Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jasność upalnego letniego dnia ogarnęła miasteczko, w swojej natarczywości dezorientując zmysły, a zarazem idealnie wpasowując się w harmonię wakacyjnego rozleniwienia. Złoto przejęło we władanie wąskie uliczki i dachy skrzypiących tramwajów, wydobywając z nich nowe życie. Taemin zapatrzył się na te mknące torami pojazdy, a młodzieńcze serce nagle zaszemrało w piersi, awanturując się o dawkę adrenaliny, o dozę prędkości, burzącej fryzurę, chłodzącej policzki. Chłopak przycupnął na parkowym murku, nie odrywając wzroku od mknących kształtów ulicy, rozszalałych w swoich igraszkach ze światłem słonecznym.

- Masz ochotę się przejechać? - Rozległ się ciepły głos tuż przy uchu Taemina. Chłopak gwałtownie oderwał wzrok od ulicy, nagle znajdując nowy obiekt zainteresowania, graniczącego wręcz z fascynacją. O parkowy murek wygrzewający się w południowym słońcu, stał oparty wysoki brunet. Jego oczy skradły głębię bezgwiezdnej nocy, odporne na wszechobecne migoty i rozbłyski, zdawały się stanowić ostatnią ostoję rozkosznego chłodu, na tej spalonej i wysuszonej ziemi. Taemin przez moment w milczeniu tonął w tych źrenicach, ale kiedy dostrzegł ponaglający wyraz, oderwał od nich wzrok, na powrót wbijając go w sunące swoimi ścieżkami tramwaje.

- Tak, ale tylko jeśli pojedziesz ze mną, hyung - odpowiedział, z półuśmiechem błąkającym się po ustach. Nie mógł widzieć, jak wielką radość sprawił rozmówcy tym stwierdzeniem, wyczuł ją jednak w wibrującym między nimi powietrzu. Ciężkie westchnienie wdarło się w łagodność letniego dnia, kiedy brunet opadł na murek tuż obok swojego kolegi, a smutny odcień uśmiechu wymalował się na jego twarzy.

- Pojadę... razem pojedziemy, obiecuję - oznajmił, na powrót skupiając na sobie uwagę swojego towarzysza. Celowo nie unosił wzroku, po to tylko, żeby ustrzec się przed radosnymi ognikami, powoli rozpalającymi wnętrze ciemnych tęczówek kolegi. - Tylko, że nie teraz - dodał szybko, a słowa którym pozwolił wybrzmieć, wreszcie przestały być mu balastem. - Wyjeżdżam - powiedział twardym tonem, i zdawałoby się, że nawet kot wylegujący się na słońcu, pozostający ich wiernym słuchaczem, wyłapał gorzką nutę w głosie bruneta.

- Wiem, przecież wiem - zniecierpliwił się Taemin. - Minho, wyjeżdżasz tylko na dwa tygodnie, a zachowujesz się, jakby to był co najmniej rok! - stwierdził, ostatecznie żegnając się wzrokiem z ulicznymi kształtami, i intensywnie wbijając go w twarz kolegi. Tę niezgłębioną twarz, kryjącą tyle sekretów. Tę twarz, której widok nigdy go nie nudził, wręcz przeciwnie - do której tęsknił nocami, w której gubił się, tak samo jak w swoim niesprecyzowanym dotąd uczuciu.

- Masz rację - przyznał Minho z zakłopotaniem. Niezmordowanie wodził wzrokiem po postaci młodszego kolegi, skrzętnie jednak omijając oczy, jakby w obawie, że chłopak będzie zdolny przeczytać jego myśli. - Wrócę szybko. Muszę tylko przeprowadzić wywiady z kilkoma osobami, a potem to wszystko zmontować i dostarczyć do redakcji. Dwa tygodnie, góra miesiąc. Nie dłużej - wyjaśnił, samemu pragnąc wierzyć w prawdziwość swoich słów. Nie chciał zostawiać swojego kolegi samego w tym dziwnym mieście, które w ostatnich tygodniach trawiła gorączka złowrogiego niepokoju. Coś kryło się w cieniach drzew i budynków, czasem nawet jawnie wychodząc na światło dzienne, burząc wątpliwą harmonię, ale wciąż pozostając niezrozumiałe dla przeciętnych mieszkańców. - Taemin - powiedział starszy, a twarda nuta w jego głosie podwoiła skupianą na nim uwagę pary brązowych oczu. - Dbaj o siebie - poprosił, i jakby w próbie zmiękczenia własnego stanowczego tonu, przejechał opuszkami palców po roziskrzonych w słońcu włosach kolegi. Ot, przyjacielski gest, wyrażający troskę, zaskakująco bliski pospolitemu poczochraniu włosów. Ów gest wywołał jednak przyspieszone bicie dwóch serc, przezornie jednak ukrytych w klatkach piersiowych, oraz nieposkromiony i jawny wyraz speszenia na twarzach. Zwłaszcza, że ta przyjacielska pieszczota trwała niepokojąco długo. Minho oderwał dłoń od bujnych włosów Taemina, zastanawiając się co powiedzieć, jak pokryć zażenowanie, które nie powinno w ogóle zaistnieć, a które było wyraźnie wyczuwalne w ciężkim, letnim powietrzu.

- Będę czekał - oznajmił młodszy, z dziecinną ufnością i równą jej odwagą, zaglądając w kojące chłodem głębiny oczu kolegi. Właśnie to niesamowite spojrzenie sprawiło, że myśl z dawna jaśniejąca w umyśle Minho, nagle zapragnęła ujrzeć światło dzienne, samodzielnie doświadczyć skwaru wakacyjnego południa.

- Taemina, ja... - zaczął, dziwnie zachrypniętym głosem, budując w wyrazie twarzy kolegi coś nowego, ten specyficzny rodzaj nadziei, że kolejne słowa są zdolne odmienić stan stagnacji, w którym obaj się znaleźli.

- A co to za pogawędki? - Jakiś głos, absurdalny w doborze chwili na zakłócenie tej rozmowy, wdarł się bezczelnie między pochylonych ku sobie chłopaków. Roześmiany blondyn opadł na murek, łapiąc spojrzenie ciemnych oczu Minho, starających się przekazać jemu i całemu światu, że ten oto karzeł nie wie, co to wyczucie. Ta niewerbalna wiadomość nie została jednak przez blondyna odczytana, bo wyszczerzył się w jeszcze szerszym uśmiechu. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że kiedy ty będziesz zapierdalać w jakiejś wsi, marnując czas na rozmowy z niewyżytymi staruszkami, ja mam wolne i mogę robić co mi się żywnie podoba! To się nazywa życie... - Jego entuzjastyczny bełkot został przerwany przez bolesne westchnienie, które wyrwało się z piersi najmłodszego.

- Jonghyun, zaopiekuj się Taeminem pod moją nieobecność. Dobrze wiesz, że jeśli coś mu się stanie...

- Tak, tak, wtedy już po mnie. Pan Choi taki groźny od samego rana. Ty lepiej zobacz, która jest godzina! Jeszcze moment i spóźnisz się na pociąg! - odparł blondyn, żywo gestykulując rękami. Minho przesunął dłonią po twarzy, rozglądając się wokół, lawirując spojrzeniem, by w końcu i tak trafić nim na pochyloną głowę Taemina, którego drobna postać nagle wydała się okropnie samotna. Nie znajdując żadnych właściwych słów, ani gestów, w dodatku pozostając skrępowanym przez złośliwy uśmieszek Jonghyuna, Choi podniósł się z murka i bez słowa ruszył w kierunku peronu, starając się wymazać obraz twarzy młodszego kolegi z pamięci. Taki zabieg mógłby okazać się korzystny. Na miesiąc zapomnieć o tym chłopaku, który przyprawiał go o dziwną chorobę serca. Trzydzieści jeden dni błogiego spokoju myśli, nie kręcących się wokół tych ciemnych oczu, tych pełnych ust i tego uzależniającego głosu. Taka kuracja odwykowa z pewnością dobrze by mu zrobiła, może nawet pomogłaby wyprzeć z pamięci te słowa, które jeszcze chwilę temu były niebezpiecznie bliskie wypowiedzenia na głos.

- Hyung! - Krzyk wdarł się w gęstwinę myśli Minho, jak nóż rozcinając powiązania między kolejnymi planami i wnioskami, zaburzając harmonię powoli układającego się schematu najbliższych dni. Choi zatrzymał się i odwrócił, spoglądając na biegnącego w jego kierunku chłopaka. Czekał aż Taemin się zatrzyma, w głowie budując kolejne warstwy zimnego opanowania, ale kiedy młodszy stanął na wyciągnięcie ręki, cały drżący, działający pod wpływem impulsu, ale znokautowany przez zdrowy rozsądek, pokłady pozornego spokoju wyparowały wraz z wodą w kałużach, ulatując w błękit nieba. Taemin milczał, pozbawiony słów, które mogłyby zostać przez niego wypowiedziane i tylko patrzył w ciemne tonie tęczówek Minho. Patrzył, na coś czekając. Choi nie wytrzymał tego niemego ponaglenia, i zamknął drżące i lepkie od potu ciało w uścisku. Ów uścisk znaczył wiele, wyjaśniał pewne sprawy, jednocześnie nie deklarując nic konkretnego. Mimo to musiał wystarczyć na tę krótką chwilę, dzielącą ich od odjazdu pociągu.

- Kiedy wrócę... - zaczął Minho, niepewny czy powinien to w ogóle mówić, czy nie lepiej było przeczekać, ochłonąć z tej chorobliwej gorączki, trawiącej zalane słońcem miasto. - Kiedy wrócę, będę miał ci do powiedzenia coś ważnego - zakończył, wiedząc, że nie ma już odwrotu, o czym dodatkowo upewniły go iskierki w oczach Taemina, który jedynie skinął głową, pozwalając przyjacielowi się oddalić, nie kradnąc już więcej tego rozkosznego chłodu z jego oczu.

- Wracaj szybko - powiedział cicho, a jego głos utonął w nurcie dźwięcznych prądów, skąpanego w letnim słońcu miasteczka.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro