nie może nic zrobić, żeby mu pomóc.
– Remus?! Luniek wyjdź, ja nie chciałem!
Na te słowa Remus jeszcze bardziej przylgnął do Ślizgona, a ten czując to otoczył, go ramionami i zmrużył oczy. Zza zakrętu wypadł Syriusz, który gwałtownie się zatrzymał, widząc dwójkę uczniów.
– Ty mu to zrobiłeś? – warknął Gabriel, ciskając pioruny z oczu. Syriusz nerwowo przeczesał włosy i spuścił wzrok na podłogę. Było coś przerażającego w wyraźnie zirytowanym Ślizogonie, który zaborczo wręcz zaciskał ramiona wokół Remusa.
– Ja...
– Ty bydlaku! Nie dość, że zostawiłeś go dla jakiegoś innego gościa, który nawet mu do pięt nie dorasta, to jeszcze... jeszcze śmiesz go krzywdzić! Zejdź mi z oczu, bo podobno Ślizgoni są strasznie mściwi. Nie chcesz tego doświadczyć, zapewniam cię. Spierdalaj!
Gabriel wykazywał się dużym opanowaniem, nie rzucając się jeszcze na Blacka. Najchętniej pokazałby mu, gdzie jest miejsce dla tak podłych ludzi, ale przez tą wściekłość przebijała się troska o pociągającego nosem chłopaka, który ani myślał patrzyć na swojego współdomownika.
Black po chwili wzdrygnął się na to suche polecenie, ale grzecznie ich wyminął, ruszając w drugą stronę. Rapid odetchnął z ulgą. Niech no tylko kiedyś go dorwie, to on z tego nie wyjdzie w całości.


– Remmy, poszedł sobie.
Ten skinął głową, odsuwając się od niego i wycierając oczy.
– Przepraszam... ja...
– Ciii, chodź, zaprowadzę cię do Pokoju Wspólnego. Chcę być pewny, że dotarłeś w całości.
Chwycił go za rękę, idąc wolno korytarzem, zadowolony z tego, że Lunatyk nie wyrwał swojej dłoni z jego uścisku.
– Dziękuję – wyszeptał brunet, całując go lekko w policzek i zaraz potem odwracając wzrok.
Gabriel roześmiał się i już nic nie mówiąc, cieszył się jego towarzystwem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro