Chapter 19.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„We're running out of time, chasing our lies
Everyday a small piece of you dies."


Ciepły, letni wiatr przyjemnie rozwiewał moje włosy, pozwalając im falować wokół mojej twarzy. Nie ingerowałam w jego działania, właściwie to ignorowałam je i wpatrywałam się w dal, zastanawiając się, czy nie wrócić do domu tylko po to, by móc zabrać ze sobą aparat i uwiecznić widok z tego miejsca, na zawsze, na fotografii.

Siedziałam na jakimś wzgórzu, skąd roztaczał się idealny widok na całą okolicę. Asyż wydawał się mieć swój własny rytm, który nieco zaburzali turyści, gromadzący się w nim, ale mimo to był pełen uroku. Zapach kwiatów unosił się w powietrzu i mieszał się z aromatami ziół, krzyki dzieci wybijały się z typowej miejskiej gwary i jedyne, co mogłam stwierdzić, to to, że naprawdę podobało mi się to miejsce. To miasto. Jego rytm. Jego piękno.

Złość jakoś tak wypompowała się ze mnie, niczym powietrze z balonu i bez trudu doszłam do wniosku, że moja reakcja była przesadzona. Nawet jeśli mój brat i Adrien zachowali się, jak typowi samcy, idioci, którzy nie potrafią rozwiązać problemu, bez nieużywania siły. Z drugiej strony, nie mogłam ich winić, sama w wielu przypadkach, byłabym gotowa reagować równie impulsywnie, co i oni. Mimo to nie wracałam jeszcze do domu.

Unikałam ich, chociaż nie miałam pewności, czy po to, by odpocząć, czy może dać im do myślenia? Podniosłam się, poprawiając materiał szortów i otrzepałam pośladki z niewidzialnych źdźbeł trawy, które sądziłam, że mam na sobie i rozejrzałam się dookoła, po raz kolejny.

Nie wiedziałam, która była godzina, ponieważ telefon zostawiłam w salonie, oczywiście specjalnie, by nie musieć odbierać. Przymknęłam powieki i wzięłam kilka głębszych wdechów. Nie miałam żadnego planu, ale nie spieszyło mi się z powrotem do posiadłości rodziny Nikosto.

— Tu jesteś — usłyszałam, więc otworzyłam oczy i przekręciłam głowę, by móc spojrzeć na bruneta, który właśnie zmierzał w moim kierunku.

Moje serce jakoś tak zabiło szybciej i musiałabym skłamać, gdybym twierdziła, że było to spowodowane tylko zaskoczeniem.

— Jestem — przytaknęłam, wyginając lekko, dość nieznacznie kąciki ust do góry.

— Martwiliśmy się, zniknęłaś i...

— Nie byłam wam potrzebna w tej całej bójce — wtrąciłam, wywracając teatralnie oczami, co mężczyzna skomentował lekkim, aczkolwiek cynicznym uśmiechem.

— Wiesz, czasami facet musi być facetem — podsumował z rozbawieniem i rozłożył ręce jakby w geście bezradności.

Zaśmiałam się cicho, widząc to.

— A Adrien, zawsze będzie Adrienem — zakpiłam i pokazałam mu koniuszek języka.

Wsunęłam dłonie do kieszeni spodenek i powróciłam wzrokiem przed siebie, podziwiając nadal krajobraz. W tym czasie ciemnowłosy zdołał stanąć tuż obok mnie, tak że zapach jego perfum, dotarł do moich nozdrzy. Nadal męsko, nadal typowo dla niego, zdecydowanie nadal idealnie.

— Martwiliśmy się, wiesz?— zaczął, uśmiechając się, co mogłam dostrzec kątem oka. — Chodzi o to, że nawet pomyślałem o tym, że uciekniesz... sam nie wiem, to głupie, ale przestraszyłem się, ja... obawiałem się, że mogłaś uciec. To w twoim stylu, Samiro, a przecież... ja, nie powinienem obawiać się, że znikniesz, a jednak... — przerwał, kręcąc z niedowierzaniem głową.

Spojrzałam na niego, marszcząc brwi, ponieważ nie rozumiałam, co takiego miał na myśli?

— A jednak? — spytałam, wpatrując się w niego uparcie.

On tylko uśmiechnął się na nowo i sięgnął ręką po kosmyk moich włosów, by móc założyć go za moje ucho. Przysunął się do mnie bliżej i przesunął palce na mój policzek. Przymknęłam oczy, delektując się jego dotykiem. To było głupie, wystarczyło, że on musnął palcem mój policzek, a moje zmysły wariowały, ja szalałam, chcąc więcej. Wyobrażając sobie, o wiele wiele więcej.

— Nie chciałbym, byś znów zniknęła — dokończył swoją myśl i dołączył swoją drugą rękę do poprzedniej.

Objął dłońmi moją twarz i wpatrywał się we mnie, jakby swoim wzrokiem próbował mi coś udowodnić, a może jednak czegoś szukał? Jakiegoś zapewnienia? Nie miałam pewności. Zresztą, przy Nikosto nigdy niczego nie byłam pewna.

— Nie rozumiem — przyznałam, wzruszając ramionami.

— Później ci wyjaśnię, teraz idziemy na kolację, chodź — odparł, śmiejąc się cicho, krótko.

Jedną z dłoni złapał moją i pociągnął mnie w stronę, z której niedawno przyszedł.

— Nie zgodziłam się!

— Ale też nie nie zgodziłaś się — zauważył z kpiącym uśmieszkiem, tkwiącym na jego wargach i wzmocnił nieco uścisk swoich palców.

Dołączyłam do jego śmiechu i pozwoliłam mu na to, by dyktował nam tempo marszu. Na szczęście nie starał się mnie zamęczyć jakimś sprintem. Szedł powoli, ale pewnie, jak to miał w zwyczaju, co jakiś czas spoglądając na mnie i posyłając w moim kierunku radosny, nie do końca zrozumiały dla mnie uśmiech. O coś mu chodziło.
Nie komentowałam tego jednak. On również nie. Milczeliśmy, ale cisza panująca między nami nie była zła. W dodatku nie kłóciliśmy się, nie czuliśmy potrzeby, by na siebie wrzeszczeć, a to był ogromny sukces. W międzyczasie Adrien zadzwonił do Chrysandera, by oznajmić mu, że mnie odnalazł, ale nie wracamy jeszcze do domu, ale reakcji brata nie poznałam, ponieważ Nikosto rozłączył się dość szybko. Właściwie poinformował go, że jest ze mną i skończył rozmowę. Niegrzecznie, ale jak znałam Sandera, tak było prościej, niż słuchać przez telefon jego kazania. Dotarcie do przyjemnego, przytulnego bistra zajęło nam dosłownie piętnaście minut.

W środku uniosły się przyjemne zapachy, wnętrze utrzymane było w jasnych, radosnych barwach, a ludzie siedzący w środku zdawali się zadowoleni. Uśmiechali się, rozmawiali w najlepsze i nie zwracali uwagi na nikogo poza sobą. Rodzinnie i domowo. Zajęliśmy jeden z wolnych stolików, tuż przy oknie.

— Dlaczego jemy tu, a nie w domu?

— A przeszkadza ci to? — odbił pytanie Włoch i zmarszczył lekko brwi, sięgając po menu, które już leżało na blacie.

Otworzył je i zajął się studiowaniem jego zawartości. Westchnęłam ciężko.

— Nie powiedziałam tego, spytałam tylko o...

— Może uznałem, że warto czasami odpocząć od rodziny? — spytał dość retorycznie, rzucając mi spojrzenie sponad karty. — Twój brat jest upierdliwy, a babcia czasami męcząca — przyznał i uśmiechnął się szeroko, jakby właśnie informował mnie o czymś banalnie prostym.

Faktem było, że Chrysander dawał w kość, ale nie sądziłam, by mógł mieć dość towarzystwa staruszki. Ciemnowłosy zaśmiał się i przytaknął mi lekkim ruchem głowy, jakby potrafił z samej mojej miny wyczytać, o co dokładnie mi chodziło.

— Tak, mała, nawet moja babcia czasami jest męcząca — przyznał z rozbrajającą szczerością i zamknął kartę, odkładając ją na bok. — A teraz, jeśli się nie obrazisz, zamówimy pizzę, ponieważ właśnie na nią mam ochotę, co ty na to?

— Przytyję, roztyję się i nikt mnie już nie zechce — oburzyłam się, robiąc gniewną minę.

— Świetnie, właśnie dlatego to mój pierścionek tkwi na twoim palcu — skomentował żartobliwie i puścił do mnie tak zwane perskie oczko.

Jakoś mimowolnie zerknęłam na palec i się uśmiechnęłam. Nadal, pomimo tego, że posiadałam go od kilku dni, robił na mnie wrażenie. Sam fakt, że był tak piękny i idealnie trafiony w mój gust, zdawał się sprawiać, że przyjemnie się na niego patrzyło. Nie skomentowałam tego.

— Okej, zjem tę pizzę, o ile będzie miała podwójny ser, kukurydzę, kurczaka i sos pomidorowy — ostrzegłam, unosząc palec wskazujący do góry, jakbym naprawdę chciała stawiać warunki.

W sumie to robiłam, ale oczywiście, mógł to zignorować.

— Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. Do tego wino, czy wolisz coś innego?

— Wino brzmi w porządku — przyznałam, uśmiechając się na nowo i spojrzałam na niego.

Nie zwróciłam wcześniej na to uwagi, ale nadal miał na sobie koszulkę, którą ubrał rano i szorty. Wyglądał zwyczajnie, ale nadal cholernie seksownie, ponieważ jego włosy pozostawały idealnie ułożone, a uśmiech, ten zawadiacki i pełen uroku, nie opuszczał jego warg. Facet pełen uroku, zdecydowanie takie skojarzenie było pierwszym, które przychodziło mi na myśl. Gdy już się dogadaliśmy, Nikosto przywołał do naszego stolika kelnerkę, ale zamiast niej, dotarł do nas siwowłosy, sędziwy staruszek, który zachwycał się tym, że Adrien w końcu powrócił do rodzinnego miasta. Dobrą chwilę, nie rozumiałam jego słów, ponieważ pod wpływem euforii, mówił zbyt szybko, zbyt entuzjastycznie, jak dla mnie.

Mimo to uśmiechałam się i przytakiwałam, gdy zwracano na mnie uwagę. Później się przyzwyczaiłam, przyjęłam gratulację z powodu zaręczyn i odpowiedziałam na kilka podstawowych pytań. Dowiedziałam się w zamian, że Adrien już jako mały chłopiec, pojawiał się w tym lokalu i przyjaźnił się z wnukiem Antonio, który był właścicielem tego lokalu.

Zielonooki złożył zamówienie, obiecując w międzyczasie, że jeszcze kiedyś zajrzymy do nich, oczywiście następnym razem i pożegnał sympatycznego staruszka. Nie do końca wiedziałam, jak zamierzał dotrzymać wszystkich tych obietnic, skoro nasze zaręczyny były tylko na pokaz, ale z drugiej strony, szopka dla babci zyskiwała coraz to nową, większą skalę, więc może i Adrien chciał, by to stało się prawdą? Wolałam nie mieć zbyt wielkich nadziei, aczkolwiek i tak planowałam mu nie odpuszczać. Chciałam go. Z powrotem. Na zawsze, na dobre i na złe.

— Nie jesteś głodna? — głos Adriena zmusił mnie do tego, by moje myśli wróciły do teraźniejszości.

Zmarszczyłam lekko brwi i spojrzałam na niego niezrozumiale. I po chwili zrozumiałam, że pizza już stała na naszym stole, pomiędzy nami i Adrien chciał już zacząć jeść.

— Zamyśliłam się — przyznałam i machnęłam ręką, lekceważąco, jakby to nie było nic ważnego.

Było, przynajmniej dla mnie, ale nie chciałam tego przyznawać. Już wyjątkowo uciążliwe było to, że nadal byłam w nim zakochana i nie potrafiłam rozszyfrować jego. Grał, udawał, czuł?

— Smacznego — dodałam po chwili i sięgnęłam po sztućce, by móc spróbować kawałka, który ciemnowłosy umieścił na moim talerzu.

Uśmiechnęłam się do niego.
I zaczęliśmy rozmawiać. O wszystkim i o niczym. Przy okazji, jedząc i racząc się winem, które również smakowało wybornie. Nie znałam się na tym, ale wyraźnie czułam owocowy aromat, który przypadł do gustu moim kubkom smakowym. Nie była to typowa dla nas kolacja, ponieważ towarzyszyło nam mnóstwo swobody, ale nie była ona też zwykła. Dogadywaliśmy się, śmialiśmy i spędzaliśmy ze sobą czas, bez żadnych oczekiwań, czy wygórowanych wymagań, które ktoś inny mógłby nam narzucić.

Zachowywaliśmy się jak para dobrych znajomych, nawet jeśli, co jakiś czas pojawiały się przeróżne podteksty, czy aluzję. Ciężar pierścionka zdawał się zniknąć z mojego palca, poczucie winy wyparowało wraz z upływem alkoholu z butelki i czasem.

Nikosto uregulował rachunek, zdobywając dla nas również wino na drogę. Butelkę, bez kieliszków, ale nie widziałam problemu w tym, by nieco odbiegać od przyjętych norm. Picie prosto z butelki miało swój urok.

— Ale ty tak poważnie?— spytałam, chcąc się upewnić, czy mężczyzna oby na pewno planuje wrócić na wzgórze.

Na zewnątrz nieco się ochłodziło, ale nadal pozostawało ciepło. Adrien w jednej dłoni dzierżył butelkę alkoholu, w drugiej trzymał moją dłoń i zmierzał w miejsce, w którym spędziłam kilka godzin po południu.

— Oczywiście, a jeśli masz coś przeciwko cóż, to sobie miej i tak tam wrócimy — odparł z rozbrajającym uśmiechem i puścił do mnie tak zwane perskie oczko.

Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Szłam tuż obok niego, co jakiś czas się uśmiechałam, a on uśmiechał się do mnie. Milczeliśmy. Dłuższą chwilę, właściwie dobre kilkanaście minut i tylko maszerowaliśmy.

— Wiesz, chyba nie mamy korkociągu — zauważyłam po pewnym momencie, gdy już docieraliśmy niemalże na szczyt wzniesienia.

Ciemnowłosy puścił moją dłoń i zerknął na butelkę.

— Szlag! O tym nie pomyślałem — przyznał i pokręcił głową.

Wybuchnęłam śmiechem, ponieważ jego mina była komiczna. Pan idealny nawalił na całej linii, planując wieczór, podobno spontaniczny, ale jednak najwyraźniej w planach nie było nawalania.

— To nic, wypijemy je innym razem — zauważyłam, panując z trudem nad kolejną salwą śmiechu, która próbowała zawładnąć nad moim ciałem.

Jego zawzięta mina i zmarszczone brwi sprawiały, że miałam ochotę po prostu się położyć i śmiać. Dlatego usiadłam na trawie i pisnęłam z wrażenia, ponieważ tym razem była ona już chłodniejsza, a tego się nie spodziewałam.

— Nie, wypijemy je teraz, poczekaj — oznajmił pewnie i ruszył przed siebie, wpychając mi wcześniej do rąk nieszczęsną butelkę wina.

Spoważniałam i nie skomentowałam tego. Siedziałam i czekałam, obserwując, jak czegoś szuka. Po chwili odnalazł, chociaż nie sądziłam, by kawałek drewna i jakiś kamyk miały być cudownym rozwiązaniem na brak korkociągu. Kilka minut później musiałam zwrócić mu honor, ponieważ korek został wepchnięty do butelki, a ja mogłam pociągnąć pierwszy łyk wina. Smacznego, chłodnego, idealnego, nawet jeśli brakowało nam kieliszków.

Oddałam ciemnowłosemu butelkę i objęłam dłońmi swoje ramiona, ponieważ chłód był coraz bardziej odczuwalny.

— Chodź — powiedział i uśmiechnął się do mnie, a ja zmarszczyłam bez zrozumienia brwi. — No usiądź pomiędzy moimi kolanami, ogrzeję cię, no chodź — ponaglił mnie i po raz kolejny uśmiechnął się do mnie.

— Zwariowałeś.

— Mira, dajże spokój, nie każ mi się z tobą o to kłócić — ostrzegł i złapał mnie za dłoń, przyciągając do siebie.

Po chwili siedziałam pomiędzy jego udami, a brunet jednym ramieniem mnie obejmował. Przy okazji oparł brodę na moim ramieniu, łaskocząc mnie tym samym po skórze swoim zarostem. Nie przeszkadzała mi jednak ta pozycja, była cholernie przyjemna. Mąciła mi w głowie, sprawiała, że serce biło nieco szybciej i krew wrzała w moich żyłach, ale cholera, naprawdę było przyjemnie.

— Wracając do naszej rozmowy — zaczęłam cicho, przechylając lekko głowę, starając się na niego spojrzeć, ale jego bliskość nieco mi to uniemożliwiała, chociaż może raczej chodziło o pozycję.

— Jedyne, co mogę dodać to to, że nie planowałem cię zostawić i twoje odejście naprawdę mnie zaskoczyło. Sądziłem, że w końcu trafiłem na kogoś, kto jest równie szczęśliwy, jak ja. Pomyliłem się. Uciekłaś, ale nie zamierzam pozwolić na to kolejny raz. Wystarczy? — spytał, upijając spory łyk alkoholu, a ja zamrugałam gwałtownie powiekami, ponieważ nie byłam pewna, czy Adrien naprawdę właśnie przyznał się do tego, że nasz romans, nie był wcale tak przelotny, jak sądziłam?

Czy on naprawdę mówił mi coś takiego? Właśnie teraz?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro