Część 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Brooke

Pospiesznie rozglądam się, gdzie położyłam telefon. Znajduję go na komodzie. Ponownie uruchamiam aplikację z monitoringiem i sprawdzam kamerę przed głównym wejściem. Na obrazie pojawia się męska postać w ciemnej bluzie. Nie widzę twarzy przybysza, ponieważ ma na głowie założony kaptur. Od razu myślę o facecie, który był zarówno w sklepie, jak i nieopodal poczty.

Przez moje ciało przechodzi dreszcz grozy. Dłonie ponownie zaczynają niekontrolowanie drżeć. Wpatruję się w wyświetlacz, bo chcę wiedzieć co nieznajomy dalej ma zamiar zrobić. Unosi rękę i ponownie puka do drzwi. Czeka w bezruchu, podobnie jak ja. W końcu cofa się o krok, ściąga kaptur i patrzy wprost w kamerę.

Derek. To Derek.

Pokazuje ręką na drzwi, abym otworzyła. Nie wiem co robić, bo tak naprawdę nie znam dobrze tego faceta. Pracuje u pana Miltona, więc w jakiś sposób zyskał jego zaufanie. Był także w moim domu i pomógł mi z cieknącym kranem. Czy gdyby chciał coś mi zrobić, to czy nie uczyniłby tego, gdy byliśmy sami w mojej kuchni?

Ruszam w stronę drzwi. W holu na chwilę zatrzymuję się, aby z szafy wnękowej wyciągnąć jakieś okrycie. Jestem ubrana w samą koszulkę nocną i tak zdecydowanie nie otworzę prawie obcemu mężczyźnie. Zarzucam na siebie kremowy płaszcz jesienny, po czym podchodzę do drzwi. Przez sekundę waham się, ale w końcu przekręcam klucz i naciskam na klamkę.

Derek

Drzwi się uchylają i najpierw widzę Brooke przez wąską szparę. Wiem, że musi być wystraszona moim nagłym pojawieniem się i to o tak późnej porze. Patrzę w jej oczy i tak jak zawsze, gdy ją widziałem, pragnąłem się odezwać, tak teraz mam blokadę. Widzi, jak poruszam nerwowo ustami, aż w końcu odzywa się pierwsza.

- Czy coś się stało panu Miltonowi?

Oczywiście, że tak pomyślała. Z jakiego innego powodu mógłbym tutaj przybyć. Kiedy nie odpowiadam, zaciska mocniej dłoń na obręczy drzwiach. Mogę dostrzec jej coraz większy niepokój. W głowie rozbrzmiewają słowa Blaze 'a, który jawnie groził Brooke. Nie mogę do tego dopuścić. Już wystarczająco wycierpiała przeze mnie. Na więcej nie pozwolę.

- Co się dzieje Derek? Przerażasz mnie – ponownie się odzywa, a w jej głośnie słyszę potwierdzenie jej ostatnich słów.

Już chce zamknąć drzwi przed moim nosem, ale w ostatniej chwili kładę na nie dłoń i popycham do przodu. Używam więcej siły niż chciałem, ale ja również jestem zestresowany. Brooke robi kilka kroków do tyłu, po czym zerka na swój telefon. Wiem, o czym myśli, chce zadzwonić na policję, ale nie mogę do tego dopuścić. Wkraczam z impetem do środka i szybko odbieram z jej rąk telefon. Przez chwilę szamocze się ze mną, próbując wyrwać swoją komórkę. Jednak ja odpycham ją od siebie ramieniem. Kobieta momentalnie odwraca się do mnie plecami, po czym biegnie w stronę kuchni. Zamykam za sobą drzwi na klucz, a następnie chowam je do kieszeni swoich spodni.

Pospiesznym krokiem dołączam do niej w sercu domu, gdzie zastaję ją za wyspą kuchenną a w ręku dzierży nóż wymierzony w moją stronę. Unoszę do góry ręce na znak poddania się. Nie chcę jej straszyć, ale jest to nieuniknione. To kwestia wyboru mniejszego zła. Ja albo Blaze. Przynajmniej ja mam dobre intencje i chcę ją uchronić. Blaze – wręcz przeciwnie.

- Wynoś się z mojego domu! Zostaw mnie w spokoju!

- Nie mogę Brooke, nie mogę tego zrobić. Będziesz musiała mi zaufać.

Brooke

W pierwszej chwili jestem zaskoczona faktem, że się odezwał. Byłam przekonana, że jest niemową. Dopiero później dotarła do mnie okrutna prawda. Znam ten głos. Znam ten cholerny głos!

W oczach pojawiają się łzy, ręka, w której trzymam nóż drży coraz bardziej, a moje serce kołacze jak szalone. Mam milion myśli, ale żadna nie jest sensowna. Czuję jakby pochłaniał mnie mrok, tak nieprzyjemny, że aż pragnę zniknąć.

Derek robi krok do przodu, więc ja robię krok do tyłu. Patrzę to raz na niego, to raz na nóż.

- Wysłuchaj mnie, proszę. Wszystko ci wyjaśnię. – Tym razem to ja się nie odzywam. Jakbym straciła zdolność mówienia. Tak długo milczał i teraz wiem, dlaczego. Musiał zdawać sobie sprawę, że mogę go rozpoznać. I tak się właśnie stało. To jeden z przestępców, którzy włamali się do tego domu. – Nie jestem tutaj by cię skrzywdzić, wręcz przeciwnie. Grozi ci niebezpieczeństwo i ja cię obronię.

- Nie wierzę w żadne twoje słowo skurwielu – mówię łamiącym się głosem od strachu.

- Człowiek o ksywie Blaze ma zamiar włamać się do twojego domu i zmusić do przelania na jego konto sporą sumę pieniędzy.

- Co? Jaki Blaze? O czym ty mówisz?! Jedynymi zbirami, którzy włamują się do cudzych domów, jesteś ty i twój pojebany kumpel, który zabił mojego męża! Jest tutaj?! Zaraz wyskoczy zza rogu?!

- Brooke...

- Wynoś się z mojego domu! Z mojego życia!

- Curtis nie żyje! Zabił go Blaze, a teraz chce dorwać ciebie!

- Tym razem policja cię złapie! Pójdziesz siedzieć na długie lata!

- Brooke do cholery! Czy ty słyszysz co mówię?! Ktoś ma zamiar cię skrzywdzić!

- Dlaczego miałabym ci wierzyć?

- Bo stoję przed tobą bez maski. Teraz wiesz, kim jestem.

- Zabijesz mnie?

- Co? Nie, Brooke! Nie mam zamiaru cię krzywdzić. Kurwa! Jestem tutaj, bo chcę naprawić swój błąd.

Derek opuszcza głowę na bok i ciężko wzdycha. Po chwili znów patrzy mi prosto w oczy. Musi widzieć w nich strach, który mnie ogarnął z niezwykłą mocą. W jego oczach mogę natomiast odczytać prośbę o zaufanie, prośbę o uwierzenie w jego dobre intencje. Ale jak mam zaufać człowiekowi, który zburzył cały mój świat?

- Pozwól mi zadzwonić na policję, wtedy ci uwierzę.

- Nie rozumiesz. Gdyby to miało powstrzymać Blaze, zrobiłbym to, przysięgam. Ale ten pojebaniec dał mi wyraźnie do zrozumienia, że nie odpuści.

Derek

Nie mam pretensji do Brooke, że mi nie ufa, bo niby dlaczego miałaby to zrobić. Poznała mnie jako człowieka najgorszego sortu. Terroryzowałem ją w gabinecie, nawet uderzyłem, aby współpracowała, aby kierowała się strachem w moim towarzystwie. To wszystko miało sens, gdy pojawiłem się w jej domu tamtej feralnej nocy. Gdy pojawiłem się jako złoczyńca, złodziej i degenerat. Nic dziwnego, że nadal tak o mnie myśli, nawet jeśli zapewniam ją o chęci obrony przed Blazem.

Ręka, w której dzierży nóż mocno się trzęsie. Ona cała wygląda na wykończoną psychicznie i fizycznie. Mam przy sobie broń, ale nie chciałem straszyć nią Brooke. Miała zagwarantować nam odrobinę bezpieczeństwa, gdyby Blaze postanowił pojawić się w jej domu tej nocy.

Nie mam jednak innego wyboru. Kobieta jest zdecydowana bronić się jak lwica. Nie mamy na to czasu. Musi uwierzyć mi. Musi ze mną kolejny raz współpracować. Tym razem jednak nie, aby oddać swoje dobra materialne, a po to by uchronić swoje życie.

Z pełną uwagą obserwuje, jak sięgam do tyłu po broń, którą wsunąłem za pasek. Kiedy widzi, co trzymam, jej oczy stają się jeszcze większe, a i wyciągnięta ręka, traci coraz bardziej stabilność. Nie mierzę do niej, opuszczam broń na dół, wzdłuż mojego ciała. I tak wie, co mam na myśli.

- Opuść nóż Brooke, proszę.

- Jesteś potworem.

- Opuść nóż i wtedy porozmawiamy.

Kobieta jeszcze przez dłuższą chwilę trzyma nóż, wyciągnięty w moją stronę. Cofa się do tyłu, ale szafki kuchenne uniemożliwiają jej zwiększenie dystansu między nami.

W końcu opuszcza ostrze, a po jej policzkach spływają łzy. Odkłada przedmiot na blat kuchenny, po czym obejmuje się ramionami, jakby chciała się uchronić przede mną.

- Proszę, zostaw mnie w spokoju – mówi cicho i zamyka oczy.

Podchodzę do niej bliżej, gdy nadal na mnie nie patrzy. Jakby poprzez zamknięcie oczu, miała odgonić koszmar. Jakby potwór miał zniknąć. Jej całe ciało trzęsie się od namiaru adrenaliny i przerażenia. Unoszę lewą dłoń i dotykam jej policzka. Kobieta odsuwa głowę na bok, aby przerwać nasz kontakt. Odsuwam rękę i robię krok do tyłu.

- Porozmawiajmy w salonie – mówię spokojnie, aby jeszcze bardziej jej nie wystraszyć.

Brooke w końcu otwiera oczy i przytakuje. Odsuwam się z drogi i ręką pokazuję, aby szła pierwsza. Zapłakana kobieta robi to co jej kazałem. Mija mnie i wychodzi z kuchni.

Brooke

Po wyjściu z pomieszczenia, idę w stronę salonu, jednak kątem oka zerkam na hol, prowadzący do wyjścia. Idzie kilka kroków za mną i nadal trzyma w dłoni pistolet. Jeśli spróbuję uciec, może mnie zastrzelić. Tylko, że w salonie także mogę skończyć źle.

Kiedy dotknął mojego policzka, było w tym coś intymnego. Dla niego, nie dla mnie. A jeśli chce mnie zgwałcić, a dopiero potem uśmiercić? Śledził mnie, obserwował, to musiał być on. Nikt kto tak się zachowuje, nie może mieć dobrych zamiarów. Może być psychopatą, chorym człowiekiem, który lubi igrać z czyimiś uczuciami, który lubi wzbudzać lęk w swoich ofiarach.

Podejmuję decyzję, muszę przynajmniej spróbować.

Ruszam z impetem w stronę drzwi. Biegnę tak szybko, jak potrafię, wkładam w to maksimum wysiłku. Po kilku sekundach docieram do wyjścia. Szarpię za klamkę, ale nic się nie dzieje. Nagle w domu włącza się prąd. Wtedy od razu kieruję swój wzrok na panel z alarmem. Już mam nacisnąć na ikonkę, która wezwie policję, gdy czuję silne ramię, owijające się wokół mojej talii. Unosi mnie do góry i odsuwa od ściany. Wierzgam nogami, drapię go po dłoni, po czym prawą ręką próbuję uderzyć go w głowę. On jednak jest nieustępliwy i znacznie silniejszy ode mnie.

Oboje upadamy na podłogę. Próbuję odczołgać się jak najdalej, ale on przyciska mnie swoim ciałem do podłoża. Po chwili odwraca mnie twarzą do siebie i siada na moim brzuchu, a moje ręce przytrzymuje tuż nad moją głową.

Zarówno on, jak i ja, ciężko dyszymy. Ponownie patrzę mu prosto w oczy i widzę w nim ślad irytacji. Teraz mnie zabije, to już koniec.

Nagle puszcza moje dłonie, co mnie cholernie zaskakuje. Następnie chwyta za poły płaszcza i okrywa mnie szczelnie. Nawet nie wiedziałam, że jestem przed nim odsłonięta. Wstaje, jedocześnie uwalniając moje ciało. Wyciąga w moją stronę rękę, a ja oniemiała patrzę na niego jak na wariata. W jaką chorą zabawę on gra? Czego ode mnie chce?

- Proszę Brooke, musisz mnie wysłuchać.

Za żadne skarby mu nie zaufam, ale nie mówię tego na głos. Jak na razie zachowuje się w miarę spokojnie i nadal utrzymuje, że nie chce mnie skrzywdzić. Jeśli udam, że mu wierzę, może znajdę sposobność, aby wydostać się z domu.

Drżącą ręką ujmuję jego dłoń. Pomaga mi wstać, ale nie puszcza mnie. Następnie prowadzi mnie do salonu i gdy już się w nim znajdujemy, prosi, abym usiadła. Zrywam nasz kontakt, nasze dłonie się rozłączają i siadam na kanapie.

Derek przez chwilę chodzi nerwowo po salonie, przez co mogę dostrzec jego broń ponownie schowaną za paskiem od spodni.

- Wiem, że w tej chwili myślisz o mnie najgorzej. Zasłużyłem sobie na to, masz prawo mnie nienawidzić. Ale przysięgam na własne życie, że nie wróciłem tutaj, aby cię skrzywdzić. Blaze pojawi się wkrótce i nie możesz zostać sama.

- Powiedzmy o wszystkim policji.

- Wtedy mnie zapuszkują, a jego nigdy nie złapią. Powiedział mi, że poczeka na odpowiedni moment, aby cię zaatakować. Uwierzyłem mu, ty także powinnaś to zrobić. Musisz...

Derek nie kończy swojej wypowiedzi, ponieważ rozlega się dzwonek do drzwi. Najpierw patrzy na hol, a potem na mnie.

Derek

W oczach Brooke dostrzegam nadzieję, gdy słyszymy dzwonek do drzwi. Ja wręcz przeciwnie i nie chodzi mi o to, że za nimi czeka policja bądź ktoś inny, kto będzie w stanie ją uratować. Nie wiem, jak planował dostać się do domu Blaze, ale to on może teraz czekać na to, aż ktoś mu otworzy.

Mam chwilę zawahania, a Brooke to wykorzystuje. Ponownie ucieka w stronę holu. I ponownie muszę ją złapać. Zaczyna krzyczeć, ale w ostatniej chwili łapię ją i zakrywam dłonią jej usta. Ciągnę ją do gabinetu, odsuwam krzesło i sadzam ją na nim. Następnie wyciągam z kieszeni taśmę, zakrywam jej usta, a potem owijam nią jej ciało, aby była przytwierdzona do siedziska.

Kiedy myślę, że udało mi się ją skutecznie unieruchomić, pochylam się nad nią i nie mogę się powstrzymać, aby nie złożyć pocałunek na jej czole.

- Wybacz mi, ale musiałem.

Następnie wychodzę z gabinetu i idę w stronę drzwi wejściowych.

Blaze? Czy może niespodziewany gość? Kogo obstawiacie? ❤️❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro