day 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

21.05.2016

Następnego dnia czuł się jak nowo narodzony. Wstał o 7, wziął prysznic i zjadł śniadanie dzwoniąc przy okazji do Liama.
Obudził chłopaka, który poprzedniej nocy dobrze się bawił i potrzebował snu. Jednak dla Harry'ego jego sytuacja była ważniejsza niż odsypianie kaca.

Jedyne o czym myślał od czasu, kiedy wyszedł z samochodu był Louis. Siedział w jego myślach i nie chciał wyjść od dłuższego czasu, nie wydawał się jakby miał gdziekolwiek znikać.

-Liam! - krzyknął podekscytowany do słuchawki. Chłopak po drugiej stronie wzdrygnął się i odsunął telefon od ucha zaniepokojony. -Loui...

-Harry nie mam humoru na słuchanie o tym jak piękny głos miał Louis, kiedy powiedział ci cześć...

-Nie, nie, nie! - wymachiwał rękoma mimo tego, że Liam go nie widział - To coś więcej!

-Podał ci rękę? Harry masz 20 lat uspokój się...

-Odwiózł mnie do domu Liam! Sam to zaproponował a później rozmawialiśmy. Odwiózł mnie pod klatkę a nawet nie podawałem mu adresu!

-Harry - westchnął Liam. Był jedną z niewielu osób, które wiedziały o miłości Harry'ego do Louisa, ale chłopak i tak zawsze dzwonił do niego pierwszy. Szczerze bolało go serce, kiedy oglądał, słuchał bruneta w takim stanie opowiadającego o najmniejszych szczegółach z największym uśmiechem na ustach. Można by było powiedzieć, że chłopak był chory z miłości do drugiego. Wyniszczało go to od środka. Mimo tego, że z zewnątrz wygląda na szczęśliwego, wewnątrz płacze i smuci się bo Louis nie odwzajemnia jego uczucia. Liam był świadkiem nie raz kiedy Harry przez pewne sytuacje wyobraża sobie za dużo a później płacze w poduszkę bo szatyn go ignoruje.

Liam był bezradny w tej sytuacji. Razem z Niallem próbowali umówić Harry'ego na randki z kilkoma chłopakami, jednak wszystko kończyło się tym samym. Porażką.

"Nie miał niebieskich oczu, Louis takie ma"

"Miał za gruby głos, słyszałeś Louisa?

"Za wysoki, Louis ma idealny wzrost"

-Co?

-Tylko proszę, nie nastawiaj się znowu na za dużo. Nie chce znowu patrzeć na ciebie smutnego - mówi wyobrażają sobie skruszoną twarz chłopaka.

-Okej Li - wzdycha zanim żegna się a Liam rzuca telefon na biurko i popada w sen.

***

Wchodząc do kawiarni następnego dnia o 15 uderzył go mocny zapach kawy i ciepło. Z racji tego, że była sobota ludzi było trochę więcej niż zazwyczaj w tygodniu. Zdarzały się momenty, kiedy we dwójkę nie dawali rady obsługiwać klientów i przychodził im do pomocy Liam. Robił to całkowicie bezinteresownie, i potrafił obsługiwać wszystkie maszyny bo sam kiedyś pracował w kawiarni.

Przy barze przywitał go Mark, co trochę zdziwiło bruneta bo rzadko przychodził tak często i był ostatnią osoba jakiej by tu się spodziewał. Jak zwykle ubrany był w dżinsowe znoszone spodnie i biały t-shirt, co nie wyglądało zbyt ekstrawagancko przy czarnych obcisłych rurkach i różowej zapinanej koszuli Harry'ego. Mężczyzna nie przywiązywał zbyt dużej uwagi na wygląd i ubiór. Harry przyzwyczaił się do tego, że Mark czasami ubierze się jak bezdomny w podartej koszulce a następnego dnia przyjdzie w skórzanych spodniach i z czapką w cekiny. Taki był ten człowiek a dopóki był dobrym człowiekiem chłopak się tym nie przejmował.

Harry zresztą nie był lepszy. Ludzi zwracali na niego uwagę przez długie włosy, kolorowe koszule i wiecznie pomalowane paznokcie. Czy Louisowi się to podobało? Nie wie. Szatyn czasami komplementował jego koszule czy kolor paznokci ale Harry nigdy nie wiedział czy naprawdę o to mu chodzi czy to sarkazm i Louis nabijał się z Stylesa.

Ubrany w zielony fartuch z małym napisem "Latte" na kieszonce podszedł do kasy i przyczepił do piersi tabliczkę z jego imieniem. Mimo, że ludzi było więcej niż zazwyczaj radzili sobie dobrze. Harry miał w sobie więcej siły i energii z wiadomego powodu. Mark zdawał się to zauważać ale nie zadawał pytań, jedynie uśmiechał się tak jakby o wszystkim wiedział.

-Dlaczego jesteś tu dzisiaj za Louisa? - zadał pytanie, które krążyło po jego głowie od przyjścia. Jego zmiana kończyła się za godzinę i szczerze marzył już o powrocie do domu.

-Już myślałem, że nie zapytasz - zaśmiał się rzucając szmatkę na blat. Harry zmarszczył brwi nie wiedząc o co mu chodzi.

-Dzwonił do mnie rano, powiedział, że źle się czuje i czy mógłby dostać wolne. Kazałem mu siedzieć w domu tyle ile potrzebuje, bo sam wiesz, że nigdy nie brał zwolnień.

-Źle się czuje, to znaczy co? - zapytał pomijając resztę wypowiedzi. Przestał słychać w momencie w którym usłyszał że szatyn, źle się czuję. Jego opiekuńcza strona dawała mu we znaki ale nic na to nie mógł poradzić.

-Chyba miał gorączkę, nie wiem ale się dowiem bo jadę zanieść mu papiery - odetchnął - Dasz radę sam, prawda? Nie ma już prawie ludzi.

-Mogę mu zawieźć! - wyrwał się krzycząc, kilku klientów posyłało mu niezrozumiałe spojrzenia a on czuł czerwień wpływającą na jego policzki. Czasami nie mógł uwierzyć w swoją głupotę, ale to było silniejsze od niego. Od rana myślał tylko o tym kiedy będzie mógł zobaczyć się z Louisem, a tym bardziej teraz kiedy chciał mieć pewność, że z chłopakiem nie dzieję się nic złego.

-Znaczy... jeżeli chcesz - wzruszył ramionami, próbując udawać obojętnego. Jego błyszczące oczy i lekki uśmiech na twarzy mówiły co innego co nie umykało uwadze mężczyzny.

-Co ten chłopak z tobą robi - zaśmiał się głośno.

-C-co?

-Nic Harry, możesz iść. Jestem pewien, że drogę znasz - wepchnął w ręce Harry'ego teczkę z jak się domyślał papierami, i odszedł szybko machając.

Cóż, dla Harry'ego zachowywał się co najmniej dziwnie, ale w tamtym momencie nie za bardzo go to obchodziło. Miał inne rzeczy na głowie niż zamartwianie się o swojego szefa. Chciał jak najszybciej dotrzeć do domu Tomlinsona i upewnić się czy wszystko jest z nim okej.

Po piętnastu minutach szybkiego spaceru ciągle ściskał w dłoni teczkę. Zaczął się trochę bać. Bał się tego, że mógł być dla chłopaka znowu obojętny a wczorajsze zdarzenie nie znaczyło dla niego nic.

Wreszcie po 20 minutach zadzwonił do drzwi. Słyszał przez drzwi cichy dźwięk ćwierkających ptaków i miał ochotę się zaśmiać. Miał już dzwonić drugi raz ale drzwi się otworzyły a w nich stanął szatyn z zasmarkanym i czerwonym nosem, rozwaloną fryzurą i kompletem szarych dresów z adidasa.

Harry czuł jak jego serce się topi a następnie wypełnia na nowo miłością i chce wybuchnąć. Nie cieszył się z obcego nieszczęścia ale Louis w tym całym "innym", mniej Louisowym obliczu wyglądał uroczo i przepięknie.

Twarz Tomlinsona tak jakby rozjaśniła się na widok Stylesa i wielki uśmiech wpłynął na jego usta.

-Przyniosłem... -zaczął niezręcznie Harry po chwili wpatrywania się w siebie nawzajem.

-Tak, wiem. Dzwonił do mnie jakieś... - sprawdził godzinę na zegarku za sobą - 15 minut temu.

-Ah... - pokiwał głową i bujając się na piętach spojrzał na chłopaka. Louis ocknął się i przesunął się w bok robiąc miejsce dla Harry'ego. Brunet z niepewnością przeszedł przez próg a drugi zamknął za nim drzwi. Harry wyciągnął rękę z teczką w stronę Louisa, która od razu zabrał i poszedł do innego pomieszczenia.

Harry pomyślał, że to idealny moment, żeby wyjść. Nie chciał przeszkadzać, zresztą starszy na pewno miał lepsze zajęcia niż siedzenie w towarzystwie jakiegoś tam Harry'ego. Chociaż co on mógł robić podczas choroby?

Wyciągnął rękę w stronę klamki i już miał krzyknąć pożegnanie kiedy głową chłopaka wychyliła się z zza rogu.

-Jaka chcesz herbatę? - zapytał z uśmiechem na ustach. Przez zatkany nos, jego głos brzmiał inaczej niż zawsze ale Harry i tak czuł dziwne uczucie w brzuchu na jego głos.

-M-mam zostać? - powiedział. Louis na chwilę zmarszczył brwi.
-No tak, przyniosłeś mi coś z własnej woli więc ja zamierzam za to zrobić ci herbatę. Gdybym nie był chory przytulił bym cię ale nie chce zasmarkać ci koszuli - na potwierdzenie swoich słów pociągnął nosem. Jego wyraz twarzy nie zmieniał się od jego przyjścia. Wydawał się być szczęśliwy.

-O-okej - ściągnął buty i powiesił kurtkę na wieszak. Szybko poszedł za Louisem do kuchni i przystanął widząc chłopaka opierającego się o blat.

-To jak? - przechylił głowę na bok przyglądając się Harry'emu.

-Poproszę czarną z dwiema łyżeczkami cukru.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro