Rozdział 47

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przebudziłam się następnego dnia przed południem. Byłam w swoim apartamencie, a obok łóżka siedział czerwonooki napastnik. Gdy zauważył, że się obudziłam, odetchnął z ulgą. Po zadaniu mi kilku pytań o ogólne samopoczucie, przeszedł do opowieści. 
Hakuryuu w skrócie opowiedział mi o wydarzeniach minionego dnia.  Mianowice Cesarz zdołał opanować ojca Yamato, oczywiście nie obyło się bez kłótni, bramkarz wraz z białowłosym chcieli zabrać mnie do pokoju, bym odpoczęła, ale Święty postanowił ulokować mnie w laboratorium. Podobno z bardzo wielką niechęcią i niepewnością zabrali mnie do podanego miejsca, gdzie czekał już doktor Gouenji.  Niestety chłopcy nie mogli zostać na czas badania, więc nie wiedzieli co działo się wewnątrz. Zostali odesłani do swoich pokoi, po paru godzinach doktor powiadomił ich o przeniesieniu mnie do mojego apartamentu. Od tamtego momentu chłopak siedzi w moim ulubionym fotelu.

-Dziękuję, że mi pomogłeś.-machnął ręką i poprawił się w fotelu.

-Nie ma o czym mówić, zrobiłabyś dla mnie to samo.-przytaknęłam i od razu tego pożałowałam, poczułam ból w karku, dokładnie w okolicach, gdzie miałam ślady po ''oczyszczaniu z emocji''.-Bardzo boli?

-Da się wytrzymać, wystarczy, że nie będę zbyt energicznie poruszać głową.-lekko się uśmiechnęłam i ułożyłam rękę z powrotem na kołdrze.

-Dasz radę grać w takim stanie?-spojrzałam na niego z wyrzutem.

-W takim stanie? Przecież nic mi się nie stało, oczywiście, że mogę grać!-prychnęłam i ze zdenerwowaniem machałam rękoma na wszystkie strony.-Zwyczajnie człowiek mdleje, a tu urządzają z tego tragedię jakby co najmniej umierał.-wymruczałam i krzywo spojrzałam na białowłosego, który starał się stłumić śmiech-Coś Cię bawi? Jeszcze przed chwilą mocno się zamartwiałeś.

-Twoja reakcja przypomniała mi nasze pierwsze spotkanie.-spoważniał, lecz wciąż się uśmiechał, przez chwilę panowało milczenie, widząc moją zmieszaną minę powiedział.-No cóż, skoro widzę, że już Ci lepiej, pójdę przygotować drużynę, za chwilę gramy przecież mecz.-wstał z fotela i ruszył w stronę wyjścia, przez moment zawiesiłam na nim wzrok, przetwarzając zdobyte informacje.

-Czekaj! Raimon już tutaj są?-wybiegłam z łóżka i podążyłam za chłopakiem, zatrzymał się przy drzwiach i skinął głową.-Daj mi pięć minut, idę z Tobą!-krzyknęłam i nie czekając na odpowiedź poszłam się przebrać.

Miałam na sobie mój piłkarski komplet, a tak przecież wyjść nie mogłam.
Jak na złość nie mogłam znaleźć ulubionego zestawu, więc wynalazłam coś na szybko, a mianowicie czarne leginsy, tradycyjnie czarne glany i długą czarną bluzę z kapturem. Zdziwiłam się, gdy okazało się, że w szafie nie posiadam ubrań innej kolorystyki. Wzruszając ramionami skończyłam wiązać buty i udałam się do łazienki by przeczesać włosy. Zadowolona z rezultatów ruszyłam do wyjścia, gdzie czekał Hakuryuu.

-Chodźmy, musimy znaleźć się na boisku przed nimi.-przytaknęłam słowom chłopaka i razem opuściliśmy apartament.-Nie możesz dać się rozpoznać, wiesz przecież, że Tsurugi będzie wszystko bacznie obserwował.

-Wiem, dlatego ubrałam bluzę z kapturem, którym częściowo zakryję twarz.-wiedziałam, że białowłosy nie wychwycił kłamstwa w mojej wypowiedzi. Nie zwróciłam uwagi na informacje, które wcześniej powiedział chłopak, ja najnormalniej w świecie chciałam znaleźć się już na boisku.-Nie będę rzucać się w oczy jeśli będę na ławce rezerwowych?-zapytałam, gdy mijaliśmy główne wejście do budynku.

-Będziesz tym bardziej zwracać na siebie uwagę...-odparł i schował ręce do kieszeni spodni.

-Nie widzę jednak innego sposobu, bym mogła zobaczyć ten mecz!-powiedziałam z lekkim rozdrażnieniem.

-Zawsze możesz zostać i obserwować wszystko....

-Nie ma takiej opcji.-weszłam białowłosemu w słowo, na co lekko się skrzywił.-Święty Cesarz nie zabronił mi obserwować spotkań z bliska, ba on w  ogóle mi tego nie zabronił! Nie ma więc przeszkód bym mogła usiąść razem z Kibayama Douzan-sanem i podziwiać wasze wysiłki.-uśmiechnęłam się do chłopaka i pokrzepiająco poklepałam po ramieniu.-Jeśli naprawdę chcemy przed nimi zdążyć powinniśmy się spieszyć.-skinął głową i przyspieszyliśmy kroku.

Znaleźliśmy się na polanie, pośród której znajdowało się jedno z wielu ukrytych boisk Piątego Sektora. Przy schodach prowadzących na murawę czekał lekko zdenerwowany trener drużyny Nieograniczonego Błysku oraz Zero-Kibayama Douzan. Nigdy nie darzyłam tego człowieka sympatią i sądzę, że szybko to się nie zmieni. Przyjęłam kamienną twarz i podeszłam do mężczyzny, który zlustrował mnie wzrokiem, a następnie zwrócił się do kapitana wymienionych drużyn.

-Co ona tutaj robi?-miałam milczeć podczas tej rozmowy, szybko jednak zmieniłam zdanie, słysząc jakim tonem posługuje się trener.

-Ona postanowiła sprawdzić, czy aby na pewno dajesz sobie radę w roli trenera Kibayama-san.-powiedziałam z wolna akcentując ostanie słowa, tak by nadać im lepszego wydźwięku.

-Phh, oczywiście, że sobie radzę i w przeciwieństwie od Ciebie mam o tyle lepsze maniery, gdyż nie odzywam się nie pytany.-teatralnie założyłam ręce na piersi, mężczyzna uczynił tak samo.

-Jednak się mylisz Trenerze, moje zachowanie jest zdecydowanie lepsze od Twojego, gdyż gdy prowadzę z kimś rozmowę, nie pomijam towarzyszącej mu osoby.-lekko się uśmiechnęłam i czekałam na następny ruch mężczyzny.

-Jestem Trenerem tego zespołu, a Ty nie będziesz mi prawić morałów.-nie pierwszy raz widzę go zdenerwowanego, jednak dzisiaj udało mi się wyjątkowo go rozwścieczyć.

-Ma Trener racje, mimo wszytko...-przerwał mi głos z krótkofalówki, którą mężczyzna miał przypiętą do pasa.

-Statek wpłynął do portu, zawodnicy zjawią się w przeciągu pięciu minut.

-Zrozumiałem.-odpowiedział drugiemu mężczyźnie, a następnie krzyknął na całą polanę.-Wszyscy na pozycję, za pięć minut zjawią się zawodnicy, zamykamy dach za minutę.-odwrócił się w moją stronę i wypowiedział słowa, które aż ociekały jadem.-My się policzymy później.

-Nie mogę się doczekać.-wymamrotałam i z zadowoleniem ruszyłam schodami w dół, uśmiechając się parszywie do trenera. Białowłosy szedł kilka kroków za mną, uważnie przysłuchiwał się mojej wcześniejszej wymianie zdań.-Szkoda, że zjawili się tak szybko, chciałam mu nieźle dogadać, wiesz, tak na rozgrzewkę-odwróciłam głowę, by spojrzeć na czerwonookiego, uśmiechał się, uznałam to za dobry znak.

Gdy tylko znaleźliśmy się na murawie Hakuryuu zajął miejsce na czele formacji i nerwowo poprawił opaskę Kapitana. Przez cały dzień postanowił nosić strój Nieograniczonego Błysku, by w razie potrzeby nie tracić czasu na przygotowania. Zajęłam swoje miejsce na ławce rezerwowych i naciągnęłam kaptur na twarz. W tej chwili dach zaczął się zamykać, a nieliczne lampy oświetliły pomieszczenie.

'Dasz sobie radę, tylko pamiętaj, by nie pokazać im za dużo, bo nie będą zaskoczeni podczas naszego spotkania.'

Skinął głową, lecz nie odwrócił się. Ciągle wpatrywał się w dach, jakby miał nadzieję zobaczyć na nim zawodników Raimon'a. Również wzięłam głęboki oddech i nerwowo poprawiłam się na ławce.
Minuty dłużyły się niemiłosiernie, napięcie było wręcz namacalne.
Aż w końcu nadszedł ten moment, dach zaczął się otwierać, światła zgasły, z zewnatrz docierało coraz więcej dźwięków. Drużyna się uspokoiła i przybrała swobodne pozycje.

-Co powiecie na powitalne spotkanie?-śmiech trenera rozniósł się echem po murawie.

Dyskretnie podniosłam głowę, chcąc zobaczyć jakie emocje towarzyszą rywalom, nie dostrzegłam ich jednak. Hakuryuu natomiast widział ich, znalazł w grupie Tsurugi'ego i uśmiechnął się, lecz ten uśmiech nie przypominał tego miłego i ciepłego, był lodowaty. W szeregach Raimon'a wybuchło poruszenie, nikt nie wiedział jak się zachować, dopóki Shindou jako Kapitan nie podjął decyzji o rozpoczęciu spotkania. Opuściłam głowę, schowałam ręce do kieszonki i obserwowałam następne ruchy zawodników.
Chłopcy zeszli po schodach cicho o czymś dyskutując, tylko jedna osoba milczała. Granatowłosy nie włączył się w rozmowę, nie przejmował się taktyką zajął swoje miejsce naprzeciw czerwonookiego i z lekkim smutkiem, ale też determinacją spojrzał na rywala.
Hakuryuu odpowiedział równie mocnym spojrzeniem, lecz w jego postawie wyczuwalna była pewność siebie.

-To będzie łatwe zwycięstwo.- trener zajął miejsce obok mnie, nie spuszczając wzroku z napastników skinęłam głową.- Dostałem rozkazy w związku z Twoją obecnością tutaj. Masz się nie wychylać, nie odzywać i najlepiej zachowuj się Cię tutaj nie było.- mężczyzna założył ręce na piersi, po czym krzyknął tym znienawidzonym głosem-Nie ma na co czekać, zaczynamy!

Raimon'i zajęli swoje miejsca i z drobną niepewnością czekali na gwizdek.
Gdy tylko rozbrzmiał, Hakuryuu rzucił się na piłkę i pomknął na bramkę, wykorzystywał przy tym pozostałych rywali i uderzał w nich, powalając ich i nie tracąc przy tym piłki.

- To nie jest tylko mecz-w tej chwili białowłosy wykorzystał siłę nóg i stworzył małe tornado, które zabrało ze sobą kilku zawodników.- To jednostronna walka.

Bramki zaczęły padać jedna po drugiej, zupełnie jak zawodnicy Raimon'a.
Chociaż białowłosy wykonywał całą robotę, nawet się nie zmęczył, zaczął nawet czerpać satysfakcję z każdego kolejnego upadku rywali.
Coraz częściej chłopak pozwalał na oddawanie strzałów, tylko po to, by przejąć je i wykonać szybką kontrę.

Raimon'i zaraz po gwizdku na przerwę padli na trawę i z wielkim trudem przenieśli się na ławkę rezerwowych. Ścierali ręcznikami pot i rzucali pojedyncze spojrzenia na Hakuryuu. Byli zdenerwowani faktem, że jeden zawodnik jest w stanie pokonać całą jedenastkę w przeciągu kilku minut.

Muszą zaakceptować rzeczywistość i wziąść się w garść, inaczej nie mają z nami szans.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro