Charter 10.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„Nie zawsze możesz mieć co chcesz, choć gonisz tak, że brak ci tchu."


  — Skarbie, po prostu ciesz się tym wyjazdem i nie zwracaj sobie mną głowy — upomniał mnie tata.

Mogłam sobie wyobrazić jego wyraz twarzy bez najmniejszego problemu, zaciśnięte usta, by okazać, jak bardzo irytuje go mój upór i jednocześnie roześmiane spojrzenie, ponieważ ciężko było mu nad tym zapanować. Taki już był, dla niego dzień bez uśmiechu był dniem straconym.

— Kocham cię — uśmiechnęłam się mimowolnie i rozejrzałam się dookoła.

Wprawdzie spałam tylko godzinę, ale zdecydowanie czułam się lepiej.

— Ja ciebie również, kochanie. Uważaj na siebie, baw się i nie przejmuj staruszkiem, pa — zakończył połączenie nim chociażby zdołałam cokolwiek odpowiedzieć.

Westchnęłam ciężko, odkładają komórkę. Dochodziła dopiero godzina szesnasta, więc miałam trochę czasu dla siebie. Szczególnie że Adrien uznał, że popracuje trochę, bym ja mogła odpocząć. Wspaniałomyślnie, nie ma co. Będąc samą, nie mogąc zasnąć, przemyślałam wszystko i uznałam, że skoro tak chciał grać, to nie planowałam mu niczego ułatwiać. Chciał fikcyjną narzeczoną, to takową dostanie. Będę słodka do przesady, zapatrzona w niego i najlepsza w tej roli, i oczywiście dam radę i się odkocham. A przynajmniej nie skrzywdzę samej siebie złudzeniami i niepotrzebnymi marzeniami o tym, że między nami może coś ponownie być. Romans musiał pozostać romansem.

Odetchnęłam i uśmiechnęłam się sama do siebie, podnosząc się z łóżka. Musiałam coś zrobić i uznałam, że dobrym początkiem będzie bieganie. Lubiłam tę czynność, oczyszczała myśli i pomagała się skoncentrować na celu. Otworzyłam walizkę, by móc wziąć szorty i sportowy stanik oraz buty. Przebrałam się i spięłam włosy w kucyk, by mi nie przeszkadzały. Wygrzebałam z torebki słuchawki i podłączyłam je do telefonu, odtwarzając muzykę do biegania.

Hip hop zawsze wydawał mi się idealnie pasować. Dobry rytm, mnóstwo energii, czasami i wściekłości, która zdecydowanie motywowała.

Nie znałam okolicy, ale nie przeszkadzało mi to. Biegnąc wzdłuż drogi, cały czas prosto raczej nie mogłam się zgubić. Przed domkiem rozciągnęłam się trochę. Potem został mi już tylko bieg. Pomimo gorąca, jakie tutaj panowało, wilgotność powietrza, w jakimś stopniu sprawiała, że nie było tak źle. W dodatku idealne widoki kojąco wpływały na mój rozchwiany nastrój. Musiałam się opanować. Przestać wahać i popadać ze skrajności w skrajność.

Skupiłam się na oddechu i takcie piosenki, która rozbrzmiewała w słuchawkach, nadając mi odpowiednie tempo biegu. I tak zleciało mi kolejne trzydzieści minut, a może i więcej. Nie było to istotne...

— Bella, czyżbyś się zgubiła? — usłyszałam, więc przekręciłam głowę i spojrzałam na mężczyznę, który do mnie mówił.

No tak. Zatrzymałam się na chwilę, by móc złapać oddech i przy okazji nacieszyć oczy widokiem, więc najwyraźniej tyle wystarczyło nieznajomemu, by mnie zaczepić. W dodatku będąc blondynką, zdawałam się, nie pasować do otoczenia, gdzie nagminnie widywałam ciemnowłose kobiety, jeśli tylko nie były turystkami.

— Wiem, że jestem niesamowicie przystojny, ale to nie powód, by zaniemówić z wrażenia — dorzucił, uśmiechając się bezczelnie, więc wywróciłam teatralnie oczami.

— Typowy, zapatrzony w siebie Włoch, co? — rzuciłam retorycznie i westchnęłam ciężko, poprawiając materiał moich szortów.

Przez jego spojrzenie czułam się, jakbym była naga, co zdecydowanie nie było komfortowe.

— Bella, czyżbyś miała coś do moich rodaków? — uniósł sceptycznie brew.

— Aktualnie tylko do ciebie.

— Zadziorna, to lubię. Może dasz namówić się na kawę, chętnie cię oprowadzę i pokaże ciekawe miejsca — zaproponował, uśmiechając się ponownie.

Zlustrowałam go wzrokiem. Coś w sobie miał. Można było uznać to za przystojnego z tą bujną ciemną fryzurą i czarnymi oczami, ale w porównaniu do Adriena wcale nie robił na mnie wielkiego wrażenia.

— Wolę przeczytać jakiś przewodnik — odparłam złośliwie i wyszczerzyłam zęby w nieszczerym, kpiącym uśmiechu.

Odwróciłam się, chcąc odejść, ale mężczyzna złapał mnie za ramię. Najwyraźniej przestrzeń osobista to dla niego nieznane pojęcie. Szarpnęłam ręką, ale jego chwyt był mocny.

— Nie bądź taka, nie daj się prosić.

— Puść!

— Zgódź się — powiedział, wpatrując się we mnie uparcie.

— Puść! — ponowiłam polecenie nieco głośniej, ale nieznajomy nadal nic sobie z tego nie robił.

— Bella, oj, bella — zaczął, ale nie dałam mu dokończyć.

Zacisnęłam dłoń w pięść i wymierzyłam cios. Może nie miałam najwięcej siły, ale najwyraźniej na tyle go zaskoczyłam, że mnie puścił i złapał się za wargę. Korzystając z okazji, odwróciłam się i biegiem ruszyłam w drogę powrotną. Gdyby zechciał mnie gonić, pewnie nie miałabym szans, ale mój cios prawdopodobnie go zniechęcił i dał mi spokój.

Odetchnęłam, ale dla pewności i tak zwiększyłam tempo. I tak dziwnie się czułam, ponieważ kilka osób nas obserwowało, niby ukradkiem, a jednak bacznie. Widząc znajomy dom, nieco zwolniłam i oparłam dłonie na kolanach, pochylając się. Wzięłam kilka głębokich, wolnych oddechów, by unormować szaleńcze tętno i bicie serca i ostatnie sto metrów przemierzyłam spokojnym krokiem. Byłam zmęczona i całkiem zadowolona. Zdecydowanie.

— Gdzieś ty, do cholery była? — spytał rozwścieczony Adrien, pojawiając się przede mną jakby znikąd.

Wyminęłam go i skierowałam się do domku. Prysznic był teraz moim celem, nie kłótnie.

— Hej, pytam o coś!

— Biegałam, ciężko się domyślić? — spojrzałam na niego z kpiącym uśmieszkiem tkwiącym na moich rozchylonych wargach.

Był zły, ale mało mnie to interesowało.

— Mogłaś się zagubić.

— Ale się nie zgubiłam — machnęłam lekceważąco dłonią i weszłam do środka. — Daj żyć. Idę pod prysznic — oznajmiłam i poszerzyłam uśmiech, widząc, jak żyłka na jego szyi drga.

Przy okazji zacisnął szczękę i nadal wyglądał cholernie seksownie. W dodatku miał na sobie szorty i koszulę, w której rozpiął kilka guzików i podwinął rękawy. Chodzący seks. Cholera. Znowu zaczynałam o nim myśleć w nieodpowiedni sposób. Skarciłam się w myślach i, nie czekając na komentarz, dotarłam do łazienki.

Rozebrałam się i weszłam pod strumień chłodnej wody. Zapomniałam wyciągnąć kosmetyczkę z walizki, ale na całe szczęście kosmetyki do kąpieli były ustawione na półce. Wybrałam kakaowy żel i użyłam go. Umycie się nie zajęło mi wiele czasu, dlatego też szybko odkryłam kolejny błąd. Zapomniałam spytać o ręcznik. Rozejrzałam się dookoła i otworzyłam kilka szafek, aż w końcu trafiłam. Wzięłam jeden, osuszyłam nim ciało, a potem owinęłam go wokół talii. Ubrań również zapomniałam.

Wyszłam z łazienki i w momencie zauważyłam bruneta. Siedział w fotelu i wpatrywał się uparcie w drzwi. Błysk w jego oku dał mi do zrozumienia, że mój brak stroju mu nie umknął. Nie zdecydowałam się jednak na fałszywą skromność. Widział mnie nagą, więc to nie miało najmniejszego sensu.

— Martwiliśmy się. Lina przyszła obudzić cię na obiad, a ty zniknęłaś — zaczął spokojnie, nie spuszczając ze mnie wzroku. — Powinnaś uprzedzić, że gdzieś idziesz. Chociażby ze względu na babcię i jej wiek.

— Nie zamierzam przepraszać, ale okej, następnym razem dam znać — skinęłam mu lekkim ruchem głowy.

— Albo po prostu odbierz telefon — dodał, uśmiechając się cynicznie.

Dupek. Wyciszyłam telefon i jakoś tak umknęło mi, że w ogóle dzwonił. Prychnęłam cicho.

— Coś jeszcze?

— Dzisiaj mamy spokój, ale jutro odwiedzi nas kilka osób. Ciotki. Wujkowie. Kuzyni z rodzinami — wyliczył, uśmiechając się już nieco milej, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę, że to i tak było złośliwe.

— Świetnie, misiaczku, aż nie mogę się doczekać! — klasnęłam w dłonie, wysilając się na najsłodszy z możliwych tonów i ruszyłam do sypialni.

Musiałam się ubrać. Rozejrzałam się, szukając walizki, ale nigdzie jej nie było. Adrien pojawił się w progu.

— Irene cię rozpakowała — oznajmił, a ja powstrzymałam się od komentarza.

Nie podobało mi się to, ale nie zamierzałam awanturować się o to, że kobieta wykonuje swoje obowiązki.

— Świetnie, wyjdź, chcę się ubrać — poprosiłam i podeszłam do szafy.

Komplet bielizny rzuciłam na łóżko i zajęłam się szukaniem reszty. W końcu wzięłam crop top i szorty z wysokim stanem. Mężczyzna nadal stał w miejscu.

— Adrien! Cholera, wyjdź!

— Złość piękności szkodzi, maleńka! — oświadczył złośliwie i puścił do mnie oczko, wychodząc ze śmiechem.

Zamknął drzwi. Idiota. Seksowny idiota. Wywróciłam oczami, słysząc ten durny głosik w głowie i zajęłam się ubieraniem. Wróciłam do łazienki, ignorując Adriena, by móc nałożyć krem bb na twarz i poprawić tusz. Nie potrzebowałam idealnego makijażu.

— Zgłodniałam, idę do kuchni — oświadczyłam i już miałam wychodzić, gdy ciemnowłosy mi przeszkodził.

— Idź do ogrodu. Irene poda nam obiad, załatwię to — oznajmił, przepuszczając mnie w drzwiach.

— Nie jadłeś?

— Czekałem na ciebie — przyznał, wzruszając ramionami.

Nie komentowałam tego. Mogliśmy jakoś funkcjonować, zwłaszcza że planowałam odegrać rolę życia. Uśmiechnęłam się tylko nieznacznie prawym kącikiem ust. Ja straciłam, by dotrzeć do stołu, przy którym piliśmy już dzisiaj kawę, a mój towarzysz ruszył do domu. Opadłam na fotel i przymknęłam powieki. Chwilę tak siedziałam.

— Irene nie była zbyt szczęśliwa, gdy poprosiłem tylko o pizzę i deser, ale jakoś to przełknęła ze względu na ciebie — rzucił wesoło Adrien, siadając obok mnie.

— Pizzę?

— Irene robi najlepszą, a uparła się, by ugotować dla ciebie typowo włoski obiad, uratowałem cię — przyznał z szerokim uśmiechem i mrugnął do mnie.

— Kłamca. Sam miałeś na nią ochotę i zwaliłeś winę na mnie — zauważyłam, odwzajemniając uśmiech.

— Tu mnie masz — pokiwał głową — ale z tego, co pamiętam, nie jesteś na diecie.

— Oficjalnie nie, ale uważam, co i kiedy jem. I jak dużo — potwierdziłam, zerkając na niego.

— Wiesz, że jesteś piękna i nie potrzebujesz diet?

— Jesteś podejrzanie miły — powiedziałam nieco zaskoczona jego miłym tonem i uśmiechnęłam się lekko, wyginając delikatnie kąciki ust ku górze.

— Nie musimy ciągle skakać sobie do gardeł — zauważył, wpatrując się we mnie, jakby oczekiwał, że to potwierdzę.

Sęk w tym, że nasze charaktery były tak różne, że prędzej czy później dochodziło do spięć. Na szczęście Lina pojawiła się z obiadem, więc nie musiałam nic mówić. Widziałam jednak, jak dziewczyna na niego patrzy, a to zdecydowanie mi się nie podobało. Ponownie spojrzałam na bruneta i opuszkami palców pogładziłam jego policzek i zarost. Uśmiechnęłam się do niego niewinnie, ponieważ on najwyraźniej nie rozumiał, dlaczego to robiłam. Trudno. Złapał jednak moją dłoń i ucałował jej wnętrze. W momencie zrobiło mi się cieplej, ale miałam nadzieję, że mu to umknęło. Dziewczyna po chwili zniknęła, a Adrien pytająco uniósł brwi.

— Trenuje. No i nie oszukujmy się, zakochani się dotykają — rzuciłam wesoło i sięgnęłam po kawałek pizzy, nie fatygując się nawet w używanie talerza.

Usiadłam w fotelu po turecku, tak jak lubiłam i jedząc, spoglądałam na mężczyznę. Uśmiechałam się. I on odwzajemniał ten gest. I milczeliśmy, ale to nie było złe.

Zjadłam jakieś trzy kawałki pizzy pomimo tego, że namawiał mnie, bym zjadła więcej, ale zdecydowanie czułam się wystarczająco najedzona. Właściwie na tyle, że zrezygnowałam z deseru, ale nie omieszkałam nie spróbować go od niego. I jeśli mam być szczerą zjadłam trochę jego lodów. Nie komentował tego, po prostu się znacząco uśmiechał.

A później dołączyła do nas jego babcia. I zajęliśmy się rozmową. Grą w karty i popijaniem wina. I kolejne godziny wręcz zniknęły w mgnieniu oka, dlatego, gdy tylko staruszka pożegnała się i poszła spać, ja również uznałam, że na mnie pora.

— Co powiesz na spacer przed snem? — zaproponował Adrien, spoglądając na mnie i uśmiechając się zachęcająco, czekał na moją decyzję.

— Okej.

I ruszyliśmy. I tutaj również towarzyszyła nam cisza. Podziwiałam widoki, piękną okolicę i obiecywałam sobie w myślach, że zwiedzę cały Asyż.

Jakąś godzinę przemierzaliśmy uliczki. Co jakiś czas Nikosto tłumaczył mi, co to za budynki bądź miejsca mijamy. I z każdym kolejnym krokiem odczuwałam większe zmęczenie, dlatego wróciliśmy do domku. I wtedy, wchodząc do sypialni, zrozumiałam, że mamy jedno łóżko. Adrien, widząc moją minę, zaczął się śmiać.

— Gdybyś nigdy ze mną nie spała, to może zaproponowałbym, że będę spał na kanapie — zaczął, uśmiechając się dwuznacznie — ale sama rozumiesz, to bez sensu.

— Jesteś dupkiem!

— Który ci się podoba — powiedział bezczelnie i puścił do mnie oczko.

Miał tupet. Naprawdę.

— Ja nie zamierzam spać na kanapie! — oznajmiłam, mierząc go wzrokiem.

— Super, więc śpimy razem — oświadczył z szerokim uśmiechem i otworzył szafę, by móc wyjąć bokserki.

— Chyba kpisz, że w tym będziesz spał!?

Zignorował moje słowa. Wybuchnął śmiechem i udał się do łazienki. Nie cierpiałam go. Słowo! Nie zamierzałam odpuścić mu tak łatwo. Zresztą. To tylko łóżko. Nic więcej. Wzięłam kilka głębszych oddechów i prychnęłam cicho. Kogo ja próbowałam oszukać? To zdecydowanie było, aż łóżko i, aż z nim.

Uwaga!
Ratunku!
Pomocy!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro