Chapter 20.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„I'm young and I love to be young,
And I'm free and I love to be free.
To live my life the way I want,
To say and do whatever I please."

W blasku gwiazd i świetle księżyca nadal siedzieliśmy na wzgórzu, podziwialiśmy widoki i nie wracaliśmy do tematu, który właściwie był jednym z najważniejszych, przynajmniej według mnie, ale uznałam, że nie warto psuć chwili. Dogadaliśmy się. Naprawdę, harmonia panowała pomiędzy nami, nawet jeśli każde z nas miało inną wersję na to, co było między nami. Chociaż z drugiej strony, może jednak oboje domyślaliśmy się, że nasz układ istniał już tylko oficjalnie, a między nami stworzyło się coś zupełnie odmiennego, coś prawdziwszego, a nawet silniejszego, jak za pierwszym razem.

Westchnęłam cicho i oparłam głowę na ramieniu Adriena, przymykając przy okazji oczy. Może jednak się myliłam, może wcale nie było inaczej, może już kilka miesięcy temu właśnie tak między nami było, a ja zaślepiona dziwnymi obawami ignorowałam to i nie dostrzegałam, że jemu naprawdę zależy.

Przecież dostawałam kwiaty, bywałam z nim na różnych kolacjach i chociaż to w łóżku najwięcej czasu spędzaliśmy, nigdy nie dążył za wszelką cenę do tego, byśmy uprawiali seks. Właściwie, potrafił nawet przesiedzieć ze mną wieczór na kanapie i milczeć, albo rozmawiać, o wszystkim i o niczym. I to ja naprawdę byłam tak głupia, że zrezygnowałam z tego, ponieważ mój brat twierdził, że Adrien nie jest zdolny do stałości w uczuciach, ba, do uczuć.

Cholera, padłam ofiarą stereotypowego myślenia i marnowałam czas, który mogłam poświęcić na szczęście kogoś takiego jak Nikosto.

— Co jest, malutka? — spytał ciemnowłosy po chwili, przesuwając palcami po moim ramieniu, by móc w efekcie spleść je z moimi.

— Nic — skłamałam — tak się tylko zamyśliłam — dodałam pospiesznie i wysiliłam się na lekki, blady uśmiech, nawet jeśli on nie mógł go zauważyć.

— Uważaj, bo ci uwierzę — zauważył kpiąco — ale jak uważasz, nie musisz mówić, co powiesz na to, byśmy już wrócili?

— Jestem za, tu jest naprawdę pięknie, ale jest też...

— Chłodno — dokończył za mnie brunet i uwolnił mnie ze swojego uścisku.

Podniósł się i pomógł wstać mi, nie czekając na żadną moją reakcję, przyciągnął mnie do siebie i złapał moją twarz w swoje dłonie. I potem po prostu mnie pocałował, a ja nie miałam zamiaru się wyrywać, sprzeciwiać, ani nic z tych rzeczy. Oddałam mu pocałunek, powoli smakując jego miękkich ust, delektując się smakiem wina, które obydwoje piliśmy. Winny pocałunek, zdecydowanie. Zawracał w głowie, odurzał zmysły i sprawiał, że moje serce biło szybciej.

❌❌❌

— Gotowa? — spytał Chrysander, wchodząc do łazienki, gdzie właśnie kończyłam robić makijaż.

Nieco obrażony blondyn wymusił na mnie i Adrienie, ostatnią wspólną imprezę w Asyżu, z racji tego, że jutro po południu mieliśmy samolot do Polski. Zerknęłam na brata, posyłając w jego kierunku lekki uśmiech i przesunęłam ostatni raz pędzlem po policzku, blendując do końca bronzer.

— Jasne — odparłam wesoło — mogę tak iść?

Jasnowłosy zlustrował mnie wzrokiem i odwzajemnił mój uśmiech, podchodząc nieco bliżej mnie. Założył niesforny kosmyk moich włosów za ucho i pogładził palcem mój policzek.

— Wyglądasz ślicznie, mała — przyznał z szerokim uśmiechem.

Oznaczało to, że moje czarne jeansy z wysokim stanem i czerwona, zwiewna koszula bez rękawów była dobrym połączeniem. Nie chciałam przyciągać zbytniej uwagi w klubie, dodatkowo mój makijaż był dość mocny, więc nie chciałam przesadzać w żadną stronę. Uśmiechnęłam się do mojego brata i jakoś tak, bez uprzedzenia wsunęłam dłonie na jego pas i przytuliłam się do niego. W pierwszej chwili zaskoczony Chrysander nie do końca wiedział, co zrobić, ale po momencie, oparł ręce na moich plecach i nieco nieporadnie je pogładził.

— Mam się bać? — spytał cicho, opierając brodę na mojej głowie, co umożliwiała mu nasza różnica wzrostu.

Zaśmiałam się.

— Nie, po prostu, wiesz, rzadko ci to mówię, prawie wcale, ale... cieszę się, że cię poznałam. Pomimo całego tego gówna, jakie dało mi odkrycie, kim jest moja matka... — wyrzuciłam na jednym wydechu, dość pospiesznie, wiedząc, że odwaga pojawiała się u mnie równie szybko, co znikała, dlatego albo działałam, albo milczałam. Teraz wolałam to powiedzieć. — Naprawdę się cieszę, że mam również brata, kocham cię, po prostu. I, mimo że jesteś upierdliwy, fajnie jest wiedzieć, że się o mnie martwisz, naprawdę — dokończyłam swoją myśl i odchyliłam się nieco w tył, by móc na niego spojrzeć.

Minę miał poważną, jakby rozważał moją wypowiedź, ale jego oczy, one po prostu się śmiały.

— Co, oczekujesz, że teraz ja wyznam ci miłość i będziemy się tulić jak te pedalskie teletubisie? — spytał ironicznie, unosząc brew, a ja wybuchnęłam śmiechem, zakrywając dłonią usta.

Rozbroił mnie. Totalnie, rozłożył mnie na łopatki tym tekstem. I nim zdołałam na to jakoś odpyskować, do łazienki wszedł Adrien.

— Co was tak bawi?

— Teletubisie — odparł Sander, wzruszając ramionami i podwinął rękawy swojej koszuli.

Zerknęłam na bruneta i odkryłam, że ma na sobie podobny strój, co mój brat. Ciemne jeansy i koszula. I musiałabym być naprawdę ślepa, by powiedzieć, że któryś z nich wygląda źle. Obaj prezentowali się świetnie, chociaż to na widok ciemnowłosego moje serce fikało koziołki w mojej klatce piersiowej. Jego zapach odurzał, zawadiacki uśmiech onieśmielał, a cała aparycja prosiła o wielkie wow. Prezentował się cudownie. Jego zarost, jego fryzura, cały on.

Zagapiłam się na niego i dopiero ciche chrząknięcie mojego brata uzmysłowiło mi, że po prostu gapię się jak idiotka na Nikosto.

— No ten, skoro jesteśmy gotowi, to może chodźmy — powiedziałam, ruszając w stronę drzwi, by móc wyminąć Adriena.

— Tak, taksówka już czeka — przyznał Włoch i uśmiechnął się do mnie.

Odwzajemniłam gest i odnalazłam w salonie moje czerwone szpilki. Nałożyłam jeszcze bransoletkę na nadgarstek, z koniczynką, która miała przynosić mi szczęście, a która była prezentem od Emilii. Zabrałam torebkę i rozejrzałam się dookoła, chcąc upewnić się, że wszystko mam. Narzuciłam granatowy kardigan na siebie i opuściłam pokój. Mężczyźni czekali już na mnie przy drzwiach.

— Idziemy na podryw, dzieci! — rzucił entuzjastycznie Chrysander i uniósł dłoń, bym mogła przybić mu piątkę.

Sceptycznie uniosłam brwi do góry i pokazałam mu język, wymijając go.

— Takiego! Idziemy razem pić, nie będzie żadnych lasek, jestem jedyna!

— Ale jesteś moją siostrą — mruknął Sander.

— Ale na szczęście nie moją — dorzucił dwuznacznie Adrien i przerzucił ramię przez mój pas, przyciągając mnie do siebie.

Oczywiście, rozzłościł tym mojego brata. Cała nasza trójka po chwili zaczęła się śmiać i w akompaniamencie naszego śmiechu, udaliśmy się do taksówki. Ciemnowłosy podyktował kierowcy adres jakiegoś bardziej znanego klubu i wszyscy wdaliśmy się w niezobowiązującą rozmowę, o wszystkim i o niczym. Żartowaliśmy i miałam wrażenie, że żaden dystans już między nami nie istnieje. Nawet jeśli każde z nas okłamywało kolejne. Chociaż nie, to ja i Adrien okłamywaliśmy mojego brata, ponieważ jednak nie udawaliśmy, albo mi się wydawało, że już skończyliśmy odstawiać przedstawienie na rzecz babci, chociaż ledwo kilka dni wcześniej przyznałam blondynowi, że nie musi się martwić, bo to wszystko jest na pokaz. Skomplikowałam to, cholernie. Ledwo jasnowłosy pogodził się z myślą, że jego przyjaciel jest z jego siostrą, a mi zebrało się na szczerość, która jak się okazało, o dziwo, pierwszy raz nie popłaciła.

Dotarcie do lokalu wybranego przez Włocha zajęło nam ledwo jakieś trzydzieści minut. Dostanie się do środka, też nie było zbyt trudne, ponieważ jak się okazało, Adrien znał ochroniarzy, a nawet i właściciela, więc mogło się zdawać, że kiedyś był tutaj stałym bywalcem. W sumie sam się do tego przyznał.

— Okej, co pijecie? Pójdę do baru — oznajmił ciemnowłosy, gdy już zajęliśmy jedną z loży.

Odłożyłam kardigan i torebkę na bok i usiadłam na wygodnej sofie. Zerknęłam na brata, który usiadł tuż obok mnie i zaczął lustrować wnętrze. Było nowocześnie, głośno, tłoczno i jak dla mnie, jak w każdym innym klubie. Nic nadzwyczajnego nie przyciągało mojej uwagi. Lokal stworzony do zabawy i tyle, jeśli chodzi o ten temat. 

— Wild wild west, poproszę — odpowiedziałam, uśmiechając się przesłodko.

Lubiłam tego drinka, potrafił odurzyć, ale nie wyczuwało się w nim alkoholu, aż tak bardzo, co było dla mnie plusem. Zwłaszcza że w jego skład wchodziło whisky, które czasami trudno było mi przełknąć, zazwyczaj, jeśli mam być szczera. No i sok żurawinowy był tym, co do mnie przemawiało. Brunet nie skomentował tego, tylko przeniósł wzrok na mojego brata.

— To, co zawsze, przecież wiesz — rzucił blondas, wywracając oczami jakby sam fakt, że musiał powiedzieć to na głos, był jakimś wyczynem.

Zaśmiałam się, ale dla zasady szturchnęłam go łokciem w bok, chcąc uzmysłowić mu, że zachowuje się niegrzecznie.

— Ej! — upomniałam go.

— Patrz, moja siostra, moja rodzona siostra, stoi po twojej stronie, świat zwariował — oznajmił jasnowłosy, łapiąc się teatralnie za serce i zmierzył mnie wzrokiem. — Pamiętaj, jesteś moja, nie oddam cię mu! — dodał i przysunął się do mnie, by móc przyciągnąć mnie do swojego boku i mocno uścisnąć. — Moja ci ona, moja ci ona! — zakończył swoją wypowiedź i zmierzył znaczącym wzrokiem Adriena.

Ten chyba nie do końca rozumiał, o co chodziło.

— Braciszku, czy ty próbujesz naśladować klasyka naszej literatury? — spytałam zszokowana.

— Co? — Adrien nadal stał przy loży, nie do końca wiedząc, o co nam w ogóle chodzi.

— W Krzyżakach, takiej książce jest scena, gdy dziewczyna ratuje faceta przed śmiercią. Rzuca się na niego z białą chustką, czy jakoś tak i krzyczy: mój ci on, mój ci on...no i Sander chciał zabłysnąć, chyba — wyjaśniłam nieco nie składnie, ponieważ moją wypowiedź zakłócał mój śmiech.

— Ej, podobno lubiłaś Zbyszka — oburzył się niebieskooki, mierząc mnie pogardliwym wzrokiem.

— Jasne, Zbyszko z Bogdańca zawsze spoko, moja polonistka mnie katowała testami na ten temat, a charakterystykę porównawczą Jagienki Zychównej i Danusi pisałam jakieś pięć razy — teraz to ja wywróciłam oczami i odsunęłam się od brata, by móc oprzeć się wygodniej o lożę.

— Ja sobie pójdę, a wy to przedyskutujcie — ciemnowłosy zmarszczył brwi, robiąc nieco skwaszoną minę i się oddalił. 

— Widzisz, ma nas za idiotów — zauważyłam, zerkając na brata, ale on tego nie skomentował.

Wybuchnął śmiechem, więc i ja zaczęłam się śmiać. Boże, zachowywaliśmy się jak debile, a najgorsze w tym wszystkim było to, że podobało mi się to. To, że mogłam prowadzić z nim takie rozmowy, że swoboda pomiędzy nami nadal istniała, że z każdym dniem nasza więź była coraz mocniejsza.

— Jesteś głupi — dorzuciłam.

— Po kimś to musisz mieć — skwitował z niegrzecznym uśmieszkiem blondyn i rozczochrał dłonią moje włosy.

Szturchnęłam go i dopiero po kilku minutach, gdy zielonooki wrócił z naszymi zamówieniami, uspokoiliśmy się.
I wznieśliśmy pierwszy toast za naszą przyjaźń. I potem kolejne. I, gdy drugi drink zniknął z mojej szklaneczki, ruszyłam na parkiet.

Adrien oczywiście za mną twierdząc, że nie może pozwolić na to, by jacyś frajerzy obłapiali mnie, więc i Chrysander ruszył z nami, tłumacząc, że on zaś nie może pozwolić, by to Nikosto dobierał się do mnie. Tym sposobem dołączyliśmy do bawiących się w najlepsze ludzi.

Skakałam, śpiewałam i pozwoliłam sobie po chwili wczuć się w rytm muzyki. Ocierałam się nieco o ciemnowłosego, tańczyłam przy bracie, wykonując jakieś obroty za jego pomocą i czas leciał. Uciekał. Minuty zamieniały się w godziny i tak upływała nam noc.

Na piciu alkoholu, na tańcu, zabawie i swoim własnym towarzystwie, co okazało się receptą na udaną imprezę.

— Wiesz, musimy to robić częściej — usłyszałam głos Adriena, który pochylał się do mnie, by móc przekrzyczeć głośną muzykę.

Chrysander zniknął gdzieś z jakąś ciemnowłosą pięknością, a ja nadal tkwiłam na parkiecie z brunetem. Uniosłam głowę, by móc na niego spojrzeć i oparłam dłonie na jego klatce piersiowej, nie do końca wiedząc, o co chodzi? Najwyraźniej i on widział moje zaskoczenie, bo postanowił kontynuować.

— Chodzi mi o spędzanie razem czasu. Nie koniecznie na imprezach, ale... nasza trójka. Chociaż nasza dwójka podoba mi się bardziej — dodał z szerokim uśmiechem tkwiącym na jego wargach.

Zaśmiałam się, ponieważ doskonale zrozumiałam, co miał na myśli. Pokręciłam z rozbawieniem głową i przesunęłam ręce na jego szyję, by móc spleść ze sobą palce, tuż za jego karkiem. Stał się bezpośredni, zdecydowanie bardziej szczery i skłonny do przyznawania się do własnych uczuć. Zmienił się. Adrien stawał się znacznie bardziej przystępny i nie byłam pewna, czy to w ogóle możliwe, ale kochałam go coraz mocniej. I chociaż nie chciałam się do tego przyznawać, miałam wrażenie, że i tak to wiedział.

— Mamy czas, prawda?

— Jasne, całe życie — odpowiedział i pokonał dzielącą nas odległość po raz kolejny, by móc połączyć nasze wargi w pocałunku.

Czułym, aczkolwiek nieco naglącym, gorącym i pełnym miłości. Przylgnęłam do niego, zacieśniając uścisk i zamknęłam oczy, na dobre oddając się temu pocałunkowi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro