Chapter 16.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Dziewczyny nie płaczą, bo mają ładne oczy, dziewczyny nie płaczą, bo nie mają na to czasu."


  Ukryta w najdalszej części ogrodu, gdzie kwiaty zdawały się mieć swój własny ład i porządek, wpatrywałam się w ciemne niebo, które przysłaniały miliardy gwiazd. Widok wart bardzo wiele, w dodatku tak rzadko spotykany w mieście, w którym niedawno rozpoczęłam życie jako członek rodziny de Braganca. Smog, spaliny, czy inne zanieczyszczenia nie pozwalały na to, by nocami móc cieszyć się obecnością konstelacji. Potrzebowałam się wyciszyć, pobyć chwilę sama ze sobą i chociaż miałam świadomość, że goście nadal kręcili się posiadłości, wolałam być tutaj.

Chrysander oświadczył, że zostanie na kilka dni, co najpewniej było jego formą informacji, że planuje mieć oko na naszą dwójkę, na spektakl, który zachciało nam się odstawiać.

Przyjemny, delikatny wiatr pieścił moją twarz, podwiewając momentami moje włosy i rozrzucając niesforne kosmyki, które uwolniły się z upięcia, na boki. Nie przeszkadzało mi to. Tutaj, właśnie na tej ławeczce, dokładnie teraz, czułam się wolna. Od trosk. Zmartwień. I całego bałaganu, jaki robiłam z własnego świata. Komplikowałam proste sprawy, kumulowałam kłamstwa i powoli gubiłam najważniejszy sens. Życie taty. Konsultację.

— Szukasz Gwiazdozbioru Oriona? — słysząc męski głos, niemalże podskoczyłam na miejscu i oparłam dłoń na lewej stronie klatki piersiowej, jakby to miało jakoś uspokoić szaleńczy rytm serca, które właśnie galopowało.

Przestraszył mnie. Przekręciłam głowę i odnalazłam spojrzenie jego zielonych oczu. Bacznie mi się przyglądał, a na jego wargach błąkał się figlarny uśmiech, który zdawał się dodawać mu uroku typowego, małego chłopca, który jednym gestem podbija każde serce. Nadal wyglądał obłędnie tak, jakby czas nie potrafił zaszkodzić jego idealnemu wizerunkowi. Potrząsnęłam głową, chcąc skupić myśli, ponieważ nadal byłam na niego zła.

— Słucham? — spytałam, poprawiając się.

Wygładziłam materiał sukienki i przysunęłam się, uprzejmie robiąc mu miejsce. Usiadł obok i nadal nie spuszczał ze mnie wzroku.

— Gwiazdozbiór Oriona. Jeden z popularniejszych. Istnieją na jego temat różne wersje, sama znam dwa mity — wyjaśnił i oparł swoje ramię na oparciu ławki tak, że miałam wrażenie, jakby mnie obejmował.

Zmarszczyłam brwi, zaprzeczając.

— Nigdy nie interesowała mnie astrologia — przyznałam szczerze i uśmiechnęłam się nikle.

Wydawało mi się, że jeśli tylko znajdziemy się blisko siebie, rozpoczniemy walkę. Powinniśmy się pokłócić, wzajemnie sobie nawrzucać i ulżyć, chociaż z drugiej strony udawaliśmy. Nie było między nami zaangażowania. Nie zależało nam. Żadne z nas nie powinno nic czuć, więc takowy układ zdawał się banalny do realizacji. I wcale tak nie było. Moje myśli szalały, ciało nie umiało nie reagować na jego bliskość, a i serce podpowiadało bzdurne teorie rozumowi, łudząc się, że to coś znaczy.

— Aktualnie go nie widać — zaczął, zerkając to na mnie, to na niebo. — Najłatwiej go zobaczyć od października do maja, dlatego ci go nie wskaże, ale jeśli chcesz, opowiem ci, co ty na to?

Zmarszczyłam brwi i przechyliłam głowę, obserwując go. Nie do końca rozumiałam, co on właściwie robił? Co kombinował? I dlaczego zachowywał się tak dziwnie. Bez zrozumienia szukałam wskazówek w jego gestach, oczach, czy minie, ale najwyraźniej coś mi umykało.

— To ci opowiem — uśmiechnął się lewym kącikiem ust niezrażony moją reakcją. — Według greckiej mitologii Orion był myśliwym.

— Włosi nie mają własnej? — zapytałam zaczepnie.

— Znam cię, nie przerywaj i nie podpuszczaj mnie, nie przyszedłem się kłócić — ostrzegł, więc uniosłam ręce do góry, jakby właśnie mnie na czymś przyłapał.

Uśmiechnął się, a ja jakoś tak odwzajemniłam ten gest.

— Posejdon był jego ojcem, dlatego Orion potrafił chodzić po wodzie, wiem.

— Znasz to? — uniósł pytająco brew, ignorując fakt, że nadal się wtrącałam.

— Historię z tym, że goni Plejady, tak. Ale mówiłeś, że ty znasz dwie, więc mów — zachęciłam go gestem dłoni do tego, by kontynuował.

Lubiłam, jak opowiadał. Mimo wszystko spędzanie z nim czasu nie było złe i nieprzyjemne.

— Drugi mit mówi o tym, że zakochała się w nim Artemida.

— Ta od polowań i księżyca? — spytałam, przekręcając się w bok, by móc mu się uważniej przyjrzeć.

Tej historii nie słyszałam i właściwie byłam ciekawa, jak brzmiała. Mimo to nie umiałam być zbyt długo cicho. Adrien tego nie skomentował. Uśmiechnął się tylko pobłażliwie.

— Dokładnie ta. Jej brat bliźniak Apollo któregoś dnia namówił ją, by strzeliła z łuku do pływającego w sporej odległości mężczyzny, w morzu — ponownie na mnie spojrzał i uśmiechnął się lekko.

Przymknął na moment powieki, a cisza, która nas otoczyła była całkiem przyjemna, prawie niczym niezmącona.

— Bogini podjęła wyzwanie, nie miała pojęcia, że celuje do Oriona. Trafiła.

— Zabiła go? — wymamrotałam cicho, nieco zbyt przejęta, ale miałam wrażenie, że rozumiałam, jak wielki szok musiała przeżyć, gdy odkryła, co zrobiła.

— W rzeczy samej. To podobno jej żal spowodował, że światło księżyca jest takie zimne — skomentował i przesunął ramię, by móc już nim tak po prostu mnie objąć.

Przesunął opuszkami palców po mojej skórze.

— To wszystko?

— A potrzebujesz coś więcej?

— Adrien, w co ty grasz? — zapytałam.

Nie rozumiałam go. Samej siebie również, ale przecież to on zdawał się kontrolować wszystko.

— A co jeśli sam nie wiem? — przysunął się do mnie tak blisko, że ciepło jego oddechu musnęło mój policzek.

Wstrzymałam oddech i zamknęłam oczy. Nie wiedziałam, co takiego się działo, ale czułam, że jednak coś. Milczałam. I on również się nie odzywał.

Trwaliśmy dłuższy moment w tak dziwnej pozycji, dopóki brunet nie zdecydował się poruszyć. Ponownie. Umieścił rękę na moim policzku i spojrzał na mnie, co dostrzegłam zaraz po tym, jak i ja zerknęłam na niego.

— Nie rozumiem, dlaczego tak reaguje. Szybko mnie złościsz, irytujesz i nawet momentami mam ochotę skręcić ci kark — przyznał z rozbrajającą szczerością i pokręcił głową.

Okej. To już doszczętnie udowodniło mi, że nie powinnam mieć żadnych złudzeń dotyczących jego osoby.

Odchyliłam głowę, a raczej próbowałam, ponieważ uniemożliwił mi to, przesuwając rękę na mój kark.

— Ja...

— Cicho. Nie skończyłem — upomniał mnie i oparł czoło na moim czole. — I, gdy już w myślach cię morduje, zawsze pojawia się jednak coś więcej. Myśl, że jednak większą ochotę mam na to, by cię pocałować.

— CO?! — zerwałam się z miejsca na tyle gwałtownie, że Nikosto nie zdołał mi przeszkodzić.

— To był moment, gdzie powinnaś mnie pocałować — odparł z rozbawieniem i podniósł się, by móc stanąć przede mną.

Uśmiechnął się łobuzersko i mrugnął do mnie. Rozejrzałam się dookoła, szukając ukrytych kamer. Co się działo? I gdzie zniknął Adrien, który kilka godzin wcześniej mówił swojej byłej o naszym planie?

— Właśnie uspokoiłam brata i zapewniłam go, że nic nas nie łączy — wrzuciłam ręce w górę i pokręciłam z niedowierzaniem głową.

— Każdy się może mylić, nawet ty, piękna — oznajmił spokojnie i się uśmiechnął.

A potem objął moją twarz dłońmi i pokonał dzielącą nas odległość, by móc złączyć nasze usta w pocałunku. Powoli przesuwał wargi po moich, jakby delektował się każdym muśnięciem. I nie wiem, ile to trwało. I nie mam pojęcia, kiedy zamknęłam oczy ani kiedy moje dłonie wplątały się w jego włosy. Zupełnie nie wiem, ale jednego byłam pewna. Przepadłam. Wpadłam w jego sidła, nie myśląc o tym, jakie mogą być tego konsekwencję.

— Co to było?

— Nie analizuj. Chodź. Goście czekają — zmienił temat i odsunął się, sięgając po moją dłoń.

Krew dudniła mi w uszach, serce wariowało w klatce piersiowej, a żołądek się kurczył. W dodatku on mówił coś takiego.

— Ale...ale...

— Mira, sam nie rozumiem, niech się dzieje, czy wszystko musi być wyjaśnione? Nie możesz odpuścić? Ten jeden raz — poprosił, wpatrując się we mnie z oczekiwaniem.

Westchnęłam ciężko. Miał rację. Nie wszystko można było od razu wytłumaczyć.

— Nie poszli sobie jeszcze? — odpowiedział mi śmiechem i pociągnął mnie w stronę domu, gdzie nadal trwało przyjęcie.

Z każdym kolejnym krokiem było je słuchać coraz wyraźniej, aż w końcu dołączyliśmy do nich. Nadal trzymał moją rękę, a ja rozglądałam się dookoła, szukając wśród tłumu czerwonych włosów.

— Nie ma jej — rzucił Adrien.

— A skąd wiesz, kogo szukam? — odparłam dość zaczepnie i uśmiechnęłam się cynicznie.

— To oczywiste — zaśmiał się krótko i zatrzymał się w miejscu, gdy przed nami pojawiła się jego babcia i ciotka Helena.

Wierna kopia swojej kuzynki, siwe włosy elegancko upięte w kok, perły na szyi i pogodny uśmiech, który zdawał się rozświetlać jej już niemłodą twarz.

— Tu jesteście! Wszędzie was szukałyśmy, ponieważ...

— Skarbie, a co ty masz na twarzy? — ciotka przerwała wypowiedź babci i zmierzyła nas wzrokiem, a właściwiej to Adriena.

Również spojrzałam na niego i szybko pojęłam, o co chodziło. Starłam palcem ślad szminki z jego ust.

— Chyba się właśnie wydało, co robiliście tyle czasu — rzuciła rozbawiona Alina, co i ja zdecydowałam się skomentować krótkim uśmiechem.

— Dziwicie mi się? Od kilku godzin dzielę się nią z wszystkimi. Potrzebowałem chwili, by móc jej przypomnieć, że to nadal ja jestem najważniejszy — oświadczył z figlarnym uśmiechem i puścił do mnie oczko.

Uwolnił moją dłoń z uścisku, ale od razu objął mnie w pasie i przycisnął do swojego boku.

— Jakby dało się o tym zapomnieć — zakpiłam, wywracając oczami.

— Mówiłam ci, że są uroczy — podsumowała ciocia i uśmiechnęła się szeroko, naprawdę szeroko, a zadowolenie biło z jej twarzy.

— A teraz musicie nam wybaczyć, ale uciekamy na parkiet, ostatni taniec musi być nasz — powiedział wesoło Nikosto, skinął im ruchem głowy i nie czekając na nic, pociągnął mnie na parkiet.

Powoli robiło się już jasno, gwiazdy traciły swój blask, ludzi dookoła ubywało i my zdawaliśmy się już nie być taką sensacją.

— Czy to nie tak, że powinieneś poprosić mnie o ten taniec?

— A czy to nie tak, że mówiąc tak mężczyźnie, zobowiązuje się do towarzyszenia mu nie tylko w życiu, ale i tańcu? — odparł, przyglądając mi się.

Jedną z moich dłoni zarzucił sobie na kark, a drugą złapał. Sam przycisnął mnie do siebie wolną ręką, nie pozostawiając między nami żadnej przestrzeni.

— Powiedziałam tak? — rozchyliłam z niedowierzaniem usta.

— Nie powiedziałaś nie — wyjaśnił z rozbrajającym uśmiechem tkwiącym na jego wargach.

Zaśmiałam się. Zdecydowanie miał dobry humor. I zdecydowanie coś się zmieniło. Ponownie. I nie analizowałam tego, pozwoliłam Adrienowi prowadzić się lekko w tańcu. Wykonywałam obroty, czy kolejne kroki i zdawało mi się, że idealna synchronizacja już po prostu nas dopadła. Prowadził pewnie, bezbłędnie pozwalając mi wyczuć jego kolejne ruchy, czy zamiary. Kręciliśmy się w tańcu, wymienialiśmy się uśmiechami i wszystko było w jak najlepszym porządku.

— Odbijany! — powiedział mój brat, pojawiając się obok nas wraz z babcią.

— Braciszku!

— Sander!

Rzuciliśmy w tym samym momencie z ciemnowłosym, ale bez wahania odsunęliśmy się od siebie.

Adrien objął babcię, ja blondyna. Uniosłam głowę i uśmiechnęłam się do niego.

— Czy to dziwne, że cieszę się, że tu jesteś?

— Nie, mała — zaczął niebieskooki, ale nie dane było mu dokończyć, ponieważ podeszli do nas jedni z gości.

I uznali, że wypada się pożegnać. I tak też zrobili. I potem kolejni wpadli na podobny pomysł. Tym sposobem kolejne kilkanaście minut spędziłam na wymienianiu uścisków i buziaków. Pokornie odpowiadałam na pytania, uśmiechałam się, słuchając zaproszeń i potakiwałam, odczuwając momentami coraz mocniejsze zmęczenie.

Babcia Alina udała się na górę, by móc się wyspać, a Adrien, ja i mój brat kręciliśmy się, pijąc alkohol i wdając się w krótkie rozmowy. I trwało to aż do ostatniego gościa.

— Padam z nóg — oświadczyłam w pewnym momencie, zsuwając ze stóp szpilki.

Zatrudniony personel zaczynał sprzątać ogród, więc to był znak, że i my powinniśmy już odpocząć.

— Świetnie. Mam nadzieję, że macie wygodne łóżko — zauważył z szerokim uśmiechem mój brat.

Spojrzałam na niego.

— Śpisz w pokoju gościnnym — powiedział Adrien, szturchając go łokciem w bok.

— I tu się mylisz. Ja śpię z siostrą, ty na kanapie, dopóki żyję, nie zamierzam brać udziału w tej szopce — skomentował blondyn.

Jęknęłam cicho.

— Widzisz. Trzeba było mu nie mówić. Kłócenie się z Sanderem ma taki sam sens jak rozmowa z osłem — podsumował Nikosto, wywracając oczami.

Prychnęłam i sięgnęłam po buty, by móc ruszyć z nimi do domku.

— Zamawiam pierwsza prysznic.

— Najpierw musisz tam pierwsza dotrzeć! — dodał jasnowłosy i ruszył przed siebie biegiem.

Nie miałam siły go gonić. Spojrzałam tylko na Adriena z miną męczennika.

— Niektórzy nigdy nie dorastają — przyznał z rozbawieniem i złapał mnie w pół, przerzucając sobie przez ramię.

— Właśnie widzę. — Nie widziałam sensu, by się kłócić. Powieki same mi opadały.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro