Rozdział 7: Przebłysk

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

DRACO

Blask księżyca oraz gwiazd oświetla drogę, chmury i czubki drzew. Pod każdą z latarni tłoczą się ćmy i inne nocne owady. Co pewien czas ludzie wychodzą z gęstwin mgły i znów znikają za rogiem, w ciemnej uliczce. Świat nocą inspiruje, fascynuje... przytłacza.

Siedzę na parapecie przy otwartym oknie. Wiatr owiewa moje nagie ramię. Podkurczam nogi, na mojej skórze pojawia się gęsia skórka, a na czubku nosa delikatny rumieniec. Z każdą nocą jestem coraz bliżej do przeziębienia.

Odkąd zdecydowałem trzymać się na odległość od Pottera, minęły dwa tygodnie. Oczywiście nie obyło się bez niechcianej wymiany myśli i przelotnych spojrzeń. Staram się to ignorować, nie chcę popaść w obłęd.

Wiem, że Potter nie znosi tego dobrze. Kilka razy przyłapałem go na nadużyciu eliksiru uspokajającego — bierze go zdecydowanie za dużo, ale nie w moim interesie odwieść go od nawyku.

Przynajmniej raz dziennie słyszę echo jego głosu w głowie. Te chwile nie należą do najprzyjemniejszych, ale... staram się jak mogę, by do nich przywyknąć. Wiem, że to z czasem minie. Nic nie trwa wiecznie; kiedyś koszmar dobiegnie końca, a wtedy podziękuję sobie, że nie popadłem w skrajną histerię, ale trzymałem się swoich postanowień.

Zdecydowanie za często zaprzątam sobie głowę wspomnieniem Pottera oraz jego listem do przyjaciół. Są takie chwile, kiedy nie jestem w stanie myśleć o niczym innym. Na całe szczęście, jeszcze nie zdarzyło się, żebym przekazał Potterowi myśl dotyczącą listu (niestety o śmierci jego bliskich zdążyłem szepnąć kilka słów). Gdyby Potter dowiedział się, że znam treść jego listu, na raz wypiłby cały zapas eliksiru uspokajającego, a tego akurat sobie nie życzę.

Zakładam pasmo włosów za ucho i wzdycham ciężko.

Dość często odczuwam stan, w którym moja głowa buzuje od napływu przeróżnych myśli. Mówię sobie wtedy: Hej, zaraz pójdziesz spać i... rano znów wszystko będzie w porządku, jednak po przetarciu oczu o wschodzie słońca, w policzki piecze mnie potok słonych łez.

Przykładam dłoń do chłodnej szyby. Ziewam, przeciągam się. Powinienem pójść spać...

Zeskakuję z parapetu na drewnianą posadzkę. Kieruję kroki do łazienki — chcę przemyć twarz wodą przed położeniem się do łóżka. Nie lubię zasypiać, czując się... brudny. Tak już po prostu mam, nie zmienię tego.

Otwieram drzwi do łazienki i wchodzę do środka. Od razu czuję zapach perfum Pottera, które — wbrew pozorom — są... całkiem przyjemne.

Kręcę głową i staję naprzeciwko swojego odbicia. Marszczę brwi i na szybko poprawiam fryzurę. Nie obchodzi mnie, że zaraz pójdę spać, a moją głowę znów przyozdobi gniazdo szerszeni; przepłukując twarz też trzeba dobrze wyglądać, prawda?

Cmokam w połowie zadowolony. Odkręcam kran i zanurzam dłoń w ciepłym strumieniu wody.

Jakoś tydzień temu zdążyłem pogodzić się ze stratą. To nie przyszło nagle, ale... stopniowo. W końcu przyszedł moment, kiedy pomyślałem: Na każdego przychodzi pora. I mimo że wciąż borykam się z utratą autorytetu, jestem w stanie ją zaakceptować. Pewnego dnia muszę... rozłożyć żagle, puścić ster i dać się ponieść wiatrom. Wiem, że jeszcze nie jest na to pora — na skórze wciąż czuję wilgotne powietrze. Fale nie zdążyły się zupełnie uspokoić... nie podejmę ryzyka.

Przepłukuję twarz wodą i zakręcam kran. Otrzepuję dłonie, wychodzę z łazienki.

Od razu rzuca mi się w oczy mroczna, srebrzysta poświata, panująca w sypialni. Wyciągam dłoń przed siebie i obserwuję, jak błyszczący pyłek osiada no mojej skórze. Zapiera mi dech w piersi, przypominam sobie dobrze mi znany fragment pewnej książki...

W okresie kwitnienia małe trąbki, będące wewnątrz kwiatów, wypluwają srebrzysty pyłek uniemożliwiający oddziaływanie cudzych wibracji na otoczenie...

Telepatia. Przekazując myśli, skupiamy się na aurze. Wraz z wiadomością przesyłamy odpowiednie wibracje. Ja i Potter straciliśmy bliskich w tym samym czasie... wielokrotnie złapałem się na odczuciu z nim więzi emocjonalnej.

— Więc... — szepczę w eter podekscytowany.

Czasem zdarza się, że intensywnie o czymś myśląc, wytwarzamy te same wibracje. Dlatego słyszymy swoje myśli — czujemy to samo.

— A jeśli to jest Pelartheia... — Kieruję wzrok na komodę Pottera i widzę buchające srebrnym pyłem, różowe kwiaty.

— Potter, wstawaj! Ale ty jesteś idiotą!

a/n

okey, ja wiem, że ten rozdział jest ekstremalnie krótki... ale ciekawy! (przynajmniej tak sądzę)

i w sumie to mamy za sobą "wstęp" do... czegoś mocnego. gdyby ktoś się pogubił — mamy środek lipca. oczywiście akcja nie zatrzyma się z końcem wakacji... hihi

jestem teraz podekscytowany niczym nasz intelektualista draco, serio!

ogólnie, muzyka z mediów nieźle mnie zainspirowała do napisania tego rozdziału... polecam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro