Rozdział 32

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aiden's POV

Po sprawdzeniu umiejętności walki rebelii i strażników z królestwa, wybrałem się z Mayą na polanę. Do jej przestrzeni, która poniekąd stała się też moim miejscem.

- Jestem strasznie zmęczona - powiedziała, a następnie położyła się na ziemi. - Nie spodziewałam się, że Jane będzie chciała postawić nas aż w tak dobrym świetle. Nigdy nie kazała nam tyle ćwiczyć na raz! Masakra! - żaliła się.

Jej włosy leżały rozrzucone na trawie, a na policzkach miała delikatne rumieńce. Słońce oświetlało jej twarz, a ja myślałem tylko o jednym.

O tym jaka Maya jest piękna.

Wpatrywałem się w nią dłuższą chwilę. Dokładnie oglądałem jej włosy, twarz... ale po chwili mój wzrok przykuł naszyjnik, który wysunął się spod jej bluzki.

Złota połówka serca na delikatnym łańcuszku.

Problem w tym, że doskonale znam ten naszyjnik.

A dokładniej jego drugą połowę.

Nie, to niemożliwe - pomyślałem, a moja dłoń odruchowo sięgnęła do kieszeni płaszcza, wyjmując brakującą część serca.

Maya uchyliła powiekę, pewnie wyczuwając moją nagłą zmianę emocji. Gdy zobaczyła naszyjnik zmarszczyła brwi, a prawą ręką dotknęła jej wisiorka, sprawdzając czy jest na miejscu.

W głowie miałem milion pytań, ale zero odpowiedzi.

- Wow... - powiedziała szeptem.

Usiadła, wzięła do ręki mój naszyjnik, a następnie zapięła mi go na szyi. Popatrzyła mi w oczy, po czym połączyła dwie połówki serc.

- Pasują idealnie - powiedziała z uśmiechem na ustach.

Pokiwałem twierdząco głową, wciąż nie wierząc w to, co się dzieje. Tyle lat nosiłem przy sobie ten wisiorek, gdyż obiecałem to mojej babci Lydii, od której dostałem właśnie ten podarunek. Wciąż pamiętam, jak mi go dawała. Przyszła do mojej komnaty, gdy miałem może dziewięć lat i powiedziała, że jest bardzo ważny i że mam pewnego dnia dać go wybrance mojego serca. Miałem zamiar podarować go Rosie, ale jakoś trudno było mi się z nim rozstać, więc odwlekałem to w czasie.

- Skąd go masz? - zapytała Maya, a w jej głosie wyczuwalna była ekscytacja. - Bo ja dostałam ten wisiorek od dziadka.

Dziadka...

- Jak się nazywa twój dziadek? - zapytałem, a moje serce zaczęło wybijać szybkie tempo.

- Arsen.

W mojej głowie od razu pojawiło się wspomnienie wpisu w pamiętniku mojej babci.

"... i jak wczoraj się żegnaliśmy, nie sądziłam, że kiedykolwiek jeszcze się spotkamy. Ale dzisiaj go widziałam! I znowu rozmawialiśmy! I nawet zdradził mi jak się nazywa! Jesteś gotowy, Pamiętniczku? A więc mój Romeo tak naprawdę nazywa się Arsen C..."

Musiałem to sprawdzić. Gwałtownie wstałem z trawy, tym samym rozłączając nasze wisiorki. A może bardziej naszych dziadków? Wymamrotałem ciche "przepraszam" i szybko ruszyłem w stronę pałacu.

- Gdzie idziesz?! Aiden! - krzyknęła jeszcze.

- Muszę coś sprawdzić! - odkrzyknąłem, po czym odbiegłem od niej.

***

Po przekroczeniu wrót królestwa, podążyłem do pokoju mojej babci, z nadzieją, że jej tam nie będzie i będę mógł w spokoju przeczytać jej pamiętnik. Może i źle robię, czytając to bez jej zgody, ale mam dość ukrywania prawdy. A wiem, że ona sama nic mi nie powie.

Na moje szczęście, po przekroczeniu progu pokoju, okazało się, że nikogo w nim nie ma, a pamiętnik jest w tym miejscu, co ostatnio. Chwyciłem go i zacząłem przewracać strony, aby móc dotrzeć do momentu, w którym ostatnio skończyłem.

A więc mój Romeo tak naprawdę nazywa się Arsen Carter. Niezwykłe imię, prawda? A jak mi się przedstawiał, to brzmiało ono jak najpiękniejsza poezja! I to nazwisko! Chciałabym kiedyś je nosić. Lydia Carter... szkoda tylko, że nie będziemy mogli być razem. Mam już zaplanowaną całą przyszłość i nie ma w niej miejsca dla chłopaka, który cytuje "Romeo i Julię"...

Przekartkowałem jeszcze parę stron, żeby dowiedzieć się więcej. Niesamowicie ciekawiła mnie wizja mojej babci, która jest zakochana i szczęśliwa.

Kolejny przypadkowo znaleziony wpis został napisany miesiąc później.

Drogi pamiętniczku!

Czuję się taka szczęśliwa! To miał być normalny wieczór jak zawsze, ale wydarzyło się coś niesamowitego! Coś jeszcze bardziej niesamowitego niż ostatnio, a przecież ostatnio był w moim pokoju! Wciąż pamiętam jak się bałam, że go nakryją, ale okazało się, że rebelia nauczyła go poruszać się bezszelestnie. O, chyba ostatnio o tym nie napisałam, za co cię przepraszam, pamiętniczku. Arsen jest rebeliantem, ale jest dobry! Ma złote serce, naprawdę, więc nie obchodzi mnie nic a nic kim jest. Oj, trochę zboczyłam z głównego tematu, ale już wracam! A więc Arsen przyszedł dzisiaj i odegrał scenę balkonową z "Romeo i Julii" pod MOIM balkonem! To było takie romantyczne!!! Ach, on jest idealny! Ostatnio mówiłam mu, że chciałabym przeżyć taką chwilę jak Julia i co? Spełnił moje marzenie!

Zastanawiam się jednak czasem jak będzie wyglądać moja przyszłość. Jestem pewna, że w moim życiu nikogo nie pokocham równie mocno jak Arsena, a jednak będę musiała. Moi rodzice na pewno nie zgodzą się na ślub z chłopakiem z miasteczka. Dodatkowo jest rebeliantem, więc tym bardziej. Będę musiała być z kimś, kogo oni wybiorą. Czemu życie jest tak niesprawiedliwe! Nigdy nie chciałam zajmować roli księżniczki Rosetone. O wiele bardziej wolałabym być zwykłą dziewczyną z miasteczka, która może poślubić chłopaka takiego jak Romeo.

Kolejna strona została napisana parę dni później.

Witaj pamiętniczku!

Jestem w świetnym humorze, a wiesz dlaczego? Arsen mnie pocałował!!! Wciąż nie mogę w to uwierzyć! Prześladuje mnie wspomnienie jego warg lekko dotykających moich. Ach, jakie to było fantastyczne uczucie! Czuję się taka szczęśliwa jak jeszcze chyba nigdy wcześniej! I dostałam od niego naszyjnik! Złota połówka serca. On ma drugą część. Idealnie do siebie pasują i coś czuję, że są to szczęśliwe wisiorki, wiesz? Jestem taka szczęśliwa i go kocham, kocham, kocham...

Przekartkowałem jeszcze parę stron, aż w końcu znalazłem stronę z rozmazanym atramentem, pewnie przez łzy.

Drogi pamiętniczku.

Miłość jest okrutna, wiesz? Życie jest okrutne. Arsen jest okrutny. A najbardziej okrutne jest to, że wciąż go kocham. Nie wiem co się stało z moim Romeem. Może wciąż gdzieś tam jest, ukryty głęboko w tej bestii. Ach, byłam taka naiwna, wierząc w jego dobroć. Ale przecież to rebeliant! Wiesz co on zrobił, pamiętniczku? Okłamał mnie. Wydał. Wydał całą moją rodzinę, chociaż ufałam mu bezgranicznie. Może zacznę od początku, chociaż pisanie każdego słowa ogromnie mnie boli. Arsen... on miał za zadanie dostarczać wszelkie informacje o rodzinie królewskiej przewodniczącemu rebelii. I to robił. Cały czas. Mówiłam mu wszystko, co mi ślina na język przyniosła i chyba pewnego dnia powiedziałam trochę za dużo. Cztery dni temu rebelia zaatakowała pałac. Nie wiem czego chcieli... pewnie pieniędzy i czegoś tam jeszcze. Nie wiem sama. I oni zabili Hannah - moją siostrę. Widziałam jej śmierć. Byłam przy tym, ale nic nie zrobiłam, tylko pobiegłam szybko do schronu, żeby się ratować. Może... może gdybym coś zrobiła, Hannah nadal by żyła. Może gdybym nie poznała nigdy Arsena, Hannah by żyła. Płaczę teraz, wiesz? Okropnie płaczę i to tak już od czterech dni. Mam ogromny mętlik w głowie. A Arsen? Jak mogłam się tak co do niego pomylić?! Powiem ci coś jeszcze pamiętniczku: Arsen rozmawiał ze mną po tym wszystkim, a ja byłam taka głupia, że go wysłuchałam. Płakał, a ja płakałam z nim. Powiedział mi, że nie myślał, iż rebelia posunie się aż tak daleko. Myślał, że przekazuje im nieważną informację, ale to jednak był ich ostatni puzzel w układance. Arsen powiedział, że mnie kocha. Najbardziej na świecie. I potem odszedł. Do tej pory nie ma go w Rosetone. Nie wiem gdzie jest ani nawet czy żyje! Nienawidzę go, ale zarazem straszliwie go kocham! Nie jestem w stanie o nim zapomnieć, niezależnie od tego jak bardzo bym chciała wymazać jego obraz z pamięci! Nienawidzę go, nienawidzę nawet samej siebie.

Przewróciłem kartkę. Kolejny wpis został napisany sześć lat później.

Witaj pamiętniczku.

Dawno mnie tu nie było, czyż nie? Już nie jestem tą głupią, młodą i załamaną Lydią. Otrząsnęłam się z tego, ale gdy zobaczyłam dziś pewną rzecz, wiedziałam, że muszę to opisać. Bo ta rzecz dotyczy Arsena - mojego zdradzieckiego Romea. Przez trzy lata od naszego ostatniego spotkania wysyłał do mnie listy. Była ich masa, ale większość wylądowała w ogniu, bo wszystkie emocje wracały, gdy tylko wczytywałam się w ich słowa. W każdym liście powtarzał jak bardzo mnie kocha, że ogromnie mu przykro, że tęskni, chce wrócić i pisał, że nie chciał, żeby tak to się skończyło. Pisał też, że pociesza go myśl, że chociaż patrzymy co noc w ten sam księżyc. "To tak jakbyśmy byli razem". Zabawne! Pisał że kocha, a co? Dzisiaj zerknęłam na listę ślubów, które mają się odbyć w Rosetone i tam znalazłam jego imię i nazwisko. Bierze ślub z jakąś Evą! Czyli już mnie nie kocha. Teraz innej szepcze słodkie słówka, przytula ją i cytuje "Romeo i Julię". Muszę kończyć pamiętniczku. Zaraz mam obiad z rodziną. I muszę też skończyć myśleć o Arsenie. Czas zapomnieć i iść dalej. Tylko szkoda, że moje serce wciąż bije szybciej, gdy słyszę jego imię.

- Zostaw ten pamiętnik, Aiden! - usłyszałem głos mojej babci, dochodzący zza moich pleców.

***

Hejka!

Strasznie szkoda nam Lydii. Musimy przyznać, że pisanie jej pamiętnika jest dosyć bolesne.

Pytanie do Was: co myślicie o Arsenie?

Wszystkiego najlepszego dla Mayi z okazji jej 18 urodzin! <33

Ciekawostka: rozdział pisany o 1:30 w nocy. Polecamy :)

Miłego dnia/nocy <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro