Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aiden's POV

Złapałem rękę Mayi, po czym ruszyliśmy. Cały czas pilnowałem, żeby miała zamknięte oczy, głównie po to, aby nie znała tajemnych przejść. Wciąż istniało prawdopodobieństwo, że jest szpiegiem rebelii. Z drugiej jednak strony chciałem po prostu, aby miała niespodziankę.

-Nie podglądasz?- zapytałem, chociaż to pytanie było raczej zbędne, ponieważ blondynka co chwilę się potykała i przez całą drogę trzymała mnie kurczowo za ramię.

-Nie- powiedziała, po czym pokonaliśmy ostatnie metry wędrówki. Po chwili byliśmy w miejscu docelowym.

-Jesteśmy już, możesz otworzyć oczy.

Maya wykonała moje polecenie, po czym uśmiechnęła się, a następnie zaczęła się dookoła rozglądać, badając wzrokiem każdy szczegół. Wyglądała na naprawdę szczęśliwą, przez co ja też byłem szczęśliwy.

Nie wiem dlaczego tak jest, ale trudno.

- Tu jest... wow- powiedziała.

Słowo wow jest zdecydowanie adekwatne. Przed nami stało ogromne drzewo pełne liści, a na nim wisiały 2 huśtawki zrobione z drewna i sznurku. Teren otaczały drzewa, które rosły tak gęsto, że można się było poczuć jak w innym świecie.

- Pięknie tu jest- powiedziała.- Często tu przychodzisz?

-Kiedyś bywałem tu bardzo często, ale teraz udaję się w to miejsce coraz rzadziej. Usiądziemy?

- Tak- odparła, po czym oboje zajęliśmy huśtawki.

-Dlaczego za mną poszłaś?- zapytałem, ponieważ dręczyło mnie to pytanie. Mogła powiedzieć nie albo uciec lub cokolwiek. Nie zrobiła tego jednak. Tylko właśnie, dlaczego?

- Bo ty poszedłeś za mną, podczas naszego pierwszego spotkania.

Czyli uznajemy zasadę "oko za oko, ząb za ząb".

- Mam pomysł co możemy zrobić. Umocni to nasze przekonanie, że nie mamy wobec siebie złych zamiarów, a dodatkowo lepiej się poznamy-powiedziałem.- Jest to gra, która polega na tym, że ja zadaję ci pytanie, a ty odpowiadasz i potem ty mi zadajesz, a ja odpowiadam. Jest w tym też haczyk. A więc jeżeli się okaże, że jesteś szpiegiem rebeliantów, albo że ja powiem o tobie w królestwie, to wtedy mamy prawo powiedzieć nasze wszystkie sekrety całemu światu. Zgoda?

Po chwili milczenia Maya odpowiedziała.

-Zgoda, ale słowa tu wypowiedziane, zostaną z nami zabrane do grobu. Nikomu nie powiemy.

-Zgoda.

W ten oto sposób rozpoczęliśmy naszą grę.

- A więc, jak masz na nazwisko?- zapytałem.

-Carter- odpowiedziała.

- Maya Carter, ładnie. Teraz ty zadaj pytanie.

- Okej, a więc... jaki jest twój ulubiony kolor?

- Zielony.

-Dlaczego?

- Bo wszelkie liście, rośliny, to wszystko jest zielone, a ja uwielbiam naturę- powiedziałem.- Którego się urodziłaś?

- 16 sierpnia. Jak się czujesz z tym, że masz już niedługo znaleźć narzeczoną?- zapytała.

Zaczęły się mocne pytania.

- No tak... a więc... sam nie wiem. Za tydzień w sobotę ma być ten bal. To i tak trochę lepiej, bo w pierwszej wersji, dziewczęta miały przybyć do zamku dzień po tym, jak dowiedziałem się o tym, że mam znaleźć narzeczoną- powiedziałem.- Nie jestem zadowolony z tego, że muszę kogoś znaleźć na siłę. Chciałbym móc się zakochać, powoli, a potem zatracić się w kimś w 100%. Chciałbym myśleć o tej dziewczynie przed snem, tęsknić jak jej nie ma i wyczekiwać spotkania. Chciałbym, żeby ona mnie kochała. Mnie jako Aidena, a nie jako księcia. Chciałbym widzieć w jej oczach cały świat i żeby jej widok polepszał mój każdy dzień. Z dnia na dzień, chciałbym coraz bardziej zdawać sobie sprawę, z tego, że jestem gotowy wskoczyć za tą dziewczyną w ogień. Chciałbym tańczyć z nią w deszczu, oglądać gwiazdy i pamiętać każdą chwilę w jej towarzystwie. Chciałbym kochać ją do ostatniego tchnienia i chciałbym, żeby ona czuła to samo... Boję się jednak, że nie będzie tak, że nie zakocham się w żadnej dziewczynie na balu i w końcu mój ojciec sam wybierze mi narzeczoną. Właściwie to to jest chyba niemożliwe, żeby zakochać się w kimś naprawdę po jakimś balu, gdzie się tylko tańczy i ewentualnie chwilę rozmawia. Więc jeśli zdarzy się, że to ojciec wybierze mi przyszłą żonę martwię się, że ta dziewczyna będzie kochać nie mnie, a władzę. Jestem tak strasznie przerażony moją przyszłością, bo co jeżeli nie będzie w żadnym stopniu tak, jak bym chciał? Wiem, że to głupie, ale naprawdę się tym przejmuję. Nie będę oczekiwać od ciebie, że to zrozumiesz...

Popatrzyłem na Mayę, ponieważ wcześniej mój wzrok był wbity w zieleń przede mną. Jej zaszklone brązowe tęczówki wpatrywały się we mnie uważnie. Pociągnęła nosem a następnie powiedziała:

-Rozumiem to. Może nawet lepiej niż myślisz.

Po chwili kontynuowaliśmy naszą grę. Dowiedziałem się między innymi tego, że Maya nie ma rodzeństwa, że jej rodzice mają miejscowy sklepik, dzięki czemu zawsze ma co jeść, a jabłka zbiera, żeby rozdać je najbardziej ubogim rodzinom. Dziewczyna zapytała mnie o moje ulubione jedzenie, ulubiony sport oraz, co mnie trochę zdziwiło, czy śpię przy włączonym świetle. Odpowiedź brzmiała nie.

Rozmawialiśmy bardzo długo, na tyle długo, że mogłem śmiało nazwać Mayę koleżanką, a może nawet przyjaciółką. Nawet nie zauważyliśmy kiedy zrobiło się ciemno, a co za tym idzie- dziewczyna musiała wracać do miasteczka. Doprowadziłem ją do sadu, z którego znała drogę do domu.

- Dziękuję za dzisiaj- powiedziała Maya.

- Dziękuję, że zgodziłaś się spędzić ze mną czas. Powinniśmy to kiedyś powtórzyć.

- Tak, zdecydowanie. W piątek będę w sadzie około godziny 14. Co myślisz żebyśmy się spotkali?

- Świetnie.

Pożegnaliśmy się, po czym rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. Wtedy już zacząłem się zastanawiać nad pytaniami, które miałem jej zadać przy naszym następnym spotkaniu.

***

Louis's POV

Zauważyłem, że nasze trio powoli zaczynało się rozpadać. Nie no, rozpadać to zbyt mocne słowo, ale na pewno było między naszą trójką inaczej. Maya coraz rzadziej spędzała z nami czas, więc automatycznie ja i Catherine widywaliśmy się częściej. Bardzo zastanawiał mnie powód, dla którego tak właśnie się działo. Za każdym razem, gdy pytałem Cat, dlaczego Mayi z nami nie ma, ona taktycznie zmieniała temat. Po kilku takich spotkaniach tylko w duecie, postanowiłem dowiedzieć się, dlaczego i gdzie Maya tak często znikała.

- Gdzie jest Maya?- zapytałem pewnego razu Cat, gdy spacerowaliśmy po lesie.

- Mówiłam ci, że nie...

- To, jak zawsze odpowiadasz na to pytanie, nie da się nawet nazwać odpowiedzią- starałem się użyć stanowczego tonu głosu, aby pokazać dziewczynie, że oczekuje od niej prawdziwej odpowiedzi na zadane pytanie.

- A nie zastanawiało cię nigdy, dlaczego ci nie odpowiadam?- słyszałem, że bardzo zdecydowanie wypowiadała te słowa- dużo bardziej stanowczo niż ja to zrobiłem.

- Po prostu z uwagi, że jesteśmy przyjaciółmi, uważam, że powinienem wiedzieć, co dzieje się z Mayą.

- No to sam ją o to zapytaj. Ode mnie na pewno nie usłyszysz odpowiedzi- założyła ręce i zaczęła wpatrywać się w przestrzeń.

Nie ufasz mi?- Nie chciałem o to pytać, ale miałem nadzieję, że w ten sposób uda mi się czegoś dowiedzieć.

- Jak w ogóle możesz tak mówić!?- przyspieszyła kroku, co oznaczało, że jest wkurzona. W tym właśnie momencie poczułem się strasznie źle i zacząłem żałować wypowiedzianych słów.

- Ja... ja żartowałem. Cat, zaczekaj!- złapałem ją za ramię, mimo to nie zwolniła kroku.

- Słuchaj bardzo cię lubię, ale naprawdę nie mogę zdradzić sekretu Mayi. Jak będzie gotowa to sama ci o tym powie, więc mnie już więcej o to nie pytaj, Louis!

- Okej, jak ją zobaczysz to powiedz, że muszę z nią pogadać.

Zgodziła się po czym dokończyliśmy nasz spacer, rozmawiając na niezobowiązujące tematy.

***

-Hej, podobno chciałeś ze mną porozmawiać- powiedziała Maya, po tym jak na zlecenie Cat udała się do mojego domu.

Postanowiłem, że zapytam ją wprost, bez zbędnego przedłużania.

- Myślisz, że nie zauważyłem tego, że coś przede mną ukrywasz, że nie widzę, jak gdzieś ciągle znikasz, naprawdę myślisz, że Cat idealnie udawała, że nic się nie dzieje? Bo jeśli tak, to jesteś w błędzie. Jedynym powodem, dla którego nadal nie wiem, co się dzieje, jest to, że Catherine nie chciała zdradzić mi twojego sekretu.

-Uspokój się! Nie chciałam nikomu o tym mówić, Cat sama się domyśliła. Miałam ci powiedzieć, ale jakoś nie było okazji, ale skoro tak bardzo ci na tym zależy to mogę ci to zdradzić.

- No to słucham.

- To ja widziałam Aidena i to ja odprowadziłam go do zamku.

Zamurowało mnie. Przez kolejne sekundy patrzyłem na Mayę z szeroko otwartymi oczami. Ona za to zachowała kamienny wyraz twarzy.

- Gdzie dzisiaj byłaś?- zapytałem.- Z nim? Z księciem Aidenem?

- Byłam w sadzie i on też tam był. Tak jakoś wyszło, że...

- Zadajesz się z nim!? Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?

- Bo widzisz jaka jest twoja reakcja!

- Jak się Jane o tym dowie to...

- Wiem, więc masz nikomu o tym nie mówić.

Pokiwałem głową. Po chwili usłyszałem kroki, które z sekundy na sekundę robiły się coraz wyraźniejsze.

- Louis! Louis! Patrz kogo znalazłam!- powiedziała moja młodsza siostra Lilly, wskazując przy tam palcem na Catherine- Pobawimy się razem w piratów?

Lilly posiada platynowe blond włosy po matce oraz zielone oczy po ojcu. U mnie sytuacja jest odwrotna. Brązowe włosy po tacie i niebiesko-szare oczy po mamie. Z tego powodu ludzie często myślą, że nie jesteśmy spokrewnieni.

Parę minut później nasza czwórka biegała po całym domu w czapkach piratów, wymachując mieczami oraz co chwilę wykrzykując: "Ratuj!", "Pomocy!", "Ejj, ty masz nie żyć". To ostatnie najczęściej używała moja siostra.

Było tak jak kiedyś. Znów nie mieliśmy między sobą tajemnic.

- Dzieciaki- powiedziała moja mama- w telewizji mają coś ogłosić. Każdy ma oglądać, więc chodźcie do salonu.

Gdy na zegarach wybiła godzina 19:00, w telewizorze ukazała się rodzina królewska.

- Witajcie- odezwał się król Matthiew.- Z okazji zbliżających się urodzin królowej Mirren, postanowiliśmy urządzić bal. Serdecznie zapraszamy więc każdego mieszkańca Rosetone do sali tanecznej w najbliższą sobotę, na godzinę 18:00. Dziękujemy za uwagę.

Informacja przekazana przez króla była krótka, ale i tak wiadomo, że będzie głównym tematem wszystkich rozmów.

- Idziemy na ten bal?- zapytała Catherine.

- To nie dla mnie- powiedziała od razu Maya.

- Ja pójdę, jak jedna z was pójdzie- powiedziałem. Wiedziałem jednak, że blondynka się nie zgodzi, nawet po obszernej w słowa prezentacji: "50 powodów, dlaczego warto pójść na bal". Jest dosyć uparta, dlatego całą nadzieję pokładałem w Cat.

- Mogę pójść- powiedziała rudowłosa.- Ale pamiętaj, że nie przyniosę ci tych pysznych potraw z królestwa- zwróciła się do Mayi.

-Nawet serniczka?- zrobiła minę smutnego pieska.

- Nawet- powiedziała Cat.

Blondynka starła niewidzialną łzę z policzka, chwyciła zabawkowy miecz i zaczęła mierzyć w naszą dwójkę.

-"Ejj, wy macie nie żyć"- powtórzyła wcześniejsze słowa mojej siostry.

W ten oto sposób, na nowo rozpoczęliśmy grę w piratów, tym razem bez Lilly, ponieważ ta zainteresowała się balem.

No cóż, pewnie jutro będę musiał udawać księżniczkę.

***

Hejka!

Najdłuższy rozdział jak na razie. Mamy nadzieję, że wam się podoba.

Miłego dnia/ nocy <3 <-To chyba będzie nieodłączna część każdego rozdziału haha





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro