Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słońce przekroczyło linie horyzontu, okalając szare budynki jasnymi promieniami. W powietrzu unosiła się wilgoć, a zmiana temperatury była natychmiast odczuwalna.
Pomimo nieprzespanej nocy nie byłam zmęczona. Wręcz przeciwnie po raz pierwszy od dłuższego czasu czułam, że jestem wolna i żyję. Kiedy przyjaciele szatynki bezpiecznie dotarli do domu, wróciłyśmy z Raven po motocykl, który ciągle stał zaparkowany pod klubem.

- O której zaczynasz pracę?- spytałam nerwowo, zatrzymując się przy maszynie.

- Myślę, że zrobię sobie jeszcze jeden dzień wolnego. - odpowiedziała niebieskooka, figlarnie się uśmiechając.

- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Eva mówiła co innego. - spytałam, odczuwając niesamowitą radość na jej słowa.

- Poradzą sobie beze mnie. -  zachichotała, odpalając motocykl i przekręcając kilkakrotnie manetkę.

Maszyna wydała charakterystyczny warkot i gdy tylko wspięłam się na siedzenie, ruszyłyśmy w dalszą drogę. Raven bez problemu prowadziła czarny motocykl, płynnie wymijając inne pojazdy, aby po chwili zostawić je daleko za nami. Minęłyśmy centrum handlowe, zjeżdżając w kolejną aleję, na której znajdowały się stare fabryki i niedokończone wieżowce z lat siedemdziesiątych. Po kilku minutach jazdy zatrzymałyśmy się w cichej i opustoszałej dzielnicy pod czteropiętrowym blokiem. Niebieskooka przekręciła kluczyk, powodując, że maszyna gwałtownie zgasła, następnie zdjęła kask, czekając, aż zsiądę.

- Dlaczego się tu zatrzymałyśmy? - spytałam zaciekawiona, schodząc wolno z czarnego motocyklu i rozglądając się po okolicy.

- Musisz coś zjeść. Na pewno umierasz z głodu.

- To miejsce wygląda raczej na opuszczone. - wskazałam na zamknięty lokal po drugiej stronie ulicy, unosząc ze zdziwieniem brwi.

- Chodź- rzekła niebieskooka, pchając swoją maszynę i z trudem powstrzymując się od szerokiego uśmiechu.

Ruszyłyśmy w stronę dużych zielonych drzwi prowadzących do wnętrza czteropiętrowego bloku. Budynek wyglądał na stary i zaniedbany. W niektórych oknach znajdowały się drewniane deski, które zastępowały miejsca popękanym szybom. Ulica była pusta i w pobliżu nie było żywego ducha. Raven otworzyła mocnym szarpnięciem wejście do windy towarowej, po czym wprowadziła do jej wnętrza czarną maszynę, wybierając na panelu numer piętra. Gdy winda ruszyła, przerwałam milczenie, pytając:

- Dokąd nas prowadzisz?

Na jej twarzy ukazał się szeroki uśmiech, poprzedzony tajemniczym spojrzeniem.

- Cierpliwości. -rzekła, unikając odpowiedzi.

Kiedy winda zatrzymała się na piętrze, szatynka otworzyła wielkie drzwi, zgrabnie pchając motocykl przez szeroki korytarz. Po chwili zatrzymała się przed granatowymi drzwiami do mieszkania z numerem trzydzieści pięć.  Z wewnętrznej kieszeni kurtki wyciągnęła klucze, otwierając zamek i wprowadzając do wnętrza maszynę.

- Czuj się jak w domu. - rzekła, zdejmując skórzaną kurtkę i rzucając ją nonszalancko na pobliski fotel.

Wolnym krokiem weszłam do pomieszczenia, uważnie rozglądając się po jego wnętrzu. Mieszkanie nie było duże, ale wyglądało schludnie i przytulnie. Białe ściany i minimalistyczny styl wnętrza, dodawała temu miejscu uroku i wprowadzała gustowny klimat. Wolno rozejrzałam się dookoła, ale ku mojemu zdziwieniu nie znalazłam w nim żadnych osobistych zdjęć lub czegokolwiek mówiącego, że mieszkanie należy do Raven.

- Masz ochotę na kawę i wafle? - spytała szatynka, zanurzając się we wnętrzu lodówki.

- Nie pogardzę niczym. - odpowiedziałam, czując po raz pierwszy, że jestem głodna.

Kiedy niebieskooka przygotowywała nam śniadanie, w milczeniu obserwowałam jej poczynania, dokładnie jej się przyglądając. Czarna koszulka na ramiączka zgrabnie prezentowała jej smukłe ramiona, a niewielki dekolt podkreślał jej idealne i pełne piersi. Czarne skórzane spodnie świetnie przylegały do jej ciała, ukazując jej doskonałą sylwetkę i seksowną figurę. Ponownie przemknęło przez moje myśli, że szatynka jest najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałam. Po raz kolejny przyłapałam się na własnych przemyśleniach, momentalnie czując zawstydzenie.

- Wszystko w porządku? - spytała Raven, wytrącając mnie z zamyślenia.

- Jasne? Czemu pytasz? - odpowiedziałam, próbując ukryć zawstydzenie.

- Wyglądałaś na zamyśloną?

Poczułam wypełniającą mnie panikę, po czym pospiesznie spytałam:

- Czy twoje genetyczne supermoce mówią ci, o czym teraz myślę?

- Chciałabym. - zachichotała, dodając: - Niestety nie potrafię czytać w myślach, ale jestem pewna, że czujesz się niezręcznie.

Jej słowa sprawiły, że na mojej twarzy ukazały się wielkie wypieki i przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

- Wiesz, nie chcę ci się narzucać. Już tyle dla mnie zrobiłaś.

- Spokojnie to drobiazg. W końcu wyciągnęłam cię ze schronu. Czuje się za ciebie odpowiedzialna. Poza tym chciałabym cię lepiej poznać.

Mówiąc to, odsunęła krzesło od stołu, zajmując miejsce naprzeciwko mnie. Znów spotkałam się z jej niebywałymi i jasnoniebieskimi oczami, czując, jak jej spojrzenie przeszywa mnie na wylot.

- Czy ja cię krępuję? - spytała, przerywając chwilową ciszę.

Poczułam natychmiastowy paraliż, a moje serce przyspieszyło uderzeń. Zakłopotana nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Desperacko poszukiwałam odpowiedzi, jednak nic konkretnego nie przychodziło mi na myśl.

- Nie, ale jak tak patrze w twoje niesamowicie jasne oczy to zastanawiam się, jak to jest możliwe, że tak piękna dziewczyna jest ciągle sama.- odpowiedziałam, w tej samej chwili karcąc się w myślach i momentalnie żałując swoich słów.

Po prostu superNie mogłaś wpaść na nic lepszego.

- Sama słyszałaś, jestem mglista, a związek ze mną to jak wędrówka we mgle. - zaśmiała się, przewracając figlarnie oczami.

- Przejmujesz się tym chłopakiem z klubu? Jak ty go w ogóle poznałaś? - zrewanżowałam się serią niewygodnych pytań.

-  Moje życie od zawsze było ucieczką i walką o przetrwanie. Kiedy jednostki specjalne przestały się mną interesować, zapragnęłam żyć jak normalna dziewczyna. Pewnego wieczoru podczas imprezy poznałam Owena. Chłopak był miły i szybko znaleźliśmy wspólny język. Po jakimś czasie zaczęliśmy się spotykać, a ja miałam wrażenie, że jestem gotowa na pierwszy, poważny związek. Niestety jak sama widziałaś, moje mgliste życie sprawiło, że wylądował w ramionach innej. - westchnęła.

Nie potrafiłam wyjaśnić dlaczego, ale nagle poczułam wypełniający mnie smutek i współczucie w stosunku do Raven. Dziewczyna naprawdę na to nie zasługiwała, a facet, na którego trafiła, okazał się zwykłym palantem. Wiedziałam jednak, że nigdy nie będzie zwykłą dziewczyną, która podobnie jak ja zawsze będzie zmagać się z mrokiem przeszłości i tym, kim jest.

- Przykro mi, faceci to świnie.

- Masz jakieś doświadczenie? - spytała, marszcząc brwi i z zaciekawieniem mierząc mnie wzrokiem.

- Nie i nawet gdybym została z ostatnim na świecie. Wolę umrzeć singlem. - odpowiedziałam dumnie, wyszczerzając w jej kierunku rząd białych zębów.

Szatynka posłała w moim kierunku szeroki uśmiech, zadając kolejne pytanie.

- Jak wpadłaś na to, że podobają ci się dziewczyny?

- Chyba od zawsze tak miałam. To nie jest kwestia wyboru tylko naszych upodobań. Masz wątpliwości co do swojej orientacji ? - spytałam, unosząc zabawnie brew i posyłając w jej stronę podejrzliwy uśmiech.

- Wątpię. Ci w GenTech, wiedzieli, co robią i każdy ich zamiar miał konkretny cel.

Po tych słowach westchnęła, przenosząc wzrok na drewniany blat stołu.

- Co masz na myśli? - spytałam zaciekawiona.

Twarz dziewczyny w momencie pobladła, nabierając przezroczystego wyrazu.

- Wybacz, ale nie czuję się najlepiej.

- Coś ci dolega? - spytałam, widząc niespokojne spojrzenie szatynki.

- Mój poziom serotoniny opada. Skonstruowano mnie tak, abym działała na pełnych obrotach, a teraz mam wrażenie, że czuję się jak wyciśnięta cytryna. - wyjaśniła, próbując wstać od stołu.

- Mam wezwać lekarza? - spytałam przejętym tonem.

- I co mu powiesz? Że twoja genetycznie zaprojektowana koleżanka ma zaburzoną chemię mózgu? - rzekła osłabionym tonem głosu, wysilając się na szeroki uśmiech.

W tej samej chwili jeszcze bardziej pobladła, a jej ciało zaczęło zmagać się z nasilającymi się drgawkami.

- Pomogę ci. - oznajmiłam, podchodząc w jej stronę i mocno obejmując ją w pasie.

Przerzuciłam delikatnie ramię dziewczyny przez mój kark, prowadząc ją wolno w stronę kanapy. Poczułam przyjemne ciepło jej skóry, a do moich nozdrzy dotarł delikatny zapach jej perfum. Ostrożnie położyłam dziewczynę na sofie, podkładając pod jej głowę poduszkę.

- W szafce nad zlewem jest Tryptofan, mogłabyś mi go przynieść? - spytała, cichym i łamiącym się tonem.

Ruszyłam w stronę łazienki, po chwili wracając z żółtym pudełkiem i natychmiast podałam go dziewczynie, udając się do kuchni po szklankę wody. Szatynka pospiesznie zażyła tabletki, popijając je wodą i odchylając się wygodnie na kanapie.

- Czy mogę coś zrobić? - spytałam, czując, jak wypełnia mnie żal, widząc ją w takim stanie.

- Zostaniesz ze mną?- wyszeptała, kierując w moją stronę błagalne spojrzenie.

- Dobrze. - odpowiedziałam, wolno przesuwając się w jej stronę.

- Nie odejdziesz?

- Nigdzie się nie wybieram. - rzekłam, odgarniając z jej twarzy ciemne kosmyki włosów i poprawiając bawełniany koc.

Dziewczyna delikatnie się do mnie uśmiechnęła, zamykając oczy i z wolna oddała się w objęcia Morfeusza. Usiadłam na szarym fotelu, nie odrywając spojrzenia od śpiącej szatynki. Z uwagą śledziłam każdy detal jej profilu, próbując go zapamiętać. Mimowolnie na mojej twarzy zagościł nieśmiały uśmiech, kiedy niekontrolowanie spojrzałam na lekko rozchylone i pełne usta szatynki. Kiedy dotarło do mnie, co się dzieje, w momencie poczułam mocne ukłucie w żołądku, próbując odpędzić od siebie natłok kopulujących się w mojej głowie myśli.

Boże czy ona zaczyna mi się podobać?!

Czując lekkie zakłopotanie, przygryzłam wewnętrzną część policzka, a przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz przerażenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro