Część 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wstęp

W środku nocy kobieta wchodzi do kuchni, trzymając w ręku butelkę drogiego wina. Otwiera górną szafkę, po czym wyciąga z niej kryształowy kieliszek i podchodzi do wyspy kuchennej. Stawia butelkę wyśmienitego trunku i szkło na blat, po czym wysuwa szufladę w poszukiwaniu korkociągu.

Przez chwilę mocuje się z upartym korkiem, ale gdy w końcu udaje się go wyciągnąć, oddycha z ulgą. Nie żałuje sobie, nalewa prawie do pełna. Dzisiaj właśnie tego potrzebuje na ukojenie nerwów. Musi się rozluźnić, a alkohol zdecydowanie jej w tym pomoże.

Pierwszy łyk przyjemnie ogrzewa jej gardło, a z następnymi przychodzi oczekiwane odprężenie. Z kieliszkiem w ręku opuszcza kuchnię, po czym udaje się do rozległego salonu. Tam jednak postanawia pozostać w ciemnościach nocy. Blask księżyca oraz światło dobiegające z lampy przed domem, wystarczająco dają jej widok na całe pomieszczenie, aby nie potknąć się i nie upaść.
Siada wygodnie na kremowej kanapie i ponownie bierze łyk czerwonego wina.

Od siedmiu lat Brooke mieszka w tej pięknej posiadłości z mężem, który oprócz inwestowania w inne firmy jest także architektem. Sam zaprojektował piękny dom na uboczu miasta, gdzie nie muszą martwić się wścibskimi sąsiadami. Najbliżej, czyli jakieś dwa kilometry od nich, mieszka starszy pan, który od samego początku zyskał sympatię kobiety. Pogodny, życzliwy i dobroduszny pan Milton Bane.

Pieniądze, luksus, wysoka pozycja społeczna to codzienność państwa Montgomerych. Z biegiem lat dorobili się pokaźnego majątku, jednak Brooke zawsze czuła się na uboczu, w cieniu męża. Mimo że sama pracuje w ich renomowanej firmie inwestycyjnej, cały splendor spada przeważnie na Travisa. Nie zliczy razy, kiedy chciała przypomnieć pochlebcom jej męża, że to jej rodzice dali im pieniądze na start i to ona wniosła do małżeństwa więcej niż Travis. Jednak za każdym razem gryzła się w język. Nie miała w zwyczaju chwalić się zasobnością portfela, ale niedocenianie jej oraz inne bardzo poważne wady męża, sprawiały, że czuła się w potrzasku. Z jednej strony chciała się uwolnić od tego życia, tego małżeństwa, a z drugiej bała się, że straci wszystko na co tak ciężko pracowała.

Kiedy jej kieliszek staje się pusty, odkłada go na szklany stolik kawowy, po czym podwija pod siebie nogi i kładzie na kanapie. Zwija się w kulkę, zamyka oczy i pozwala, aby jej ciało pogrążyło się w błogim śnie.

***

Pierwszy szelest ignoruje, wierząc, że nadal tkwi w swoim śnie. Jednak kolejny, głośniejszy, zmusza ją do otworzenia oczu. Wstaje z kanapy, poprawia swoją koszulkę nocną, po czym rusza w stronę dobiegającego dźwięku.

Przechodzi przez korytarz na parterze. Oprócz kuchni, salonu i łazienki dla gości, znajduje się tutaj także gabinet i to właśnie z niego dobiega odgłos kroków. Gdy już ma nacisnąć na klamkę, nagle ktoś zachodzi ją od tyłu i zakrywa jej usta dłonią, okrytą skórzaną rękawicą. Próbuje się odsunąć od napastnika, ale silne ramie owija się wokół jej wąskiej talii i unosi do góry.
Drzwi od gabinetu otwierają się, a Brooke, nadal próbując wyswobodzić się zauważa kolejnego nieproszonego gościa. Mężczyzna stojący w progu jest postawny i wysoki. Ubrany w czerń oraz kominiarkę przez chwilę tylko przygląda się jej próbom ucieczki z rąk jego kompana. W końcu zbliża się i kładzie dłoń na jej głowie, jakby chciał pogłaskać jej blond włosy.

- Do gabinetu – oznajmia niskim głosem.

Siłą zostaje wciągnięta do pomieszczenia, gdzie jeszcze zeszłego dnia miała kolejną sprzeczkę z mężem. Nie ona zawiniła, ale ona była karana. Zawsze tak było. Tyle łez wylała w tych czterech ścianach, a teraz przychodzą następne.
Jednak tym razem na łzach może się nie skończyć...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro