Rozdział 1 Przypadek czy przeznaczenie?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng






Nie lubiłam swojego rodzinnego miasta w którym przeżyłam najgorsze momenty swojego życia. Zostałam sama z matką, kiedy zostawił nas ojciec dla jakiejś cycatej młodej sekretarki w swojej pracy. Rodzicielka strasznie to przeżywała, jednak starała się jak mogła nie okazywać tego przy mnie bym nie musiała patrzeć na jej powolny upadek. W szkole wcale nie było lepiej. Wieczne złośliwości ze strony rówieśników pozostawiały po sobie niewidzialne ślady na moim ciele jak i duszy. Depresja niczym złośliwe chochliki siedziała mi na plecach zajadając się moim nieszczęściem w najlepsze — jakbym karmiła swojego własnego demona.

Na początku płakałam za każdym razem jak spotykała mnie jakąkolwiek przykrość z ich strony, jednak później nauczyłam się z tym żyć ukrywając twarz za maską obojętności by opadła tylko jak wracałam do pokoju padając na łóżko. Mama zawsze twierdziła, że jestem niczym róża — piękna i dumna, a zarazem delikatna i wrażliwa. Wystarczy lekki podmuch by złamała się gałązka podtrzymująca moja korone. I wreszcie nadszedł ten wiatr z najgorszej możliwej strony, gdy moja rodzicielka zemdlała w pracy zostawiając ten jeden możliwy wyrok — zawał. Pierwszy z nich może i nie był, aż tak niszczący jak każdy się spodziewał. Ale ciągły stres i burzliwa przeszłość z którą nie mogła sobie poradzić sprowadził kolejny z którym nie potrafiła już walczyć.. Umarła na stole w momencie, gdy naprawdę jej potrzebowałam. Stałam przy szybie i spokojnie patrzyłam jak lekarze próbowali, coś jeszcze zrobić by ratować jedyną rodzinę jaką miałam, ale na chęciach się skończyło. Lekarz prowadzący wyszedł z sali informując mnie o tym, co miało zmienić całkowicie moje życie. Nie dowierzałam upadając na kolana czując jak pod moimi powiekami zbierają się łzy, które mimowolnie zaczynały spływać po policzkach spadając na ziemie. W tym właśnie momencie wiatr połamał moją gałązkę łamiąc róże, którą byłam ja.

Dalsze chwile pamiętam tylko przez mgłę. Jako, że nie byłam jeszcze pełnoletnia, a mój ukochany rodziciel nieznany musiałam zostać przeniesiona do sierocińca, gdzie zostałam do wieku siedemnastu lat oraz co gorsza wykryto u mnie depresje i postanowiono przydzielić mi psychiatrę bym chociaż w małym stopniu pozbyła się bólu jaki w sobie noszę. Ookeiko Yamaza jak ją zapamiętałam przy pierwszym spotkaniu była wysoką brązowowłosą kobietą o cwanym spojrzeniu ukrytym za grubymi okularami. Potrafiła wykrzesać ze mnie wszystko chcąc obrócić to na własną modłę, ale ja sie nie dałam. Walczyłam niczym lwica o ostatnie resztki swojego prawdziwego ja nie dając się temu, co chcieli inni. Podczas zajęć prowadzonych w sierocińcu przywitałam się z gitarą, która stała mi się drogą przyjaciółką jakiej nigdy nie miałam i spokojnie mogłam jej wylewać wszystkie swoje smutki oraz obawy. Ona nie wyśmiała, nie radziła, nie udawała — spokojnie słuchała, kiedy ja swoimi palcami przejeżdżałam po jej strunach zagłębiając się coraz bardziej w świat dźwięków. Świat w którym wreszcie moja poraniona dusza miała ujście. Świat w którym odnajdywałam swoje miejsce.

Wreszcie udało mi się wydostać z sierocińca, a tym samym z pod czujnych oczu Yamazy. Kobieta starała się mimo wszystko mieć ze mną jakikolwiek kontakt dla samej pewności, że dalej biore leki. Zmieniłam całkowicie swój styl przefarbować włosy z rudych na całkowicie czarne i część z nich prawie, że wygryzając nożyczkami. Właściwie, co tydzień byłam dając sobie przedziurawić kolejną część ucha przez co po jakimś czasie zabrakło tam miejsca i przeniosłam się o krok dalej. Kolczyki nalazły się na wardze, nosie i dwa pomiędzy piersiami. Dopiero, wtedy stwierdziłam iż starczy kaleczenia swojego ciała tymi uroczymi żelastwami. Idąc miastem zobaczyłam salon tatuażu zatrzymując się przy nim by ujrzeć przez szybe wystawy ciemne wnętrze w którym królowały skórzane czerwone kanapy. Nie mogąc oprzeć się wrażeniu weszłam do środka nie zamykając za sobą. Przy ladzie stał młody chłopak, który mógł być ode mnie może trzy lata starszy — może nie. Nie lubiłam nawiązywać znajomości z innymi — co ja mówię. Bałam się. Brązowowłosy spojrzał na mnie uśmiechając się serdecznie, co mogło oznaczać jedno. Czaił się jebany. Czaił się na moją duszę tak samo jak Ookeiko i moja rodzicielka. Czaili się by mnie wychować, bawić w moim towarzystwie by końcu zjeść dusze i odejść zostawiając mnie kolejny raz samą z brakiem następnego jej skrawka.

Wystarczyło tylko jego pytanie bym podjęła decyzje o stworzeniu tatuażu. Nie zawahałam się nawet chwili i wybrałam sobie prawą łopatkę. Złamana róża — to jedyne, co mogłam po sobie zostawić.


_______♥♠♣♥♠♣♥ _______


Mieko pakowała ostatnie rzeczy jakie mogła zamykając za sobą drzwi od starego zniszczonego już mieszkania, które kiedyś dzieliła nie tylko ze swoją matką, lecz także z tatuażystą. Różowowłosy potrafił do niej zagadać jak najlepszy przyjaciel, być najlepszym kochankiem jak i drogą tobie mamusią. Ale i to musiało się wreszcie skończyć. Pękło jak bańka mydlana, gdy któregoś dnia wracając z pracy napadł na niego jakiś ćpun uderzając nożem prosto w miejsce, gdzie było serce. Czarnowłosa nie płakała, jednak kolejna część jej duszy jaką podarowała temu uroczemu człowiekowi odeszła wraz z nim. Wypuściła zrezygnowana powietrze wkładając papieros do buzi by drugą ręką szukać zapalniczki po kieszeniach. Mając na plecach wielgachną gitarę jak i plecak ze swoim całym dorobkiem było to nie lada wyczynem, ale nie potrafiła zostawić swojej drogiej przyjaciółki samej. Tylko ona jej została przez te wszystkie lata nie odchodząc — jakby śmiała ona ją zostawić? Zapaliła papierosa wdychając przyjemny dla niej dym wypuszczając go zaraz na drogę. Śnieg skrzypiał jej pod nogami wystukując tylko dla siebie znaną melodie. Yamaza często się jej pytała jak się czuje. Jak? Ciężko było to określić. Czasami było jej wszystko jedno by zaraz poczuć się jak gówno i znowu powrócić do obojętności. Tak koło się zamyka.

Kupiła bilet wchodząc do pociągu. Miała jeszcze dziesięć minut i znajdując wolne miejsce opadła na nie patrząc w okno, gdzie już szalała śnieżyca. Czy jest pewna tego, co robi? Nikt nie był nigdy tego pewien. Nie miała dla kogo tutaj zostać, a ostatnią rzeczą jaka aktualnie trzyma ją przy życiu stoi pomiędzy jej nogami.

Nagle w odbiciu szyby zobaczyła pomarańczowy płaszczyk i zainteresowana odwróciła głowę na siedzenie, które sąsiadowało jej dwóm miejscom. Krótkowłosa brązowowłosa dziewczyna stała modląc się jakby nad miejscem obok czarnowłosej, której wlosy były jeszcze krótsze niż tej stojącej. Obie mogły być w podobnym wieku, co ona. Więc nie spuszczała z nich wzroku zaciekawiona tym, co planuje stojąca zawstydzona dziewczyna.

— Przepraszam... czy to miejsce jest wolne? — Mieko miała ochotę wybuchnąć śmiechem widząc tę zabawną scenę. Przecież widać, że kobieta ma słuchawki, więc normalne iż ją nie usłyszy. Nagle pociąg gwałtownie się zatrzymał i biedna dziewuszka wylądowała na drugiej, a Myiagi prawie nosem uderzyła o przednie siedzenie. Zirytowana mruknęła pod nosem, ale słysząc rozmowę obu kobiet odwróciła odrobinę ich stronę z powrotem głowę. Tak jak myślała były w tym samym wieku, ale uniosła zdziwiona brew widząc jedną dziwną zależność. Obie kobiety miały na imię Nana... Przypadek czy przeznaczenie?


_______♥♠♣♥♠♣♥ _______


Tokio o tej porze roiło się od ludzi nie zważając nawet na beznadziejną pogodę. Czarnowłosa wyciągnęła z tyłu kieszeni kartkę na której miała zapisany numer swojej psychiatry i westchnęła zirytowana. Kiedy ona ją sobie tam włożyła? Podrapała się po głowie widząc niżej malutkim krzywym pismem, które przez lata nauczyła się rozczytywać jako pismo Ookeiko.

„Byś nie zapomniała tabletki wrzuciłam ci do futerału. Powodzenia na nowej drodze życia. W razie problemu zawsze możesz do mnie zadzwonić przylecę pierwszym lepszym samolotem mój nowy numer to XXX – XXX – XXX.. Ookeiko."

W razie problemu..? Jak miło, że we mnie wierzysz Yamaza. Prychnęła zniesmaczona zgniatając kartkę i wrzucając za siebie przez co papier zniknął pod warstwą mokrego śniegu. Na pewno nie zadzwonię. O to możesz być pewna Ookeiko. Zaczęła się przepychać między ludźmi by wreszcie stanąć przed małym gmachem patrząc w górę na trzecie piętro. No, więc... czas wydać pieniądze jakie jej zostały. Przekroczyła próg spółdzielni mieszkaniowej szukając odpowiedniego pokoju — jeśli wierzyć tym sekretarkom powinno być to nieszczęsnym trzecim piętrze.

Pośrednikiem okazał się całkiem miły w średnim wieku człowiek, który bardzo szybko znalazł Mieko mieszkanie w przystępnej cenie i już w lepszym humorze ruszyła za nim w miasto by po jakiś dobrych piętnastu minutach stanąć przed swoim nowym lokum. Wystarczyło już tylko podpisać umowę i już będzie miała swój kąt w tym małym mieście.

— Jest tylko mały problem panno Myiagi — Dziewczyna znad papieru spojrzała na mężczyznę, którego ciemne włosy były przerzedzone przez siwiznę — czynsz jest dość duży, więc przydałby się Pani współlokator. Czy nie miałaby panienka z tym problemu?

Współlokator? Niepewnie popatrzyła na swój dorobek, którego nawet ćpun nie chciałby ukraść. No może skusiłby się na te paczki tabletek schowanych w futerale, ale to jedyne, co mógłby jej zabrać. Zresztą, co on mógłby jej przeszkadzać? W końcu nie musi się z nim widywać. To tylko kolejny rozwrzeszczany idiota albo idiotka, której mózg pewnie mieści się w kroczu. Spojrzała na czynsz jeszcze raz rozważając za i przeciw po czym kiwnęła niepewnie głową na co starszy człowiek się uśmiechnął podając jej długopis. Chyba nie popełniła największego błędu swojego życia, prawda? Na jej pocieszenie jutro będzie mogła opuścić hotel i przybyć do tego małego gniazdka nie martwiąc się już o pilnowanie doby by nie zapomnieć jej opłacić.

Rozeszła się z pośrednikiem umawiając się już na jutrzejsze popołudnie i mężczyzna dał jej klucz do wejścia od nowego zamka jaki jutro ma się tutaj pojawić. Miło liczyć jeszcze na jakiś ludzi w tym miejscu. Patrząc na mały złoty przedmiocik ruszyła w miasto oglądając go z każdej strony jakby był jakimś mało ważnym przedmiotem by wreszcie wrzucić go do przedniej strony kurtki. Skoro ma już załatwione mieszkanie to czas znaleźć jakąś pracę, która odpowiadała by za opłacanie nowego lokum. Przechodziła oglądając różne wystawy, jednak nic nie przykuło jej uwagi. Tutaj za różowo. Tu za dużo ludzi, a tam zbyt dużo by miała z nimi wspólnego i by się bardziej męczyła niż by to było tego warte. Po paru godzinach błąkania się po ulicach zobaczyła małe zejście do zaciemnionego baru, który nosiło całkiem przyjemną nazwę „Jackson". Rozejrzała się niepewnie czy nikt nie patrzy i wciągając odrobinę powietrze ruszyła po schodach w dół czując już po drodze zapach papierosów. Na dolnych drzwiczkach ku jej zdziwieniu wisiała wiadomość o poszukiwaniu osoby na zmywak na krótki czas trzech miesięcy. Może i krótko, ale jeśli by się tutaj dostała później na pewno załapała by się na coś innego. Wcisnęła się do środka obserwując przyjemne wnętrze, które z wejścia nie wyglądało na takie przytulne i napełniona nową nadzieją — o ironio jak to brzmi. Ruszyła do baru zaczepiając szefa.

Na jej szczęście jeszcze nikt nie zdążył zająć miejsca, więc niedługo będzie mogła cieszyć się nową pracą, która miała chociaż po części pomóc jej zacząć nowe życie. I co ty na to pieprzona Ookeiko? Jesteś ze mnie kurwa dumna? Nigdy do ciebie nie zadzwonię!


_______♥♠♣♥♠♣♥ _______


Następne parę dni szło całkiem znośnie i Mieko nie musiała się zmuszać do spotykania z ludźmi siedząc na zmywaku. Chyba pierwszy raz tak się cieszyła z mogości sprzątania naczyń, które miały być jej towarzystwem przez następne trzy miesiące dopóki nie znajdzie czegoś nowego. Niestety ku jej rozpaczy jeden z barmanów rozchorował się i Miyagi musiała wejść na jego miejsce przed bar modląc się o swój byt. Nigdy nie chciała pracować z ludźmi i starała się ograniczać kontakt do minimum. Jak ma to się teraz niby do cholery jasnej zmienić? Wyszła z kuchni stając już przed barem i wtedy usłyszała głos, który już kiedyś obił się o jej uszy, a dokładniej parę dni temu w pociągu.

— Shoji te hamburgery są genialne! — Zamarła w miejscu widząc jedną z tych dwóch Nan, które widziała w pociągu. Dlaczego je zapamiętała? Moment jak dowiedziała się o tym samym wieku dziewcząt jak i ich tym samym imieniu wywarło na niej wrażenie, więc zapisało się, gdzieś w ciemnym zakamarkach jej umysłu.

Ukrywając twarz we włosach mogła spokojnie otasować spojrzeniem i mężczyznę jak i Nanę. Dziewczyna od tych paru dni nic się nie zmieniła wyglądając jakby cały świat ją cieszył za to Endo jak zwykle wyglądał na przemęczonego. Chłopak często ich odwiedzał w barze i czasami jak przechodziła coś przekąsić przyglądała mu się z daleka jak dobrze bawi się w towarzystwie swoich znajomych. W pewnym momencie spojrzenie brązowowłosego jak i Mieko się spotkało, a twarz dziewczyny spłonęła rumieńcem. Niech on na nią tak nie patrzy.

— Ty musisz być Mieko, prawda? — Uniosła zdziwiona brew zaś towarzyszka chłopaka spojrzała na niego pytająco. Skąd on znał jej imię? — właściciel mi powiedział, że macie kogoś nowego w pracy i tak się zastanawiałem czy, kiedyś cię zobaczymy. Mógłbym poprosić o jeszcze jedno piwo?

Widząc łagodny uśmiech brązowowłosego miała ochotę zawrócić się i uciec w drugą stronę, jednak była w pracy nie mogąc sobie pozwolić na takie „luksusy". Podeszła do barku nalewając z maszyny piwo do kufla i zaciskając nerwowo dłoń na naczyniu zbliżyła się do nich kładąc go ostrożnie. Jak tylko przedmiot znalazł się na swoim miejscu została zatrzymana przez delikatną kobiecą dłoń i zaczęła być potrząsana niczym shaker.

— Miło mi jestem Nana Komatsu! — Usta dziewczyny rozszerzyły się tak szeroko, że już chociaż wiedziała jakim sposobem mieści się w niej hamburger.

— M.. Mieko Miyagi.. — Widząc zakłopotanie na twarzy czarnowłosej Shoji szybko przeprosił za dziewczynę i czarnowłosa cofnęła się kawałek tłumacząc innymi klientami. Odchodząc już pewną część zatrzymała się na chwilę by spojrzeć przez ramię — widziałam cię już z drugą dziewczyną w pociągu obie Nany. To przypadek czy przeznaczenie?

Zostawiła Komatsu ze zdziwioną miną idąc już do nowych klientów zmuszając się do firmowego uśmiechu. Dzisiaj po pracy na pewno będzie miała skurcz mięśni. To jest pewne.


_______♥♠♣♥♠♣♥ _______ 

Czarnowłosa zmęczona ruszyła w stronę domu myślami będąc już dawno w łóżku. Dzisiejszy dzień był dla niej całkowicie beznadziejny i miała nadzieję, że to ostatni raz jak musiała przyjmować zamówienia. Najgorsze w tym wszystkim było to iż ta cała Nana nie dawała jej spokoju jak wspomniała o tym pociągu. Powinna trzymać buzie na kłódkę. Kiedy tylko wreszcie tamtemu chłopakowi udało się wyciągnąć rozgadaną kobietę z baru zobaczyła na chusteczce numer z narysowanym na papierze serduszkiem. Czy ta Komatsu szuka przyjaciół czy co?

Wyciągnęła papierosa zapalając i zaciągając się wypuścić szary dym przed siebie. Na razie całkiem nieźle jej szło. Pilnuje przyjmowanie leków, ta szalona psychiatra nie szuka jej po globie i nocami po pracy może sobie pograć na gitarze. Sąsiedzi rzadko do niej schodzą, bo jak przywitała ich nie raz ze swoją nieszczęśliwą miną od razu uciekali na górę. Czasami myślała by nie zaciągnąć się do jakiegoś zespołu by sprawdzić czy da sobie radę tworząc muzykę, której mogliby słuchać inni ludzie. Ale sama świadomość, że musiałaby mieć bezpośredni kontakt z ludźmi powodował na jej plecach gęsią skórkę. Nie, nigdy. Nie chce znowu zostać sama, albo być wyśmiana jak za każdym razem.

Doszła do mieszkania otwierając już klatkę i powolnym krokiem weszła po schodach by znaleźć wolną ręką klucze. Zdziwiona nacisnęła na klamkę zdając sobie sprawę iż jest otwarte, więc rozchyliła bardziej drzwi zaciskając dłoń na miotle stojącej w przejściu. Jeśli to włamywacz znalazł sobie kiepskie mieszkanie do obrabowania. Zobaczyła w salonie zapalone światło i wpadła tam niczym burza otwierając szeroko oczy. Przy lodówce stał blondyn będąc chyba tak samo zdziwiony jak ona trzymając w dłoni puszkę zimnego piwa. Miyagi popatrzyła na niego od dołu do góry przełykając nerwowo ślinę. Blondyn był całkiem niekiepski.

— H.. hej? — Popatrzył pierw na nią po czym na miotłę unosząc niepewnie dłoń — jesteś pewnie tą moją współlokatorką. Wybacz, że wpadłem tak późno, ale przyjaciółka nie zdzierżyła mnie już w swoim domu... Jestem Nobu Terashima.

Współlokator? No tak całkiem zapomniała, że przystała na takie warunki umowy. Popatrzyła w prawo widząc parę kartonów wśród, których stał podobny futerał do niej, który także musiał mieć w sobie gitarę. Pierw spotyka kobiety, które mają tak samo na imię. Teraz jej współlokatorem jest gitarzysta. Czy jeśli mówiła o przypadku i przeznaczeniu miało to wszystko ze sobą coś wspólnego?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro