46

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Herman przechylił się całym ciałem w lewo, bo przy jego doświadczeniu samo wychylenie kierownicy skutera śnieżnego było niewystarczające. Maszyna marki Yamaha warknęła i prześlizgnęła się po koleinach pozostawionych przez jego brata, który dodatkowo ciągnął za sobą małą przyczepkę. Zebranie odpowiedniego sprzętu zajęło dłużej niż się spodziewali, bo aż cały tydzień. Przez ten czas nikt z wierzycieli jego brata ich nie odwiedził. Niepokoiło to Jasona, który zaczął spać z bronią pod poduszką, a zostawiając Hermana samego pouczał, jaki da sygnał wracając, na przykład głośno zagwiżdże. Kiedy Herman zostawał sam, również nie rozstawał się z pistoletem, siedział jak na szpilkach słuchając radia, z którego guzik rozumiał, bo odbierała tylko lokalna, kanadyjska stacja. Ale w końcu się udało, pewnego dnia Jason wrócił z ostatnią rzeczą niezbędną do przeprowadzenia operacji wydobycia skarbu. Mowa o dwóch gąsienicowych skuterach oraz przyczepie, na którą załadują butle tlenowe i sam wyłowiony skarb. 

Jason mówił o tym w taki sposób, jakby chodziło o bombę atomową… ale chyba każdy ma gdzieś w głębi serca taką bombę. Tak przynajmniej Herman myślał, kiedy ładował sprzęt i długi zwój liny z mocną siecią na pakę przyczepy. Już zawczasu założył piankowy kombinezon by nie rozbierać się na mroźnym wietrze, bo to tylko pogorszyłoby już i tak męczącą go gorączkę. 

Teraz śmigał wraz z bratem na coś, co kiedyś nazwałby przygodą życia. Zaśmiał się pod nosem. Przetarł gogle przeciwsłoneczne ze śniegu, który spadł z mijanego drzewa. Wzdrygnął się, gdy zimna masa wpadła mu za kołnierz grubej, czerwonej kurtki. To było najgorsze uczucie - paraliżujące, nieprzyjemne, dodatkowo nie dało się z nim nic zrobić. Zobaczył, jak jego brat macha ręką na lewo, dając tym samym znak by skręcili. Wyjechali zza ściany drzew prosto na brzeg niedużego jeziora, którego tafla była skuta lodem. Słońce odbijało się od lodu i śniegu, oślepiając nieprzygotowane na ten blask oczy, nawet przez przeciwsłoneczny filtr patrzenie prosto w jasną kulę potrafi był nieprzyjemne. 

- Teraz musimy tylko… przeszukać dno - jęknął Jason, wyciągając z przyczepy świder do lodu. - To może trochę zająć. Weźmiesz maskę? Od razu będziesz wskakiwał i meldował, czy coś znalazłeś.

- Jasne - Herman dźwignął butlę z tlenem i ostrożnie wkroczył na gładką, pokrytą cienką warstewką śniegu taflę jeziora. - Nie zapadniemy się?

- Nie. Ale wiesz, skakanie i tupanie nie jest wskazane - westchnął jego brat z politowaniem. - Dlatego na przykład zostawiliśmy skutery na brzegu. Bo byśmy się zapadli. Znasz przecież plan?

Znał plan. On, Herman, miał nurkować, a kiedy znajdzie skarb, zapakuje go do sieci i partiami, sieć za siecią, Jason przy pomocy wciągarki zamontowanej na swoim skuterze wyciągnie złoto na brzeg. Bułka z masłem. Szkoda, że za masłem Herman nie przepadał. Sprawdził wytrzymałość podłoża stopą, ale gdy nie poczuł niczego niepokojącego, śmiało postawił drugą nogę na lodzie. Musiał się pośpieszyć, bo jego brat był już dobre dziesięć metrów dalej. Herman dogonił go i zrównał się z nim.

- Myślę, że na początek tu będzie dobrze. 

Po tych słowach Jason zaczął wiercić przerębel, a Herman zdjął czapkę, spodnie i rozpiął kurtkę. Okulary też wylądowały na kupie ubrań, zastąpiły je gogle z ustnikiem do oddychania przez butlę tlenową. Największym problemem okazały się płetwy, ale po kilku próbach Herman zdołał rozciągnąć je na tyle, by bez problemu wkładać do nich stopy. Obwinął się liną w pasie, a jej koniec zostawił w rękach Jasona. Gdyby coś się działo, miał nadzieję na szybką pomoc.

Na znak Jasona wskoczył w toń, która pomimo pianki ochronnej sparaliżowała zimnem jego ciało, gwałtownie wciągnął powietrze przez ustnik i rozejrzał się dokoła. Niewiele widział, dlatego włączył noktowizor w goglach. Zobaczył podwodny świat na zielono, kilka przepływających rybek rozproszyło się w przestrachu przed mężczyzną, który zaczął pływać w kółko na tyle, na ile pozwalała mu lina. Wrócił do brata i pokręcił zrezygnowany głową. Nie znalazł żadnego skarbu. Jeszcze.

Ruszyli dalej, kolejna dziura w lodzie, kolejny zimny bezkres, i kolejne poszukiwawcze fiasko. Po kolejnych próbach Herman musiał zrobić sobie przerwę. 

- Jesteśmy blisko, czuję to, Herman! Nie możemy się poddać! Spróbujmy bliżej brzegu. - Nie poddawał się Jason, ponaglając brata. - Im szybciej wrócisz do wody, tym będzie ci cieplej, organizm już się przyzwyczaił. 

- Dobra, muszę tylko złapać oddech… Uch, dobra, dawaj. Miejmy to z głowy - westchnął Herman i podniósł się z lodu. Przez płetwy chodził jak pingwin, na rozkraczonych nogach. W sumie cieszył się, że na tym pustkowiu nikt go nie nagrgwa, bo stałby się pośmiewiskiem internetu. Kiedy czwarta przerębel była gotowa, a mężczyzna miał przewiązać się liną, poślizgnął się, najpierw upadł na twarz, uszkadzając noktowizor, a gdy próbował sję podnieść, ześlizgnął się prosto w wodę. Usłyszał tylko krzyk swojego brata zanim uderzył ciałem w zimną wodę i opadł na kilka metrów w głąb. Po omacku założył ustnik i rozejrzał się. Coś mignęło mu w zielonym świetle noktowizora, zapalił małą latarkę, by polepszyć jakość uszkodzonego sprzętu. 

Był to… wóz. Ale nie samochód, tylko stary wóz konny, czy raczej jego zgniłe resztki. Podpłynął bliżej, by zbadać znalezisko. Pomiędzy starymi deskami, w miejscu gdzie znajdowała się kiedyś część na załadunek, znalazł świecące kamienie. Samorodki wielkości jabłek odbijały światło latarki, olśniewając Hermana Devita. Wziął jeden z nich i wypłynął na powierzchnię.

- Jasną cholera, Herman, nic ci nie jest? Jak twarz? - Dopytywał Jason pomagając bratu wyjść z wody.

- Pal licho twarz, patrz co mam. - Herman podsunął pod nos Jasona samorodek. Jego towarzysz zrobił wielkie oczy, a po chwili wybuchnął śmiechem i objął Hermana ramieniem. 

- A nie mówiłem, że się uda! Ha! Mamy to! Poczekaj, rzucę ci sieć… Tylko tym razem się przywiąż, napędziłeś mi niezłego stracha! - Jason Devit promieniował wręcz radością, od razu ruszył do swojego skutera. Herman rzucił wyłowiony samorodek na swoje suche ubrania. To będzie jego pamiątka z tej całej chryi. Może przerobi go na pierścionek dla Angeli? Założył ustnik, przewiązał się w pasie liną i wskoczył do nowej przerębli, dokładnie nad skarbem szalonego malarza Miclosha von Gurta. Zaczął pakować złoto do prowizorycznej torby zrobionej powiązanych ze sobą sieci, a gdy ta była pełna, wypłynął na powierzchnię, by poinformować o tym brata.

Jednak czekała go niemiła niespodzianka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro