Rozdział 57

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Choć nie rozumiałam znaczenia słów X to starałam się korzystać z jego rady i próbowałam wsłuchiwać się w moją moc. Spędzałam godzinę dziennie na siedzeniu w zamkniętym i ciemnym pokoju, segregując nachodzące mnie myśli. Nic się do mnie nie odzywało, nie dawało znaków, kompletne zero.

To jest bez sensu! Jak mam słyszeć coś, co nie istnieje? Zadawałam sobie to samo pytanie za każdym razem i równie często nie otrzymywałam odpowiedzi.
Dotarło jednak do mnie, że moje omdlenia mogą być spowodowane zanikaniem czarnej substancji z organizmu, które pobudzało moc, ta z kolei była zbyt duża by moje ciało mogło ją przyjąć, dlatego traciłam przytomność. Napisałam o tym do X'a, jak dotąd nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. 

Westchnęłam kończąc dzisiejszą próbę, podniosłam się z łóżka i odsunęłam zasłony. Promienie zachodzącego słońca otuliły moją skórę przyjemnym ciepłem, uśmiechnęłam się delikatnie poprawiając grzywkę opadającą na oko. Stałam tak przez kilka minut myśląc o finałach, w których Raimon będzie grał w osłabieniu i o Dragonlink z którymi nie miałam kontaktu od czasu meczu w Rajskim Ogrodzie. Za kilka dni wszystko się roztrzygnie.
Pukanie do drzwi przerwało dalsze rozterki, otworzyłam je i z zadowoleniem zobaczyłam przed nimi Tenmę.

-Mam nadzieję, że nie przeszkadzam-powiedział lekko speszony, pokręciłam przecząco głową, co rozweseliło bruneta-Razem z Saske wybieramy się do parku i chciałem zapytać czy pójdziesz z nami-zacisnął ręce w pięści i trzymał je tak aż do mojej odpowiedzi.

-Jasne, nie mam innych planów-powiedziałam lekko przekrzywiając głowę i chwytając się za podbródek-A kto to Saske?-chłopak uśmiechając się zaprowadził mnie na podwórko gdzie przedstawił mi swojego pupila.

-Więc nazywasz się Saske-podrapałam psa za uszami, na co przekrzywił głowę i zaszczekał z zadowoleniem-Widziałam go wcześniej kilka razy, ale nie sądziłam, że jest twój-powiedziałam chłopakowi, kiedy zapinał smycz.

-Znalazłem go gdy jeszcze mieszkałem z rodzicami-powiedział i poklepał psa po głowie-Od tego czasu jesteśmy ciągle razem-skinęłam głową i ruszyłam do bramy.

-Chodźmy zanim się ściemni-powiedziałam i wyszłam na ulicę, kierując się do wspomnianego parku. 

-Aoi była wstrząśnięta kiedy dowiedziała się o operacji...-zdziwiła mnie dobroć tej kobiety. Kto by się przejmował obcym dzieckiem? Moi rodzice na pewno nie, patrząc po tym jak mnie traktują-Wyjaśniłem jej jednak, że to nic poważnego, przez co uspokoiła się trochę. Czy będziesz mogła zagrać...-przerwałam jego odpowiedź uniesieniem dłoni.

-Na meczu będę mogła grać przez cały czas na pełnych obrotach-uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam na zachodzące słońce-Co ty na to, żeby trochę się przebiec?-również odpowiedział uśmiechem i ruszył przodem, ciągnąc za sobą zadziwionego psa. Poprawiłam stabilizator i ruszyłam za chłopakiem, doganiając go w mgnieniu oka.

Biegliśmy spokojnym tempem, różni ludzie witali się z Tenmą na co odpowiadał równie entuzjastycznie. Nie mogłam się nadziwić jego umiejętnością do znajdowania przyjaciół. Czy to przeciwnik na meczu, nieznajomy z ulicy, on zawsze znajdzie z nimi wspólny język i zawrze znajomość, która potrafi odmienić los.  Uśmiechnęłam się kręcąc przy tym głową. Nie myśl, że przyjaźń z nim aż tak bardzo Cię zmieniła...

Na miejsce dotarliśmy niedługo potem, Saske położył się na ziemi, tym razem pod ławką na której siedzieliśmy. Chłopak nie wziął ze sobą piłki, co było do niego nie podobne, zawsze brał ją ze sobą bez względu na okoliczności. To wzbudziło moje podejrzenia, choć jego dzisiejsze zachowanie na nic nie wskazywało to jego obecny stan zdawał się być aż nad to widoczny.

-Tenma, co się dzieje?-zapytałam patrząc na zamyśloną twarz bruneta. Ten nie zareagował na moje wołanie, więc potrząsnęłam go za ramiona, by zwrócić jego uwagę-Co się dzieje?-zapytałam trochę zbyt ostro, patrząc na przestraszoną twarz chłopaka.

-N-nic takiego, wszystko w porządku-zapewnił drapiąc się po karku z wymuszonym uśmiechem.

'Nie ściemniaj, przecież widzę' odparłam puszczając ramię chłopaka, które ciągle trzymałam. Brunet westchnął i ponownie skierował wzrok na pomarańczowe niebo.

-Boję się finałów...Nie tak, że nie chcę w nich wziąć udziału czy coś takiego. Jestem szczęśliwy że udało nam się zajść tak daleko, jednak nie wiem, czy poradzimy sobie bez Kapitana...-zacisnął dłonie na materiale spodni i pochylił głowę na tyle, żeby włosy zasłaniały mu oczy.

-Seidouzan to zespół, który jest szkolony przez Świętego Cesarza, co nie ułatwia nam sprawy-powiedziałam również wpatrując się w pomarańczowy nieboskłon-Jakby tego było mało to jego asystentem jest człowiek odpowiedzialny za szkolenie w Drugim Ośrodku. Wyciągał z nas ile tylko mógł, zmuszał do nadludzkiego wręcz wysiłku... To on w dużej mierze odpowiada za zawodników z Avatar'ami, bowiem to za jego pomocą udaje się je przywołać-zaczęłam mamrotać przypominając sobie treningi u boku Saginumy. 

-Zostaniesz naszym Kapitanem?-pytanie wmurowało mnie w ławkę, wytrzeszczyłam oczy i z otwartymi ustami wpatrywałam się w chłopaka. W jego oczach widziałam stanowczość i swego rodzaju determinację-Shindou-senpai nie powinien mieć z tym problemu, w końcu jesteś z nas najsilniejsza, w dodatku masz tą super umiejętność-teraz moją twarz skrywały włosy, nie dając przy tym żadnej odpowiedzi chłopakowi. On we mnie wierzy...Wierzy, że poprowadzę ich do zwycięstwa, kiedy mogę ich ''zdradzić'' dołączając do Dragonlink. Wcześniej już tak zrobiłam, a mimo to on wciąż mi ufa. Jak mam wybrnąć z tej sytuacji? Nie mogę być kapitanem Raimon'a, podczas gdy istnieje szansa, że będę musiała prowadzić do zwycięstwa MOJĄ drużynę-Egami-chan?

-Nie sądzę, że potrafię prowadzić drużynę-spojrzałam na niego uśmiechając się delikatnie, starając się przy tym ukryć strzelanie na palcach.

-Oczywiście, że możesz! Poprzedni mecz wygraliśmy dzięki twoim poleceniom! -zagryzłam policzek hamując wybuch gniewu-Uważam, że jedyną osobą, która udźwignie ciężar finałowego meczu jesteś Ty!-krzyknął i zerwał się z ławki wskazując na mnie palcem. Saske podniósł głowę, nie ruszył się jednak z miejsca. Jak z tego wybrnąć, co powiedzieć żeby się odczepił i przestał naciskać...

-Nie zrobię tego...-wyszeptałam-Nie zrobię tego-powiedziałam wstając i odsuwając palec chłopaka-Możesz sobie mówić co chcesz, ja nie jestem taka za jaką mnie uważasz. Może i jestem silna, ale nie na tyle, żebym mogła was prowadzić w finale, który najpewniej przegramy! Jak myślisz na kogo poleje się fala krytyki? Kogo będą osądzać w pierwszej kolejności? Mnie!-położyłam dłoń na piersi i krzycząc wpatrywałam się w oczy chłopka-Kto w ogóle przypuszcza, że Raimon buntujący się przeciwko Piątemu Sektorowi będzie prowadzony przez ich najlepszego zawodnika?! Jak to widzisz? Złote Ziarno buntuje się przeciwko Cesarzowi i prowadzi rebeliantów do zwycięstwa! Wiesz dlaczego ciągle z wami gram?-zapytałam uspokajając się trochę-Bo mam rozkazy, których jasno się trzymam. Jeśli Cesarz zadecyduje, że nie zagram to tak zrobię. To nie zależy ode mnie i mam wrażenie, że dobrze o tym wiesz-powiedziałam  i odwróciłam się do złego bruneta tyłem-Dzięki za dzisiaj-puściłam się biegiem opuszczając park, nie zwracając uwagi na wołania chłopaka.

To był jedyny sposób by namówić go do zmiany zdania, jeśli uzna moją obecność całkowicie podległą woli Cesarza, będzie musiał znaleźć zastępstwo tak czy siak. Istnieje bowiem możliwość, że nie pojawię się na czas meczu, co by wtedy zrobili? Lepiej mieć plan przygotowany na zapas, niż później działać spontanicznie. Takie działania najczęściej prowadzą do porażki. Dotarłam już na osiedle w którym mieszka granatowłosy, kiedy sylwetka zbliżona do niego mignęła mi przed oczami. Zwolniłam by dokładnie przyjrzeć się chłopakowi, który swoją drogą był mocno poobijany. Kiedy nabrałam pewności zastawiłam mu drogę i zakładając ramiona na piersi zapytałam.

-Czyżbyś ćwiczył zbyt dużo, że wyglądasz tak jak wyglądasz?-złotooki spojrzał na mnie z lekką obawą, po chwili jednak jego twarz ozdobił delikatny uśmiech.

-Przed Tobą nic jednak nie da się ukryć-powiedział wkładając ręce do kieszeni spodni-Cesarz próbuje nauczyć mnie nowej techniki, która ma rzekomo pomóc nam wygrać. 

-Święty? Chyba żartujesz!-przecząco pokiwał głową-Dlaczego chciałeś to ukryć?-spytałam twardo, chłopak z westchnięciem odpowiedział.

-Cesarz zabronił o tym mówić...Kazał mi wybrać osobę z którą mogę wykonać tą technikę, zaproponowałem Ciebie, zdziwiłem się gdy odmówił-również byłam zdziwiona słowami chłopaka, jednak ja wiedziałam dlaczego nie mogłam ćwiczyć-Parę razy w tygodniu wyciąga mnie na trening i ciągle dopytuje o drugą osobę.

-Masz pomysł kto może Ci pomóc?-zapytałam będąc pewna, że granatowłosy ma kogoś na myśli i nie pomyliłam się.

-Tenma-powiedział krótko, skinieniem głowy potwierdziłam pomysł chłopaka. To co robię może zaszkodzić mojej drużynie, ale nie ma się czym martwić. Jeśli uda nam się wejść na boisko pokonamy Raimon'a za wszelką cenę.

-Dobry kandydat, jest silny i nieźle radzi sobie z atakami-wyjęłam z kieszeni telefon i ze zgrozą uświadomiłam sobie, że nie odebrałam od Opiekuna-Muszę zadzwonić, zaraz wracam-odwróciłam się tyłem i odeszłam na kilka kroków.

Wybrałam numer i czekałam aż mężczyzna odbierze i dowiem się o co mogło chodzić. Dreptałam w miejscu chcąc jak najszybciej mieć to za sobą, żeby móc wyciągnąć z Tsurugi'ego jak najwięcej informacji.

-Egami-chan, Święty Cesarz pilnie wzywa Cię do swojej siedziby-strzeliłam na palcu drugiej ręki, kątem oka obserwując chłopaka. Głos Opiekuna pozostał neutralny przez co trudniej było zrozumieć decyzję Cesarza.

-Czy to coś poważnego?-zapytałam licząc na jakiejś dobre wieści.

-Chodzi o Sasaki Isao, Święty Cesarz go odnalazł-telefon wypadł mi z dłoni zwracając przy tym uwagę złotookiego. Złapałam się za ramiona i odetchnęłam z ulgą.

Znaleźli go, znów będziemy mogli się zobaczyć, znów zagramy razem w piłkę...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro