Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

       Nathaniel po lekcji podszedł do biurka nauczyciela. Ten uniósł wzrok, posyłając mu szeroki uśmiech i po szybkim sprawdzeniu, czy na pewno wszyscy opuścili salę, cmokając lekko w policzek.
– Stało się coś? Byłeś dzisiaj bardzo szczęśliwy. – Widział, że na lekcji chłopaka dosłownie ruszało. Nie mógł dłużej wysiedzieć w jednej pozycji i Lucifer zachodził w głowę, co też się mogło stać. Carter normalnie miał problem ze zbyt dużą energią, ale dziś przechodził samego siebie.
– Tak! Remus się obudził. – Rzucił się mu na szyję, całując zaskoczonego mężczyznę. Ten odwzajemnił pocałunek, wplatając mu dłoń we włosy. Czuł uśmiech Nathaniela, który nie przestawał się szczerzyć nawet podczas tak zajmującej czynności. Zastanawiał się, czy już powinno mu to uwłaczać, czy jednak ten jeden jedyny raz wybaczy chłopakowi.
– A to nie jego powinieneś całować, Carter? Co to za wybuchy radości na mnie? – Szturchnął go lekko w bok. Chłopak roześmiał się. Za to uwielbiał mężczyznę, którego jak najszybciej chciał przedstawić Remusowi. Przez to, że Lunatyk był wyjęty z życia, nie mógł wiedzieć, ile go ominęło. A swoją drogą był ciekawy jak wyglądał jego związek z Luciferem gdzieś tam, gdziekolwiek Remus przebywał.
– On ma Syriusza, a ja ciebie. Logika kochany, logika.


     Syriusz leżał na łóżku obok przyjaciela, przeczesując jego przydługie już włosy. Miękkie pasma przesypywały się przez jego palce, a Remus z lekkim uśmiechem na twarzy spał dalej, tylko w jednym momencie przysuwając się bliżej ciepłego ciała i wciskając czubek nosa w zagłębienie nad jego obojczykiem, jakby doskonale zdawał sobie sprawę co się wokół niego dzieje. Black westchnął ciężko, składając na jego włosach delikatny pocałunek, nie mogą nacieszyć się jego bliskością, której Remus był świadom. Brakowało mu go i cieszył się, że wreszcie się obudził, bo chciał już z powrotem te kłótnie, przepychanki i spokojne wieczory. Właśnie to dostał i dziękował wszelkim bóstwom, w które nie wierzył, za to wszystko.
Nagle drzwi do Skrzydła Szpitalnego otwarły się i stanęli w nich Nathaniel z Luciferem. Gryfon w podskokach dopadł łóżka i opierając ręce o ramę, wpatrywał się w nich z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Merlinie, jak wy uroczo wyglądacie. Luc prawda, że wyglądają uroczo? – Spojrzał na nauczyciela roziskrzonymi oczami, prawie że skakał w miejscu. Ten uśmiechnął się lekko i podszedł bliżej, oplatając go ramionami i przyciągając do siebie. Czuł się tutaj bezpieczny. O tej porze reszta uczniów była na zajęciach, a przez nieobecność Blacka na korytarzach ryzyko wystąpienia urazów u Ślizgonów zmniejszało się praktycznie do zera. Poppy zapewne już także obejrzała Lupina, więc mieli chwilowy spokój.
– Oczywiście skarbie, ale sądzę, że Syriusz jest na granicy wytrzymałości.
Nath zerknął na Blacka i przybrał niewinny wyraz twarzy.
– Ja nic. – Zamachał rękami, odsuwając się o krok. Syriusz na to roześmiał się.
– Już dobrze, Nathaniel. To już rutyna, nic więcej. – Słysząc to, Carter pokazał mu język i usiadł w nogach łóżka.
– A teraz mi opowiedz co nasz Remmy tam przeżywał, bo umieram z ciekawości. W końcu tam byłem, musiało być nieziemsko.


Syriusz przewrócił oczami, ale zaczął opowiadać. Kiedy przyszło do opisania snu... no chyba snu, bo sam się w tym trochę pogubił, Nath zaczerwienił się i spojrzał kątem oka na Lucifera. Ten tylko objął go i pocałował w czubek głowy. Dobrze wiedział, o czym chłopak pomyślał, ale nie wiedział, za co miał go winić. Nachylił się nad jego uchem i wyszeptał:
– Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co ci chodzi po tej pięknej główce. I nie bój się, przecież cię nie winię, nie miałeś na to wpływu. Chyba że molestowałeś pana Lupina po ciszy nocnej i to się przełożyło na jego świadomość, co?
Gryfon pacnął go w głowę, jednak zaraz potem pocałował przelotnie i splótł ich palce razem, kierując wzrok z powrotem na Syriusza. Zależało mu na tym mężczyźnie i zamierzał się na razie cieszyć tym, co dostał. A teraz, kiedy Remus już się obudził, wszystko miało być idealnie.
Black uśmiechnął się tylko widząc to i kontynuował.
– Gabriel?! Gabriel Rapid?! – Nathaniel poderwał się do góry, wpatrując w dwójkę leżącą na łóżku z szeroko otwartymi oczami. Na ten głośny krzyk Remus powiercił się trochę i chwytając za głowę, usiadł prosto, jakoś wyplątując się z opiekuńczych ramion Blacka. Syriusz mruknął, niezadowolony, ale także podniósł się, splatając ich palce razem. Nie chciał go puszczać choć na sekundę. Nadal gnieździła się w nim irracjonalna obawa, że ten nagle zniknie, albo znów odpłynie.
– Co się dzieje? – Remus rozejrzał się nieprzytomnie po sali, a na jego usta wpełzł lekki uśmiech, kiedy zobaczył stojąca przed nim parę. Czyżby oni i tutaj się zeszli, a ta cholera miała to, czego chciała? – Dzień dobry. Nath, coś się stało?
Carter przyskoczył do niego i złapał za rękę.
– Remmy, kim jest Gabriel? Co się tam działo? – Rozgorączkowanie chłopaka było widać gołym okiem. Remus spojrzał na niego zdziwiony, a pozostała dwójka czekała na rozwój wydarzeń. Syriusz przekrzywił głowę na bok. Czyżby to o czym mówił Remmy było prawdą?
– Syri, ty im opowiadałeś? – Brunet zwrócił się w jego stronę. Syriusz skinął mu głową. – A o tym...
– Tak, Luniek, ale wszystko dobrze. – Pocałował go lekko i objął ramieniem. – Chcesz mówić dalej?
– Nie, opowiadaj, a ja posłucham. – Wtulił się w niego, wbijając wzrok w Nathaniela. Black postarał się wszystko w miarę skrócić, zachowując główny przekaz, bo widział, że cała ta sytuacja Remusa męczy, a on nie mógł się przemęczać. A już na pewno na jego warcie. Z każdym jego słowem Carter robił się coraz bardziej blady, aż w końcu osunął się na podłogę. Remus wyciągnął do niego rękę, którą ten chwycił, ale zamiast się podciągnąć, zaczął bezmyślnie bawić się palcami chłopaka, patrząc na nie zamglonym wzrokiem.
– Nath wszystko w porządku?


     Pokręcił głową i podniósł się z podłogi. Usiadł na łóżku, przyciągając kolana do klatki i pozwalając Luciferowi ciągnąć lekko za warkoczyk, co było jego swoistym tikiem od jakiegoś czasu. Najśmieszniejsze było to, że jego to uspokajało.
– Czy ja ci opowiadałem o Gabrielu, Remmy?
– To on istnieje?! – Remus wytrzeszczył oczy, otwierając szeroko usta. Przecież to niemożliwe.
– Tak i zakładam, że ma się dobrze. On... to wszystko jest prawda. Nie wiem jak, ale... Merlinie – Ukrył twarz w dłoniach, wzdychając głośno. Lucifer zaczął go odruchowo głaskać po plecach i szeptać coś do ucha. Dwójka Gryfonów popatrzyła po sobie zszokowana.
– Myślisz, że muszę...
– Nie! Jeszcze cię do czegoś wykorzystają. – Syriusz spojrzał mu twardo w oczy. Remus roześmiał się cicho i pocałował go lekko. Cały Syri. Cieszył się, że wrócił, że wszystko jest tak, jak powinno być. Nie zamieniłby tego na nic innego i już nie mógł się doczekać, kiedy wrócą do dormitorium. Chciałby pobyć z nim ze świadomością, że kiedy zamkną się, to nikt nie wejdzie. Jeszcze jedna noc i wróci do własnego łóżka.
– Remmy – Nathaniel widocznie się ogarnął i siedział już prosto. – myślisz, że to może się spełnić?
– Nie wiem, ale jakby co to wiesz, Lucifer jest już zorientowany. – Mrugnął do nauczyciela, a ten roześmiał się w głos.
– Panie Lupin, nawet pan nie wie, jak się ucieszę, kiedy zobaczę pana na swojej lekcji po tej przerwie.


     Syriusz stał przed wejściem do Skrzydła Szpitalnego, tupiąc niecierpliwie nogą. Ile można czekać? Nie lubił czekać, to było męczące, no...W tej sekundzie drzwi otworzyły się i na korytarz wyszedł Remus, odprowadzany przez pielęgniarkę.
– I pamiętaj kochanieńki, że jeśli tylko coś się stanie złego, albo się źle poczujesz, to masz tutaj zaraz przyjść.
– Dobrze proszę pani.
– A, zapomniałabym o eliksirze. – Kobieta odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła do gabinetu. Syriusz wykorzystał ten moment, żeby złożyć delikatny pocałunek na ustach chłopaka. Ten uśmiechnął się, opierając czoło na jego ramieniu.
– Znów nie chciała cię wypuścić? – spytał, unosząc brew do góry.
– Bingo, skarbie. – Uśmiechnął się, stając obok niego tak, żeby ich ręce lekko się stykały. Nie powiedział tego głośno, ale chciał tego dotyku. Kiedy Syriusz odchodził, było mu źle. Chciał mieć go ciągle w zasięgu wzroku, a najlepiej zaraz obok. Nie, nie było w tym dziwnej zazdrości. Po prostu nadal nie odnalazł się do końca w tej sytuacji i musiał się mocno otrząsnąć. W końcu przez prawie dwa miesiące żył w przeświadczeniu, że Syriusz nie jest nim zainteresowany.
– Proszę – głos kobiety wyrwał go z rozmyślań. Sięgnął po buteleczkę, posyłając jej lekki uśmiech.
– Dziękuję za całą opiekę i pani czas. Wiele to dla mnie znaczy.
– Nie ma o czym mówić, mój drogi. W końcu kto zna was lepiej niż ja? No lećcie już, tylko proszę się nie nadwyrężać! – Skinęła im głową i zamknęła za sobą drzwi.
– To gdzie idziemy? – Spojrzał na Syriusza z wyczekiwaniem. Znał go dobrze i był przekonany, że chłopak nie chciał jeszcze wracać do całej grupy Gryfonów.
– Do Pokoju Życzeń. – Splótł ich palce razem i pociągnął bruneta za sobą.


     – Dzięki, Łapo. – Siedzieli na kanapie, po kolacji przyrządzonej przez skrzaty. Rozstawione po pokoju świece tworzyły intymną atmosferę, a Syriusz musiał wiedzieć, co też się tam zdarzyło ze wszystkimi szczegółami. Wcześniej zdołał tylko mu zarysować wszystko, bo Nathaniel i pielęgniarka przerwali im dalszą rozmowę. Remus z wypiekami na twarzy opowiadał mu o niektórych wydarzeniach. Westchnął cicho, kierując wzrok na ich dłonie, splecione na jego brzuchu.
– Co jest Remmy? Boli cię coś? – W jego głosie wyraźnie słychać było troskę, co tylko bardziej rozczuliło Lunatyka.
– Nie, tylko myślałem.
– O czym?
Odwrócił lekko głowę, wpatrując się w błyszczące oczy Blacka. Musnął jego wargi i nadal z twarzą oddzieloną tylko o milimetry od niego, wyszeptał:
– O nas.
Black przełknął ciężko ślinę, wbijając wzrok w usta chłopaka. Położył dłoń na jego karku i gwałtownie wpił się w nie. Remus jęknął cicho i z chęcią oddał pocałunek. Po tak długim czasie... czuł, jak ten pocałunek uderza mu do głowy, skutecznie wyganiając z niej wszelkie inne myśli. Wplótł palce we włosy Blacka i pociągnął go za sobą na kanapę. Syriusz zjechał ustami na jego szyję, przygryzając ją lekko zębami. Dłoń wsunął pod jego koszulkę, przejeżdżając opuszkami palców po jego brzuchu. Lupin jęknął, wyginając się w jego stronę. Czuł mrowienie na skórze w miejscach, po których przejechała jego ręka. Kiedy Łapa oderwał się od jego szyi, spojrzał na niego lekko zamglonym spojrzeniem.
– Kocham cię. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi cię brakowało.
– Mnie też, Łapo, mnie też.
Pogładził go po policzku, znów sięgając do jego ust. W tym momencie nic więcej nie było mu potrzebne.


     – Siema, piękny! – Gabriel stanął przed oniemiałym Nathanielem i zbliżył się niebezpiecznie. W tym momencie chłopak oprzytomniał i potrząsając głową, wstał, kładąc mu ręce na piersi i odpychając lekko, kiedy ten pochylał się do pocałunku.
– Gab, może nie przy ludziach co?
Na te słowa Syriusz parsknął w swój talerz owsianki, a Remus klepnął się w czoło.
– To nie zabrzmiało zbyt fortunnie, Nath – wymamrotał cicho, piorunując go wzrokiem.
– Ale co? – Carter nie do końca rozumiał, o co Remusowi chodzi. Przecież nie powiedział niczego złego. Przeanalizował swoją wypowiedź i spojrzał ze zrozumieniem na Lupina. – Aaa... dobra, już się ogarnąłem. Gabriel to nie tak, że...
– Dobra, on po prostu ma faceta i się nie łudź na coś więcej. A teraz możesz spadać! – Syriusz wskazał mu łyżką stół Slytherinu. Jakby to dalej zaszło, to Merlin jeden wie, w co by się ta sierota życiowa wpakowała.
Gabriel stał jak wmurowany, gapiąc się na trójkę przyjaciół. Nie spodziewał się, że będzie lekko, ale... co tu się właściwie działo? Rozczochrał półdługie włosy i z niepewnym uśmiechem pomachał im, kierując się w stronę swojego stołu. Nie zdawał sobie sprawy z pary szarych oczu śledzących każdy jego krok.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro