Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Stuk. Stuk. Stuk.

Remus podniósł głowę znad wielkiej księgi i nieco rozdrażniony, spojrzał groźnie na siedzącego, a raczej kołyszącego się na dwóch nogach krzesła, Łapę. Chłopak beztrosko odbijał piłeczkę kauczukową o ścianę, nie przejmując się tym, że przeszkadza Lupinowi.
Stuk. Stuk. Stuk.
- Syriusz...
Stuk. Stuk. Stuk.
- Syriuszu.
Stuk. Stuk. Stuk.
- Łapo!
Syriusz podskoczył na krześle, które zaraz potem z niemałym hukiem wylądowało na podłodze. Oczywiście Łapa poleciał do tyłu razem z nim, przez co na twarzy Remusa zagościł niewielki uśmiech. Z politowaniem patrzył, jak jego towarzysz gramoli się z podłogi, odrzuca włosy do tyłu i udaje, że żadna żenująca sytuacja nie miała miejsca. Jak zawsze nonszalancki i perfekcyjny – o renomę rodu Blacków trzeba dbać, nawet jak nie pała się ciepłymi uczuciami do rodzinki. Brunet pokręcił głową i wrócił do studiowania księgi, jednak niedane mu było uczyć się w ciszy. Sekundę później błogi spokój przerwał głośny jęk Łapy.
- Kiedy będzie pełnia?
- Byle nie za szybko — odburknął. Jak można na to czekać? Chyba nigdy do końca nie zrozumie przyjaciela.
- Ale mi się nudzi — przeciągnął samogłoski w ostatnim słowie.
- I co ja ci na to poradzę, Syriuszu? - Wzrokiem wrócił do książki, mając nadzieję, że to chociaż na chwile zamknie Blacka.
- Nie wiem – Ha! Nadzieja matką głupich... - Remus, zróbmy coś.
- Uczę się.
- Ty ciągle tylko się uczysz. Dlaczego zostałem skazany na twoje towarzystwo?
- Hmmm, pomyślmy. James jest na treningu, a Peter gdzieś zniknął. Jak chcesz, to możesz siedzieć sam.
- No już nie bądź taki drażliwy. - Położył mu rękę na ramieniu, a drugą rozczochrał jego włosy. - Wyskoczmy do Hogsmeade.
-Trzymaj te łapy przy sobie, Łapo. - Zepchnął rękę Syriusza ze swojej głowy, ale uśmiechnął się lekko. Nie miał nic przeciwko takim gestom, a wręcz przeciwnie. - Nigdzie nie idziemy, nie będziesz się upijał w środku tygodnia.
Pogroził mu palcem, ale roześmiał się cicho na widok naburmuszonego przyjaciela, który założył ręce na piersi. Na ten widok twarz Blacka rozpromieniła się.
- No i od razu lepiej wyglądasz, jak się śmiejesz — odrzekł Syriusz, rozpierając się na krześle i odrzucając włosy do tyłu. - Mniej blado i markotnie.
- Syriuszu, czy ty ćwiczysz na mnie swoje sztuczki na podryw? - Uniósł brwi w niemym zdumieniu.
- Luniaczku, ja miałbym coś na tobie ćwiczyć? O co ty mnie podejrzewasz? - Złapał się dramatycznie za serce.
- Mógłbyś z powodzeniem zostać aktorem. I nie mów do mnie Luniaczku.
- Dlaczego?
- Bo sobie tego nie życzę — Łapa prychnął, ale skinął głową.
- Tak w ogóle, to czego ty się tak intensywnie uczysz, nie mamy jutro żadnego testu. - Zajrzał mu przez ramię.
- Zaklęć uzdrawiających. Ty też mógłbyś.
- Nie mamy tego w programie. I nie zamierzam zostać magomedykiem. Może i znam się nieco na chorobach, ale za taką pracę wielkie dzięki.
Odsunął się gwałtownie od książki i patrzył na nią podejrzliwie ze zmrużonymi oczami, jakby ta miała go zaraz ugryźć.
- Ale możesz zostać zmuszony — wymamrotał Remus.
- Co ty gadasz, Luniek?
Spojrzał na niego zdumiony. Merlinie, jaki on był strasznie niedomyślny. Przecież...to się rozumie samo, przez się.
- O pełni mówię, głupku!
- A ty znów swoje. – Syriusz przewrócił oczami, klepiąc go lekko po plecach. - Luniek, zrozum, że my wiemy, w co się pakujemy.
- Nie macie zielonego pojęcia, jakie to niebezpieczne!
- A ty znów dramatyzujesz.
- Bo przecież najlepiej powiedzieć, że dramatyzuję!
- Nie unoś się tak.


Remus poderwał się gwałtownie z krzesła i spojrzał z góry na Syriusza. W tej chwili do Blacka doszło to, dlaczego niektórzy się go bali. Jak popatrzył tym dzikim wzrokiem na człowieka, to od razu ciarki przechodzą.
- Będę się unosił! Dla waszej trójki to jakaś cholerna zabawa, a dla mnie ciągły strach o to, że coś wam zrobię!
Syriusz patrzył na niego z fascynacją. Po raz pierwszy widział, żeby chłopak się tak wkurzył. Parę kosmyków włosów spadło mu na oczy, które błyszczały niezdrowo, a kłykcie zbielały od zaciskania palców na krawędzi stolika. Już chciał coś wtrącić, ale Remus jeszcze nie skończył.
- Wy macie w tym rozrywkę! Ja się pytam dlaczego?! I że jeszcze nie poszedłem z tym do dyrektora, a on mi ufa, rozumiesz? Zrobił to wszystko dla mnie i... - Brunet lekko się zachwiał i upadł na kolana, tym samym przerywając swoje krzyki.
- Remmy, nic ci nie jest? - Zaniepokoił się Łapa i pomógł wstać przyjacielowi. Przed chwilą coś dosłownie ścisnęło go za serce, kiedy zobaczył, jak bezwładnie Remus pada na ziemię. Nie powinno się robić takich rzeczy! Nie jemu, a gdyby Luńkowi coś się stało...
- Nie, tylko wyjdźmy z tego zaduchu. - Chwycił się za głowę, kładąc dłoń na ramieniu Syriusza, ale chwilę potem już stał prosto z uniesioną do góry głową.



Wystarczyło krótkie porozumiewawcze spojrzenie i już zbierali się do wyjścia. Jednak zanim zdążyli posprzątać książki, zza regału wyszła pani Pince.
- Co się tutaj dzieje? Wasze krzyki słychać w całej bibliotece.
- Nic, proszę pani. - Syriusz uśmiechnął się rozbrajająco. - Kolega źle się poczuł i chcę go zabrać do Skrzydła Szpitalnego.
- Ale przecież słyszałam krzyki — upierała się bibliotekarka.
- Kiedy to nie my. No niech pani na niego spojrzy, ledwo stoi na nogach.
I rzeczywiście — Remus opierał się bezwładnie o ramię Łapy i ciężko oddychał. Syriusz zaniepokojony zmarszczył brwi. Na początku podejrzewał, że to była gra i błyskawiczna reakcja na kroki bibliotekarki, ale teraz nie był taki pewien.
- Możemy iść?
- Tak, idźcie, idźcie, odprowadź go prosto do pielęgniarki.
Kobieta przyłożyła dłoń do piersi, lustrując ich zaniepokojonym spojrzeniem. Łapa ponownie poczuł mocny ścisk w żołądku i zacisnął mocno szczękę.
- Oczywiście. - Zgarnął na jedno ramię dwie torby, drugim oplótł Remusa w pasie i wyprowadził za drzwi.
Kiedy tylko odrzwia biblioteki się za nimi zamknęły, Black delikatnie posadził przyjaciela pod ścianą i przyłożył mu rękę do czoła.
- Masz gorączkę, powiedziałbym nawet, że bardzo wysoką. Mówiłem ci, że kiedyś się przepracujesz.
Remus popatrzył na niego z lekka nieprzytomnym wzrokiem i skinął głową. "No pięknie" - pomyślał Łapa.
- Idziemy do pielęgniarki - zawyrokował.
Bez problemu podniósł chłopaka i zarzucając sobie jego ramiona na szyję, skierował się w stronę Skrzydła Szpitalnego.


Kiedy tylko przekroczył jego próg podbiegła do nich zaaferowana pielęgniarka.
- Co się stało? Ktoś go pobił? Wypadek na lekcji?
- Na szczęście nie. Tylko zasłabł. Ma gorączkę, to chyba grypa.
- No dobrze, proszę go położyć tam. - Wskazała na jedno z wolnych łóżek.
Syriusz posadził przyjaciela na wskazanym posłaniu, odplątał jego ręce ze swojej szyi i lekkim ruchem odgarnął mu włosy z czoła.
- Idę po Jamesa, nawet jeśli musiałbym go zrzucić z miotły, to tu przyjdziemy.
Remus uśmiechnął się blado.
- Dzięki. Za wszystko.
- Od tego są przyjaciele, prawda? Trzymaj się.
Machnął mu jeszcze ręką na pożegnanie i wyszedł za drzwi, od razu kierując się w stronę boiska do Quidditcha.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro