ROZDZIAŁ I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


*[YN] POV*

Przełknęłam nerwowo ślinę patrząc się na szereg członków Akatsuki stojących pod ścianą. Szeptali do siebie co jakiś czas, ale rzadko kiedy odwracali ode mnie wzrok.

Lekkim szarpnięciem sprawdziłam jak mocno sznury zostały związane na moich nadgarstkach. Plusem było to, że nie zostały przywiązane do oparcia krzesła, minusem, iż są uwięzione z tyłu. Wymacałam koniec węzła i zaczęłam powoli go rozwiązywać. Nie miałam chakry, ani tak rozwiniętego ciała jak oni, ale coś potrafiłam.

-I ona ma niby wszystko wiedzieć? -Spytał siwowłosy, siedzący na ziemi mężczyzna.

-Wiem, że nie ucieknę. -Przekrzywiłam głowę na bok.

Najgorszy był brak jedzenia i picia, chociaż tyle chciałam uzyskać.

-Gówniara z max metr czterdzieści wzrostu I stara się być mądra.

Nadęłam policzki. Nie lubiłam, kiedy ktoś wypominał mi mój wzrost, ale całkiem dobrze się złożyło. Hidan był debilem i mogłam to wykorzystać.

-Metr pięćdziesiąt siedem i nie jestem gówniarą bo mam dwadzieścia jeden lat. Chociaż wolę wyglądać młodziej, niż jak pięćdziesięcio latek. -Burknęłam.

-Sugerujesz coś suko? -Podszedł bliżej i staną metr ode mnie.

Przechyliłam się w bok i spojrzałam dzięki temu na resztę.

-Mogę dostać coś do jedzenia? Głodna jestem.

Zerknęłam na twarz Hidana i zobaczyłam jak drga mu powieka. Był zdenerwowany tym, że go ignoruję. Nie. Był wkurwiony! Uśmiech sam wpełzł mi na usta.

-Śmieszy cię coś? -Warknął.

-Ciekawe jak smakują ludzkie oczy. -Po tych słowach chłopak zdębiał. -No co? Czasami chciałabym być kanibalem. To wygodne. Będzie ci przeszkadzała wieczność bez ręki?

Deidara wybuchł śmiechem i nawet Sasori, Kakuzu i Kisame wydusili coś przypominające cichy rechot.

-Faktycznie coś wie. -Podsumował Itachi i odwrócił wzrok zrezygnowany po nieudanej próbie zamknięcia mnie w Genjutsu.

-Krew jest dobra. -Hidan parsknął. Chyba liczył na zobaczenie mojej wystraszonej miny.

Podszedł kawałek bliżej i to był ten moment. Sznur puścił i trzymałam go w garści.

Akcja była szybka. Podniosłam nogę uderzając go w kroczę. Kiedy ten się skulił podniosłam się z krzesła i przywaliłam nim w jego bark, głowę i bok pleców. Podczas jego lotu przerzuciłam sznur przez jego nadgarstki. Przygniotłam Hidana kolanem do ziemi i dokończyłam węzeł, po czym siadłam na jego plecach.

-Tak mówisz? -Spytałam i zerknęłam na resztę. Nawet się nie ruszyli by pomóc „koledze". Uśmiechnęłam się miło. -Macie rozpałkę? Surowego jeść nie będę.

-Jaja sobie robisz kurwo!?

Nic nie odpowiedziałam. Odwróciłam wzrok od zaskoczonych mężczyzn i spojrzałam na drzwi wejściowe.

Podejrzewałam, że za niedługo pojawi się tu lider i zajęłam się kombinowaniem.

Na wszystkich członków Akatsuki nie miałam szans i niech myślą, że nawet z jednym z nich bym sobie nie poradziła. Dzięki temu, że nie miałam chakry, nie musiałam bać się tortur w genjutsu, ale pozostał mi świat realny.

Przeklęłam cicho przypominając sobie Aureliona, który na sto procent maczał palce w tej całej akcji. Zgaduję, że to dzięki niemu mam na głowie te problemy. Nikt z tego wymiaru nie powinien wiedzieć ile ja wiem.

-Dlaczego to ja wykonuję brudną robotę. -Wyszeptałam pod nosem.

Spuściłam wzrok na podłogę. W sumie nie musiałam nic robić. Mogłabym dopilnować, żeby wszystko poszło zgodnie z planem, a nie mieszać się w ich życie. Jednak wiedząc co przeżyli...

Przeleciałam wzrokiem po każdym, kończąc na twarzy coraz bardziej zdenerwowanego Hidana. Niewiele brakowało, aby leciała mu piana z pyska, jak u psa.

Zachichotałam cicho, ścinając lekko brwi.

-TY SUKO!!! -Kiedy zaczął się szamotać trzepnęłam go w tył głowy. Niespecjalnie sprawiłam, że przywalił nosem w podłogę.

-O kuźwa! Przepraszam! -Pochyliłam się nad nim z szeroko otwartymi oczami. -To było nieplanowane. Obiecuję. – Kiedy odwrócił głowę w bok, krople krwi sączyły się z rozwalonego mostka nosa. -Zagoi ci się nie? Nie wygląda na złamany...

-Ty już takiej świętej nie udawaj! Kurwa Kakuzu pomóż!

-Gówniara z metrem pięćdziesiąt siedem powaliła cię w ułamku sekundy i nawet nie musiała użyć jutsu. -Zadrwił starzec. -Myślisz, że chce mi się ciebie ratować? -Wrócił do liczenia pieniędzy.

-RATOWAĆ!? -Znów zaczął się szarpać. Westchnęłam podirytowana. Deidara ciągle się śmiał, a „Tobi" tylko go papugował. -Itachi weź ją jakoś ogarnij!

-Próbuję od rana. -Mruknął zasłonięty kołnierzem płaszcza. -Ale to się nie uda.

-Co masz na myśli? Jest, aż tak odporna? -Spytał Kisame odwracając się do partnera.

-Nie. Ona nie ma chakry.

-Słucham? Przecież to nie możliwe. -Sasori nie poruszył swojej kukły.

-W sumie nawet nie da się jej wyczuć. -Kisame złapał się za podbródek.

-Aż mnie to ciekawi. -Lalkarz pokierował oczy marionetki na mnie, licząc, że coś mu powiem.

-Spytaj się mnie twarzą w twarz. Nie lubię jak ktoś gada ze mną przez drewnianą ścianę. Nawet jeśli nie jest idealnie równa.

Dopiero po tym jak zza lalki wychylił się metalowy kolec dotarło do mnie co powiedziałam. Wstałam energicznie i lekko schylona odskoczyłam. Wystawiłam ręce przed siebie.

-Żartowałam, żartowałam! Czasami gadam jak szalona. Mam za długi język, wiesz? Nic nie robię!

*W ułamku sekundy zobaczyłam jak leci na mnie stalowy ogon, odskakuję, machina zawraca w prawo i przecina mi kawałek skóry. * To oznacza śmierć.

-Oczy jej się świecą. -Mruknął ktoś w tle.

Zamknęłam powieki i potrzepałam głową na boki. Kiedy je otworzyłam widziałam celujące w moją stronę ostrze. Zamiast odskoczyć kucnęłam i przeturlałam się na bo chwytając za sznur przywiązany do nadgarstków Hidana. Fiołkowooki wstał, a ostrze po zawróceniu przebiło jego ramię. Za każdym kolejnym ruchem osłaniałam się ciałem Hidana jak manekinem. Po chwili Sasori odpuścił.

-Popierdoliło cię! To bolało.

-Masz dobry uczynek na koncie. Uratowałeś człowieka. -Puściłam go i rozwiązałam mu nadgarstki. -Za dwie minuty zacznie boleć jak jasny skurwysyn, ale nie martw się. Ból minie za dwadzieścia cztery godziny, a mi uratowałeś życie.

-W chuju to mam! -Warknął Hidan, ale zaraz pierwsza rana zaczęła się dawać we znaki. -KURWA!!!

-Może lepiej idź się połóż. -Uśmiechnęłam się krzywo cofając się do tyłu.

-TY!!!

Pomimo bólu Hidan i tak postanowił zaatakować. Na całe szczęście przeszkodził mu Pain, który właśnie wpadł do środka rozwalonego pokoju.

-Co tu się do cholery dzieje? -Warknął rudy.

-Jego wina. -Wskazałam palcem na Jashiniste.

-Co d...

W tym momencie Hidan padł na ziemię.

-Ma ktoś zegarek? Jestem ciekawa „punktualności" tej trucizny.

Zaczesałam kosmyk [kolor] włosów za ucho i założyłam ręce na siebie. Wszyscy spojrzeli na mnie z niedowierzeniem.

-Ty sobie żartujesz? -Deidara wskazał ręką na wszystkie szkody.

-Ja chciałam tylko coś zjeść. -W tym momencie i jemu opadły ręce. -To mogę chociaż poprosić o kawę?

x+x+x+x

Hejo. I pierwszy rozdział mający na celu poznać charakter Reader powstał.

Miło mi znowu coś tu napisać po 3 latach przerwy. Dajcie znać czy ten fragment się spodobał :)

Mattane!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro