Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy otworzyłam zaspane oczy, nie byłam w stanie odróżnić snu od rzeczywistości. Poranne promienie słońca delikatnie ogrzewały moją twarz, a chłodna bryza sprawiła, że moje ciało spowił zimny dreszcz. O ciężkich powiekach wolno rozejrzałam się dokoła, uświadamiając sobie, że wczorajsze wydarzenie wcale nie było snem i wciąż jestem daleko od domu. Niepewnym ruchem podniosłam się z ziemi, tym razem uważniej przyglądając się roztaczającemu się przede mną krajobrazowi. Szeroka zielona polana rozciągała się w promieniu kilku kilometrów, a na samym jej skraju w oddali pięły się wysokie drzewa. Miałam wrażenie, że jestem tu zupełnie sama i w pobliżu nie ma żywego ducha. Poczułam ścisk w żołądku i dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo byłam głodna. Szansa, że na tak dużej przestrzeni odnajdę psa przyjaciółki, sprowadzała się do zera. Ponieważ upór był podstawową cechą mojego charakteru, postanowiłam, że jeszcze raz spróbuję. W końcu już nic nie miałam do stracenia i tak nie mogłam już wrócić na drugą stronę muru. Zrezygnowana wypuściłam z płuc ciężkie powietrze i ruszyłam przed siebie. 
Kiedy dotarłam na skraj polany, znajdujący się za mną mur zniknął na tle horyzontu. Nie miałam pojęcia, jak daleko jestem od domu. Słońce znajdowało się w najwyższym położeniu, a jego promienie niemiłosiernie piekły moją skórę. Wyczerpana i spragniona skryłam się w cieniu drzew na skraju polany. Panująca wokół cisza zaczęła mnie przerażać. Miałam wrażenie, że coś mnie obserwuje, a ja nie miałam pojęcia, jakie niebezpieczeństwo czyha na mnie w ukryciu. Kiedy usłyszałam szelest dobiegający zza moich pleców, momentalnie zamarłam. Wstrzymałam oddech i wolno odwróciłam się w stronę dochodzącego dźwięku. Poczułam, jak moje serce przyspiesza uderzeń, a adrenalina spowija moje ciało. Kiedy byłam pewna, że za moment stawie czoła temu, co kryje się w dzikiej zieleni, szelest z pobliskich krzaków znów ucichł. Pospiesznie sięgnęłam po grubą gałąź znajdującą się koło mnie. Mocno zacisnęłam na niej nadgarstki, przyjmując pozycję obronną. Wciągnęłam ciężko powietrze, czekając na to, co za chwilę się wydarzy. Nie byłam w stanie opisać ulgę, kiedy zza zielonych krzaków wynurzyła się czarno-biała sylwetka Jack Russela. Pies zamerdał radośnie ogonem, uważnie mi się przyglądając. Ucieszona jego widokiem niezwłocznie ruszyłam w jego stronę. Kiedy znajdowałam się od niego na wyciągnięcie ręki, pupilek mojej przyjaciółki ponownie rzucił się do ucieczki. Poirytowana jego zachowaniem zabluźniłam w myślach, po czym ruszyłam za nim w pogoń. Niestety wycieńczenie, jakie mi towarzyszyło, zaczęło być coraz bardziej odczuwalne i gdy tylko wybiegłam z cienia drzew, stanęłam zdyszana. Oparłam ręce o kolana i z trudem starałam się zapanować nad moim oddechem. Zamarłam, kiedy zobaczyłam rozciągający się przede mną widok.
U moich stóp rozciągała się szeroka, opustoszała dolina, zamknięta po przeciwnej stronie niskimi, spieczonymi słońcem wzgórzami oraz kilkoma stromymi skałami. Powierzchnia doliny usiana była karłowatymi pustynnymi krzewami oraz rozrzuconymi tu i ówdzie głazami. W samym środku doliny znajdowało się coś całkowicie sprzecznego z naturą: szeroka, kolista przestrzeń o średnicy około czterystu metrów, w której obrębie nie było ani nie istniało nic. Ziemia wewnątrz kręgu była koloru soli, połyskując bielą. Zupełnie jakby spadł tam meteoryt lub jakaś potężna eksplozja starła wszystko w promieniu kilkuset metrów na białawy proszek. Co więcej, w samym środku ogromnego kręgu ziemia zapadała się, tworząc głęboką dziurę, wydrążoną w skałach i piasku. Ponieważ jedyną drogą była droga na dno doliny, ostrożnie zsunęłam się po stromym urwisku, kurczowo chwytając za wystające z piasku niewielkie skały. Brunatny piach zapadał się pod moimi nogami, a jego drobne ziarenka osuwały się po urwisku. Z trudem utrzymałam równowagę, a każdy kolejny ruch przyprawiał mnie o bolesny skurcz mięśni. Ostrożnie przywarłam ciałem do stromej ściany, szukając w pobliżu punktu do zaczepienia. Poczułam, jak ciepłe krople potu wolno spływały po moim czole. Kurczowo trzymając się jednego ze skalistych bloków, z trudem sięgnęłam w stronę kolejnego. Centymetr po centymetrze, a ja z uporem przenosiłam ciężar ciała z jednego ramienia na drugie, coraz bardziej czując palący ból w mięśniach. Kiedy wyczerpana dotarłam na dno doliny, zauważyłam, że piach pod moimi nogami się poruszył. Z początku miałam wrażenie, że to halucynacje spowodowane wyczerpaniem. Jednak, gdy coś otarło się o moją nogę, zamarłam w bezruchu, czując jak dominujący strach, przeszył każdy nerw mojego ciała. Bezskutecznie obserwowałam otaczający mnie piach, próbując zrozumieć to dziwne zjawisko. Kiedy kolejny raz coś otarło się o moją nogę, rzuciłam się do ucieczki. Poczułam, jak krew zaczęła szybciej krążyć w moich żyłach. Biegłam pędzona energią, jaką tylko strach jest w stanie wyzwolić. Kiedy już byłam pewna, że udało mi się uciec, poczułam promieniujący ból w prawej łydce. Dyskomfort był tak silny, że upadłam na kolana. Kątem oka dostrzegłam, że piasek pode mną znów gwałtownie się poruszył, pozostawiając za sobą kilkucentymetrowy szlak. Zastygłam w bezruchu, a stróżka potu spłynęła po mojej twarzy, opadając bezwładnie na ziemię. Kiedy palący ból ustał na tyle, abym mogła wstać, ponownie sparaliżował mnie kolejny przeszywający ból na wysokości kolana. Tym razem tuż przede mną dostrzegłam coś wijącego. Jednak zanim się temu przyjrzałam, znów zniknęło w białym jak sól piachu. Gdy znów spróbowałam wstać, poczułam jak napięte do granic wytrzymałości mięśnie, zaczynają boleć i drżeć. Z trudem podniosłam się z ziemi i przywarłam do pobliskich skał. Dopiero teraz dostrzegłam czerwoną plamę krwi na moim kolanie. Dotknęłam bolącego miejsca, natychmiast tego żałując. Z rany wypłynęła przezroczysta i lepka ciecz, przyprawiając mnie o jeszcze większy ból.

Co do cholery? - pomyślałam, przyglądając się niewielkiej dziurze w kolanie.

Ziemia pod moimi nogami znów się poruszyła. Pospiesznie podciągnęłam się na jednej ze skał, próbując oprzeć na nią nogi. Jednak byłam tak obolała i wycieńczona, że runęłam na ziemię, lądując ponownie w białym piachu. Poczułam kolejne ukąszenia, które następowały zaraz po sobie. Ból, który im towarzyszył, stawał się nie do zniesienia. Właśnie wtedy dotarło do mnie, że to mogą być moje ostatnie chwile. Gorące łzy spłynęły po moich policzkach, a obraz przed moimi oczami poczerniał. Leżałam bezwładnie, czując, jak z każdą sekundą uchodzi ze mnie życie. Z trudem mogłam dostrzec to, co się przede mną znajduje. Jakby z opóźnieniem dotarł do moich uszu odgłos wystrzału. Nagle usłyszałam nad sobą czyjeś głosy. Wyraźne po chwili niknące w oddali. Bez skutku próbowałam, zlokalizować skąd dochodzą. Wszystko zaczęło wirować w mojej głowie jak diabelski młyn, aż zapadła całkowita ciemność.

—————————————————————————

Zdrowych i pogodnych świąt Bożego Narodzenia.
                              🎄🎄🎁🎁

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro