𝘐 𝘫𝘶𝘴𝘵 𝘯𝘦𝘦𝘥 𝘢 𝘮𝘰𝘮𝘦𝘯𝘵 𝘪𝘯 𝘮𝘺 𝘰𝘸𝘯 𝘴𝘱𝘢𝘤𝘦

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

―Jungkook! Pośpiesz się! ― krzyknął niski blondynek i zniecierpliwiony zaczął podskakiwać w miejscu. Zmarszczył zmartwiony brwi.

― Przecież już kończę. Daj mi dokończyć ten układ i możemy iść!  ― sapnął muskularny brunet i wykonał kolejny piruet. Blondyn jedynie westchnął, pokręcił głową i oparł się o framugę drzwi. Doskonale zdawał sobie sprawę, że chłopak przed nim ma naprawdę duże ambicje i nie przestanie, dopóki nie padnie z wycieńczenia. On sam był już przebrany i gotowy do wyruszenia już od piętnastu minut.

Jungkook znów zawirował w powietrzu i wylądował z niebywałą gracją na ziemi. Ułożył ręce nad głową, uniósł brodę wysoko do góry i wykonał kolejny obrót. Muzyka z głośników przestała grać a sam brunet, ciężko dysząc, opadł na ziemie z trudem łapiąc powietrze. Blondyn przewrócił oczami i podszedł do młodszego kolegi, pomagając mu wstać. Jungkook zarzucił mu rękę na ramie i podciągnął się do góry.

― Dzięki.. ― szepnął biorąc wodę podaną mu przez starszego i robiąc sporego łyka. Chłopak stojący przed nim jedynie (po raz kolejny) przewrócił oczyma i założył ręce na piersi.

― Mówiłem, żebyś sobie odpuścił ― mruknął blondyn gdy już byli w szatni i obserwował jak tancerz ściąga przez głowę mokrą od potu koszulkę. Oparł się plecami o zimną ścianę za nim i spod przymrużonych oczu, patrzył jak Jungkook rozwiązuje białe sznurówki baletek.

― A ja ci mówiłem, że nie mogę, Jimin ― westchnął w odpowiedzi wyższy i zaczął przebierać się w swoje ukochane szare dresy. Jimin prychnął a młodszy przerwał wykonywaną czynność i spojrzał wprost w ciemne oczy drugiego tancerza. ― Zbyt duże nadzieje są we mnie pokładane ―mruknął i spuścił wzrok z powrotem na swoje ręce.

― Wiem Kookie.. ― powiedział łagodnie Jimin. ―Ale to nie znaczy, że masz się zamęczyć.

Jungkook już nic nie odpowiedział i już w ciszy przebrał się i spakował do końca. Gdy skończył, mruknął ciche: "Możemy już iść" i wyminął blondyna w przejściu, truchtając do wyjścia z budynku. Jimin pokręcił głową i pognał za nim, trzymając tuż przy swoim ciele swoją czarną torbę. Gdy wypadł na zewnątrz zobaczył, że młodszy zdążył już zapalić. Nie skomentował tego, jedynie stanął obok i obserwował jak przyjaciel zaciąga się śmierdzącym dymem.

― Jak przeprowadzka? ― zapytał Jungkook, gdy wraz z Jiminem ruszyli w stronę przystanku autobusowego. Jeon Jungkook i Park Jimin znali się od urodzenia. Ich rodziny były zaprzyjaźnione ze sobą więc chłopcy dorastali, właściwie na tym samym podwórku. Poszli do tej samej podstawówki, gimnazjum i liceum a teraz wspólnie spełniali swoje marzenie o balecie w stolicy.

― Dobrze! ― odparł pogodnie blondynek i uśmiechnął się. Jungkook też posłał mu półuśmiech i wypuścił z ust dym, widząc jak oczy przyjaciela zamieniają się w cienkie kreski.

― To się cieszę. Wreszcie nie będziemy musieli się ściskać w jednym mieszkaniu w trójkę.― mruknął Jeon i wyrzucił niedopałka na chodnik. Jak zawsze po treningu był niemrawy. Zazwyczaj buzia mu się nie zamykała. Jimin prychnął na to głośno i spojrzał na młodszego z jedną brwią wysoko podniesioną do góry.

―Jakby tu tylko o to chodziło ―  zachichotał a Jungkook zgromił go spojrzeniem.

― Na a niby o co? ― spytał podejrzliwie. 

― A o to, że mam dość wysłuchiwania twoich i Tae jęków ― zaśmiał się Jimin i wystawił język w kierunku młodszego, którego czubki uszu się zaczerwieniły.

― Hyung! ― sapnął zażenowany brunecik i schował twarz dłoniach, przez co niemal wpadł na jakąś starszą panią.

― O! Właśnie o tym mówię! ― zaświergotał starszy i pognał do przodu by uniknąć gniewu Jeona.

***

Rozstali się na przystanku autobusowym. Jeon pojechał jeszcze dalej w stronę centrum, a Jimin w zupełnie przeciwnym kierunku. Wczoraj przeniósł cały swój dobytek z jednej, ciasnej kawalerki, którą dzielił z dwójką swoich najlepszych przyjaciół, do przestronnego apartamentowca. Wreszcie było go na to stać, dzięki licznym wygranym konkursom oraz potężnemu stypendium, jakie otrzymał za wybitne osiągnięcia w nauce i tańcu. Nie żeby nie lubił mieszkania z dwójką młodszych kolegów. Co to, to nie! Ale mimo towarzystwa czuł się tam raczej samotny.

Cokolwiek robili, zawsze czuł się nie potrzebnym dodatkiem: Tae + Jungkook i Jimin. Jak oglądali film: urocza parka się liże albo przytula a on sam, samiutki siedzi na rogu kanapy. Jak grali w cokolwiek: drużyna Taekook kontra Jimin!  I mimo że Jimin ich obu bardzo kochał to miał dość tego kującego uczucia w serduszku. I może miał też trochę dość kolejek do toalety. I smrodu trzech spoconych mężczyzn... I spania na niewygodnej kanapie, albo na podłodze, gdy chłopcy postanowili, że to idealna pora na nocne igraszki. I wysłuchiwania: „Tak! Jungkook! Jungkook, mocniej! Och.. tam!" I „Hyung ja zaraz dojdę! N-nie wytrzymam!"...

Jimin westchnął cicho. Oczywiście pewnie będzie teraz czuł się trochę bardziej samotny bez swojej „baletnicy" i studenta historii sztuki obok siebie, jednak już planował zakup chomika. Nazwie go Puszek i to będzie jego jedyne wsparcie w trudnym żywocie studenta. Tak.. chomik na pewno zastąpi mu dwójkę przyjaciół...

Park otrząsnął się ze swoich myśli i dzięki Bogu, bo wysiadłby jeszcze na nie tym przystanku i musiałby iść na nogach, co ani mu się śniło w taką pogodę. Opuścił pojazd na właściwym przystanku i łatwo dotarł do swojego mieszkania. Wyciągnął klucze (z breloczkiem w kształcie Mochi!) z kieszeni i już po chwili był w ciepłym domku. Zamknął drzwi i od razu skierował się w stronę sypialni. Tak przynajmniej mu się wydawało jednak otworzył drzwi najpierw do pokoju dla gości, kuchni a potem do łazienki, a w wannie to on nie zamierza spać.

Było dawno po dziewiętnastej, w dodatku w przeciwieństwie do Jungkook od razu umył się na miejscu, więc jak tylko odnalazł swój pokój to zgrabnie ominął kartony leżące na ziemi i rzucił się na swoje łóżko z zamiarem spania do późnego popołudnia następnego dnia.

***

Jednak jak się okazało nie było mu to dane.

―Ja nie mogę... ― jęknął blondynek i zarzucił na głowę poduszkę. Cały jego pokój wręcz drżał pod wpływem głośnej muzyki dochodzącej za ściany obok. Jednak kiedy to nic nie dało, to zamrugał parę razy i usiadł na łóżku z nieprzytomnym wyrazem twarzy. Wydął pełne wargi i zmarszczył brwi, przysłuchując się melodii. Czy to przypadkiem nie był... Bach?

Jakby na odpowiedz na jego pytanie, dało się słyszeć głośny i jęczący akord fortepianu, tak charakterystyczny dla tego znamienitego Niemca? Austryjaka? Już Jimin sam nie wiedział...

― Ja. Pier-do-le.

Powoli zwlókł się z łóżka i zarzucił na siebie koszulkę ze wczoraj. Poprawił swoje włosy w lustrze na drzwiach szafy i ruszył dosyć żwawym, choć chwiejnym, krokiem w kierunku wyjścia z mieszkania.

Jimin akurat znał się na muzyce. Od zawsze ją uwielbiał. Potrafił docenić delikatne tony pianina, uspokajające dźwięki gitary czy przyjemne dla ucha melodie saksofonów. Jednak jego miłością były skrzypce. Jako dzieciak przez jakiś czas uczył się na nich grać, jednak szybko to porzucił bo stwierdził, że to nie dla niego i przerzucił się na taniec. Jednak i z tańcem wiązała się muzyka i jako baletmistrz znał całą gamę utworów klasycznych.

Wrócimy już jednak do tej mroźnej nocy, z dwudziestego na dwudziestego pierwszego grudnia kiedy to wkurzony Jimin bez swojej zwyczajowej gracji wpadł z hukiem do przedpokoju, wywracając przy okazji pudło z jakąś ceramiką, co nie zapowiadało się dobrze.

Zirytowany mamrotał przekleństwa i wzywał wszelkich bogów na pomoc. Pierwsza noc w nowym miejscu a już sąsiad nie daje mu spać. Świetnie. Po prostu wspaniale. Jimin wypadł z furią na zewnątrz, nie przejmując się tym, że właśnie był środek grudnia, padał śnieg i wiał mroźny wiatr. On wyszedł na zewnątrz w cienkim podkoszulku i samych bokserkach. I nie zwrócił na to uwagi, zbyt skupiony na swoim buzującym gniewie. Dotarł do drzwi sąsiada (muzykę dało się słychać już w ganku) i zapukał w drzwi. Kiedy muzyka nie została przerwana, załomotał znów. Tym razem z większym skutkiem. Fortepian się urwał ale nie dało się słyszeć kroków osoby ze środka a dodatkowo właśnie z opóźnieniem dotarło do umysłu Parka, że jednak jest mu zimno, więc załomotał ponownie. Jimin zmarszczył nos i potarł swoje muskularne ramiona byleby otrzymać odrobinę ciepła. Dookoła było ciemno, śnieg padał i padał, wiatr świstał groźnie a on właśnie najprawdopodobniej rozpoczyna wojnę z sąsiadami już od pierwszego dnia. Hurra.

― Brawo Park Jimin ―  mruknął do siebie pod nosem ― Właśnie wygrałeś nagrodę dla największego idioty na świecie.

Naraz, drzwi otworzyły się z hukiem a w świetle mieszkania zamajaczyła ma jakaś drobna, męska sylwetka. Nie czekając na jakiekolwiek słowa, przemógł się wewnętrznie, powtarzając sobie, że nie może przecież być dla wszystkich miły, i zaczął swoją tyradę.

― Dobry wieczór. Mam nadzieje, że nie przeszkadzam ale chciałbym..umm.. zgłosić zażalenie?Nie wiem co pan tutaj wyrabia, ale jest pierwsza w nocy i z całym szacunkiem dla pana muzycznej pasji, ale granie Jana Sebastiana Bacha to już jakaś przesada― Dopiero teraz spojrzał na osobę przed nim. W drzwiach stał chłopak, chyba nie wiele starszy od niego, z absolutnym brakiem wyrazu na twarzy i straszliwie potarganymi włosami. ― Więc uprzejmie proszę, czy mógłby pan przestać puszczać muzykę klasyczną o takim natężeniu w czasie ciszy nocnej?

Chłopak przed nim zamrugał parokrotnie.

― Nie ― mruknął i zatrzasnął Parkowi drzwi przed nosem.

_____________
Poznaliśmy Jiminka. Jak odczucia?


V.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro