✝3✝
– Dlaczego chodzimy do kościoła? – zapytałem żony, gdy w niedzielny poranek zaczęła zawiązywać mi krawat.
Może za dwadzieścia dwunasta to nie najlepsza pora na takie pytania?
W sam raz by zdążyć na mszę.
Do miejscowej świątyni uczęszczamy od przeprowadzki – tam również odbył się nasz ślub, z którym wiąże się tak wiele miłych wspomnień (czy dobre wspomnienia o danym miejscu sprawiają, iż jest ono takie?).
Czarnowłosa zmarszczyła brwi, jak gdyby moje pytanie wybiło ją z równowagi. Sprawiło to, że przez sekundę zastanowiłem się, czy dobrze zrobiłem, zadając je, jednak to pierwszy krok ku uzyskaniu odpowiedzi. Satysfakcjonującej odpowiedzi.
Szeroki koniec krawata przełożyła w prawą stronę nad węższym końcem, potem w lewą, następnie ponownie w prawą, czyniąc tę magię, której nigdy nie zdołałem się nauczyć.
– Ponieważ – zaczęła – mieszkamy w katolickim kraju, pochodzimy z katolickich rodzin i wychowano nas w wierze katolickiej. Poza tym niebo jest jedynie dla ludzi wierzących, czyż nie?
Więc to źle, że zapytałem lub że zacząłem mieć wątpliwości?
– Pamiętasz, co mówił ksiądz? Prawdziwa wiara jest zawsze niezachwiana i bez jakichkolwiek wątpliwości – dodała. Odpowiedziała na moje pytanie, nim zdążyłem je zadać.
Puściła mój krawat i cofnęła się o krok.
– Dlaczego chcesz iść do nieba? – nie dawałem za wygraną.
– Bo nie chcę iść do piekła – odparła, jakby to było coś aż nazbyt oczywistego.
– Więc... ze strachu?
Tym razem nie odpowiedziała od razu, zastanowiła się. Prawdopodobnie uznała, iż najlepszą opcją jest wymyślenie wymówki, sytuacja zrobiła się niewygodna. Czyżby pomyślenie nad sensowną odpowiedzią to zbyt wiele?
Postanowiła uciec:
– Jeszcze chwila i się spóźnimy. Chodźmy – rozkazała.
Obróciła się w kierunku drzwi, uprzednio ostatni raz sprawdzając, czy na pewno dobrze wygląda. Była piękna.
Często jej to mówiłem, by wiedziała. Nie wiem, czy kiedykolwiek uwierzyła, że naprawdę tak uważałem.
Zwłaszcza w tej krótkiej, czarnej sukience, którą miała na sobie.
Nie widziałem sensu w chodzeniu na obcasach, skoro jednak ona to lubiła – nie protestowałem.
Ja również przejrzałem się w lustrze. Niedzielny poranek. Czy to aby na pewno jest okazja, by wystroić się w białą koszulę i eleganckie spodnie? Kiedyś bez wątpienia odpowiedziałbym, że tak, w końcu kościół to dom boży. Lecz równie dobrze może to być zwykły, ładnie ozdobiony budynek, od innych wyróżniający się krzyżykiem na dachu.
Święty lub nie, w tej chwili musiałem jeszcze raz stanąć u jego progu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro