Rozdział 40

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mimo iż minęło zaledwie kilka minut, miałam nieodparte wrażenie, że czas stanął w miejscu, a wszystkie kłębiące się we mnie emocje zniknęły, sprawiając, że czułam zupełną pustkę. Dookoła zapadła przerażająca cisza, którą zakłócał mój przyspieszony oddech i głośne uderzenia mojego przerażonego serca. Mając dziwne wrażenie, że utknęłam w zupełnej nicości, z troską nachyliłam się nad szatynką, z której ust wydobyło się ciche tchnienie, wolno przekształcając się w pojedyncze słowo:

- Brook ... - urwała, wskazując drżącą ręką, znajdujący się pod ścianą drewniany stolik i z trudem zaczerpnęła kolejne tchnienie.

- Oszczędzaj sił. - niezwłocznie przerwałam jej wypowiedź, delikatnie przeczesując palcami jej biały jak śnieg policzek.

- Mason zostawił tam jakieś dokumenty. - wyszeptała Raven niemalże bezgłośnie, mimo wszystko ignorując moją prośbę.

Podniosłam zatroskany wzrok we wskazane miejsce, po czym skinęłam głową i pospiesznie udałam się w stronę drewnianego i niewielkiego stolika. Zauważyłam na nim białą aktówkę i w mgnieniu oka chwyciłam ją w ręce, pospiesznie chowając za zapięcie bluzy. Nie czekając sekundy dłużej, wróciłam do szatynki, chwytając w szczelny uścisk jej delikatną i zimną dłoń.

- Musimy stąd uciekać. - oznajmiłam, nachylając się nad szatynką i jak najostrożniej próbując jej pomóc wstać z ziemi.

Raven z trudem zebrała wszystkie siły i oparła się na moim ramieniu, ciągle nie ustępując.

- Uciekaj. - rzekła na jednym wydechu, zaciskając z bólu zęby i posyłając w moją stronę błagalne spojrzenie, pod wpływem którego moje gardło momentalnie się zacisnęło, a serce rozerwało się na milion drobnych kawałków.

- Nie proś mnie o to. Nie zostawię cię tu! - wykrzyknęłam, a z moich oczu popłynęły gorące jak lawa łzy.

Dłoń szatynki znalazła się na mojej, delikatnie ją muskając, a jej błękitne jak ocean oczy błądziły po mojej twarzy. Jej usta, które wcześniej były czerwone jak maliny, teraz przybrały bladego odcienia, walcząc z narastającym bólem.

Nie mogłam oderwać od niej wzroku. Po moich policzkach spłynęły kolejne krople łez, które w żaden sposób nie mogłam powstrzymać. W momencie przypomniały mi się wszystkie chwile, które  spędziłyśmy razem. Pragnęłam znów dostrzec jej uśmiech i to niesamowite spojrzenie. Jednak z każdą kolejną chwilą widziałam, jak nieuchronnie ulatuje z niej życie. Mając przed oczami ten przerażający obraz, poczułam, jak cała drżę, a potrzeba krzyku wypełniła każdy skrawek mojego ciała. Niesamowity strach bezwzględnie sparaliżował moje ciało, a obawa, że mogę ją stracić, jeszcze bardziej uświadomiła mi, jak bardzo ją kocham i jak wiele dla mnie znaczy.

Szatynka stała się dla mnie wszystkim i teraz w najtrudniejszym momencie musiałam być dla niej oparciem. Wiedziałam, że musimy jak najszybciej opuścić to miejsce, zanim Mason wezwie posiłki. Kierowana impulsem pospiesznie nawiązałam kontakt z Sethem, bezsilnie próbując opanować przerażenie w moim głosie.

- Seth musisz nas stąd wyciągnąć! Raven jest ranna! - wrzasnęłam do komunikatora, a ton mojego głosu załamał się pod wpływem wypełniającego mnie przerażenia.

- Brook dwie ulice dalej jest opuszczony magazyn, spróbujcie się do niego dostać. - w głosie Setha dało się usłyszeć ten sam lęk, który wypełnił każdą komórkę mojego ciała.

- Raven straciła dużo krwi. Zatamowałam krwawienie, ale nie wiem, jak długo wytrzyma - oznajmiłam na jednym wydechu, mocno przyciągając słabe ciało brunetki do swojego.

- Trzymajcie się! Już po was jadę.. - oznajmił przejętym tonem brunet, natychmiast się rozłączając.

Ciężkim krokiem przemierzyłam wraz z Raven ciemny korytarz, desperacko uciskając jej ranę. Dziewczyna ledwo trzymała się na nogach, z mozołem próbując zebrać resztki sił. Kiedy po kilku minutach opuściłyśmy budynek, oddech Raven wyraźnie się osłabił. Napinając wszystkie mięśnie i czując palący się we mnie strach przed utratą Raven, wytężyłam wszystkie zmysły, desperacko poszukując schronienia. Moje serce waliło jak młotem, a w głowie krążyło tysiąc myśli. Z mozołem przeszłyśmy kolejne metry, gdy na jednej z płyt chodnika dostrzegłam okrągły właz, prowadzący do miejskiej kanalizacji. Instynktownie posadziłam szatynkę na ziemi, opierając ją ostrożnie o mur i zaciekle walcząc z ciężką pokrywą. Obawa, że mogę stracić Raven, przejęła kontrole nad moim ciałem, powodując, że napędzana adrenaliną, bez problemu uporałam się z metalowym włazem.

Nie zwlekając ani sekundy dłużej ruszyłam wraz z szatynką w głąb ciemnej kanalizacji, gdzie jedynym dźwiękiem były nasze ciężkie oddechy i krople wody kapiące z sufitu. Jej ciało z każdą minutą stawało się coraz cięższe, a kroki powolne i chwiejne. Moje mięśnie pulsowały pod wpływem wysiłku, a palący ból z wolna ogarniał moje zmęczone ciało. Co chwilę na nią spoglądałam, zaciskając mocno usta i czując, jak moje serce kraja się na drobne kawałki. Szatynka była w złym stanie, wiedziałam, że każda minuta jest na wagę złota i czułam się bezradna.

Nagle, w oddali usłyszałam odgłos stłumionych kroków rozchodzących się echem po betonowym korytarzu. Kierowana impulsem zamarłam w bezruchu, mocno przyciągając do siebie szatynkę i pospiesznie wyciągając z kabury pistolet. Zimny dreszcz przeszedł po moim ciele, sprawiając, że strach i niepewność wypełniły moje myśli. Instynktownie spojrzałam na bladą twarz szatynki, mocniej zaciskając dłoń na kolbie pistoletu. Wciągnęłam przez nozdrza powietrze, próbując zapanować nad rozszalałym biciem serca i będąc gotowa oddać za nią życie.

Niewyraźne odgłosy coraz szybciej zbliżały się w naszą stronę, przybierając na sile. Mój oddech wyraźnie zwolnił, z trudem opuszczając moje płuca. Przyspieszone bicie serca pulsowało w opuszkach moich palców, które mocno zaciskały się na spuście czarnego magazynku. Kierowana impulsem skryłam się wraz z Raven w cieniu betonowych rur, czekają z zapartym tchem, aż ujrzę coś w ciemnościach.

Dźwięk kroków stał się coraz bardziej wyraźny, a napięcie w powietrzu było niemal, że namacalne. Moje palce intensywnie ściskały pistolet, a wzrok ślizgał się po ciemności, próbując dostrzec jakiekolwiek ruchy.

Nagle w głębi betonowego korytarza ujrzałam blask światła latarki i czyjąś niewyraźną sylwetkę. Nieznana postać wolno zbliżała się w naszą stronę, a jej niewyraźne rysy twarzy rozmazywał mrok. Intruz zatrzymał się po chwili, jakby wyczuwał naszą obecność. Wstrzymałam oddech, jeszcze mocniej przyciągając do siebie prawie że nieprzytomną już Raven.

- Brook jesteście tu? - usłyszałam ciche wołanie.

Wypuściłam głośno powietrze, kiedy zdałam sobie sprawę, że znajomy mi głos należy do Setha. Mężczyzna ponownie zawołał, kiedy wynurzyłam się z cienia.

- Tu. - rzekłam, czując, jak wszystkie moje mięśnie natychmiast się rozluźniają.

- Co z nią? - spytał, pospiesznie kierując snob światła na zamknięte oczy Raven.

- Straciła przytomność. Nie dam rady jej dłużej nieść. Musisz mi pomóc. - oznajmiłam, próbując utrzymać w swoich ramionach nieprzytomne ciało szatynki.

Seth bez słów ruszył mi na pomoc, pospiesznie przerzucając bezwładne ramię Raven przez swój kark i kierując się z nami w dalszą część korytarza.

Kiedy po kilku minutach dotarliśmy do wyjścia, mężczyzna wspiął się po drabinie i pewnym ruchem odepchnął właz. Gdy cała nasza trójka znalazła się na zewnątrz, moim oczom ukazał się zaparkowany w pobliżu samochód Setha. Wraz z brunetem ostrożnie ułożyliśmy na tylnym siedzeniu Raven i po chwili odjechaliśmy, znikając w głębi uśpionego nocą miasta. 

                                          ***

Nie mam pojęcia ile zajęła nam podróż,  ponieważ przez całą drogę, jak w hipnozie wpatrywałam się w Raven, skupiając się na jej słabym oddechu i modląc się, abyśmy dotarli do mieszkania Setha na czas. Gdy tylko mężczyzna zakomunikował, że dotarliśmy na miejsce, jak oszalała wyskoczyłam z samochodu, pomagając Sethowi wydostać z niego Raven. W mieszkaniu bruneta czekał już na nas lekarz. Podstarzały mężczyzna z anielskim skupieniem na twarzy, natychmiast ruszył nam na pomoc. Nasza trójka ostrożnie położyła na wcześniej przygotowanym do tego stole Raven. Doktor Anderson pospiesznie usunął założony przeze mnie opatrunek, z dokładnością przyglądając się ranie.  Po chwili spokojnym tonem oznajmił:

-  Kula przeszła na wylot. Raven natychmiast potrzebuje transfuzji.

- Podłącz mnie. - oznajmiłam, pospiesznie ściągając kamizelkę kuloodporną i podwijając rękaw bluzy.

- Czy na pewno możesz być dawczynią? - spytał, podłączając w tym samym momencie szatynkę do kroplówki i monitora.

- Raven ma neutralną grupę krwi. Może ją dawać i brać  bez względu na typ. - rzekłam, pospieszając lekarza.

Mężczyzna starannie  przygotowywał wszystkie niezbędne narzędzia. Każda jego czynność była wykonana z precyzją, w milczeniu, które przerywał jedynie monotonny dźwięk monitora. Raven leżała bez ruchu, a jej świadomość zdawała się  znajdować daleko, w krainie, do której nikt z nas nie miał wstępu. Jej słaby oddech utwierdzał nas o tym, jak bardzo cierpi  i że ciągle walczy o życie. Kiedy lekarz podłączył plastikowy kaniul, a czerwona substancja wolno wypełniła jego wnętrze, poczułam jakby każda kropla była dla nas obietnicą życia. Mijały kolejne minuty, moje ciało spowiło zmęczenie, a powieki zrobiły się ociężałe. Mimo wszystko nie wypuszczałam dłoni Raven, wpatrując się jak zahipnotyzowana w jej spierzchnięte usta. Doktor przenosił wzrok z szatynki na monitor, uważnie śledząc jej słaby puls. Seth w milczeniu zajął miejsce przy łóżku, nie odrywając od nas spojrzenia. Widziałam w jego oczach to samo przerażenie, które również przez cały ten czas nie opuszczało mnie nawet na chwilę. Skóra Raven nabierała koloru, ale jej puls ciągle był słaby. Lekarz ponownie sprawdził całą aparaturę, nie spuszczając wzroku z szatynki. Sekundy zamieniały się w minuty, a minuty zdawały się nie mieć końca. Transfuzja odbywała się już od ponad pół godziny, a puls Raven wciąż się nie stabilizował.

- Coś jest nie tak. - oznajmił doktor, a na jego twarzy po raz pierwszy ukazało się zakłopotanie.

- Co się dzieje? - wybełkotałam, próbując nie stracić przytomności.

- Mam wrażenie, że Raven się nie regeneruje. Jej puls już dawno powinien wrócić do normy.

- Może to dlatego, że jej poziom tryptofanu jest za niski. - wyszeptał przerażony Seth, dodając- Czemu nie wpadłem na to wcześniej?

- O czym ty mówisz? - spytałam przerażona, spinając się na krześle.

- Dziś jak do mnie przyszła nie czuła się najlepiej. Poprosiła mnie o szklankę mleka. Pytałem, czy wszystko z nią ok, ale powiedziała, że to nic i zaraz będzie jej lepiej. Mogłem się domyślić, że ma niski poziom serotoniny i dlatego poprosiła o mleko. Nic nie zauważyłaś?

- Nic mi nie mówiła.

- Pewnie dlatego, że wiedziała, jak bardzo zależy ci na śledzeniu Masona i nie chciała cię zawieść.

W momencie poczułam nieprzyjemny skurcz w żołądku i nie do opisania wyrzuty sumienia. Jeśli coś jej się stanie, to będzie to tylko i wyłącznie moja wina.

Przerażająca ciszę przerwał pisk  monitora EKG, który zasygnalizował brak pracy serca Raven. Poczułam, jak cały mój świat się wali i ogarnia mnie przerażenie. Podskoczyłam do góry, a nogi momentalnie odmówiły mi posłuszeństwa. Lekarz natychmiast zanurkował w swojej walizce, wyciągając z niej dwie strzykawki, po czym pospiesznie wstrzyknął ich zawartość w klatkę piersiową Raven.

Cała ta scena rozgrywała się przed moimi oczami jak przerażający koszmar. Serce waliło mi tak gwałtownie, że odczuwałam puls w uszach, a łzy gwałtownie napłynęły do moich oczu. Seth przeniósł  wzrok z Raven na mnie, a jego oczy były pełne bólu i bezsilności. To, co miało być ratunkiem, teraz stawało się kolejnym etapem koszmaru. Doktor Anderson kontynuował desperackie działania, ale monitor wciąż sygnalizował brak życiowych oznak.

- Błagam, nie opuszczaj mnie! -- krzyknęłam z całych sił, próbując odrzucić rzeczywistość, która rozsypywała się wokół nas.

Lekarz spojrzał na nas, a w jego oczach malowała się beznadzieja. Przez chwilę zapanowała martwa cisza, przerwana jedynie szumem sprzętu medycznego i dźwiękiem pisku monitora.

- Przykro mi. Nic już nie mogę zrobić.- oznajmił lekarz, powoli wycofując się w tył.

Te słowa były dla mnie tak bolesne, jak gdyby ktoś właśnie wyrwał mi serce z klatki piersiowej i zakończył moje życie. Czułam, jak tracę grunt pod nogami, a cały świat zaczyna wirować przed moimi oczami. Seth zapatrzył się na ciało Raven, a jego twarz odzwierciedlała zupełne załamanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro