Część 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilka dni później

Brooke

Wchodzę do supermarketu, aby zrobić większe zakupy i nie musieć za każdym razem po pracy zajmować się sprawunkami. Sobota to idealny dzień na porządki i nadrobienie zaległości w bieżących sprawach.

Wrzucam do wózka potrzebne produkty na obiad, a także zmierzam do działu z chemią. Mogłabym wynająć kogoś do tego typu zadań, Travis zawsze powtarzał, że stać nas na gosposię, ale ja nie uwzględniałam takiej opcji. Lubię zajmować się domem, a praca w księgowości nie była aż tak pochłaniająca. Cóż, moje stanowisko się zmieniło i to diametralnie, ale dam radę. Przynajmniej mam zajętą głowę. Nie błądzę nieustannie myślami wokół wydarzania sprzed dwóch miesięcy.

Po załadowaniu wózka, ruszam do kasy. Wykładam produkty na taśmę, po czym kasjerka zaczyna szybko je skanować. Pakuję artykuły do papierowych toreb i wtedy zauważam w oddali mężczyznę w ciemnej bluzie. Stoi bokiem, a jego kaptur zasłania mi twarz. Moje skojarzenia od razu wędrują do pomocnika pana Miltona, ale nie jestem pewna, czy to faktycznie on. Postanawiam go zignorować i skupić się na zakupach.

Wychodzę ze sklepu, pchając przepełniony wózek z torbami. Otwieram bagażnik samochodu, przekładam produkty, po czym odnoszę kosz.

Wsiadam do auta, zapinam pas bezpieczeństwa, odpalam stacyjkę i zerkam na lusterko wsteczne. Widzę tego samego mężczyznę, który stał na końcu kolejki. Wsiada do zniszczonego sedana i nic dalej nie robi. Nie wiem, dlaczego, ale także wstrzymuję wprowadzenie auta w ruch. Silnik już chodzi, ale ja wpatruję się w tajemniczego mężczyznę. Jest za daleko, nie mogę go zidentyfikować, a to budzi we mnie kompletnie nieuzasadniony lęk. Nie raz miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ale próbowałam sobie wytłumaczyć to racjonalnie. Przeżyłam koszmar, a teraz moja wyobraźnia płata mi figle.

Wprowadzam auto w ruch i wyjeżdżam z parkingu. Po kilkunastu minutowej jeździe parkuję przed budynkiem poczty, po czym wysiadam z auta. Jak wariatka rozglądam się dookoła w poszukiwaniu starego sedana. Jeszcze trochę i wpadnę w paranoję. Kręcę głową, jakby to miało odpędzić złe myśli, a potem wchodzę do placówki.

Pokazuję kwitek, który wczoraj czekał na mnie w skrzynce pocztowej i czekam chwilę, aż ekspedientka poda mi paczkę. Oglądam opakowanie, ale nie mam zielonego pojęcia co w nim się znajduje. Nic nie zamawiałam. Nie ma także adresu zwrotnego, co jest cholernie zastanawiające.

W samochodzie postanawiam zaspokoić swoją rosnącą ciekawość. Odrywam taśmę klejącą i odsuwam na bok kartonowe skrzydła. W środku znajduję stos wycinek prasowych. Wyciągam kilka i przeglądam je z prawdziwą trwogą. Są tu chyba wszystkie artykuły opisujące zabójstwo Travisa. Jego zdjęcia, ale także i moje. Dwa miesiące temu byliśmy na pierwszych stronach gazet i teraz mam przed sobą cały ich zbiór.

Mój oddech przyspiesza, gdy odnajduję wycinek z podkreślonym na czerwono nagłówkiem.

Travis Montgomery zamordowany"

Czuję narastające mdłości i odruchowo zakrywam dłonią usta. Powstrzymuję konwulsje, po czym chowam papiery do pudełka i odkładam na siedzenie obok. Opieram ręce na kierownicy i opuszczam głowę na dół, biorąc duże hausty powietrza. Moje dłonie drżą, a w oczach czuję napływające łzy.

Unoszę głowę do góry i wtedy dostrzegam kilka metrów dalej ten sam samochód, w którym siedział nieznajomy ze sklepu. Tym razem czuję prawdziwe przerażenie. Ktoś siedzi za kierownicą i mogę się założyć, że to ten sam człowiek, którego widziałam wcześniej. Nagle zapalają się światła owego auta, po czym odjeżdża z piskiem opon. Czekam, aż mnie minie i będę mogła przyjrzeć się kierowcy, ale on skręca w pobliską uliczkę i znika mi z pola widzenia.

***

Zdenerwowana wchodzę na posterunek policji, a w rękach trzymam pudełko z wycinkami prasowymi. Przy recepcji czekam na detektywa, który prowadzi sprawę włamania do naszego domu.

Po kilku minutach podchodzi do mnie detektyw Miller i gdy tylko widzi w jakim stanie jestem, zaprasza mnie do swojego gabinetu. Siadam na krześle, po czym kładę na jego biurko kartonik. Mężczyzna zagląda do środka i po kilku sekundach patrzy na mnie zdezorientowany.

– Ktoś mi to wysłał, ale nie wiem kto, nie ma adresu zwrotnego. I cholera nie wiem po co to zrobił!

– Nie rozumiem.

– Ja również detektywie. Do tego ten mężczyzna w sedanie, który za mną jeździ. Chyba mnie śledzi i...– mówię jak najęta, na co detektyw unosi ręce do góry i prosi, abym się zatrzymała na chwilę.

– Ktoś za panią jeździ?

– Tak, był w sklepie, gdzie robiłam zakupy. Potem zobaczyłam go nieopodal poczty.

– To mógł być przypadek.

– Nie, to nie był przypadek. Od dawna czuję, jakby ktoś mnie obserwował. Musi mi pan uwierzyć. To z pewnością ma związek z tym włamaniem!

– Spokojnie, proszę się nie denerwować. Z pewnością można to wszystko jakoś wytłumaczyć.

– A jeśli oni wrócili?

– Po co przestępcy mieliby wrócić na miejsce zbrodni? Po co mieliby tak ryzykować?

– Może chcą mnie dobić, tak jak Travisa!

Policjant ciężko wzdycha, po czym odkłada pudełko na bok. Staram się opanować emocję, ponieważ nie chcę, aby uznał mnie za wariatkę. Wiem, że coś jest nie tak.

– Pani Montgomery, rozumiem, że przechodzi pani przez trudne chwile. Wiele osób, które padły ofiarą napadu, mają silne wrażenie, że ktoś za nimi chodzi, ktoś chce ich zaatakować ponownie. To trauma po tragicznych wydarzeniach. Szuka się złoczyńców we wszystkich nieznajomych, którzy choć odrobinę przypominają prawdziwych sprawców. To bardzo częste i naturalne czuć niepokój, gdy przestępcy nadal nie zostali schwytani. Zapewniam jednak, że w takich przypadkach, uciekają tuż po zbrodni. Prawdopodobnie od dawana nie ma ich w Pensylwanii. Proszę mi uwierzyć, że robimy wszystko, aby wpaść na ich trop.

– A to pudełko? Te artykuły? Jak to pan wytłumaczy?

– Ludzie potrafią być okrutni. Może ktoś źle pani życzy i w taki sposób panią torturuje. Jest pani cała roztrzęsiona, więc uzyskał oczekiwany efekt.

– Nie mam wrogów. Nic nikomu nie zrobiłam.

– Czasami nie wiemy o czyjejś urazie albo ją bagatelizujemy. Oczywiście sprawdzimy paczkę, dowiemy się skąd była nadana. Sprawdzimy także odciski palców na artykułach

– Dotykałam ich i...

– Spokojnie, wszystko sprawdzimy. Proszę pozwolić nam pracować. I dobrze, że pani do nas przyszła. Bierzemy wszystko pod uwagę.

– Oprócz tego, że ktoś mnie śledzi...

– Pani Montgomery może warto porozmawiać z psychologiem. Terapia może pomóc w okiełznaniu lęków spowodowanych tragicznymi wydarzeniami.

Po tych słowach wstaję z krzesła i ruszam w stronę wyjścia.

– Dziękuję za pomoc – mówię sarkastycznie, po czym opuszczam gabinet, a następnie posterunek.

***

Dwa dni później

Z samego rana pojawiła się w moim domu ekipa zakładająca monitoring. Trwało to dość długo, więc musiałam zadzwonić do firmy i uprzedzić o swojej dzisiejszej nieobecności. Kamery zostały zamontowane nie tylko wewnątrz domu, ale także na podjeździe i na tyłach rezydencji. Specjalista wytłumaczył mi jak działa takie zabezpieczenie i podał kod do małego ekranu przy drzwiach. Teraz nie tylko mam alarm, ale także podgląd na całą posiadłość. Wystarczy przełączyć na odpowiednią kamerę i mogę ujrzeć dane miejsce. Program także został zainstalowany w komputerze i na moim telefonie. Nawet kiedy będę poza domem, mogę zdalnie sprawdzić co się dzieje wokół niego, a także w samym środku. Takie rozwiązanie daje mi namiastkę bezpieczeństwa, poczucia, że mam nad czymś kontrolę. Jeśli ktoś się zbliży, kamery to zarejestrują.

***

Derek

Układam nowe panele w sypialni w domku gościnnym, gdy słyszę nadjeżdżający samochód. Wstaję, po czym wychodzę z budynku i zbliżam się do domu głównego. Kiedy zauważam pana Miltona rozmawiającego z dwoma mężczyznami, którzy mają na szyi zawieszone odznaki policyjne, szybko chowam się za ścianą. Nie jestem w stanie usłyszeć o czym mówią, są za daleko, a i ja zaczynam wpadać w panikę. Wracam do domku gościnnego, zabieram swój telefon i wybiegam. Uciekam w gęstwinę lasu za domem, jak najdalej od glin.

***

Od dwóch godzin nie nie ma żadnych oznak pościgu. Nic się kompletnie nie dzieje. Dotarłem do miasta i czekam w pobliskiej kawiarni. Nie wiem co robić dalej. Ba, powinienem wyjechać z tego miasta i na zawsze pozostawić to bagno za sobą.

Płacę za kawę, po czym wychodzę z kawiarni i ruszam w stronę motelu, by zabrać swoje rzeczy i wyjechać z tego miasta. I wtedy dzwoni pan Milton. Przez moment waham się czy odebrać, ale w końcu decyduję się to zrobić.

Derek?

– Tak panie Bane?

Gdzie się podziewasz? Czy na dzisiaj już skończyłeś?

Jego pytania są jak najbardziej na miejscu. Jakby nie patrzeć opuściłem miejsce pracy, bez zawiadomienia go o tym. Jednak to może być podpucha. Może policja posługuje się staruszkiem, aby mnie wykurzyć.

– Musiałem pilnie coś załatwić, nie zdążyłem pana zawiadomić. Przepraszam.

Oj nie martw się. Ale mam nadzieję, że nic złego się nie stało chłopcze?

Już nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś mnie tak nazwał. Od dawna nie jestem chłopcem, nie przypominam go z wyglądu a tym bardziej z zachowania. To nawet miłe, przyznaję. Kojarzy się z opiekuńczością starszego pana.

– Proszę się nie martwić, wszystko w porządku.

Wracasz jeszcze? Miałbym do ciebie prośbę.

– Dobrze, niedługo będę – mówię z lekkim powątpieniem.

Kończymy rozmowę i jeszcze długo patrzę na telefon w dłoni. Nie wiem co robić, nie wiem, ile jeszcze fatalnych decyzji podejmę. Chowam telefon do kieszeni i ruszam naprzód.

***

Brooke

Dzwonek do drzwi rozbrzmiewa w całym domu, więc zostawiam cieknący kran w kuchni, podchodzę szybko do drzwi i zanim otworzę, włączam wyświetlacz, po czym naciskam na ikonę kamery przed domem. Pojawia się czarno biały obraz, na którym dostrzegam mężczyznę, odwróconego do mnie plecami. Czekam, aż się obróci i wtedy zdaję sobie sprawę, że zachowuję się jak wariatka. Jeśli ktoś chce cię zaatakować, nie dzwoni do drzwi prawda? Biorę głęboki oddech i otwieram.

Mężczyzna się obraca.

– To ty – mówię jak kompletna idiotka, która nie umie się zachowywać w towarzystwie.

Kolejny raz tylko przytakuje, po czym podaje mi wiklinowy kosz, na którego nawet nie zwróciłam uwagi, skupiając się tylko na jego twarzy.

Biorę przedmiot, odsuwam chustę w kratę i zaglądam do środka. Jabłka, gruszki, ale także warzywa wypełniają go po brzegi. Od razu zdaję sobie sprawę kto podarował mi te bogactwa natury.

– Podarunek od pana Miltona? – Zamiast przytaknąć, mężczyzna wydaje z siebie dźwięk przypominający chrząknięcie. – Dziękuję, to bardzo miłe.

Mężczyzna patrzy na mnie przez chwilę, po czym obraca się do mnie plecami i gdy ma już odchodzić, zatrzymuję go słowami.

– Czy znasz się na cieknących kranach? Nie wiem, jak to naprawić, a jest już późno i pewnie żaden fachowiec już dzisiaj mi nie pomoże.

Ponownie staje twarzą do mnie, ale wygląda jakby zastanawiał się co zrobić. Tym razem ucieka wzrokiem, jakby moja prośba nie była mu na rękę. Już mam wycofać się, gdy nagle robi kilka kroków naprzód i czeka, aż wpuszczę go do środka. Odkładam kosz na bok i robię mu miejsce w przejściu.

Derek

Kolejna fatalna decyzja, którą podjąłem w ostatnim czasie. Jestem najgłupszym przestępcą świata! Po chuj ja się pcham do jej domu. Czy mało się jeszcze narażam?

Już robię kilka kroków w stronę kuchni, gdy nagle zdaję sobie sprawę, że tym samym zdradzę się z posiadaniem wiedzy na temat rozkładu wszystkich pomieszczeń. Zatrzymuje się nagle, przez co kobieta idąca tuż za mną, wpada na moje plecy. Szybko się odwracam i przytrzymuję jej ramiona, aby odzyskała równowagę.

Przez moment jej dłonie lądują na mojej klacie, a gdy unosi głowę do góry, nasze twarze są cholernie blisko siebie. Czuję jej ciepły oddech na mojej szyi, jej dłonie na klacie i moje emocje względem tej kobiety nagle się potęgują. Usta lekko uchylone wręcz zapraszają do namiętnego pocałunku, ale nie mogę poczynić takiego kroku.

Kobieta wygląda jakby też na moment się zapomniała, ale w końcu odsuwa się ode mnie i nasz kontakt się kończy. Niestety.

– Przepraszam, jestem czasami niezdarna – mówi z zażenowaniem, ale gdy się delikatnie uśmiecha, nie potrafię tego nie odwzajemnić. – Kuchnia jest tam – oznajmia, wskazując palcem na dalszą część holu.

Idę zatem za jej wskazówką, choć doskonale wiem, gdzie się znajduje owe pomieszczenie. Zerkam na korytarz prowadzący do gabinetu i piwnicy. W końcu odrywam od niego wzrok, aby nie wzbudzić jej zainteresowania moim dziwnym zachowaniem. Pewnie i tak ma mnie za świra, który nie potrafi się odezwać. Męczy mnie to okrutnie. Chciałbym tyle jej powiedzieć, ale nie mogę, jeśli chcę zachować wolność. Jeszcze mam szansę, aby zbudować normalne życie, aby zacząć wszystko od początku. Za kratami to mi się nie uda.

Wchodzimy do kuchni i patrzę na kapiący kran. Obok na blacie leży skrzynka z narzędziami, która zapewne należała do jej męża. Ciekawe, ile razy z niej korzystał. Nie wyglądał na faceta, który lubi takie prace, ale często pozory mylą.

Zabieram się za naprawę. Od razu zauważam, że poluzowała się uszczelka. W tym czasie, Brooke stara się być wzorową gospodynią.

– Zrobię kawę, chociaż tak mogę się odwdzięczyć. A może panu zapłacę?

Słysząc jej propozycję, obracam głowę w jej stronę i kiwam przecząco. Kobieta ponownie delikatnie się uśmiecha, ale odpuszcza temat zapłaty.

Gdybyś wiedziała, ile już ci zabrałem...

Brooke

Stawiam na wyspę kuchenną dwa kubki z parującym naparem, po czym obserwuję poczynania mojego wybawiciela. Sprawnie odkręca kran, zmienia chyba uszczelkę, po czym montuje wszystko na nowo. Dzisiaj ma na sobie czarne dżinsy i bluzę bez kaptura, która mocno przylega do jego ciała. Jest umięśniony, jest cholernie atrakcyjny. Brązowe włosy, opalona skóra i piękna twarz. Zaraz...czy mężczyzna może być piękny?

Ma w sobie coś nieokrzesanego, ale już dawno nie widziałam tak pociągającego faceta. Travis był przystojny, niczego mu nie brakowało, ale mężczyzna przebywający właśnie w mojej kuchni jest totalnie z innej ligi. Pewnie kobiety sznurkiem ustawiają się za nim. A może ma już kogoś? Dyskretnie staram się sprawdzić jego lewą dłoń. Nie odnajduję na niej obrączki, więc chyba mogę założyć, że nie ma żony.

Kończy swoją pracę, odsuwa się na bok i puszcza wodę z kranu. Następnie zamyka i z ulgą stwierdzam, że już nic nie kapie.

– Dziękuję, nie poradziłabym sobie z tym sama.

Przytakuje, po czym podchodzi do blatu i sięga po swój kubek kawy. Mocnym smakiem delektujemy się w ciszy. Z początku czuję skrępowanie, ale później uznaję tę chwile za całkiem przyjemną. Travis wiecznie coś mówił, wiecznie narzucał mi swoje zdanie, nawet podczas śniadania. Miał zdanie na każdy temat. Nie podobało mi się to, z czasem było nawet cholernie irytujące. Nie ma osoby, która znałaby się dosłownie na wszystkim. Po prostu nie ma. I nie trzeba wypowiadać się na każdy temat. Czasami milczenie jest złotem.

Tak, podoba mi się nasza milcząca chwila. To miła odmiana. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro