32

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cofnijmy się kilka godzin wcześniej, do dziesiątej wieczorem. Tamara Lobster odłożyła widelec i ze smakiem oblizała wargi po sosie bolońskim. Nie było to możr najkulturalniejsze zachowanie pod słońcem, ale z pewnością oddawało zadowolenie ze smaku i jakości potrawy, jak i umiejętności samego kucharza, który dolewał jej i sobie wina do wysokich kieliszków. On przebrał się w garnitur z jasną marynarką, włosy miał nieco ulizane pomadą pachnącą pomarańczą. Ona wcisnęła się w coś, co jako jedyna rzecz z jej szafy wpisywała się w konwencję stroju wieczorowego na randkę, czyli czarną sukienkę na ramiączkach. Zdążyła zrobić sobie też szybki makijaż, bo Edward zostawił ją na godzinę w domu i wrócił do siebie przygotować nieco dom, by o wyznaczonej godzinie wrócić po Tamarę.

Prawdę mówiąc, zapomniała o trupie z kościoła, i nie miała sobie tego za złe. Jednak temat powrócił, jak bumerang powracający do miotacza.

- Więc, nasze poranne spotkanie zakończyliśmy na sekretach. Umowa dalej aktualna? Sekret za sekret? Zagramy w taką gierkę? - spytał Edward popijając wino i patrząc na nią kątem oka. Uśmiechnęła się, nawet nieco zarumieniła. Czy się zakochała? Może... Albo jest zauroczona tym mężczyzną na tle profesjonalnym, jego sława znacznie go wyprzedzała, a w rzeczywistości... W rzeczywistości był naprawdę przyjemnym mężczyzną, może nieco specyficznym, ale kto nie ma wad? Przełknęła ślinę, gotując się do zabrania głosu.

- Okej, to może zaczniesz? - Odbiła piłeczkę, przedłużając czas potrzebny do namysłu mad zebraniem rozbieganych myśli w słowa. Eckland odstawił kieliszek z cichym brzękiem. Mieszkanie było spore, na pomalowanych na zielono ścianach wisiały różne abstrakcyjne grafiki z figurami geometrycznymi, z sufitu zwisał spory żyrandol ze sporymi kryształami odbijającymi światło rzucane przez żarówki i tworzyły fantazyjne refleksy. Musiał kosztować małą fortunę. W przedpokoju zauważyła drugi komplet kluczyków do auta, pewnie czarny Jaguar to nie jedyne cztery kółka w posiadniu dziennikarza...

- Dobrze, dobrze - zaśmiał się Eckland podnosząc ręce w obronnym gęcie, odchylił się na krześle by przybrać wygodną pozę. - Więc, jak się tu znalazłem? Z tobą i Krohnem przy sprawie niestabilnego psychicznie mordercy z jakimś obrazkiem? To trochę skomplikowane, ale postaram się dla ciebie przyspieszyć kilka wydarzeń, wiesz, jak masz w serialu, przed każdym odcinkiem puszczają przebitkę, co działo się w poprzednich odcinkach. Więc: W poprzednich odcinkach...

Tamara parsknęła śmiechem, wino najwidoczniej zaczynało działać i rozluźniać atmosferę. Eckland kontynuował niczym niezrażony:

- Pewnego dnia panowie z policji postanowili rozbić gang przemytników narkotyków. Nic wielkiego, nie? Może i nie, ale akcja zakończyła się masakrą, z której przeżył tylko jeden podstawiony policjant. Nasz wspólny rudy znajomy. Jego kolegę, porąbano i przypieczono, wybacz za szczegóły, ale sekret musi zostać przedstawiony w całości... więc koniec końców, gdy zabili tamtego nieszczęśnika, wzięli się za Krohna. Przeżył i wrócił do Ameryki, kraju możliwości. Ja też wykorzystałem swoją możliwość i zainteresowałem się sprawą. Okazało się, że podłożyli z Grantem broń i narkotyki niewinnym pracownikom placówki i ich rodzinom, by móc ich wypalać, zabić albo przesłuchać. Dało im to furtkę do rozpoczęcia zmasowanego ataku, w którym życie straciło dwudziestu ośmiu niewinnych ludzi. Wszystko zakopano w aktach, które zdołałem odkopać. Z ich pomocą jestem na komendzie nietykalny i mogę dyktować warunki mojej pracy przy sprawie Świętego i Złotej Agawy. To kest historia człowieka, którego znasz jako Frederick Krohn.

Tamara rozdziabiła usta ze zdumienia. Nie spodziewała się takich informacji.

- To by wyjaśniało - zaczęła wolno. - Czemu są tak na ciebie cięci z Grantem. Nie chcą, by ich brudy wypłynęły...

- Teraz twoja tajemnica. Ta o motorze. Naprawdę mnie zaciekawiłaś, Tamaro Lobster. - Eckland zmienił pozycję, teraz opierał się łokciami o blat, a dłońmi przytrzymywał sobie podbródek.

- No wiesz... miałam chłopaka, pracowałam wtedy jeszcze w Indianapolis... i nie byłam grzeczną dziewczynką. Piłam, miałam swoje humory, czasem odwałałam coś, co było po prostu... pojebane. Raz... - Tamara przełknęła ślinę, dopiła swoje wino i gotowała się nie tyle do wypowiedzenia tych słów, co do wyplucia ich, jakby prawda nie chciała jej przejść przez gardło. - Sporo wypiłam i pojechałam po chłopaka, nie jestem w stanie nawet wypowiedzieć jego imienia...

- Spokojnie, jeśli dalej nie chcesz - Ed przesunął swoje krzesło bliżej niej i schował jej drżącą dłoń w swoich.

- Nie, chyba muszę to z siebie wyrzucić... z nikim o tym nie rozmawiałam, wiesz? Tak szczerze... mieliśmy wypadek. Przejechałem na czerwonym, ledwo minęłam ciężarówkę i zjechałam z drogi. Straciłam panowanie nad kierownicą i wpadliśmy w poślizg, następnie przekoziołkowaliśmy. Jakimś cudem miałam tylko stłuczenia, ale... Alex zdruzgotał sobie kręgosłup. Do teraz leży w śpiączce w szpitalu Indianapolis. Nigdy go nie odwoedziłam, a gdy szef załatwił mi przeniesienie do Michigan, wyjechałam najszybciej jak tylko mogłam...

Dalsze słowa przerwał płacz, który wstrząsnął kobietą. Drżała w spazmach, a łzy kapały na biały obrus. Poczuła mocny i ciepły uścisk, ramię Ecklanda oplotło ją niczym wąż i trzymało tak przez dłuższy czas.

- Spokojnie, jesteś tu bezpieczna. Ja... nie chciałem...

- To nie twoja wina, Ed... ja po prostu już nie mogłam tego trzymać... a psychologowie... nie mam na nich siły. Jesteś dobrym słuchaczem - szepnęła Tamara i odwzajemniła uścisk. Potem się zaczęło:

Edward odchylił jej nieco głowe by móc spojrzeć jej głęboko w oczy okolone rozmytym tuszem do rzęs i podkładem. Uśmiechnął się.

- Bardzo mi się podobasz, Tamaro. - Na jego twarz wypłynął rumieniec, chyba nie spodziewał się po sobie takich słów. Na ogół po prostu bajerował wszystkie dzoewczyny, ale w tym przypadku... w tym przypadku było inaczej. Tej kobiety sięnie bajerowało. Trzeba było zdobyć jej zaufanie, i równocześnie jej samej zaufać.

- W tym paskudnym makijażu? Zrobiłam go tylko dla zasady - Tamara pociągnęła nosem, oddychała cicho.

- Chcesz go zmyć? - Mężczyzna odgarnął jej zafarbowany na czerwono kosmyk i pogładził po policzku. - Pokażę ci łazienkę.

Po kilku minutach Tamara wróciła, była już bez makijażu i czuła się o wiele swobodniej. Na tyle, by bez oporów paść Edwardowi w ramiona i przysłać się do jego szyi. Musiała przyznać, że wino nieźle ją kopnęła, ledwo trzymała się na nogach... Edward zdjął krawat i koszulą odsłaniając umięśniony tors, pewnie skutek regularnego chodzenia na najpopularniejszą siłownię w Kribston. Delikatnie zdjął jej sukienkę, która opadła z szelestem na lakierowane deski. Złapał ją wpół i niczym dziecko zaniósł kobietę do swojej sypialni ze sporym łóżkiem z baldachimem. Nie wiedziała nawet kiedy wchodził w nią z takim zapałem, jak zapewne ćwiczył na siłowni, czyli niemałym. Ale jej to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, chciała więcej. Nareszcie znalazła kogoś, kto jej wysłuchał, kto się nią zaopiekował i otoczył uczuciem. Od roku była taka samotna, żyła tylko pracą, a jedynym towarzyszem niedoli był jej kot Teofil śpiący zapewne w swoim kojcu w wynajętym mieszkaniu przy zajezdni tramwajowej...

Rozmyślanie o kocie zeszło na dalszy plan, gdy dostała orgazmu. Edward też opadł z sił, nagle sflaczał i opadł na poduszki obok niej, dyszeli ciężko, w powietrzu unosił się zapach alkoholu, potu i spermy. Tamara stała się nagle okropnie śpiąca, ale z całych sił walczyła z tą sennością, spojrzała na Eda, któremu z tego wszystkiego zaparowały okulary, uśmiechnęła się i pocałowała go delikatnie.

Usłyszała dzwonek do drzwi. Kto to mógł być? Kurier? Chyba nie, za późno... kątem oka zobaczyła, jak Edward narzuca na nagie ciało szlafrok i rusza do drzwi. Więcej już zmęczone oczy nie zobaczyły, bo zasnęła mocnym snem. Obudziło ją zimno. Wiatr wpadał przez rozbite okno prowadzące na taras, zrobił się przeciąg. Przejechała prawą ręką po materacu obok w nadziei na ciepłe ciało towarzysza, ale natrafiła na pustkę. Edwarda nie było. A mieszkanie było przewrócone do góry nogami, ktoś czegoś szukał... i zostawił po sobie autograf.

Na lodówce znalazła namalowany złotym sprayem symbol, już aż za dobrze jej znany. Obok, na tablicy korkowej znalazła dalszą część wiadomości. Był to link do strony prowadzonej przez Edwarda Ecklanda. Drżącymi palcami przepisała adres do aplikacji w telefonie, by zobaczyć dwie sylwetki w programie na żywo. Jedna była bezwładna, ale było zbyt ciemno żeby określić, kim ona jest. Druga sylwetka podwieszała tą pierwszą za ręce do specjalnego stelaża, następnie zajęła się nogami nieszczęśnika. Ostatecznie nieprzytomna postać została rozciągnięta na metalowej ramie, a sprawca całego zamieszania obrócił się do kamery, na głowie miał kaptur, a usta i nos zasłaniało jakieś urządzenie z rurkami, wyglądał nieco jak Dart Vader.

- O, mam już jednego widza! Miło się spało, pani Lobster? Na pewno, z takim kawalerem, jakiego mam tutaj - Właściciel zniekształconego głosu szturchnął postać w szlafroku rozciągniętą przed kamerą. - Nie sposób się bać! Szczególnie kobiece. Bo ten tu dziennikarzyna, mam nadzieję że to pani nagrywa?

- Kurwa, czyta mi w myślach? - pomyślała Tamara, która przezornie już na początku włączyła nagrywarkę w urządzeniu, równocześnie pisała wiadomość tekstową do Krohna.

- Ale każdy ma jakieś sekrety, a nikt nie jest bez grzechu, nawet Edward Eckland! I ja to udowodnię! Będziemy w kontakcie, ale nie wy się do mnie odezwiecie. To ja będę nadawcą. A odbiorcami będą wszyscy grzesznicy w tym mieście! - Święty wyciągnął rękę do kamery i zakończył transmisję.

Tamara opadła na krzesło, drżała ze wściekłości. Ten zwyrodnialec był tak blisko... a ona przespała okazję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro