Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Przesiedziała w parku prawie cały dzień, rozmyślając o wszystkim. Już podjęła decyzję i nie było od niej odwrotu, a im dłużej o tym myślała tym bardziej zastanawiała się, czy aby na pewno dobrze zrobiła, odpisując tak szybko na tamtego SMS-a. Ale było już za późno, by zmienić decyzję. Nie mogła tak nagle napisać wiadomości, że „sorry, jednak nie". Teraz była na siebie zła, że znowu nie była asertywna. Jak mogła popełnić taką głupotę? Jak mogła pozwolić, by znowu ktoś zepsuł jej humor? Zdawała sobie jednak sprawę, że gdyby teraz zmieniła zdanie to Mateusz i Weronika od razu domyśliliby się, że coś jest nie tak i wszystko wyszłoby na wierzch, a na to nie mogła sobie pozwolić. On nigdy miał się o tym nie dowiedzieć. Było minęło, teraz już nie było ważne.

Kiedy zaczęło się ściemniać, Ola w końcu postanowiła wrócić do domu. Musiała jeszcze trochę się oporządzić, zanim pójdzie do Magdy. Nie chciała źle wyglądać, a wiedziała, że teraz nie jest nawet dobrze. Powolnym krokiem ruszyła w drogę powrotną do domu. Wiedziała, że musi się pozbierać z tego wszystkiego. Nie było to łatwe, ale nie było również nie do wykonania. Ledwo wróciła do domu, a dostała kolejnego SMS-a od dziewczyny.

Hej, ja już czekam! Długo jeszcze?

Uśmiechnęła się do siebie, patrząc na tę wiadomość. Wiedziała, że Magda za wszelką cenę próbuje ją rozbawić i odciągnąć jej myśli od tego, co było takie bolesne. Ola zaczęła zastanawiać się nad tym, co też dziewczyna wymyśli na cały wieczór i jak ona to przeżyje.

No to jeszcze sobie poczekasz. Daj mi... pół godziny? Muszę się ogarnąć.

Kliknęła „Wyślij" i schowała telefon do torebki. Wzięła ubrania i poszła pod prysznic. Wiedziała, że w niczym jej on nie pomoże, bo nie zmyje z niej tego poczucia bezsilności. Powoli wracały do niej wszystkie wspomnienia, mimo iż jak najszybciej chciała o nich zapomnieć. Po co był jej uśmiech Mateusza, zabawne miny Weroniki czy przypomnienie sobie tego, jak przytulił ją na pożegnanie, gdy jeszcze był wolnym chłopakiem? Czuła, że łzy napływają jej do oczu, więc szybko weszła pod prysznic. Pod wodą nie widać było jej łez, spływających po policzkach. Do tej pory wydawało jej się, że już sobie z tym doskonale radziła i żadna informacja nie zwali jej z nóg. Znowu się pomyliła. Była zła na samą siebie za to, że była taka słaba. Odkręciła więcej zimnej wody z nadzieją, że może to ją otrzeźwi.

Nie wiedziała ile stała pod prysznicem, ale miała wrażenie, że już bardzo długo. Powoli umyła się i wyszła z brodzika. Musiała się ubrać i jechać do Magdy, a przecież obiecała jej, że to będzie tylko pół godziny. Już teraz czuła, że to nie będzie pół godziny. Wytarła się i spojrzała na swoje odbicie w lustrze, zastanawiając się, co było z nią nie tak. Dlaczego nie pasowała Mateuszowi? Była za chuda? Za wysoka? Niekształtna? Stanęła bokiem do lustra i spojrzała na swoje odbicie. Nigdy nie miała problemów z wagą, przynajmniej nie tak, jak większość młodych ludzi. Czasem nawet rodzice na siłę wmuszali w nią większą ilość jedzenia, bo bali się, że córka może się pochorować. Oli jednak nie w głowie było odchudzanie się. Nie jadła, bo nie czuła takiej potrzeby, ewentualnie jadła zdecydowanie za dużo, bo nachodziła ją na to ochota. Co więc było z nią nie tak?

Im dłużej myślała o tym, co było z nią nie tak, tym bardziej nienawidziła swojego ciała. Nie była idealna, a jej uroda była osobliwa – nie każdemu podobała się chuda, rudowłosa dziewczyna z masą piegów. Na charakter, niestety, mało kto zwracał uwagę. W dzieciństwie była szykanowana przez innych, naśmiewali się z niej, z jej rudych warkoczy, z piegów, z wystających żeber. Pół dzieciństwa spędziła na płaczu, a kompleksy leczyła do tej pory. Gdy poznała Mateusza również nie było tak łatwo. Chłopak z samego początku trzymał się stereotypów, nie raz rzucił jakimś niewybrednym żartem na temat rudych, chudych i piegowatych. Zawsze wtedy robiła dobrą minę do złej gry, ale później w domu podnosiła się z tego przez kilka dni, czasem nawet przez tydzień. Dlaczego więc zwróciła na niego uwagę? Dlaczego pozwoliła mu zagościć w jej sercu, chociaż na początku tak bardzo ją krzywdził.

- Boże, co ze mną nie tak? – jęknęła, patrząc na swoje odbicie. Czasem miała ochotę rozbić wszystkie lustra w swojej okolicy, by więcej nie musieć na siebie patrzeć. Co z tego, że by się zmieniła? Nie było sensu farbować włosów na inny kolor, bo piegów nie szło wybielić, a przytyć nie potrafiła, mimo iż od lat próbowała dodać do swojej wagi chociaż dziesięć kilogramów, żeby ubrania na niej nie wisiały.

Odwróciła wzrok od lustra i powoli się ubrała. Zamiast sukienki założyła luźną tunikę w zielonym kolorze i legginsy, które tylko podkreśliły jej chude nogi. Włosów nie suszyła suszarką, bo wiedziała czym by się to skończyło – napuszyłyby jej się i wyglądałaby gorzej niż na co dzień. Nie pomalowała oczu, bo dobrze wiedziała z czym wiąże się dzisiejszy wieczór u Magdy – z morzem wylanych łez. Wolała nie ryzykować spływającego makijażu, który wszystko zabrudzi. Rozczesała jedynie mokre włosy i sięgnęła po sweter. W tym czasie po raz kolejny zawibrował jej telefon w torebce, a dźwięk ogłosił nadejście kolejnego SMS-a. Odczytała go, wiedząc, że to Magda. Znowu.

Hej, bo zaczynam się martwić, hallo! Gdzie jesteś? Daję Ci dziesięć minut i sama po Ciebie przyjdę, rozumiesz to? Zaraz sama się upiję, jak nie przyjdziesz.

Westchnęła i odpisała dziewczynie, że już idzie. Spakowała rzeczy do torebki, zamknęła za sobą drzwi i wyszła na ulicę. Do Magdy miała niecałe dziesięć minut drogi. Przez ten czas mogła trochę się uspokoić. Wiedziała, że musi powiedzieć wszystko dziewczynie. Cały czas zastanawiała się, czy może nazwać ją przyjaciółką. Przez Weronikę już nie była w stanie z taką łatwością mówić o przyjaźni.

Minęła ostatni zakręt i stanęła pod drzwiami wejściowymi do bloku, w którym mieszkała dziewczyna. Wybrała numer siódmy na domofonie i zadzwoniła. Czekała tylko chwilę.

- Kto tam? – usłyszała głos Magdy i uśmiechnęła się.

- Spóźniona ja. Wpuść mnie – powiedziała i pchnęła drzwi, gdy usłyszała charakterystyczny dźwięk, który towarzyszył przy ich otwieraniu. Zamknęła za sobą drzwi i ruszyła schodami na trzecie piętro. Cieszyła się, że Magda nie mieszka wyżej. Było to związane nie tylko z lękiem wysokości, jaki towarzyszył Aleksandrze od urodzenia, ale również z panicznym lękiem przed windą. Czasem dziewczyna wolała wbiec na dziesiąte piętro niż wsiąść do windy.

Podeszła do drzwi z numerem siódmym i zapukała. Nie czekała długo, więc prawdopodobnie dwudziestotrzylatka cały czas stała przy domofonie i czekała, aż rudowłosa dotrze na to trzecie piętro. Otworzyła jej drzwi i bez słów wciągnęła ją do środka, zatrzaskując za nią drzwi.

- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak się dzisiaj o ciebie martwiłam! – powiedziała, patrząc na nią z oburzeniem. – Czy ty wiesz co ja przeżywałam od czasu Twojego pierwszego SMS-a do mnie?! Opuszczasz zajęcia, chociaż nigdy tego nie robisz, a później spóźniasz się o pół godziny, chociaż bardziej punktualnej osoby jeszcze nigdy w życiu nie poznałam! Boże, Ola, myślałam, że wleciałaś gdzieś pod samochód albo zaatakowały cię te cholerne dziki, grasujące po okolicy! – wydusiła, wszystko na jednym wydechu. Prawdopodobnie zbierała się do tego od dłuższego czasu. Teraz patrzyła na nią wyczekująco, jakby chciała się dowiedzieć o co chodzi i dlaczego dziewczyna tak długo każe jej czekać na odpowiedź.

- Wiesz, że czasem powinno się brać oddech? To nie boli – powiedziała z rozbrajającym uśmiechem i przytuliła do siebie Magdę. – Przepraszam, że się niepokoiłaś. Nie pomyślałam, że tak na to zareagujesz. Gdybym wiedziała... Naprawdę cię przepraszam, Magda! – spojrzała na nią. Była przynajmniej dziesięć centymetrów wyższa od niej. – To się więcej nie powtórzy. Po prostu musiałam przemyśleć to, co się wydarzyło. Już jest trochę lepiej.

- Chodź, zanim mnie rozzłościsz. Zostajesz dzisiaj na noc – powiedziała, co nawet nie było pytaniem – kupiłam wino i zamierzam cię nim upić, mam nadzieję, że dużo zjadłaś – dodała i spojrzała na nią, po czym pokręciła głową i ciągnęła dalej: - no jasne, ty i dużo zjeść. To oczywiste, że niewiele zjadłaś. Albo wcale. Jadłaś coś od rana? – spytała, ale nie czekała na odpowiedź. – Oczywiście, że nie. Po co ja się pytam. Czekaj, zamówimy pizzę. Nie chce mi się gotować – rzuciła i poszła do salonu.

Ola pokręciła głową i zdjęła buty. Poszła za dziewczyną.

Magda, a dokładniej Magdalena, była brunetką średniego wzrostu. Miała koło metra i sześćdziesięciu sześciu centymetrów. Była również całkiem krągłą dziewczyną. Podczas gdy Ola walczyła ze swoją wagą, by nabrać kilku kilogramów, Magda robiła wszystko, by tych kilogramów się pozbyć. Czasem żartowały sobie, że jedna drugiej coś odda i obie będą zadowolone. Rudowłosa lubiła towarzystwo brunetki, bo ta prawie zawsze się uśmiechała. Nie poddawała się, nawet jeśli życie cały czas rzucało jej kłody pod nogi i nie pozwalało się dźwignąć, tylko kazało leżeć. Walczyła o to, by było dobrze i zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli sama nie będzie o to dbać to nikt jej nie pomoże.

- To co, jaką pizzę zamawiamy? Błagam, tylko nie hawajską. Rzygam na samą myśl o ananasie na szynce – powiedziała, krzywiąc się. – Boże, nie rozumiem tych ludzi. Jak można łączyć jedno z drugim? Przecież to jest o-h-y-d-n-e! – Wstrząsnęło nią i Ola się zaśmiała. To był pierwszy prawdziwy uśmiech od SMS-a, który rano zniszczył jej humor.

- Wiesz, że ja też nie jem hawajskiej. Jakąkolwiek, byle nie słodką. I może być sos czosnkowy do tego – powiedziała i usiadła na kanapie. Magda wybrała numer do pizzerii i wyszła z pokoju, by coś zamówić. Ola w tym czasie postanowiła rozejrzeć się po salonie, mimo iż już nie raz była w tym mieszkaniu. Było nieduże, ale całkiem ładnie urządzone i, tak jak w przypadku jej mieszkania, było widać w nim zainteresowanie ślubami i kwiatami.

- Co za kretyni pracują w tej pizzerii, no nie mogę – jęknęła Magda, wracając do pokoju. – Ile razy można powtarzać swoje zamówienie? Przy trzecim już bym się go nauczyła na pamięć! – powiedziała, rzucając się na swój fotel.

- Aż tak źle? – spytała Ola, odkładając swoją torebkę na oparcie kanapy.

- Aż tak. Nie lubię tam dzwonić, ale mają naprawdę dobre jedzenie. Jak żyć? – rzuciła, kręcąc głową. – Ale okej, do pół godziny powinni przywieźć pizzę, a wtedy pogadamy na poważnie. Póki co chłodzi się wino w lodówce. Wiem, że nie powinno się go chłodzić. Ale co zrobić, jak zimne jest lepsze?

Rudowłosa spojrzała na nią z rozbawieniem. Magda była gadułą, potrafiła zadawać pytania i sama sobie na nie odpowiadać. Jej towarzystwo bardzo odpowiadało Oli. Dzięki temu nie musiała za dużo mówić, a mogła jakoś oderwać się od mało przyjemnych myśli.

Pół godziny później w końcu przywieźli pizzę. Magda, jak zwykle zresztą, trochę musiała ponarzekać, ale wróciła do pokoju obładowana.

- I ty myślisz, że my to zjemy? – Ola sceptycznie spojrzała na dwa kartony pizzy XXL, dwie sałatki typu Colesław, kilka sosów i dużą, dwulitrową Coca Colę. – Dobrze wiesz, że ja nawet połowy jednej pizzy nie zjem, a co dopiero aż dwie... Oszalałaś!

- Och, cicho siedź. Jestem kobietą, mam okres, gdybym mogła to zjadłabym konia z kopytami. Nie masz tak czasem? Jeny, czuję się jak kobieta w ciąży, rozumiesz to? Mam takie zachcianki, że normalny człowiek już dawno by wszystko zwymiotował – powiedziała i spojrzała na nią. – Czekaj, przyniosę szklanki, talerze, sztućce i wino.

- Uniesiesz to wszystko? – zaśmiała się. – Czekaj, pomogę ci.

Kuchnia w mieszkaniu Magdy była bardzo mała, niemalże klaustrofobiczna. Dla Oli byłaby to katorga, ze względu na to, że zamiast zamawiać jakieś tam jedzenie wolała sobie coś sama ugotować. Magdzie jednak to nie przeszkadzało, w żaden sposób. Brunetka wyciągnęła dwie szklanki, kieliszki, talerze i sztućce. Sięgnęła do lodówki po wino i spojrzała na rudowłosą.

- Chcesz może kostki lodu do tej coli? Będzie smaczniejsza. – Uśmiechnęła się. – Hej, wiesz, że mam kostki lodu w kształcie serduszek? Są fantastyczne!

- Boże, serduszka? Ty i serduszka? – Ola się roześmiała. Magda była przeciwna miłości, nie lubiła niczego, co z nią związane, nie mówiąc już o Walentynkach, których była wrogiem numer jeden.

- Oj, odczep się – pokręciła głową. – To co innego. To się rozpuszcza. I nie ma po tym śladu – rzuciła i pokazała jej język. Ola się zaśmiała.

- Okej, dawaj i chodź do pokoju. – Uśmiechnęła się do niej.

Magda wrzuciła kilka kostek lodu w kształcie serduszek do dwóch szklanek i razem poszły do pokoju. To miał być ich wieczór. Wieczór, który pomoże Oli jakoś to wszystko sobie uporządkować, gdzie będzie mogła się wygadać. Wiedziała, że nikt jej nie pomoże i sama musi sobie z tym poradzić. W saloniku usiadły na podłodze, gdzie Magda wcześniej ułożyła poduszki.

- No, to skoro mamy wszystko to teraz mi się tłumacz. O co chodzi? Kto w ogóle wpadł na taki pomysł, żeby do ciebie napisać? I co ty odpisałaś? Chociaż znając ciebie to wiadomo co ty odpisałaś... - powiedziała, kręcąc głową.

- Jak myślisz, kto? Weronika – powiedziała cicho, patrząc na nią. – Przysłała mi SMS-a z rana, jak wychodziłam na zajęcia. Dodatkowo dorzuciła zdjęcie szczęśliwej, kochającej się pary – mruknęła. – Zgadnij dlaczego to ja mam zorganizować ich ślub. Przecież to oczywiste, chodzi o kasę. Mateusz nie zdaje sobie z niczego sprawy, znaczy z mojego zauroczenia w nim, więc dla niego to nic dziwnego. To normalne wręcz, że przyjaciółka ci pomaga. Nie mogę go winić zresztą, cały czas robiłam wszystko, by nigdy nie poznał prawdy – pokręciła głową i napiła się coli. – Ale Weronika... Ona na pewno zrobiła to z pełną premedytacją. Jak zwykle zresztą. Pewnie sobie pomyślała, że jak przyjaciółka to pójdzie po kosztach, wszystko taniej. A ja... To też oczywiste, zgodziłam się. Teraz tego żałuję, ale już za późno...

Magda siedziała, patrząc na nią. Uważnie jej słuchała, ale widać było, że nad czymś się zastanawia. Kiedy Ola skończyła mówić, ta zwyczajnie się uśmiechnęła i podniosła z poduszek.

- Poczekaj, chyba coś wymyśliłam – rzuciła i poszła do swojej sypialni. Wróciła po chwili i usiadła na swoim miejscu, z grubym notesem w ręce. – Cóż, już nie będziesz rezygnować z tego, bo pokazałabyś im, że jesteś słaba, a przecież tak nie jest – powiedziała na spokojnie. Zauważyła minę Oli i uśmiechnęła się szerzej. – Serio, posłuchaj mnie. Pomogę ci zorganizować ten ślub. Nie patrz tak na mnie. Pomogę ci, a jak będziesz chciała obniżyć im koszty to walnę cię w łeb i pożałujesz. Obiecuję.

- Jesteś agresywna, to karalne – rzuciła, ale uśmiechnęła się.

- Oczywiście, że jestem. Zrobimy im ten ślub. Będzie najdroższym ślubem z możliwych. Oboje mają pieniądze, stać ich na wystawne wesele. A twoja, pożal się Boże, przyjaciółka zrozumie, że zemsta zranionej i zdradzonej kobiety jest najgorszą rzeczą, jaka może człowieka spotkać w życiu. Zobaczysz, jeszcze będzie cię przepraszać na kolanach za to, co ci zrobiła. – Magda uśmiechała się szeroko, pewna swoich słów. Napiła się coli. – A teraz się uśmiechnij, to nasz wieczór.

- Nasz?

- Nasz, zamierzam cię upić – rzuciła rozbawiona. – A później może wykorzystać – pokazała jej język i przytuliła rudowłosą do siebie.

Ola się uśmiechnęła. Być może trafiła w końcu na prawdziwą przyjaciółkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro