Rozdział 24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Idę przywitać się z kumplem. Za chwilę do was wrócę. - rzucił luzacko Liam, zostawiając nas same.

Gdy chłopak zniknął w tłumie, odwróciłam się w stronę szatynki, mówiąc ściszonym tonem:

- Masz spoko znajomych. Czy oni wiedzą, że zostałaś genetycznie zmodyfikowana?

- Tylko Eva.

- Musiała być w niezłym szoku, gdy jej o tym powiedziałaś.

- Powiedzmy, że zmusiła mnie do tego pewna sytuacja. - odpowiedziała Raven, a w jej głosie dało się posłyszeć wyraźny smutek.

- Aż boję się zapytać.

- Gdy uciekliśmy z GenTech, przez kilka lat ścigała nas tajna jednostka wojskowa, o której mówił ci Ethan. Podczas jednej z ucieczek zgubiłam telefon. W ten sposób wpadli na trop Evy. Porwali ją i zmusili, aby się ze mną skontaktowała, grożąc, że ją zabiją. Kiedy udało mi się ją odbić, domyśliła się, że coś jest ze mną nie tak. Byłam zmuszona powiedzieć jej prawdę, w końcu przeze mnie mogła stracić życie.  Niestety nie przyjęła tego najlepiej. Długo nie mogła mi zapomnieć, że ją okłamałam i że skrywałam przed nią prawdę o tym, kim jestem. Na szczęście po pewnym czasie mi wybaczyła, tłumacząc, że sama mogłam stracić życie, a mimo wszystko ją uratowałam. Od tego czasu nasza więź jest nierozerwalna.

- Zauważyłam, walczyła z twoim byłym jak tygrysica. - zachichotałam, ciągle będąc pod wrażeniem interwencji dziewczyny.

- Trzeba jej przyznać, że ma gadane. - szatynka odwzajemniła uśmiech, spoglądając w stronę flirtującej przyjaciółki.

W tym też momencie poczułam, jak bardzo brakuje mi Sammy.

- Czemu się smucisz? - spytała Raven, wytrącając mnie z zamyślenia.

- Jesteś jakimś medium? - spytałam, nie ukrywając zdziwienia jej pytaniem.

- Potrafię wyczuć ludzkie emocje. Mówiłam ci już o tym. - odpowiedziała, przewracając figlarnie oczami i wyszczerzając rząd białych zębów.

- No tak. - powiedziałam, wolno dodając- Też miałam przyjaciółkę. Bardzo mi jej brakuje.

- Myślisz, że potrafiłaby zrozumieć, przez co przeszłaś i jakie niebezpieczeństwo niesie kontakt z tobą ?

- Tak, ale wiem również, że nie mogę w żaden sposób jej narazić. Poza tym nie mam nadludzkich zdolności jak ty, aby ją chronić. - posmutniałam.

- Poczekaj, aż sprawa ucichnie. Pomogę ci odzyskać przyjaciółkę. Jeśli chcesz, nauczę cię samoobrony. Twój genotyp również uległ mutacji. Na pewno masz jakieś zdolności, o których jeszcze nie wiesz. - oznajmiła z troską w głosie, czule gładząc moje ramię. -

- Co mnie ominęło? - spytał Liam, podchodząc w naszą stronę i przerywając naszą rozmowę.

- Wspominałyśmy dawne czasy. - pospiesznie odpowiedziała Raven, mierząc mnie ciepło wzrokiem.

- Pewnie sporo tego. - zaśmiał się chłopak.

- Nie masz nawet pojęcia. - odpowiedziałam, posyłając tajemnicze spojrzenie w kierunku szatynki i szeroko się uśmiechając.

- To, co jeszcze jedną kolejkę? - spytał Liam, wskazując na nasze puste kubki.

- Dlaczego nie. W końcu noc jest jeszcze młoda. - zachichotała Raven.

Chłopak odwrócił się w stronę baru, pospiesznie zamawiając kolejną dawkę alkoholu.

- Może bilard? - spytała szatynka, wskazując na wolny stół pod ścianą.

- Skopie ci dupę- z wielkim uśmiechem na twarzy zakomunikował blondyn.

- Jasne. - zachichotała Raven, przewracając oczami.

Po odbiorze zamówienia ruszyliśmy w stronę Evy, która, ciągle kokietowała z nieznajomą brunetką.

- Hej, wybacz, że przeszkadzam, ale pożyczam na chwilę moją kumpelę. - grzecznie wtrąciła się do rozmowy szatynka, szeroko się uśmiechając i ukazując rząd białych zębów.

- Jasne- odpowiedziała nieznajoma, niekontrolowanie patrząc w moją stronę.

Kiedy nasza czwórka dotarła do stołu, znajomi niebieskookiej rozpoczęli dyskusję. Oparłam się o pobliską ścianę, z uśmiechem na twarzy przyglądając się ich kłótni. Zachowywali się jak banda szczeniaków, walczących o słodycze.

- Gram z Raven. - rzucił pospiesznie Liam, stając koło szatynki.

- Myślałam, że chcesz mi skopać dupę. - zachichotała.

- Ja z tobą zagram sieroto. - oznajmiła Eva, mierząc Liama piorunującym spojrzeniem.

- Ok, ale ja rozbijam. - powiedział bez emocji chłopak, natychmiast uderzając w bile.

Kiedy dwie całe kule wpadły do środka, zrobił dumną minę, prężąc się na palcach.

- Nie ciesz się tak. Miałeś głupi fart. - Eva momentalnie przywołała go do porządku.

- To patrz na to.

Po tych słowach uderzył w białą bilę, ale żadna z kul nie trafiła do pożądanego celu.

- A nie mówiłam. - zachichotała ciemnoskóra dziewczyna, bez skrupułów nabijając się z chłopaka.

Raven spojrzała w moim kierunku, próbując się nie roześmiać, po czym po chwili rzekła:

- Twoja kolej.

- Oddam ci kolejkę. - odpowiedziałam, czując, że w tej grze Raven nie ma sobie równych.

Dziewczyna skinęła głową, po czym odwróciła się do mnie tyłem, nachylając się nad stołem. Niekontrolowanie zawiesiłam spojrzenie na jej zgrabnych pośladkach, momentalnie karcąc się w myślach i upewniając się, że nikt z jej znajomych tego nie zauważył.

Boże ta dziewczyna to ideał. - odbyłam wewnętrzny monolog, czując, jak moje policzki pokrywają się purpurą.

Szatynka wykonała delikatny zamach i uderzyła w białą bilę, która przeskoczyła nad połówką naszych przeciwników, uderzając lekko w zieloną, która po chwili wpadła do środka. Następnie kilkakrotnie powtórzyła swój wyczyn, niewinnie się uśmiechając i rozkładając ręce w geście niemocy.

- No to pozamiatane. - westchnęła Eva, licząc ilość bil na stole, po czym posyłała kolejne krzywe spojrzenie w stronę Liama.

Spędziliśmy w klubie kilka godzin, grając w bilard i upijając się piwem. Ku mojemu zdziwieniu w przeciwieństwie do Liama i Evy dzięki mutagenowi, mój organizm szybko się regenerował i wcale nie odczuwałam skutków wypitego alkoholu. Z zaciekawieniem spojrzałam w stronę szatynki, która podobnie jak ja świetnie trzymała się na nogach.

- Ledwo żyję. - oznajmił blondyn, kurczowo chwytając się stołu i desperacko próbując zachować równowagę.

- Zbierajmy się. Nie będę jutro tłumaczyć się szefowi za tego kretyna. - wydukała przyjaciółka Raven, próbując poprawnie złożyć zdanie.

Raven przytaknęła, chwytając w mocny uścisk Liama i przerzucając jego ramię przez swoje.
Spojrzałam na Evę , pytając:

- Dasz radę?

- Kochanie czy według ciebie wyglądam na wstawioną? - spytała, mierząc mnie poważnie wzrokiem, po czy  durnie się uśmiechając.

- Szczerze tylko trochę, ale jak zmienisz zdanie to służę ramieniem. - odpowiedziałam, posyłając w jej kierunku jak najmilszy uśmiech.

Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, moje ciało okalał  chłodny podmuch wiatru, powodując, że momentalnie się wzdrygnęłam. Spojrzałam przelotnie na moich kompanów, którym ciągle dopisywał dobry humor. Śmiejąc się i wspominając grę, ruszyliśmy opustoszałymi ulicami w głąb miasta. Na dworze panował mrok, a z oddali dobiegała głośna muzyka. Przeszliśmy kilka przecznic, nieustannie rozmawiając. Szłam u boku szatynki, o którą podpierał się Liam, z trudem utrzymując równowagę. Eva chwyciła mnie pod rękę,  chwiejnym krokiem dotrzymując nam tempa.  Skręciliśmy w kolejną ciemną dzielnicę, coraz bardziej oddalając się od pubu.

- Będę rzygał. - powiedział Liam, momentalnie się zatrzymując.

Po tych słowach rzucił się jak oparzony w stronę pobliskiego kosza, nurkując w jego wnętrzu.

- Wyskakujcie z kasy!- usłyszałam groźną komendę, dochodzącą tuż zza moich pleców.

Cała czwórka wolno odwróciła się w stronę dobiegającego odgłosu, zastygając w miejscu.
Złodziej miał prawie dwa metry wzrostu i ważył ponad sto kilo. Na twarzy miał niewielką bliznę, która znajdowała się tuż pod jego prawym okiem i kończyła się przy ustach. Zacisnął mocno pięści, przygryzając zęby i robiąc złowieszczą minę.

- Spokojnie ja to załatwię. - odezwał się Liam, podchodząc chwiejnym krokiem w naszą stronę i sięgając do kieszeni jeansowej kurtki.

Wysoki mężczyzna spojrzał z pogardą na chłopaka, wyrywając mu z ręki portfel, po czym mocnym uderzeniem ogłuszył blondyna, sprawiając, że chłopak bezwładnie osunął się na ziemię.

- To nie było konieczne. -  powiedziała Raven, z kpiną w głosie, dodając. - Teraz jestem zmuszona skopać ci tyłek.

Napastnik zmrużył oczy, szyderczo się uśmiechając.

- Potrzebujesz pomocy? - spytałam, kiedy z cienia wyłoniło się dwóch uzbrojonych w noże kompanów wielkoluda.

- Poradzę sobie. - odpowiedziała szatynka, zgrabnie blokując uderzenie napastnika.

Mężczyzna wydał głośny pomruk niezadowolenia, pospiesznie sięgając do kieszeni po nóż i ponownie szyderczo się uśmiechnął.

Sophia momentalnie wytrzeźwiała, opierając się nonszalancko o ścianę i kibicując szatynce:

- Dajesz maleńka.

Dziewczyna szybkim ruchem odskoczyła od metalowego ostrza, łapiąc wielkoluda za rękę i wykręcając ją w przeciwną stronę. Na jego twarzy ukazało się wyraźne zaskoczenie, a z ust wydobyło się wycie, spowodowane nasilającym się bólem. Dwóch jego kompanów natychmiast ruszyło do akcji, wymachując przed twarzą Raven połyskującymi w mroku ostrzami. Kierowana przypływem adrenaliny momentalnie podniosłam leżący na ziemi długi kawałek metalu i pospiesznie ruszyłam szatynce na pomoc. Wykonałam szeroki zamach i z całych sił uderzyłam w głowę jednego z napastników. Mężczyzna chwycił się za obolałe miejsce, zaciskając mocno szczękę i wymachując nożem jak oszalały. Kolejne silny zamach i długi kawałek metalu uderzył w jego rękę, sprawiając, że nóż bezszelestnie upadł na ziemię, lądując pod moimi stopami. Pod wpływem impulsu pospiesznie kopnęłam broń, która momentalnie zniknęła z mojego pola widzenia. Napastnik wydał złośliwy pomruk, z rozpędem ruszając w moją stronę. Szybko przykucnęłam, wbijając ostry przedmiot w ziemię i mocnym odbiciem przerzuciłam mężczyznę przez moje ramię. Złodziej z wielkim hukiem upadł na ziemię, bez skutku próbując się podnieść. Jednym skokiem znalazłam się nad nim, zaciskając mocno pięści i fundując mu kolejne uderzenia. Miałam wrażenie jak bym była w jakimś transie, a cały świat przestał do około istnieć.

- Wystarczy. - rzuciła spokojnie Raven, chwytając mocno za moją pięść, którą pospiesznie wykonałam kolejny zamach.

Czułam mocne uderzenia serca, a w żyłach buzowała rozszalała adrenalina. Wyrwana z transu, spojrzałam na napastnika, którego twarz pokryła się krwią. Mężczyzna leżał nieprzytomny, a jego kompani z trudem próbowali podnieść się z ziemi.

- Przepraszam. - odpowiedziałam przerażona, kiedy dotarło do mnie, co się stało.

-Broniłaś nas.  - rzekła szatynka, posyłając mi wyrozumiałe spojrzenie.

Eva podeszła do nas wolnym krokiem, spoglądając z przerażeniem w oczach w moim kierunku. Na jej twarzy widniało milion pytań, na które szybko chciała poznać odpowiedź.

- Chcesz mi coś powiedzieć? - spytała przyciszonym tonem, marszcząc brwi.

Raven wypuściła moją dłoń, pospiesznie odwracając się w stronę przyjaciółki.

- Brook nie jest taka jak ja. To była raczej reakcja obronna.

Widziałam, że to kłamstwo nie przyszło Raven lekko, jednak byłam jej wdzięczna, że mimo wszystko nie odsłoniła mojego prawdziwego oblicza.

- Zachowała się jak pieprzony Brus Lee, znokautowała to ścierwo, po drugim uderzeniu. Fakt może nie skakała, jak wiewióra, ale dużo jej nie brakowało.

Na jej twarzy ukazał się wielki uśmiech, po czym pospiesznie dodała.

- Z takimi kumpelkami to mogę chodzić na imprezy.

Obie wybuchnęłyśmy śmiechem, po chwili ocucając Liama i udając się w dalszą drogę.
Chłopaka ominęła cała akcja i przez resztę drogi zadawał niewygodne pytania.

**********************************************

Hej kochani. Jestem bardzo ciekawa waszej opinii. Dajcie znać w komentarzach, albo wiadomościach co sądzicie o tym opowiadaniu. Będę bardzo wdzięczną. Z góry dziękuję moim wiernym czytelnikom. 😘😘😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro