Rozdział 63

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałam w pokoju przygotowanym specjalnie dla mojej drużyny, gdzie razem z nimi oglądałam przebieg starcia Raimon'a z drużyną Świętego.  
Wszyscy byli podekscytowani widząc jak drużyna Endou radzi sobie z wychowankami Cesarza.
Ja jednak nie czułam się najlepiej. 

Tuż przed wyjściem z domu otrzymałam pilny telefon, który zmusił mnie do natychmiastowego pójścia do siedziby Piątego Sektora.
Byłam zdziwiona i zadowolona jednocześnie. Nie wiedząc czemu poczułam nadzieję na zagranie z Raimon'em przeciwko Dragon Link.

Po dotarciu na miejsce czekała mnie jednak nie miła niespodzianka. 
Zamiast Cesarza stałam przed ojcem Yamato który ze swoim uśmieszkiem zajmował miejsce na tronie. Przełknęłam chęć wypowiedzenia się na ten temat i zamiast tego założyłam ręce na piersi czekając na informacje dlaczego mężczyzna wezwał mnie akurat teraz.

-Doszły mnie niepokojące wieści-zaczął różowowłosy.

-Ciekawe niby jakie-odparłam przewracając oczami, jakoś nie mogłam znieść tego mężczyzny.

-O twoich rozterkach po której stronie chcesz się stawić-przełknęłam ślinę zachowując kamienny wyraz twarzy.

-Jak widać nie każda plotka jest prawdziwa-odpowiedziałam poprawiając grzywkę.

-Chcesz mi powiedzieć że to nieprawda?-zapytał opierając dłoń na brodzie, nie zastanawiając się odpowiedziałam.

-Nie mam Ci nic do powiedzenia, odpowiadam tylko przed Świętym Cesarzem-ugryzłam się w język jednak było już na to za późno.

-Hooo, doprawdy? A wiesz przed kim odpowiada Cesarz?-zapytał uśmiechając się z wyższością-Przede mną-powiedział opierając się o tron by ukazać swój cały majestat, w mojej głowie pojawił się mętlik, nie dostałam jednak chwili czasu na jego ogarnięcie-A co za tym idzie, Ty powinnaś żywić do mnie większy szacunek niż do niego-zaśmiał się i ponownie na mnie spojrzał. 

Nie wiedziałam co powinnam robić, myślałam że jest on pomocnikiem Świętego, a nie kimś kto sprawuje nad nim władzę. Chciałam zapytać o więcej szczegółów, przeszkodziło mi w tym otwarcie się drzwi znajdujących się za tronem.  Wstrzymałam oddech widząc trzy postacie z zakrytymi oczami, prowadzone przez obcego mi człowieka.  Ruszyłam do przodu czując na policzku łzy i rwący się oddech. Nie zrobiłam nawet kroku, dwóch groźnie wyglądających mężczyzn trzymało mnie za ręce, jeden chwycił mnie w tali gdy zaczęłam się rzucać.
Chciałam krzyczeć by mnie puścili jednak pod moim nosem pojawiła się szmatka z dziwnie pachnącą substancją.  Próbowałam wstrzymać oddech dodatkowo się przy tym  szarpiąc, moje starania były daremne, mężczyźni byli dużo silniejsi. 
Nie minęło dużo czasu kiedy poczułam że moje mięśnie stają się wiotkie, a umysł jest lekko zamglony.

-Widzę że już możemy zaczynać-usłyszałam głos ale wydawał się dochodzić z oddali-Czyż to nie był wspaniały widok?-zapytał mężczyzna z wielkim uśmiechem na twarzy.

-Co ty...im zrobiłeś?-zapytałam z trudem mogąc poruszać ustami.

-Nic takiego, zapewniłem im tylko piękny wypoczynek na wspaniałej wyspie-wzruszył lekceważąco ramionami-Ależ ze mnie szczodry gospodarz!

-Dlaczego... dlaczego to zrobiłeś?!-próbowałam krzyczeć, jednak zabrzmiało to tylko jak podniesienie głosu. 

-Powiedzmy że stali się moją kartą przetargową na takie okazje-odparł ze spokojem, ponownie zaczęłam się szarpać, teraz wystarczył już jeden z mężczyzn by mnie powstrzymać.

-Czego chcesz-zapytałam w złości zaciskając pięści, nie chciałam używać mocy z dwóch powodów~Pierwszy zakładał zranienie zakładników przez moje zbyt pochopne zachowanie, a drugi utrzymywał że w swoim aktualnym stanie nie zapanuję nad mocą i wyrządzę krzywdę wszystkim wokoło.

-Och niczego wielkiego-westchnął poprawiając się na siedzeniu, widząc mój zabójczy wzrok skończył się zabawiać-Pewności że nie obrócisz się przeciwko nam podczas meczu-powiedział poprawiając krawat, uważnie obserwując mnie przy tym.

-Pfff tylko po to ta cała szopka?-odparłam zrezygnowana posyłając równie groźne spojrzenie mężczyźnie który wciąż trzymał mnie w talii. Nie zareagował, ba nawet na mnie nie spojrzał, opuściłam więc ręce wzdłuż ciała i ponownie wdałam się w rozmowę z ojcem Yamato-Nie możliwe żebym porzuciła drużynę kilka godzin przed meczem, gdybym miała to zrobić....

-Ohh a więc jednak nad tym myślałaś-uśmiechnął się złośliwie grając na moich emocjach.

-Może...-odparłam wzruszając lekceważąco ramionami, czułam że skutki tego dziwnego środka słabną, wciąż jednak byłam zbyt słaba na jakąkolwiek reakcję-Teraz już na to za późno, podjęłam decyzję.

-Podzielisz się z nami swoimi planami?-zapytał wstając z siedzenie i powoli zbliżając się do mnie. Zmusiłam się by podnieść wzrok i spojrzeć mu w twarz.

-Zagram przeciwko Raimon, poprowadzę drużynę jak najlepiej będę w stanie, tak żeby zdobyć mistrzostwo-powiedziałam spokojnym głosem, nie chciałam  denerwować mężczyzny, jeszcze mógłby skrzywdzić zakładników, a tego nie mogłabym sobie wybaczyć.

-Cudownie!-wykrzyczał a po chwili wyciągnął z kieszeni dziwnie wyglądający flakonik-To przyszło dziś rano...Podobno miało być dla Ciebie-odkręcił zawleczkę i przechylił butelkę tak że ciecz rozlała się po podłodze-Jak mi przykro, jestem dziś taki nie ostrożny-powiedział uśmiechając się złośliwie.

-To miało mi pomóc wygrać mecz debilu!-nie powstrzymywałam się i zaczęłam mówić co mi ślina na język przyniesie-Specjalnie to dla mnie przygotowali żeby odbyło się problemów i innych nieprzyjemności a Ty to zjebałeś! Potem się dziwisz że nie mam do Ciebie szacunku jak zaczynasz od szantażu, podajesz mi jakieś środki a teraz pozbywasz się jedynej nadziei na wygrany mecz! Jesteś...-nie zdołałam dokończyć zdania ponieważ świat zaczął wirować a przed oczami pojawiła się ciemność.

Jedyne co zdążyłam wtedy usłyszeć to ''Zabrać ją stąd''.
Obudziłam się u siebie w pokoju, tuż obok mnie znalazłam karteczkę z wyjaśnieniami iż to Opiekun mnie tutaj przyprowadził. Zjawił się w siedzibie zaraz po tym jak otrzymał wiadomość od Cesarza o przejęciu jego przesyłki, znalazł mnie w głównej sali i postanowił mnie zabrać do pokoju mówiąc o wszystkim Cesarzowi.

Wciąż czułam efekty tego dziwnego środka, cieszyłam się jednak że Isao i jego rodzicom nic nie jest. Starałam się nie zwracać uwagi na fakt w jaki nas sobie pokazali, liczyło się tylko ich bezpieczeństwo. 

-Kapitanie-moją uwagę rozproszył jeden z naszych obrońców, odwróciłam się do niego czekając na dalszą wypowiedź-Ten ich pomocnik porusza się całkiem szybko, myślisz że uda nam się go zablokować bez użycia Avatar'ów?

-Tenma może i jest szybki ale aktualnie niesie na sobie odpowiedzialność za drużynę przez co popełnia błędy-odpowiedziałam i znów spojrzałam na mecz-Widzisz?-pokazałam jak w jednym momencie podczas zwodu piłka nie znalazła się tam gdzie chciał brunet, co doprowadziło do straty-Nie ma się czym martwić, mamy wyćwiczoną grę z Avatar'ami, powinniśmy być w stanie utrzymać nawet przez trzydzieści minut. Zacznijmy na spokojnie, jeśli jednak podejdą zbyt blisko lub stwierdzicie że to odpowiedni moment użyjcie Avatar'ów. Postaram się wysyłać instrukcje na bieżąco, ale nie liczcie na to że powiem wam jak dokładnie macie grać-uśmiechnęłam się lekko-Pozwólmy sobie na trochę swobody-zakończyłam wypowiedź znów skupiając się na meczu. Reszta drużyny przytaknęła moim słowom z entuzjazmem. 

Raimon zdobył kolejną bramkę, aktualny wynik to 2:2. 
Cesarz musi być poddenerwowany wynikiem, w tej sytuacji wszystko się może stać. Coś bardzo nie oczekiwanego, zupełnie jak wejście Ojca Yamato do naszego pomieszczenia z szerokim uśmiechem i poleceniem rozgrzania się. 
Pozostało jeszcze pięć minut połowy i chciałam obejrzeć ją do końca, wiedząc jednak o swego rodzaju niechęci mężczyzny do mnie, postanowiłam nie pogarszać swojej sytuacji i poszłam z resztą drużyny się przygotować.

Wokół nas wyczuwalne było podekscytowanie i chęć gry. Nie mogę zaprzeczyć, że sama również chciałam jak najszybciej wejść na boisko i zacząć grę. Sam fakt że zmierzę się przeciwko drużynie z którą zaszłam tak daleko wywoływał we mnie sprzeczne emocje. Westchnęłam głęboko i oczyściłam umysł, nie pozwolę żeby takie rozterki znów zepsuły mi humor.
Po budynku rozszedł się dźwięk oznaczający koniec pierwszej połowy spotkania.  Spojrzałam na Yamato, wydawał się być pewny siebie i zdeterminowany. To bardzo dobrze dla nas wróżyło, pozostało tylko dać z siebie wszystko i wygrać to spotkanie.

Podczas rozgrzewki przyniesiono dla nas płaszcze, które miały pomóc zamaskować naszą tożsamość oraz nową opaskę Kapitana. Wpatrywałam się w nią przez kilka chwil zanim postanowiłam ubrać ją na lewe ramię.

Wtedy poczułam że tak samo jak Tenma mam na sowich barkach ogromy ciężar, ciężar który muszę utrzymać z pomocą Dragon Link.











Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro