Rozdział ♦ Trzeci

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Autor: Chara

Książka: Listy do żywych

Dostępność: Dostępna, Biblioteka w Bar Harbor

Krwawe ślepia, zwierzęce zęby, trupia skóra – gdy je widzisz, nie uciekaj. To nadaremne. Nie ubiegniesz śmierci. Wprawdzie ujrzenie jej, nie zawsze oznacza, że przyszła po ciebie. Obserwuj, poczekaj i podziękuj, gdy odejdzie z kimś innym. Jednakże, gdy to na tobie położy swe szpony, nie obawiaj się. Czasami koniec oznacza początek.

Zadrżała na widok dwóch tęczówek pałających nieskazitelnym brązem. Wpatrując się w ich blask, poczuła się słaba i nic nieznacząca. Miała niewyjaśnione wrażenie, że ten wampir różnił się od innych, a zwłaszcza od dzisiaj poznanych. Walczyła z pochłaniającą ochotą pochylenia głowy, odczuwając dominującą aurę kobiety.

W tamtej chwili do głowy przyszedł jej jeden pomysł. Była to najlepsza, a zarazem najgorsza decyzja. Puściła kotarę, która natychmiast powróciła na swoje miejsce. Cynthia zaczęła biec. Uciekła od jednego wampira i kierowała się wprost w objęcia drugiego. Postanowiła w tym przypadku wybrać mniejsze zło – za które uznała Zacka i Jaspera. Mimo że ją odpychali, nie czuła do nich większego respektu. Może Winter miała rację, te wampiry nie były zdolne do skrzywdzenia ludzi. Sytuacja była inna w przypadku tamtej kobiety, która wyssała krew trzech mężczyzn. Miała nikłą nadzieję, że nie pozbawiła ich życia. Jeśli jednak tak... to Cynthia stała się świadkiem morderstwa. 

Przyspieszyła tempa, jakby sam diabeł ją gonił – choć według niej tak właśnie było. Wbiegła do loży i natychmiast się zatrzymała.

– Gdzie jest Winter? – zapytała zaniepokojona między głośnymi wdechami. Jej klatka piersiowa podnosiła się szybko i opadała.

Na kanapie siedział jedynie Jasper. Z założoną zgiętą nogą na drugą, przeglądał coś na telefonie. Po usłyszeniu pytania Cynthii odłożył urządzenie na bok i wyprostował się z pełną swobodą.

– Poszli do DJ-a – oznajmił, przenikliwie przejeżdżając po niej wzrokiem.

– Po co? – Zmarszczyła brwi.

Wzruszył ramionami.

– Miał jakąś sprawę do Zacka.

Spojrzała na niego powątpiewająco.

– Pójdę ich poszukać – oznajmiła nieufnie, obserwując czujnym wzrokiem wampira. Ani trochę nie uwierzyła w podaną wymówkę.

– Bez sensu. Jest tyle ludzi, że nie ma szans, że ich znajdziesz. I tak zaraz powinni wrócić... – przerwał, gdy z jego telefonu rozległ się dźwięk. Musiała być to wiadomość. Szybko przeczytał jej zawartość. – O wilku mowa – napomknął, uśmiechając się pod nosem. – Zack napisał, że już idą. Coś było nie tak ze sprzętem, ale rozwiązali problem. – Odłożył telefon na stolik. Spojrzał na dziewczynę i skinął do niej głową. – Będziesz tam stać całą noc? – zażartował, sam zajmując wygodną pozycję na kanapie. Rozłożył szeroko nogi, a wyprostowane ręce odłożył na oparciu.

Cynthii ewidentnie nie towarzyszył tak dobry humor, jak wampirowi. Jej serce biło niebezpiecznie szybko. W normalnym przypadku po prostu poszłaby poszukać Winter. Jednak teraz sytuacja wyglądała nieco inaczej. Żeby zejść na piętro niżej, gdzie znajdował się DJ, musiałaby przejść koło loży brązowookiej wampirzycy. Sama ta myśl powodowała u niej poryw grozy. Mimo wszystko zostanie z Jasperem, wydawało się dla niej bezpieczniejszym wariantem.

Kiwnęła głową – zarówno potwierdzająco do niego, jak i do samej siebie, dodając tym samym otuchy. Zanim jednak skierowała się na kanapę, rozsunęła całkowicie poły kotary. Dzięki temu odczuła nieco mniejsze ryzyko, aczkolwiek zdawała sobie sprawę, że raczej na mało to się zda. Loża była usytuowana w odizolowanym miejscu i dla osób z zewnątrz nie była widoczna.

Usiadła na krańcu kanapy – jak najdalej od Jaspera. Wampir, dostrzegając jej zachowanie, uśmiechnął się półgębkiem, a jego czerwone oczy rozbłysły.

– Jak podoba ci się klub? – podjął rozmowę.

Wzruszyła ramieniem oraz burknęła coś bardzo cicho i niewyraźnie. Nawet wampirzy słuch mężczyzny nie pozwolił mu zrozumieć sensu jej słów. Bezdyskusyjnie można stwierdzić, że nie była skora do rozmowy. Wzrok wlepiła w swoje palce, które nadpobudliwie pocierała o siebie.

– Twoja woda – przypomniał nagle, łapiąc za szklankę. Przesunął się bliżej dziewczyny i podał jej.

– Dziękuję – mruknęła, niechętnie biorąc od niego przedmiot. Mimo że suszyło ją w gardle, nie zamierzała pić w tym miejscu, a tym bardziej ze szklanki, która tak długo stała poza jej wzrokiem.

– Źle się czujesz? Jesteś bardzo blada – zauważył wampir i, wykorzystując bliskość, musnął palcami policzek dziewczyny.

Cynthia wzdrygnęła się na ten ruch i impulsywnie odchyliła głowę, przerywając fizyczny kontakt. Spojrzała na niego spod szeroko otwartych oczu. Jej klatka unosiła się szybko od krótkich, niespokojnych oddechów.

– Nic mi nie jest – zapewniła po chwili, mając nadzieje, że po jej słowach Jasper odsunie się na bezpieczną odległość.

Poskutkowało to na odwrót. Przysunął się jeszcze bliżej. Oparł swoją rękę za głową dziewczyny i nachylił się do niej. Czuła jego oddech na swojej skórze. Miała ochotę skulić się i ukryć przed czerwonymi ślepiami.

– Nie mogę odkleić od ciebie wzroku – wyszeptał zmysłowo.

Cynthia poczuła się jeszcze bardziej zestresowana. Jego spojrzenie nieprzyjemnie paliło skórę. Odwróciła głowę. Wampirowi nie spodobał się ten ruch. Wolną ręką złapał mocno za brodę dziewczyny i nakierował twarz w swoją stronę. Skrzywiła się, gdy sprawił jej tym ból.

– Ty ode mnie też – dodał.

Gdyby mogła, zaprzeczyłaby głośnym prychnięciem, ale za bardzo bała się wykonać jakikolwiek ruch. Spojrzenie mężczyzny się zmieniło. Wydawało się wygłodniałe i dzikie. Podobne do tego, które ujrzała wcześniej w klubie wśród ciemności. Teraz była pewna, że tamto jej się nie przewidziało i oto koło siebie miała właściciela owych tęczówek.

– Nie musisz już udawać – zaznaczył. – Jesteśmy sami. – Zbliżył się niebezpiecznie do ust dziewczyny, na co bardziej spanikowała.

– Przestań – pisnęła rozhisteryzowana. Zaczęła szaleńczo kręcić się i próbować wyrwać z jego objęć. 

Wampir, widząc jej rozemocjonowanie, puścił ją. Dziewczyna wykorzystała to i szybko postawiła swoje ciało do pozycji stojącej. Przez gwałtowność swojego ruchu niemal nie upadła.

– Przestraszyłem cię, tak? – Zaśmiał się krótko. Na jego twarz wpłynął niewinny uśmiech i zagłębił swoje palce w jasnych włosach. Przybrana przez niego postawa nie była stosowna do sytuacji, jaką wywołał. Udawał, jakby to, co przed chwilą zrobił, nie miało miejsca.

– Pójdę już – wychrypiała zakłopotana, unikając spojrzenia na wampira. Spoglądała wszędzie, byle nie na niego.

Odwróciła się w stronę kotary i natychmiast osłupiała. Wampir, który jeszcze przed chwilą siedział na kanapie, teraz znajdował się przy zasłonie. Pogwizdując beztrosko, złapał za rąbek kotary i zasłonił wejście do loży.

– Co ty robisz? – zapytała głupio, ledwo dając radę wypowiedzieć te słowa. Jej gardło zacisnął miażdżący strach.

Wampir odwrócił się do dziewczyny. Jego wargi wygięły się w pełnym wyższości uśmiechu, a czerwone tęczówki świeciły bardziej niż wcześniej. Cynthia patrząc w nie, miała wrażenie, że topiła się w lawie.

– Nigdy nie spotkałem takiej osoby jak ty. – Poczuła ciarki na dźwięk zimnego głosu Jaspera. Bez wątpienia, nie był to komplement. – Mój urok w ogóle na ciebie nie działa. Jesteś bardzo uparta, a to ci daje jakąś głupią odporność na mnie – przyznał. Wskazał na nią palcem i pomachał nim, jakby karcił małe dziecko. – I po co? Mogliśmy oboje skorzystać na naszej relacji. – Zrobił krok w jej stronę, za to Cynthia dwa do tyłu. – A tak, skorzystam tylko ja.

– Zaraz przyjdzie Winter – wtrąciła nerwowo. Przez załamanie w głosie, jej słowa brzmiały mało efektywnie.

Jasper spojrzał na nią zarówno drwiąco, jak i współczująco.

– Nie, nie przyjdzie. Zack się nią dobrze zajmuje. – Zrobił kolejny krok do przodu. 

Cynthia, gdy chciała również się cofnąć, uderzyła w ścianę. Wyprostowała się i całe ciało oparła na niej. Marzyła, by móc się teraz zlać z nią w jedność. Zamknęła na dłuższą chwilę oczy, czując napierające na nie łzy.

– Proszę – wyskomlała błagalnie.

– To nic personalnego. Muszę się na kimś pożywić. – Jego lekki ton nie pasował do panującej grozy. – Ale spokojnie, nic ci nie będzie. Wyczyścimy ci pamięć, a rana zasklepi się za parę dni. Będzie dobrze – pocieszył, puszczając do niej oczko.

Jego słowa wcale nie uspokoiły Cynthii. Wręcz przeciwnie. Wzmogły jeszcze większą panikę.

– Mówiliście, że... że państwo daje wam krew zwierzęcą. – Jej głos się załamywał. Nie kryła pochłaniającego ją przerażenia. Pozwoliła łzom stworzyć strużkę na bladej skórze. 

– Nikt tego gówna nie pije. Wampir zawsze wybierze krew ludzką. Gdybyś była jednym z nas, zrozumiałabyś, o czym mówię.

Spojrzała ostatni raz rozpaczliwie na wampira, kręcąc prosząco głową. Ten w odpowiedzi uśmiechnął się przepraszająco. Wiedziała, że to na nic. Została jej jedna opcja. Ucieczka.

Jak tylko wampir zbliżył się i znalazł się na wyciągnięcie ręki, skoczyła w bok. Zrobiła z dwa kroki, gdy mocne szarpnięcie za włosy powaliło ją na ziemię. Rozległ się histeryczny krzyk. Walczyła, szarpiąc się i bijąc na ślepo. Mimo wkładania w to całej siły nie robiło to żadnego wrażenia na wampirze. Bez problemu zaciągnął ją i, podnosząc do góry, rzucił na kanapę. Zaraz po tym usiadł na niej, blokując swoim ciałem jej ręce.

Cynthia próbowała się wyrwać. Kręciła się i krzyczała tak głośno, jak bardzo pozwoliły jej struny głosowe. Jasper wydawał się tym w ogóle nieprzejęty. Cierpliwie czekał, aż dziewczyna odpuści.

– Skończyłaś? – zadrwił, gdy nieco opadła z sił i jej ruchy stały się ociężałe.

– Cierpię na ciężką postać hemofilii. Jeżeli mnie ugryziesz, mogę nawet umrzeć.

Spojrzał na nią spod wysoko uniesionych brwi, jakby miał do czynienia z wariatką.

– Nieładnie kłamać – cmoknął karcąco.

Zaszlochała głośno, gdy wampir wygiął szeroko wargi, ukazując swoje długie i ostre kły. Zebrał jej włosy, ułatwiając sobie dostęp do szyi. Gdy pochylił się nad nią, zamknęła impulsywnie oczy, jakby to mogło w czymś pomóc. Dotknął wargami jej skóry. Nie kręciła się, nie krzyczała. Przygniotło ją uczucie porażki, pozbawiając wszelkich chęci do walki. Posłusznie czekała aż to wszystko się skończy. Łudziła się, że wampir dotrzyma słowa i wymaże to spotkanie z zakątków jej pamięci. Wtem, leżąc obojętna i poddana, ukłuło ją boleśnie serce. Pochłaniające zimno zostało roztopione nagłym gorącem. Jakby ogień rozpalił jej wnętrze. Zniknęła pasywność, a pojawiła się bojowość. Otworzyła gwałtownie oczy i bez cienia lęku czy zwątpienia, ociekającym autorytetem głosem nakazała:

– Zejdź ze mnie.

Ciało wampira zesztywniało. Zniknęły jego usta muskające jej skórę. Wyprostował się i w milczeniu zszedł z niej, grzecznie usadawiając się obok. Jego twarz zalał szok. Wydawał się bardziej zaskoczony swoim odpuszczeniem niż rudowłosa.

– Kim ty jesteś?

Cynthia nie wiedziała, o co chodziło wampirowi. Nie zdawała sobie sprawy, że jej oczy przybrały kolor złota. Nieświadoma prawdziwego sensu pytania odpowiedziała:

– Jestem ostatnim człowiekiem, którego dotkniesz. – Poczuła nagły poryw odwagi i niewyjaśnioną pewność siebie. Niezaprzeczalnie te nagłe odczucia pchały ją do powiedzenia dalszych słów. – Jestem ostatnią osobą, którą próbowałeś skrzywdzić. A jeżeli choć spróbujesz to zrobić... – Pokręciła gwałtownie głową i przeszyła go twardym spojrzeniem niczym kula. Przez jej butny wyraz twarzy nie przypominała tej przestraszonej dziewczyny sprzed chwili. – Jeżeli choć pomyślisz o tym, sam wbijesz sobie kołek w serce. – Zbliżyła się do niego bez cienia lęku. Ten w bezruchu i milczeniu wysłuchiwał uważnie każdego jej słowa. – Jeszcze dzisiaj opuścisz to miasto i już nigdy tu nie wrócisz.

Jednym sprawnym ruchem wstała z kanapy i spojrzała na niego z góry. Wampira postawa diametralnie się zmieniła. Spoglądał na dziewczynę z wielkim dystansem i autorytetem. Podbudowało to jeszcze bardziej pewność siebie Cynthii. Nie potrafiła stwierdzić, dlaczego wampir stał się tak posłuszny. Może gdyby miała szansę spojrzeć jego oczami, zrozumiałaby. Jasper drżał na widok jej złotych tęczówek. Przypominały płynne złoto, a zarazem były zimniejsze od lodu. Według wampira wyglądała jak królowa. Nie, nie wyglądała. Ona była królową. Wampirzą królową.

Nie tracąc na niego więcej czasu, oderwała spojrzenie i skierowała się w stronę wyjścia. Złapała za kotarę, jednak zanim ją uchyliła, ostatni raz zerknęła w jego kierunku i bezdusznie zaznaczyła:

– Za to, co chciałeś mi zrobić, powinieneś połamać sobie ręce.

Z tymi słowami na ustach, wyszła z loży. W opuszczeniu tego miejsca towarzyszył jej dźwięk łamanych kości oraz przeraźliwy krzyk. Nie cofnęła się, nie odwróciła. Przyspieszyła kroku, chcąc jak najszybciej opuścić teren nocnego klubu – oczywiście od razu po znalezieniu Winter.

Jej oczy powróciły do naturalnej barwy. Z każdym krokiem odwaga wyparowywała, a w zamian pojawiała się zimna panika. Nie pomogło, kiedy zbliżyła się do loży, w której wcześniej była świadkiem pożywiania wampirzycy. Już z pewnej odległości rzuciło jej się w oczy, że kotara była cała odsłonięta. Mimo wielkiej obawy się nie zatrzymała. Przyspieszyła kroku, żeby mieć to już za sobą. Przed chwilą przeżyła atak jednego wampira, jak będzie trzeba, obroni się przed drugim. I z tą myślą zbliżyła się do loży... która okazała się pusta. Nie było wampirzycy ani trzech nieprzytomnych mężczyzn. Nawet nie pozostał ślad ich obecności. Czy aż tyle zajęła jej walka z Jasperem, czy po prostu kobieta tak szybko po sobie posprzątała? Nie miała przy sobie telefonu, żeby sprawdzić, która była godzina. Zostawiła go w aucie, za to kluczki do niego dała do przechowania Winter.

Zatrzymała się przy schodach, prowadzących na niższe piętro. Wytężyła wzrok i przejechała nim dokładnie po klubie. Nigdzie nie widziała Winter. Niewykluczone, że mogła znajdować się na dole, jednak przez ilość osób oraz panujący półmrok, miała ograniczoną możliwość obserwacji. Cmoknęła niezadowolona, a jej twarz wykrzywiła się w grymasie. Ciało dziewczyny wzmogła panika. Słyszała w głowie odliczające wskazówki zegara. Winter mogła być w niebezpieczeństwie. Jasper przyznał, że Zack dobrze się nią zajmuje. Same słowa mogły wydawać się pozytywne, ale ton, jakiego użył, sprawił, że to zdanie nabrało drugiego znaczenia. Musiała działać teraz, zanim będzie za późno.

W głowie przypominała sobie wszystkie rozmowy Winter o Zacku. Z tego, co opowiadała, był współwłaścicielem klubu razem z Jasperem i jeszcze jedną osobą, której imienia nie podała. Ciemnowłosa nawijała o nim ostatni tydzień – od momentu poznania go, ale w większości były to zbędne informacje. O tym, jaki jest czarujący, zabawny, przystojny. O sytuacji, w której go poznała – jak przez przypadek w sklepie Zack pomylił wózek i zabrał jej. Także dużo mówiła o jego samochodzie – Dodge Challengerze – w którym zapowiedziała... że skończy dzisiejszą imprezę. Cynthia wtedy uznała to za żart. Mimo wszystko jej przyjaciółka nie należała do łatwych dziewczyn. Była to jedyna wskazówka, jaką posiadała, dlatego zamierzała sprawdzić jej prawdziwość. 

Bez dalszego zastanawiania się i tracenia tak cennego czasu, zbiegła po schodach. Nie przejmując się niczym, pchała przed siebie, odpychając ludzi, jeżeli zaszła taka potrzeba. Bez większego problemu udało jej się przedrzeć. Ominęła kolejkę, której początek rozpoczynał się przy szatni, i skierowała się do drzwi wejściowych. Odczuła na swoim ciele nocny wicher oraz oczy ochroniarza. Oba skutecznie zignorowała i pobiegła w stronę parkingu, gdzie sama miała zaparkowany samochód. Modliła się, żeby tam właśnie była Winter. Nabrała jeszcze większej szybkości, bojąc się, że to sekundy zadecydują o życiu jej przyjaciółki. Nie mogła do siebie dopuścić, że coś mogłoby się stać dziewczynie. Nie pomagała myśl, że przyszła na tę imprezę, żeby ochronić Winter przed jakimkolwiek niebezpieczeństwem. Miała pilnować tylko dwóch osób – siebie i ją. Zawiodła w obu przypadkach.

Wzrokiem dostrzegła parking. Z daleka zauważyła swojego pick-upa. Gdy podbiegła bliżej, w jej oczy rzucił się żółty Dodge Challenger z czarną, matową maską. Bez wątpienia tak właśnie opisywała auto Winter. Dobiegając do parkingu, spostrzegła dwie osoby opierające się o samochód Zacka. Ukryły się w panującej ciemności, dlatego nie zauważyła ich wcześniej.

– Winter! – krzyknęła, gdy tylko ją rozpoznała.

Nieco zwolniła, widząc ją całą i zdrową. Siedziała na masce samochodu i obściskiwała się z wampirem. Usłyszawszy wołanie Cynthii, natychmiast przerwała i spojrzała w kierunku dziewczyny. Potrzebowała chwili, by uświadomić sobie, kto przywołał jej imię.

– Cynthia? Co ty tutaj robisz? – zapytała, nie kryjąc konsternacji. – Dlaczego jesteś cała czerwona? – Zaniepokojona zeszła z maski, ku niezadowoleniu Zacka, i podeszła do swojej przyjaciółki. – Płakałaś? – dopytała ściszonym głosem, oczami przepełnionymi troską dostrzegając rozmazany makijaż.

Nie odpowiedziała. Otaksowała przyjaciółkę wzrokiem, upewniając się, że nic jej nie było. Poczuła ulgę.

– Wracamy – poinformowała.

– Już się zmywacie? – wtrącił Zack. Wydawał się rozczarowany tą wiadomością. Podszedł do Winter i przyciągnął do siebie. Jego ciemne spojrzenie spowiło postać Cynthii. Nie uszło uwadze rudowłosej, w jakie konkretne miejsce wpatrywał się z wielką szczegółowością – na jej odsłoniętą szyję.

– Kochanie, co jest? – zapytała Winter, niepokojąc się ciszą ze strony Zacka.

– Nie ma z tobą Jaspera? – zadał pytanie Cynthii.

Dziewczyna miała ochotę  zaśmiać się głośno, widząc, jak nieudolnie wampir próbuje ukryć zmieszanie. On wiedział. Wiedział, co zamierzał zrobić Jasper wobec niej, jak ją wykorzystać. I mimo to nic z tym nie zrobił. Nie zamierzał powstrzymać towarzysza, bo sam również planował to popełnić wobec Winter.

– A powinien być? Przecież to twój kolega. – Starała się, żeby zabrzmiało to, jak żart.

 Najwyraźniej udało się, bo jej przyjaciółka uśmiechnęła się szczerze. Natomiast Zack wydał z siebie dźwięk, który zapewne miał imitować śmiech, jednak wyszło mu to bardzo sztuczne i nieprzekonująco.

– Po tym, jak wyszłaś, nie wróciłaś już do loży? – Włożył jedną rękę do kieszeni, przybierając luźną postawę. Cynthia wiedziała, że była to tylko fasada, pod którą był bardzo skołowany. Jego zachowanie podbudowało dziewczynę. Nie bała się go, a tym samym lekceważyła, co oczywiście mogło okazać się jej błędem.

– Wróciłam – odrzekła swobodnie.

– A Jasper tam był?

– Tak. Pogadaliśmy chwilę, ale dostał jakiś ważny telefon i powiedział mi, że musi z tobą pilnie porozmawiać. Szukałam was po całym klubie, a później wpadłam na pomysł, że możecie być tutaj.

– Dlaczego zamiast zadzwonić, wysłał cię na poszukiwania? – Po jego minie było można łatwo wywnioskować, że nie uwierzył w kłamstwa Cynthii. Spoglądał na nią uważnie, rejestrując każdy najmniejszy ruch. Na pewno domyślił się, że to wszystko było wyssane z palca. Rudowłosa nie przejęła się jego podejrzliwością. Chciała po prostu zająć czymś Zacka, żeby potem z Winter bezpiecznie wrócić do domu.

– Dzwonił, ale nie odbierałeś.

– Usłyszałbym. Telefon cały czas mam w kieszeni.

– Sprawdź, czy nie masz wyłączonego dźwięku – podsunęła myśl Winter, włączając się do rozmowy. Ona jedyna wydawała się wierzyć w kłamstwa Cynthii.

Zack z tylnej kieszeni swoich spodni wyjął telefon i odblokował go.

– Nie mam.

– Może był problem ze sygnałem. Spróbuj teraz do niego zadzwonić – doradziła rudowłosa, brzmiąc przekonująco.

Z twarzy Zacka było można wyczytać podejrzliwość. Cynthia dostrzegając jego minę, uśmiechnęła się niewinnie.

– Za chwilę wracam – oznajmił wampir. Oderwał spojrzenie od dziewczyny i odsunął się na pewną odległość.

Cynthia nie traciła czasu. Zbliżyła się do Winter i bez żadnego pytania otworzyła jej torebkę zawieszoną na ramieniu.

– Czego szukasz? – dopytała Winter.

– Kluczyka.

– Jest w bocznej kieszeni.

– Mam. – Zakręciła nim na palcu i spojrzała w ciemne oczy Winter. – Wracamy.

– Dlaczego tak wcześnie? – jęknęła przeciągle i zbyt dramatycznie.

– Dostałam okresu.

– Mam tampony.

– A ja zakrwawione majtki. 

Winter wyglądała na dalej nieprzekonaną, mimo to odburknęła cichą zgodę i przygaszona oznajmiła:

– Pójdę się pożegnać z Zackiem...

– Nie! – krzyknęła Cynthia, zbyt porywczo. Widząc baczne spojrzenie przyjaciółki, spokojnym głosem dodała – Nie przeszkadzaj mu. Pewnie gada z Jasperem.

– Nie gada, bo już idzie.

Widząc idącego Zacka chodem, który zwiastował jego niezadowolenie, Cynthia miała ochotę głośno zakląć, co w jej przypadku było nowością. Unikała wulgaryzmów i zazwyczaj zamieniała je łagodniejszymi wersjami.

– I jak? – zapytała Winter, gdy Zack zatrzymał się koło niej.

– Nie odbiera.

Cynthia poczuła ulgę, choć nawet nie wiedziała, że się stresowała. Teraz gdy się nad tym szerzej zastanowiła, co jeśli Jasper odebrałby i opowiedział mu o zajściu z loży. W jak dużym znalazłaby się niebezpieczeństwie?

– Pójdę do klubu go znaleźć. Idziesz ze mną?

– Nie mogę. Wracamy już – odpowiedziała Winter, robiąc smutną minę. Spojrzała wymownie na Cynthię. Rudowłosa zrozumiała niemy przekaz.

– Do zobaczenia – rzuciła na pożegnanie Zackowi, choć miała ochotę powiedzieć coś w stylu „To do nigdy".

Nie czekając na jego odpowiedź, ruszyła do swojego pick-upa, dając tej dwójce nieco prywatności. A przynajmniej tak myślała Winter. Cynthia obserwowała ich za pomocą bocznych lusterek. Tak tylko dla pewności, czy Zack nie wymyśli na pożegnanie wbić swoich kłów.

Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło. Pogadali chwilę, pocałowali  i Winter skierowała się w stronę pick-upa. Cynthia przekręciła kluczyk w stacyjce. Rozległ się warkot silnika, drzwi zaskrzypiały, a po chwili okolice oblał pisk opon. Cynthia jechała bardzo nierozważnie i gwałtownie, przy tym łamiąc swoje postanowienie o byciu dobrym kierowcą. Chciała jak najszybciej opuścić to miejsce.

– Niby to ja jestem pijana, ale prowadzisz jakbyś ty była.

– Jesteś pijana? Wypiłaś jednego drinka – zdziwiła się, w ogóle nieprzejęta drwiącym komentarzem Winter. Nawet nie zarejestrowała jej ironii.

Winter prychnęła śmiechem.

– Wypiłam cztery.

– Aż cztery? – krzyknęła, nie kryjąc zdziwienia tą informacją. – To ile mnie nie było?

– Prawie dwie godziny.

Drobną twarz oblał szok. Dwie godziny. Nie mogła w to uwierzyć. Miała wrażenie, że była w łazience nie dłużej niż piętnaście minut. 

– Nie zainteresowała cię moja nieobecność? – dopytała, gdy przyszła jej ta smutna myśl do głowy. – Dwie godziny umierałam na obrzydliwych kafelkach łazienki, a ty w tym czasie piłaś sobie drinki. To się nazywa przyjaźń. – Jej głos obniżył panującą temperaturę w aucie, która nawet bez tego była zastraszająco niska.

– Oczywiście, że się zainteresowałam. Po jakiś dziesięciu minutach chciałam iść cię poszukać, ale Zack powiedział, że wyśle swojego pracownika, bo on zna lepiej klub i może sprawdzić na kamerach, żeby było szybciej.

– I? – ponagliła ją.

– Powiedział, że znalazł cię gadającą z jakimś gościem przy barze, więc nie chciałam ci przeszkadzać.

Cynthii opadła szczęka, słysząc to wyznanie.

– Z nikim nie gadałam. Cały czas siedziałam w łazience.

– To dlaczego skłamał?

Cynthia uśmiechnęła się cierpko, dostrzegając niewiedzę ciemnowłosej, według niej w tak oczywistym temacie.

– Mhm... No nie wiem. Zastanówmy się, dlaczego pracownik działający dla wampirów, mógł cię okłamać. – Winter aż wzdrygnęła się na szyderczy i grobowy ton przyjaciółki. – Może dlatego, że zamierzali nas wykorzystać. A żeby ułatwić sobie robotę, najpierw nas rozdzielili. Później Zack wyciągnął cię na parking, dając wolną przestrzeń do działania swojemu koledze.

– O czym ty mówisz? – Winter wydawała się, naprawdę nie dostrzegając meritum, a nie tylko zgrywała niewiedzę.

– Jak wróciłam do loży, Jasper zaczął być napastliwy, więc pod pretekstem poszukania ciebie, zamierzałam wyjść. Nie pozwolił mi. Rzucił mnie na kanapę i próbował... – Na chwilę zamilkła. Widziała przed oczami jego wygłodniały wzrok i czuła na koniuszku języka strach, który wtedy objął ją swoimi szponami. – I próbował napić się mojej krwi.

Po jej słowach zapadła nieprzyjemna cisza. Cynthia na chwilę opuściła wzrok z drogi, żeby spojrzeć na Winter. Napotkała jej oczy pełne niedowierzania.

– To niemożliwe. – To były pierwsze słowa, które Cynthia usłyszała. Ukłuło ją w sercu, przywołując ból zdradzenia. – Pili przy mnie krew.

Cynthia wydała z siebie nieprzyjemny dźwięk, który wskazywał na jej niezrozumienie.

– Ten sam pracownik, który powiedział mi o tobie, przyniósł później dla nich w kieliszkach krew – wyjaśniła. – Zack powiedział, że to zwierzęca. I że muszą ją wypić, żeby nie stanowić dla nas zagrożenia.

– Wkręcił ci niezły kit – prychnęła.

– To nie brzmiało na kit! – broniła się, podnosząc głos. – Powiedział, że nasze zapachy pobudzają w nich głód. Dlatego przy ludziach muszą częściej niż zwykle pijać krew.

– Skąd pewność, czy to w ogóle była krew?

– Jak nie krew, to co innego?

Wargi Cynthii wygięły się  jeszcze bardziej cynicznie. Nie przypominała już tej grzecznej i ułożonej dziewczyny sprzed paru godzin.

– To ty jesteś alkoholiczką, domyśl się. – Gdyby jej słowa mogły mrozić, cały samochód stanąłby w lodzie.

Winter wydała z siebie zduszony okrzyk i przez moment zastygła skołowana. Wyglądała, jakby Cynthia wbiła jej sztylet w serce.

– To nie było wino! – nie zgodziła się, oburzona tą sugestią. – Śmierdziało krwią.

– Więc przy tobie strzelili szota, a później Jasper chciał drugiego wprost z mojej żyły.

Winter prychnęła niedowierzająco, wykrzywiając przy tym swoją twarz.

– On nie jest taki...

– Dopiero go poznałaś i wierzysz bardziej mu niż osobie, którą znasz całe życie? – Rzuciła krótkie, ale bardzo intensywne spojrzenie przyjaciółce.

– Nie wpychaj mi słów, których nie powiedziałam. Chodziło mi, że to wieloletni przyjaciel Zacka...

– Którego za to znasz tydzień – przypomniała śpiewnie, czując się coraz bardziej rozbawiona z przebiegu tej rozmowy.

– A mam wrażenie, jakbym znała od zawsze. Wiem, znam go krótko, ale czuję, że to mężczyzna, z którym mogłabym spędzić całe życie.

Z ust Cynthii wydostał się gorzki śmiech. Był na tyle ponury, że ona sama poczuła ciarki na jego brzmienie.

– Cóż, przy jego boku nie będzie ono zbyt długo trwać.

– Co ty możesz wiedzieć – rzuciła oschle. – Zack to najłagodniejszy facet jakiegokolwiek w życiu poznałam. Nigdy nie skrzywdziłby mnie.

Prychnięcie Cynthii, zamieniło się w żałosny rechot. Naiwność Winter zaczynała ją śmieszyć. Jej oczy stały się ciemniejsze niż pochłaniający Bar Harbor gęsty mrok. Winter zadrżała, gdy przebiło ją spojrzenie Cynthii.

– On jest wampirem. – Jej spokojny głos nie brzmiał uspokajająco. Był równie ponury co oczy. – Natura przypisała mu krzywdzenie ludzi, a z nią nikt nie wygra. Żeby żyć, potrzebuje krwi. W łańcuchu pokarmowym jest ponad nami. I tak właśnie spogląda na ciebie Zack. Jak na muchę, którą może rozgnieść, gdy będzie za bardzo bzyczeć. I nieważne, jak bardzo będziesz się starać, on cię nigdy nie pokocha...

– Uważaj!

Pisk opon, rozdzierający krzyk oraz huk stworzyły harmonię, zaśpiewaną drzewom lasu.

Cynthia czuła się oszołomiona. Miała wrażenia bycia we śnie. Opierała głowę o kierownicę, przez ból w karku nie mogąc jej nawet podnieść. Przed oczami miała rozmyty obraz drzew objęty nieprzenikliwą ciemnością. Dopiero po dłużej chwili, zdała sobie sprawę, że miały wypadek. Uderzyły w coś. Cynthii przypominało to kojota albo lisa. Nie była pewna. To wszystko zadziało się bardzo szybko. Rozmawiała z Winter, gdy nagle krzyk dziewczyny przywrócił jej spojrzenie na drogę. Impulsywnie wcisnęła hamulec, widząc, jak przed maską samochodu przemknęła jakaś mała postać. Uderzenie nie było mocne, bo nawet nie wystrzeliły poduszki powietrzne, ale było  na tyle silne, że na chwilę Cynthia poczuła otępienie. Mogło to skończyć się znacznie gorzej, gdyby jechała szybciej. Las w Bar Harbor był pełen dzikich zwierząt, które często wychodziły nocą na drogę. Dlatego trzymała się żelaznej zasady dotyczącej jazdy po ciemku. Zawsze, gdy zachodziło słońce, jeździła o połowę mniejszą prędkością niż dozwolona. Bez wątpienia mniejsza szybkość i masywność samochodu uratowały im życie.

Do jej uszu dostało się przeciągłe jękniecie Winter. Już chciała odwrócić się w stronę ciemnowłosej, gdy jej uwagę przykuł punkt między drzewami. Wzbudzało wrażenie ogniska rażącego jasnymi płomieniami. Z każdą chwilą obraz odbierany przez jej oczy stawał się coraz wyraźniejszy. Dostrzegła co tak naprawdę kryło się między drzewami. Była to para oczu. Gorejące intensywną barwą tęczówki, które odganiały ciężką czerń nocy. Na początku zdawały się jej zwierzęce. Jednak im dłużej im się przypatrywała, tym bardziej posiadała nieodgadnione wrażenie, że skądś je kojarzyła. Była pewna, że je już gdzieś widziała – i to nie na stronach podręczników szkolnych. Wydawały jej się tak bardzo znajome, bo widziała je dzisiaj u siebie. Wprost z pochłoniętego mrokiem lasu wpatrywały się w nią ociekające złotem oczy.


Zapraszam do komentowania, snucia  teorii i dzielenia się przemyśleniami :D 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro