Oni-chan
Szła z rowerem Juleki w stronę Pont des Arts, raz po raz cicho wzdychając. Wiedziała, że zachowała się źle, biorąc chamsko jednoślad od swojej przyjaciółki. A w dodatku zostawiła jej swój plecak, a więc tak czy siak musiała po niego wrócić. Nagle na jej drodze stanęła wysoka sylwetka , a ona w swoim zamyśleniu, prawie uderzyła w osobę przed nią.
- Hej, uważaj Mamamarinette. - Usłyszała Lukę, kiedy złapał ją za ramię. - Gdzie tak pędzisz?
- Chciałam oddać Julece rower. - Powiedziała, a jej wzrok padł na różowy plecak na ramieniu chłopaka. - Tak mi głupio.
- W sumie powinno. - Uśmiechnął się, podając jej torbę. - Ale i tak chciałem się z tobą zobaczyć, więc chyba ta drobna kradzież nawet mi na rękę. - Marinette spłonęła rumieńcem, oddając mu rower.
- Nie musisz czkać, aż zabiorę coś twojej siostrze, aby się ze mną baczyć.- Wyszeptała na wdechu, spoglądając w bok na Sekwanę. Czuła się głupio, mówiąc to, a mając w pamięci, że jeszcze nie tak dawno odrzuciła jego wyznanie. Z drugiej strony chciała się z nim widywać. Luka uniósł brwi zaskoczony, po czym uśmiechnął się ciepło.
- W takim razie nie będę czkać. - Powiedział. - Aż mam deja wu. - Zaśmiał się, a ciemnowłosa uśmiechnęła, unosząc wzrok na niego. - W takim razie, może pójdziemy jutro na pizzę?
- Pizzę?- Zapytala zszokowana.- W sensie, że całą grupką?- Dodała kolejne pytanie, a chłopak wybuchł śmiechem.
- Nie, w sensie, że ty i ja. - Odpowiedział, gdy się uspokoił.
- Pewnie. - Odpowiedziała po chwili namysłu. - Faktycznie, nie czkasz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro