Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

       Nauczyciel groźnym spojrzeniem obrzucił całą salę, jednak kiedy tylko zobaczył dwójkę Gryfonów siedzącą na jednym z łóżek, jego wzrok momentalnie złagodniał. Już znacznie ciszej zamknął wejście i szybkim krokiem podszedł do nich. Ukucnął przy łóżku, opierając dłoń na kolanie Nathaniela i powiedział:
– Remus, nareszcie się obudziłeś! – Z szerokim uśmiechem na twarzy zwrócił się w jego stronę, z rozbawieniem rejestrując skonsternowanie na twarzy ucznia. Zapewne nie w każdym wypadku nauczyciel przychodzi doglądać ucznia. - Wpadłem tu z zamiarem zaciągnięcia tego gamonia na jakieś zajęcia, a tu taka niespodzianka. Dobrze, Nathaniel nie będzie więcej opuszczał zajęć. Poppy już cię widziała?
Chłopcy zgodnie pokręcili głowami, na co mężczyzna zmarszczył brwi. Przecież po tak długim okresie Remus nie mógł pozostawać bez nadzoru fachowca, jakkolwiek dobrze by się nie czuł. A i nie wyglądał dobrze – zapuchnięte oczy i drgające dłonie zapewne zdradzały tylko połowicznie jego stan. Spojrzał na nich groźnie, rejestrując uśmiech na twarzy Cartera. O tym porozmawia sobie z nim później.
– A to dlaczego? Byłeś wyjęty z życia i nie możesz sobie ot tak...
– Lucifer, spokojnie. Musiałem z nim porozmawiać o całej sytuacji – wtrącił Nathaniel, zanim mężczyzna miał okazję, aby się rozkręcić. Zdawał sobie sprawę z tego, że za szybko by nie skończył mówić. I chyba właśnie w tym momencie sobie nagrabił, bo widział piorunujący wzrok Lucifera. Pomimo tego chyba go uspokoił, bo odetchnął.
– Dobrze, ale teraz muszę ją zawołać. Panie Lupin, wszystko jest jasne? – Kiedy Remus pokiwał głową Hayami skierował swoje kroki w stronę gabinetu pielęgniarki. Zapukał głośno i uchylił drzwi.
– Poppy mogłabyś obejrzeć pana Lupina? Właśnie się obudził.
Do uszu Gryfonów doszedł krótki okrzyk i raźne kroki kobiety na posadzce.
– Panie Lupin, nareszcie się pan obudził. Z dyrektorem już zamierzaliśmy wzywać kogoś od Świętego Munga, ale w tym wypadku....
Zaczęła wykonywać nad nim skomplikowane ruchy różdżką i mamrotać pod nosem zaklęcia. Po kilku minutach skończyła, uśmiechając się do niego szeroko.
– Jest pan całkowicie zdrowy. Widocznie mózg musiał sam dojść do siebie. Wypuszczę pana już teraz, ale kontrola codziennie! A jak nie zobaczę cię wieczorem, to sama przyjdę do Pokoju Wspólnego, a uwierz mi, że tego byś nie chciał. I proszę się nie przemęczać. – Pogroziła mu żartobliwie palcem i pogoniła ruchem dłoni. – No, lećcie już na lekcje. Profesor Hayami się niecierpliwi.


– Dziękuję pani bardzo za całą opiekę. I za to, że mogłem tutaj zostać, bo zapewne wymagało to cierpliwości. - Remus spuścił nogi na podłogę i wspierając się na ramieniu Nathaniela, ruszył do drzwi. Lucifer szedł przodem, bo doskonale wiedział, czym skutkuje pozostawienie bandy dzieciaków w wieku nastoletnim samopas, dlatego chciał wrócić jak najszybciej. O ile klasa jeszcze stoi, bo nie mógł być tego stuprocentowo pewny.
Carter wpatrywał się w Lupina z troską, podtrzymując mocniej, kiedy czuł, że ten zaczyna tracić siły. Uważał, że Remus nie powinien jeszcze wstawać, forsować się, najlepiej to ruszać, choć akurat w związku z tym, to mógłby stracić życie z rąk samego zainteresowanego. Wiedział, że pielęgniarka zapewne nie chciała, żeby opuszczał jeszcze więcej zajęć, ale nadal wartało obserwować go dłużej.
– Jeszcze kawałek – wyszeptał mu do ucha, przyciągając bliżej i nieco zwalniając kroku. Lucifer obrócił się w ich stronę, słysząc, że idą wolniej. Nathaniel posłał mu wymowne spojrzenie, które ten bezbłędnie odczytał. Nie warto było roztrząsać problemu bardziej, bo z tego, co przez ten krótki czas zdążył się dowiedzieć choć tego, że Lupin prawie niczego nie okazywał. Dziwne było to, że zdołał wydobyć to od Cartera pomiędzy inwektywami na temat Blacka. Wzruszył tylko ramionami i ruszył dalej, nie zwracając uwagi na tempo uczniów.


     Kiedy weszli do klasy, oczy wszystkich uczniów zwróciły się na nich. James zerwał się z ławki i już chciał do nich podbiec, ale usiadł z powrotem pod groźnym spojrzeniem Cartera. To nie był dobry moment na rzewne powitania i dociekliwe pytania Pottera. Nath posadził przyjaciela w ławce i uśmiechając się lekko, usiadł obok. Po klasie przeszedł szmer, a wzrok całej grupy skupił się na dwójce Gryfonów. Znów Remus wzbudzał sensację. Jak na to, że starał się unikać jakiegokolwiek rozgłosu, to w tym roku zaskakująco często ludzie zwracali na niego uwagę. Wszyscy podskoczyli do góry, słysząc trzask z przodu klasy.
– Wszyscy są na miejscach? – zimny ton nauczyciela ostudził entuzjazm uczniów i sprawił, że grzecznie odwrócili wzrok od przyjaciół, wracając do tekstu w podręczniku. Lucifer przejechał spojrzeniem po klasie, wyłapując dwa puste miejsca. – Gdzie Black i Jones?
Kiedy tylko jego słowa przebrzmiały w klasie, do środka wpadła dwójka zdyszanych chłopaków.
– Prze-przepraszamy, ale... – W tym momencie wzrok Syriusza padł na jedyną osobę w klasie, której od dawna nie było. Wciągnął głośno powietrze i mocno zaczerwienił. – Remus?
Z lekko uchylonymi ustami podszedł bliżej i już chciał położyć dłoń na jego ramieniu, kiedy czyjaś ręka zakleszczyła się mu na nadgarstku.
– Nie waż się go tknąć – wycedził Nathaniel, przez zaciśnięte zęby. - Siadaj!
– Nie na zbyt wiele sobie pozwalasz, Carter? – Do chłopaków zbliżył się Andy, dotąd stojący przy drzwiach sali. – Przecież on tylko chciał się przywitać ze swoim byłym.
W żyłach Cartera krew zawrzała, kiedy usłyszał ostatnie słowa i odruchowo spojrzał na Lupina, żeby zobaczyć, jak on zareagował. Remus patrzył na obu spłoszonym wzrokiem, a w oczach stanęły mu łzy, kiedy jego wzrok na dłużej zatrzymał się na Syriuszu. Nath widząc to, przygarnął go do siebie i automatycznie przeczesał jego włosy. Przez ostatni miesiąc robił to dość często, więc praktycznie weszło mu to w nawyk.
– Siadaj Black i nie każ mi odejmować wam punktów. – Lucifer postanowił włączyć się do rozmowy, kiedy tylko ogarnął sytuację. Nie podobała mu się postawa Jonesa i najchętniej siłą przemówił chłopakowi do rozumu. – Za spóźnienie i tak leci wam po dziesięć. Panie Carter, proszę wziąć Remusa do mojego gabinetu.
Ręką wskazał mu drzwi za sobą. Musnął lekko jego dłoń, kiedy przechodził obok, nie mogąc się powstrzymać. Liczył na to, że uczniowie są na tyle zaabsorbowani wydarzeniami, że nie zauważ chwili jego słabości do ucznia.
– A teraz wracamy do...


     Tyle tylko zdołali usłyszeć, zanim wejście się nie zamknęło. Nath posadził przyjaciela na kanapie i objął ramieniem.
– Wszystko dobrze?
Remus pokręcił lekko głową, wtulając się w jego tors. To wydarzenie się mocno odbiło na jego jeszcze rozedrganych nerwach. Choć wiedział, że spotkanie z Blackiem było nieuniknione, to nie był przygotowany na zobaczenie go z Andym. Szczególnie w sytuacji, gdzie wytykał mu jego „byłość". Bolało. Skulił się w ramionach Nathaniela, pociągając nosem.
– Ja... to za dużo...
– Rozumiem Remmy. Mam coś zrobić?
– Po prostu posiedź tu ze mną chwilkę. – Zaplótł ręce na jego plecach, przysuwając się bliżej ciepłego ciała.
– Ile tylko będziesz chciał. – Pocałował go lekko w czoło i zaczął kołysać w rytm tylko sobie znanej melodii. Coś za bardzo czule się zrobiło jak na jego gust, ale to tylko przejściowe. Lunatyk potrzebował teraz czyjejś obecności i oparcia, a wiedział, że w życiu nie dopuści tak blisko Jamesa. Jemu zostawała rola pocieszyciela.


     Po skończonych zajęciach Lucifer wszedł do swojego gabinetu. Widok, który tam zastał, powalił go na łopatki i musiał siłą powstrzymywać się, żeby nie parsknąć śmiechem. Wiedział, że Nathaniel potrafi być słodki w KAŻDEJ sytuacji, ale to przekraczało wszelkie granice. Siedział z twarzą ukrytą we włosach Remusa, który wtulał się w niego ufnie.
– Zwolniłem was z reszty lekcji. Możecie tutaj zostać, jeśli chcecie – powiedział chłopakowi do ucha, przeczesując jego włosy i ciągnąć uszczypliwie za długi warkoczyk. Ten naburmuszył się lekko, ale skinął głową, nie wypuszczając przyjaciela z mocnego uścisku.
– Dziękuję. – Ustami lekko musnął jego policzek i uśmiechnął się.


Remus przewrócił się na drugi bok i czując czyjeś ciepłe ciało obok, otworzył oczy. Nathaniel leżał obok, obejmując go ramieniem. Widząc, że chłopak się obudził, uśmiechnął się lekko i poczochrał mu włosy.
– Wreszcie wstałeś, Remmy.
Spojrzał na niego zdezorientowany, podrywając się do góry. Nie był to zbyt dobry pomysł, bo chwycił się za głowę, w której aktualnie mu się kręciło.
– Jak to wreszcie, to ile znów spałem!
Nathaniel roześmiał się cicho, ale nie było w tym ani krzty dawnej wesołości. Remus przyjrzał mu się uważnie. W jego oczach nie błyszczały wesołe iskierki, a sam uśmiech był wymuszony i utrzymany chyba tylko po to, aby się nie martwił.
– Nath, co się dzieje? – Położył mu rękę na policzku, gładząc lekko.
– Nic. – Odwrócił wzrok, skupiając się na wzorach na pościeli i skubiąc lekko frędzle koca.
– Widzę, że coś jest nie tak. Powiedz – nalegał.
Carter westchnął ciężko.
– Dobrze, ale chodźmy do Pokoju Życzeń.
Lupin skinął głową, wstając z łóżka. Dopiero teraz zarejestrował, że słońce powoli zachodzi, a on jest w dormitorium.
– Nath, jak ja się tu znalazłem? I co z resztą lekcji?
– Lucifer nas zwolnił. – Uwadze bruneta nie umknął lekki grymas przebiegający przez twarz przyjaciela, kiedy wymawiał imię nauczyciela. – Chodźmy już.
Ramię w ramię zeszli po schodach i skierowali swoje kroki na siódme piętro.  


Pyszczki najkochańsze! 

Macie ten swój rozdział, bo jak widziałam zbiorową depresję, to się mi Was szkoda zrobiło. :c 
Przy okazji zapraszam na moje drugie dziecko, którego czwarty rozdział także wylądował dziś na wtt - Command me to be well. Akcja dzieje się w naszej przepięknej Polsce, a i w dalszych
rozdziałach poznać będzie można najciekawsze miejsca Wrocławia i Katowic.

Enjoy! I dobrej nocy. :3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro