Rozdział 14: ,,Wymuszone uśmiechy"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Marinette wyszła z prysznica, uśmiechając się jak tylko westchnęła. Ubrała swoją ulubioną pidżamę i wysuszyła włosy ręcznikiem, pozwalając by jej wilgotne włosy opadły na środek pleców, zamiast je upinać. Otworzyła drzwi łazienki, podeszła do łóżka i zatrzymała się, prawie wypuszczając telefon z ręki.

Na łóżku stała zupełnie nowa maszyna do szycia jak z półki. Podeszła do niej i zobaczyła małą karteczkę samoprzylepną. Wzięła, i przeczytała ją.

Widziałem cię dzisiaj na zakupach z twoim kochasiem (loverboy). Nie widziałem, żebyś wybrała jedną z nich. Nie mogę pozwolić, żeby ten chłopak owinął cię wokół palca. -Romeo"

Marinette zachichotała, przewróciła oczami i przyłożyła notatkę do serca, żałując, że nie został na kilka minut, żeby się z nią zobaczyć, ale wiedziała, że tak będzie najlepiej na wypadek gdyby Adrien nagle wszedł. Bo inaczej jakby wyjaśniła swój związek z Czarnym Kotem?

Po chwili usłyszała za sobą kroki więc odwróciła się, widząc Adriena stojącego w progu.

-Oh, hej! -uśmiechnęła się, wciąż z różowym rumieńcem na twarzy.

-Co to za paczka? -zapytał, uśmiechając się.

-Oh...um...mój chłopak mi ją podrzucił. - Powiedziała, wciąż czując, że jej policzki płoną na różowo..

-Podrzucił? Gdzie? -zapytał. -Nie widziałem jej na ganku.

-Uh...była już w środku, zaniosłam ją tutaj i położyłam na łóżko. -Marinette uśmiechnęła się nerwowo.

-Dlaczego? -zapytał chłopak, krzyżując ręce.

-Dlaczego? Co masz na myśli? -zapytała.

-Dlaczego... przyniosłabyś to tutaj tylko po to, by później zanieść to z powrotem?" – zapytał Adrien, uśmiechając się.

-Ja... musiało mi to wymknąć się z głowy. Byłam dzisiaj taka zmęczona. Czy masz coś przeciwko?" – spytała Marinette.

-Nie, absolutnie. Więc...twój chłopak przyniósł to dla ciebie? -zapytał podnosząc paczkę.

-Tak, jest przesłodki. -uśmiechnęła się, rumieniąc.

-Skąd wiedział, że nie masz maszyny do szycia? – zapytał Adrien.

– Uch... powiedział, że widział nas dzisiaj razem na zakupach. – powiedziała Marinette.

– Nie przywitał się? Czy jest przeze mnie onieśmielony? -Adrien roześmiał się.

-Nie sądzę, że jest, jeśli cokolwiek to prawdopodobnie ty byłbyś onieśmielony przez niego." Marinette roześmiała się.

-Co to ma znaczyć? -Adrien roześmiał się.

-Hę? T-to znaczy... Cóż... uh... On jest... opiekuńczy? -Powiedziała, trochę niepewna, jak to sformułować.

– Opiekuńczy, co? Więc... ma na imię Romeo?- Adrien uśmiechnął się, widząc, jak oczy Marinette się rozszerzają.

Marinette spojrzała na karteczkę, którą ściskała w dłoni w pobliżu jej serca, a potem skierowała wzrok z powrotem na Adriena.

-Uh... to tylko... pseudonim, który sobie nadaje. -Marinette roześmiała się.

– Więc przypuszczam, że jesteś jego Julią? -Uśmiechnął się złośliwie.

– Twoje przypuszczenia się zgadzają. -Zaśmiała się.

Z ciekawości- zdecydowałeś się zostać z jego powodu? – zapytał Adrien.

Marinette miała zamiar się uśmiechnąć i zacząć żartować, ale przestała, gdy zobaczyła, że ​​Adrien się nie śmieje ani nie drażni. Zadał poważne pytanie.

– Uh... tak, właściwie. Przekonał mnie, żebym została. Muszę jeszcze porozmawiać z rodzicami. -Powiedziała, marszcząc brwi, prawie zmartwiona tym, co powiedzą. Jego oczy rozszerzyły się i odwrócił się, aby uniknąć jej kontaktu wzrokowego, gdyż jego twarz zaczęła robić się czerwona.

– Cóż, możesz z nimi porozmawiać, a ja zaniosę to pudło na dół. Jestem pewien, że będą zachwyceni, że wkrótce dostaniesz swoje własne miejsce. – powiedział Adrien, odchodząc.

– Ja... hm... może po obiedzie.- Marinette próbowała coś powiedzieć, ale wiedziała, że ​​jej nie słyszy, ponieważ w panice już wybiegł z pokoju.

Marinette zeszła na dół i znalazła swoich rodziców siedzących przy stole, czekających na wszystkich. Adrien siedział właśnie w przedpokoju i skinął jej głową, uśmiechając się i podchodząc z nią do stołu obiadowego.

Marinette usiadła obok Adriena, siedząc naprzeciwko Sabine i Toma. Jej rodzice uśmiechnęli się, gdy Gabriel usiadł z nimi przy stole, a obok niego Nathalie. Kobieta przynosiła im posiłki, a rodzice prowadzili między sobą lekką rozmowę.

– Marinette? Mamy świetne wieści. – powiedziała Sabine, odkładając widelec i spoglądając na córkę.

Marinette podniosła wzrok znad posiłku i zobaczyła, że ​​matka uśmiecha się do niej, a potem spojrzała na Adriena. Adrien skinął na nią, by jej odpowiedziała, a Marinette uśmiechnęła się nerwowo i spojrzała na Sabine.

-T-tak mamo? - Powiedziała.

-Znaleźliśmy dom! Nie uwierzysz, gdzie się znajduje. -Powiedziała podekscytowana.

– Uch... gdzie? -Powiedziała trochę niezadowolona.

Adrien odwrócił się, by spojrzeć na Toma i Sabine i zauważył, że mężczyzna dostrzegł niespokojną reakcję Marinette na sugestię Sabine, ale mimo to pozostał cicho.

-To ładny trzypiętrowy dom w USA. Możemy stworzyć nową piekarnie, kochanie! -Sabine uśmiechnęła się.

-Uch... to wspaniale mamo. - Marinette zmusiła się do uśmiechu, ze względu na rodziców, ale spojrzała z powrotem na swoje jedzenie.

– Marinette? Czy jesteś... niezadowolona z tej decyzji? – spytał Tom, spoglądając na Marinette.

-Uh... -Marinette spojrzała na ojca i matkę i poczuła, że ​​jest pod presją. Nie chciała ich zawieść. Westchnęła, spojrzała w górę i zmusiła się do kolejnego radosnego uśmiechu.

-Nie! To jest wspaniałe. Stany Zjednoczone brzmią jak niesamowite miejsce. Ja... nie mogę... się doczekać, żeby to zobaczyć!

Tom zobaczył, że oczy Adriena rozszerzają się, prawie jakby spodziewał się, że powie coś zupełnie innego. Kolacja tego wieczoru przebiegła raczej niezręcznie i cicho, nie licząc rozmawiających między Gabrielem i Nathalie o sprawach biznesowych.

Adrien poszedł za Marinette na górę i chwycił ją za rękę, aby powstrzymać ją przed wejściem na dach, wyraźnie widząc, że jest zdenerwowana. Odwróciła się twarzą do niego i poczuł, jak się trzęsie.

-Dlaczego nie powiedziałeś im, że chcesz zostać? - zapytał.

-Nie mogę zostać, to był błąd. Są tak podekscytowani, Adrien. Nie mogę ich tak skrzywdzić! – powiedziała Marinette, walcząc ze łzami i odsuwając od niego rękę.

-Ale Marinette... nie chcę, żebyś odchodziła! -Powiedział.

-Wiem, że nie, ale muszę. Oni są moją rodziną. Kocham ich! - Wykrzyknęła.

– Ale... ja też cię kocham! -Krzyknął.

Jego oczy rozszerzyły się, widząc, jak dziewczyna robi to samo, a po tym nastała niezręczna cisza.

— Marinette... ja... — zaczął. -Pozwól mi wyjaśnić, proszę.

– Adrien... już ci mówiłam... mam chłopaka. -Powiedziała. -Myślę, że... może byłoby lepiej, gdybym... spała dziś na dachu.

-N-nie, nadal możesz spać w łóżku! Nie musisz spać na dachu! Przepraszam, jeśli sprawiłem, że poczułaś się nieswojo. Proszę...-Powiedział, błagając ją, aby wróciła, gdy wspięła się po drabinie po zdobyciu kilku poduszek i koców.

-Potrzebuję trochę czasu dla siebie.-Powiedziała, znikając i zamykając drzwi na dach.

Usłyszenie zamykających się drzwi było jak cios w serce. Właśnie wtedy, gdy wszystko zaczęło iść dobrze... wszystko obróciło się o 180 stopni.

— Tom... — powiedział do siebie, kierując wzrok na drzwi.

Adrien zbiegł na dół do gościnnej sypialni, biorąc oddech, żeby się uspokoić, zanim delikatnie zapukał do drzwi. Usłyszał zbliżające się kroki i światło z jego wnętrza wpadło do jego szmaragdowych oczu, gdy zobaczył, że Tom patrzy na niego zdezorientowany, dlaczego znalazł się przy drzwiach ich sypialni.

-Co jest Adrien? Czy coś jest nie tak? – zapytał Tom.

-Możemy porozmawiać? – zapytał chłopak, oszalały, ale zmartwiony.

*Hejka! To pierwsza część maratonu, trochę późno, ale Internet nawala.

Ten rozdział jest jak dwa rozdziały więc dużoooo czytania.

Za chwilkę wlecą kolejne!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro