Chapter 3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„Będę myślał ile dałbym komuś kto by czas zawrócił.
Kto by zatrzymał wskazówki, tylko na ten jeden moment.
W chwili, w której Cię poznałem poszedłbym już w drugą stronę."


  

  Podniosłam się, odrzuciłam ściereczkę do kurzu na blat stołu, pozwalając sobie usiąść na podłodze. Podkurczyłam nogi w kolanach i oparłam czoło na jednym z nich, wzdychając ciężko. Wcale nie podobała mi się ta sytuacja, w dodatku, nie cieszyła mnie wizja zgodzenia się na chorą propozycję Adriena, gdy z drugiej strony była to okazja nie do odrzucenia, zwłaszcza że mogłam dzięki temu uwolnić się spod wpływu apodyktycznego ojczyma.

Chciałam wrócić do dawnego życia, które wiodłam z tatą. Chciałam móc wrócić do dawnych lat, gdy moja matka była osobą abstrakcyjną, nieistniejącą i, o której wyobrażenia wypełniały cały mój świat, ponieważ teraz, gdy była już obecna, musiałam przyznać, że moje życie stawało się trudnym przeciwnikiem. Poślubiła tyrana, który kontrolował wszystko, a ona potulnie pozwalała mu na wszystko. Nawet na przejęcie sterów nad moim życiem, pomimo mojej pełnoletności.
Kiedyś było inaczej. Kiedyś były dobre chwile, a teraz gorzko musiałam żałować tego, że marzenia czasami się spełniają, że matki pojawiają się i próbują odzyskać swoje dzieci, że pieniądze rządzą światem.

Jęknęłam cicho i starłam z policzków ślady łez, gdy usłyszałam trzask drzwi. Uniosłam głowę i napotkałam zatroskane, ciemne spojrzenie oczu mojej przyjaciółki, która oparła dłonie na biodrach, zapewne załamując się nade mną. Wiele przed nią ukrywałam, a mimo to starała się mnie wspierać.

— Mała, co jest? — spytała, podchodząc do mnie, by móc uklęknąć obok i oprzeć dłoń na moim ramieniu.

Lekko je ścisnęła. Rozejrzała się dookoła i prychnęła cicho, gdy zauważyła, że właśnie robię porządki.

— Boże, mów, co się dzieje?! Ty nigdy nie robisz generalnych porządków bez powodu? Co się stało? — kontynuowała swoje przesłuchanie, a zaniepokojony ton jej głosu sprawił, że miałam ochotę się śmiać.

Tak też zrobiłam. Wybuchnęłam śmiechem, przytuliłam się do niej i śmiałam się histerycznie, gdy ona zdecydowanie nic nie rozumiała. A po chwili zaczęłam płakać, ponieważ sytuacja mnie przytłaczała. Byłam pomiędzy młotem a kowadłem i żadne wyjście nie było dobre. I tu, i tam było źle, kwestią sporną było tylko to, że Adriena kochałam i wiedziałam, że mnie nie skrzywdzi, gdy mój ojczym nie przebierał w środkach, by uprzykrzyć mi życie.

— Przepraszam. — Wymamrotałam po chwili, odchylając się, by móc spojrzeć na Em.

Podniosłam się wraz z nią z podłogi i zabrałam porzuconą ściereczkę, by móc ruszyć do korytarza i wrzucić ją do kosza na pranie.

— Mira, cholera, co jest?!

— Wybacz, to okres. Sama wiesz.— odparłam, wysilając się na durny uśmiech, ale ona złapała mnie za rękę i zmusiła do pozostania w miejscu.

Zasunęłam drzwi prowadzące do schowka i oparłam się o nie bokiem.

— Masz mnie za idiotkę? — spytała retorycznie, unosząc brew i mierząc mnie rozgniewanym wzrokiem.

Zabawne, przypominała bardziej rozjuszonego, ale zupełnie niegroźnego kotka jak kogoś, kogo powinnam się obawiać. Zaśmiałam się krótko. Zmarszczyła swoje brwi. Najwyraźniej jej to nie bawiło.

— Przepraszam. Prawdą jest, że Adrien poprosił mnie o przysługę. Waham się, ale z drugiej strony...chodzi o to, że Edoardo zaczyna za bardzo naciskać. Co innego dać szansę mamie, a co innego pozwalać mu kontrolować całe moje życie. Wyobraź sobie, że wymyślił, że muszę poślubić jakiegoś syna jego przyjaciela, by ich firmy mogły zawrzeć fuzję. — Przyznałam zrezygnowana, pomijając kilka istotnych faktów.

Jak na przykład to, że Adrien chce mi zapłacić, albo, że ojczym właściwie to mi grozi, a nawet nie mi, a mojemu tacie. Jęknęłam cicho i pokręciłam głową, czując jak niesforne kosmyki moich włosów, uwalniają się z upięcia i uderzają w moją twarz.

— O czym ty mówisz? — brunetka przechyliła głowę w bok, bacznie mi się przyglądając.

Oczywiście, sporo jej nie mówiłam i miałam tego efekt.

— Mąż mojej mamy jest...specyficzny. To nic, radzę sobie, ale sądzę, że chyba pomogę Adrienowi. To będzie fajne zajęcie na wakacje. Sesję zaliczyłam nieco przed terminami, by móc wyjechać, więc... — przerwałam, wyginając lekko kąciki ust ku górze i wzruszyłam ramionami, jakby taki obrót sytuacji był tym, czego chciałam.

— S, wiesz, że gdyby coś się działo, jestem obok? — spytała retorycznie ciemnowłosa i przytuliła mnie do siebie.

Westchnęłam cicho i oparłam brodę na jej ramieniu. Cieszyłam się, że była obok mnie, zawsze, od samego początku. To ja byłam okropną przyjaciółką. Kłamałam. Manipulowałam. Dostałam szansę od życia i nie mogłam jej zmarnować, chociaż momentami miałam wrażenie, że szansa ta stała się równocześnie wyznacznikiem mojego nieszczęścia.

— Kocham cię. Chodź, napijmy się wina, wyjdźmy na miasto. Zaszalejmy. — zaproponowałam, odsuwając się po raz kolejny tego wieczoru i bez problemu zauważyłam, jak mojej przyjaciółce świecą się oczy.

Wiedziałam, że propozycja ta przypadnie jej do gustu.

— Jasne! Lecę pod prysznic!

Zaśmiałam się, dostrzegając jak brunetka wręcz biegnie, w kierunku łazienki. Pokręciłam z rozbawieniem głową i przymknęłam powieki, opierając czoło na chłodnych drzwiach. Musiałam trzymać dystans, musiałam kłamać i musiałam pamiętać, że każde pasmo nieszczęść kiedyś się kończyło. Z tą myślą ruszyłam do pokoju, który tymczasowo zajmowałam i otworzyłam szafę.

Wyjęłam czarne, materiałowe, elastyczne spodnie i biały crop top. Sądziłam, że ten strój wystarczy, zwłaszcza jeśli narzucę na całość długą, sięgającą do połowy mojego uda bordową marynarkę. Nie chciałam podrywać. Chciałam odpocząć, chciałam ułożyć wszystko w głowie i nabrać odwagi, by powiedzieć Adrienowi, że się zgadzam, co wcale proste nie będzie.

❌❌❌

10 czerwca 2016

Alkohol buzował w mojej krwi, sprawiając, że każdy kolejny ruch wydawał mi się tak lekki, taneczny i właściwy, że nie mogłam robić nic innego. Tkwiłam na środku parkietu, tańcząc z nieznajomymi ludźmi i popijałam kolejne drinki, które na przemian przynosiłyśmy sobie z Emilią. Szalałyśmy. Śmiałyśmy się. Bawiłyśmy się w najlepsze, a czas po prostu płynął.

Wiedziałam, że miałam coraz mniej czasu, by odpowiedzieć przyjacielowi mojego przyrodniego brata, ale ignorowałam to. Liczyła się dobra zabawa. Potrząsałam biodrami, odrzucałam włosy w tył i wymachiwałam rękoma do rytmu muzyki, którą aktualnie puszczał DJ. Było głośno, było tłoczno, a ja czułam się tak, jakbym w końcu trafiła na właściwie miejsce, co było niepokojące. Nieco podpita, w popularnym klubie, to raczej nie była wizja tego, gdzie widziałam siebie kiedykolwiek, chociaż bywały momenty, że tego potrzebowałam.

— Twój brat tu jest! — pisnęła uradowana Em, wieszając się na mojej szyi.

Miałam wrażenie, że zaraz mnie udusi z tego entuzjazmu, który bił od niej. Okej, to było dziwne, ponieważ zachowywała się tak, jakby podobał się jej, co nie było zbyt dziwne, zwłaszcza że jego idealnie ułożone ciemno blond włosy i zarost robiły zdecydowanie furorę wśród kobiet. W dodatku był wysoki, miał ładnie zbudowane ciało, ponieważ spędzał sporo czasu na siłowni, więc... Boże! Jarałam się własnym bratem, co było dopiero dziwne. Zaśmiałam się, spoglądając na nią i dotarło do mnie. Chrysander był tutaj. W tym lokalu.

— Ale gdzie? — spytałam dość głupio, zaczynając się rozglądać, by móc odnaleźć gdzieś jego sylwetkę, ale na moje nieszczęście, moje spojrzenie nie spotkało się z błękitnymi oczami brata, a z zielonymi tęczówkami, człowieka, którego nie chciałam zbyt szybko spotkać.

Wciągnęłam powietrze i wstrzymałam oddech, czując jak moje serce zaczyna walić, w mojej klatce piersiowej. I nie, nie był to efekt zbyt dużej ilości wypitego alkoholu, czy czasu poświęconego na energiczny taniec. I miałam swoją odpowiedź. Odsunęłam się pospiesznie od przyjaciółki, która przyglądała mi się z niepokojem. Zapewne zachowywałam się dziwnie, a raczej panikowałam, ale naprawdę nie była gotowa na tę rozmowę.

— Za chwilę wracam! — krzyknęłam, chcąc mieć pewność, że mnie usłyszała i odwróciłam się, by móc skierować się w stronę toalet.

Miałam nadzieję, że Adrien mnie zignoruje i po prostu zniknie, a ja będę mogła później wrócić do loży i uciec stąd tłumacząc, że wypiłam za dużo i kiepsko się czuję, co było wierutnym kłamstwem, ale przecież... on tu był!

Przyspieszyłam, wiedząc, że przeciskanie się przez tłum w szpilkach, pod wpływem nie było zbyt łatwe, ale mój cel nie był na tyle daleko, bym zrezygnowała. Odetchnęłam z ulgą po kilku minutach, gdy znalazłam się na korytarzu, który był nieco cichszy, muzyka dochodziła tutaj, ale zdecydowanie mogłam usłyszeć własne myśli. Zwolniłam nieco i wypuściłam powietrze z płuc. Zapewne chwilę je wstrzymywałam, co było głupie, bo przecież brunet zapewne nawet nie przejął się tym, że uciekłam, albo, że go unikam, co dla nas jest nazbyt oczywiste.

Weszłam do toalety zaraz po jakichś dwóch dziewczynach, które znajdowały się przede mną w kolejce. Chwilę siedziałam na toalecie, dochodząc do siebie, dopóki ktoś nie zaczął walić w drzwi. Trudno. Spokój w damskiej, klubowej toalecie był raczej abstrakcją jak faktem, więc wyszłam. Opłukałam ręce, chwilę mierzyłam się sama ze sobą wzrokiem, aż w końcu zdecydowałam się wyjść. I pożałowałam tego dosłownie w kolejnej sekundzie, bo pod drzwiami stał Adrien.

Z założonymi rękoma na wysokości klatki piersiowej sprawiał tylko, że koszula opinała się na jego ramionach, nieco bardziej jak powinna i pokazywała, jak idealne ciało posiadał. Pisnęłam zaskoczona.

— Maleńka, czyżbyś mnie unikała? — uśmiechnął się cynicznie, unosząc jedną ze swoich brwi, co w jego wykonaniu wyglądało niezwykle seksownie, ale jak szybko ta myśl zawitała w mojej głowie, tak szybko zniknęła.

On nie był dla mnie. A to, że był seksowny, czyniło go jeszcze bardziej niebezpiecznym typem dla mnie.

— Nie. Łapałam Bulbasaura w toalecie, sam wiesz, dla pokemonów wszystko. — odparłam sarkastycznie i lekceważąco machnęłam dłonią.

Wyminęłam go i już cieszyłam się ze swojego małego triumfu, gdy poczułam, jak jego palce, zaciskają się na moim nadgarstku. Popchnął mnie na ścianę i przygwoździł do niej za pomocą swojego ciała. Zamknęłam oczy, powstrzymując cichy jęk. Jego cholerny zapach odebrał na moment mi zmysłu, w dodatku bliskość jego ciała również nie pozwalała mi zbyt logicznie myśleć.
Cholerny dupek.

— Nie pogrywaj ze mną.

— Gdzieżbym śmiała, wielki pan Nikosto nie może być lekceważony przez nikogo, pamiętam. A teraz z łaski swojej, puść mnie. — Szarpnęłam dłonią, ale on i tak nie poluźnił swojego uścisku.

— Obydwoje wiemy, że nie tego właśnie chcesz. — skomentował, wpatrując się we mnie uparcie, a odcień jego oczu zdawał się przypominać w tym momencie szmaragdy.

Błyszczące i piękne kamienie. Powstrzymałam kolejne westchnienie. I kto tu z kim pogrywał?

— Adrien, cholera, daj mi odejść. — poprosiłam, unosząc głowę, by móc spojrzeć wprost w jego tęczówki.

Chwilę staliśmy tak, mierząc się wzrokiem. Mimo że miałam obcasy, nadal pozostawałam od niego niższa, górował nade mną i odnosiłam wrażenie, że nie tylko w kwestii wzrostu. Zdawał się bardziej spokojny, gdy całe moje ciało było wzburzone. Przekraczał moją przestrzeń osobistą i tworzył chaos w moich myślach.

— Nie mogę pozwolić by kobieta, która ma udawać moją narzeczoną, dawała obmacywać się w klubie, jakimś przypadkowym fagasom. Doskonale wiesz, że nie mogę do tego dopuścić. — przyznał cicho, przysuwając twarz do mojej.

Jego oddech owionął mój policzek. Zamknęłam oczy i jęknęłam cicho. Cholerny, igrający ze mną dupek.

— Nie powiedziałam tak.

— Nie powiedziałaś również nie — zauważył z rozbawieniem i przesunął wargami wzdłuż linii mojej szczęki, docierając do kącika moich ust.

Przekręciłam głowę w bok, by czasem nie pocałował mnie. Chociaż nie wiedziałam, jakie miał intencje. Nie rozumiałam go. Otworzyłam oczy i zmierzyłam go wrogim spojrzeniem.

— Ale do tego zmierzam. Idź do diabła, Nikosto! — wrzasnęłam nieco głośniej, niż zamierzałam, zwracając na nas uwagę kilku przechodzących osób.

Och, nagle nie wyglądaliśmy, jak miziająca się para? Idealnie. Ciemnowłosy w momencie poluźnił swój uścisk i wypuścił mnie, poprawiając mankiety swojej koszuli.

— Wedle Twojego życzenia. — Skinął mi lekkim ruchem głowy i odsunął się, wskazując mi gestem dłoni kierunek, jakby właśnie pozwalał mi odejść.

Wykorzystałam okazję i ruszyłam przed siebie dość pospiesznie, jakby goniło mnie właśnie stado diabłów. Nie miałam pojęcia, dlaczego zachowywałam się tak nieracjonalnie, zwłaszcza że przecież doszłam do wniosku, że przyjmę jego propozycję, ale przecież...to nie było takie proste. Dotarłam z powrotem do tłumu i rozejrzałam się dookoła, szukając wśród ludzi sylwetki mojej przyjaciółki. Niestety, nie było to zbyt łatwe, więc udałam się na piętro, mając nadzieję, że znajdę ją przy naszym stoliku.

Posiadanie bogatego i sławnego brata miało swoje plusy, a jednym z nich była możliwość korzystania z takich bonusów w tak popularnych miejscach. Przemierzyłam schody i, gdy już prawie byłam przy stoliku, przy którym na całe moje szczęście siedziała Emilia i w najlepsze rozmawiała z moim bratem, poczułam, jak ktoś szarpie mnie za rękę. Zachwiałam się, tracąc równowagę, ale ktoś zdołał mnie złapać i zderzyłam się w efekcie z twardym, męskim torsem. Poczułam znajomy zapach, potem zobaczyłam znajome, ciemnozielone tęczówki, a potem już tylko jego usta, na moich ustach. I nie było odwrotu. Oparłam dłoń na jego karku i oddałam mu pocałunek, zamykając oczy i zamykając się również na otaczający nas świat. Muzykę, innych ludzi, wszystko. Liczyły się tylko nasze ścierające się ze sobą wargi, jego dotyk, jego bliskość i to, że pomimo całej natarczywości tego gestu, pozostawał on wyjątkowo delikatny. Świat wirował, mój żołądek się skurczył, aż w końcu ciemnowłosy zdecydował się ode mnie odsunąć. Wpatrywałam się w niego, mrugając pospiesznie powiekami i nie bardzo wiedząc, co u diabła się stało?!

— Kurwa, czy Ty właśnie pocałowałeś moją siostrę!? — głos mojego brata otrzeźwił mnie na tyle, bym odwróciła głowę i spotkała jego rozwścieczony wzrok.

Jęknęłam cicho. Trafiłam do piekła. I miałam świadomość, że każde wyjście ewakuacyjne zostało mi odebrane. Nikt nie rzuci mi koła ratunkowego. Utknęłam. Z wkurwionym bratem, z rozbawionym Adrienem i oczywiście zadowoloną Emilią, która właśnie gwizdała i wiwatowała nam, jakbyśmy właśnie wymienili pocałunek tuż po przysiędze małżeńskiej.
Cholera, no, jasna cholera!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro