day 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

20.05.2016

-Słyszałem, że za sześć dni masz urodziny! Czemu nic nie powiedziałeś ulubionemu szefowi? - Mark poklepał szatyna po plecach i dopił łyk swojej kawy wrzucając kubek do zlewu. Był mężczyzną w starszym wieku wieku, siwa broda jak zwykle zaczesana była w małego warkoczyka a błękitne oczy obserwowały otoczenie. Był szefem kawiarni w której pracował Harry. Było to raczej miejsce w którym zjawiała się młodzież, o dosyć typowej nazwie Latte. Najważniejsze było, że zarabiał tyle by opłacić mieszkanie i móc żyć bez pomocy rodziców.

-Mark mówię ci to co roku, po za tym to nie jest nic ważnego do świętowania. Wiesz, że tego nie lubie - wzruszył ramionami wycierając mokre ręce w brązowy fartuch z małym logo.

-Oj Louis, Louis, jak będziesz w moim wieku to będziesz czekał na każde kolejne cieszył się, że jeszcze żyjesz.

Właśnie Louis, 23-letni szatyn z oczami koloru nieba, uśmiechem piękniejszym niż słońce i wzrostem mniejszym niż krasnal ogrodowy. Pracowali razem od roku a Harry od tego czasu był w nim zabójczo i nieszczęśliwie zakochany. Nie rozmawiali ze sobą za dużo, nawet gdy w kawiarni nie było ludzi Louis siadał przy stoliku i czytał książkę lub robił coś w swoim telefonie. Wiedział o nim tylko to, że miał na imię Louis Tomlinson, miał spore rodzeństwo i lubił czytać. Mimo to, że nie znali się na tyle by nazywać siebie przyjaciółmi, Harry zauroczył się w szatynie o czym uświadomił go Liam, dając mu godzinną przemowe na temat tego, że powinien chociaż z nim porozmawiać.

Od tego czasu brunet czuł się jeszcze bardziej skrępowany i zawstydzony przy Louisie co nie pomagało mu w przechodzeniu do pracy. Przez pierwsze miesiące samo stanie obok niego sprawiało, że trzęsły mu się ręce a oddech przyspieszał, kiedy tylko mówił do niego a co lepsze, uśmiechał.

Czemu nawet nie spróbuje?

Brunet zwyczajnie by się wygłupił próbując flirtować z Louisem. Zapewne rzucił by jednym ze swoich głupich żartów w stresie a Tomlinson zaczął by uważać go za jeszcze dziwniejszego niż już go zapewne uważa. Sto razy bardziej wolał żyć do końca życia i ukrywać się, niż żyć ze złamanym sercem.

Według Liama ukrywanie uczuć niszczyło go jeszcze bardziej, widział nie raz jak Harry przychodził po pracy przygnębiony albo słyszał jak płacze pod prysznicem. Styles zawsze upierał się, że tylko mu się zdawało.

Pozatym nawet nie wiedział nic o orientacji chłopaka. Nigdy nie widział żeby chłopak widywał się z kimś albo cokolwiek wspominał. Podobno Niall widział go kiedyś w klubie dla gejów, tańczącego na stole z butelką piwa. Harry nie potrafił sobie nawet wyobrazić szatyna w takowej sytuacji i obaj z Liamem uznali, że blondyn był pijany i napewno mu sie zdawało.

-Jak tam Harry? - zapytał mężczyzna a chłopak podskoczył prawie wylewając wodę na podłogę, zapomniał, że wciąż był w pracy.

-Dobrze - uśmiechnął się i wrócił do wycierania mokrych naczyń. Na sekundę odwrócił wzrok patrząc na Louisa opierającego się rękoma o blat. W ten dzień wyglądał dobrze, nie żeby kiedykolwiek wyglądał źle, dla Harry'ego zawsze wyglądał idealnie nawet gdyby ubrał na siebie worek na śmieci. Miał na sobie czarne obcisle spodnie, szara koszulkę i zielony fartuch. Harry przy nim czuł się jak małpa w zoo ze swoimi kolorowymi koszulami, długimi włosami i złotymi butami do których każdy już się przyzwyczaił. Spojrzał z powrotem na twarz szatyna i odrazu odwrócił głowę łapiąc wzrok starszego.

Kolejny raz został przyłapany na gapieniu się i kolejny raz odwrócił się bokiem do mężczyzny, wciąż wycierając talerzyki i walcząc z czerwienią wstępująca na jego twarz.

***

Godziny do zamknięcia kawiarni mijały jak minuty i zanim się obejrzał zaczęło robić się ciemno a lokal był pusty. Zazwyczaj kończyli równo o 21, Louis sprzątał stoliki a Harry liczył pieniądze i zamykał kasę. Potem oboje wchodzili do szatni, zabierali swoje rzeczy i zamykali kawiarnię. Louis odchodził do samochodu i odjeżdżał a Harry wracał pieszo do swojego pustego mieszkania.

Właśnie, zazwyczaj.

Tego dnia po zamknięciu sklepu pożegnali się skinięciem głowy i oboje poszli w swoje strony.

-Harry!

Jak bardzo zdziwiony był brunet, kiedy usłyszał nawoływanie Louisa. Obrócił się na pięcie i zagryzł wargę z zdenerwowaniu. Miał dwadzieścia lat a zachowywał się jak zakochana nastolatka.

-Możesz jechać ze mną - powiedział wkładając ręce do kieszeni, wyglądając przy tym obojętnie - oczywiście jeżeli chcesz.

Chłopak przez sekundę obmyślał wszystkie za i przeciw, i pokiwał głowa. Nie mógł by stracić okazji bycia tak blisko Louisa, i jednocześnie tak daleko.

Louis otworzył mu drzwi za co cicho podziękował i usiadł na miejsce. Chwilę później oboje siedzieli w samochodzie i wyjeżdżali z parkingu. Przez malutkie światło w samochodzie
miał idealny widok na jedną rękę chłopaka trzymającą kierownicę, natomiast druga luźno leżała na kolanie szatyna. Harry wyobrażał sobie, że Louis kładzie rękę na jego udzie, że czuje jego dotyk. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, ścisnął nogę w ręku i zacisnął zęby pozbywając się dziwnych myśli. Nie powinien myśleć o takich rzeczach tym bardziej, kiedy siedział obok szatyna i w każdej chwili mógł powiedzieć albo zrobić coś dziwnego. Tego nie wybaczył by sobie do końca życia.

-Dlaczego nie lubisz urodzin? - powiedział, oblewając się różem na policzkach. Chciał cofnąć to pytanie, jednak Louis tylko zaśmiał się cicho i zaczął mówić.

-Hm... kiedy byłem mały, nie obchodziłem urodzin bo rodzice nie mieli czasu. Zawsze pracowali a ja siedziałem i bawiłem się w piaskownicy. Było to trochę smutne, bo w szkole koledzy chwalili się swoimi prezentami a ja nigdy niczego nie dostałem. Przyzwyczaiłem się do tego i nawet swoją osiemnastkę spędziłem w domu - śmieje się - Pewnie liczyłeś na historię o bijącym rodzicu albo innym ciekawszym gównie, ale moje życie nie jest ciekawe. Wybacz.

-Nie, nie, nie - Harry kręci głową.

Mimo tego, że czuł się zażenowany trochę bez powodu bo nie było widać po Louisie tego, że uważa Harry'ego za dziwaka, uważał ta rozmowę za postęp. Nie rozmawiali ze sobą o rzeczach nie związanych z praca od... od kiedy Harry zaczął tam pracować a Louis się mu przedstawił i powiedział kilka rzeczy o sobie. Wtedy nie był jeszcze w nim zakochany, ale mimo to ledwo radził sobie z jąkaniem w jego obecności.

-A ty? - z zamyślenia wyrwał go głos szatyna.

-Ja co?

-Lubisz urodziny? - zapytał, na chwilę odwracając głowę w jego stronę. Harry odrazu pokiwał głową mówiąc ciche "tak" kiedy pomyślał, że chłopak może go nie widzieć.

-Masz jakieś marzenia? - Harry zastanowił się przez chwilę. Zawsze miał jedno marzenie ale nie wiedział czy mógł powiedzieć to Louisowi, trochę się wstydził.

-Zawsze chciałem śpiewać. Proszę nie śmiej się ze mnie.

-Szczerze to nadałbyś się. Słyszałem jak spiewasz - uśmiechnął się, a brunet ukrył twarz w dłoniach przypominając sobie wszystkie momenty, kiedy śpiewał w kawiarni stare piosenki z radia z myślą, że jest sam. Cóż, nie zawsze był.

-A ty jakie masz marzenie Louis?

-Nie mogę ci powiedzieć bo się nie spełni - powiedział patrząc na drogę. Harry wydział mały uśmieszek wkradający się na jego usta. Nie rozmawiali już póżniej.

Chwilę póżniej samochód zatrzymał się przed jego blokiem. Nie wiedział skąd Louis znał jego adres, bo przecież mu nie powiedział prawda?

-Dziękuję, do jutra - posłał mu szeroki uśmiech z dołeczkami w policzkach, przez chwilę miał wrażenie, że patrzył na jego usta. Był pewien, że mu się przewidziało. Louis pokiwał głową również się uśmiechając a Harry wysiadł z samochodu. Przez całą drogę do mieszkania, walczył z chęcią odwrócenia się do samochodu, który z niewiadomych mu powodów nadal tam stał.

I to nie tak, że Harry po przekroczenia progu mieszkania zaczął piszczeć i skakać, bo jaki dorosły mężczyzna tak robi?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro