Część 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Derek

Brooke zmienia ustawienia w alarmie, po czym pokazuje mi jak korzystać z aplikacji z monitoringiem w jej telefonie. Cały poranek rozważamy każdy scenariusz nadchodzącej nocy. I choć powiedziała, że mi wierzy, nadal jestem zdumiały jej zmianą nastawienia wobec mojej osoby.

Nie ufa mi w stu procentach, to zrozumiałe, pewnie nigdy nie osiągnę maksimum, ale poprawa naszych stosunków jest ogromna. Nie ucieka, nie robi mi wyrzutów, tylko stara się zachowywać spokojnie i rozważnie.

– Za domem, w lesie ukryłem jeszcze jedną broń. Przyniosę ją, każda sztuka się przyda.

– Dobrze.

Już idę w stronę wyjścia, gdy nagle zatrzymuję się i obracam w stronę Brooke, która stoi w holu.

– Jak już się przekonałaś, nie potrafię rozpoznać, kiedy kobieta mną manipuluje – mówię z delikatnym uśmiechem, ponieważ nie chcę, aby negatywnie odebrała moje słowa niepewności. Nieźle zagrała ze mną w gabinecie i gdyby tylko chciała, ponownie mogłaby mnie oszukać.

– Jak już się przekonałeś, miałam rano świetną okazję na ulotnienie się, a jednak tego nie zrobiłam Derek. Teraz także nie mam zamiaru uciekać. Skoro prosiłeś, abym ci zaufała, ty także musisz mi zaufać.

Kolejny raz tego dnia mnie zaskakuje. Nie spodziewałem się usłyszeć od niej takich słów. Ma absolutnie rację. Cały czas skupiałem się na tym, aby mi zaufała, ale nie myślałem o tym, co będzie dalej, gdy już otrzymam ten ważny kredyt. Ona również może zadzwonić po policję, wpakować mnie do kicia i nie oglądać się za siebie. Skoro jednak nie słyszę syren radiowozu chyba mogę założyć, że jednak gramy do tej samej bramki. Nawet jeśli ta bramka to popieprzony Blaze.

Wychodzę z domu, po czym ruszam w stronę małego lasu, gdzie ukryłem torbę podróżną z moimi rzeczami. Tuż po tym, jak zdecydowałem się skonfrontować z Brooke, wymeldowałem się z podrzędnego motelu i zabrałem ze sobą cały swój marny dobytek. W razie niepowodzenia, miałem możliwość szybkiej ucieczki. Na szczęście mój plan uratowania kobiety idzie zgodnie z założeniami.

Kiedy docieram na miejsce, odsuwam sporą hałdę gałęzi i wyciągam torbę. Zaglądam do środka, by sprawdzić czy niczego nie brakuję i czuję zadowolenie, gdy tak właśnie jest. Zarzucam ekwipunek na ramię i ruszam w drogę powrotną. Wtedy na mojej drodze napotykam osobę, której nie spodziewałem się już nigdy ujrzeć. Wryty w miejscu patrzę z niedowierzaniem na kumpla, który miał być martwy. Pali papierosa, a na jego twarzy maluje się zdenerwowanie.

– Curtis? Ty żyjesz? Myślałem, że...

– Blaze mnie zabił? Prawdę mówiąc, prawie tak się stało.

– Co się wydarzyło?

– Kiedy?

– Kiedy?! Kurwa! Żartujesz sobie ze mnie?! Co się stało, po tym jak człowiek Blaze 'a mnie znokautował, zabrał pieniądze i odjechaliście?

– Wywieźli mnie na wysypisko śmieci. Chcieli mnie sprzątnąć, ale złożyłem im propozycję.

Od razu zdaję sobie sprawę o czym mówi. To on podsunął pomysł, aby kolejny raz obrabować ten sam dom.

– Przekonałeś ich, że Brooke to kopalnia złota.

– A jakie miałem wyjście Derek? Trzymali broń przy mojej skroni. Musiałem przekonać ich, że moje życie nadal jest coś warte.

– Jak ty się w to wszystko wpakowałeś? Jak można być takim idiotą!

– Tak, znajomość z Blazem jest moim największym błędem życiowym, ale jest jak jest, czasu nie cofnę.

– Co teraz Curtis? Gdzie jest Blaze?

– Nie ma go tutaj ze mną, jeśli o to pytasz. Nikt nie trzyma cię na muszce.

– O dziękuję ci bardzo przyjacielu. Jaka to ulga dla mnie, że akurat w tej jebanej chwili nic mi nie grozi!

– Derek, będziesz mieć czas, aby mi nawtykać, ba nawet wpierdolić, ale teraz musimy skupić się na robocie.

– Na jakiej robocie?

– Wiem, że odrzuciłeś ofertę Blaze 'a. Przekonałem go, że mnie posłuchasz. Musimy wyciągnąć z tej laski kasę. Obiecuję, że nic się jej nie stanie.

– Czy cię popierdoliło? Naprawdę myślałeś, że pozwolę na kolejną akcję z udziałem Brooke? I jak możesz mnie zapewniać o jej bezpieczeństwie? Jak możesz to mówić, po tym jak zabiłeś jej męża i nic mi kurwa o tym nie powiedziałeś?!

– Derek, nie wiem co ty widzisz w tej lasce, ale nie bądź głupi. Nie możesz jej ufać.

– Tobie nie mogę ufać. Wpakowałeś mnie w niezłe bagno.

– Posłuchaj, to co się stało z jej mężem...to nie było tak.

– Nie będę słuchać kolejnych wymówek i naciąganych tłumaczeń. Spierdoliłeś koncertowo i tym razem będzie tak samo. Wycofaj się z tego układu z Blazem, wycofaj się, póki możesz.

– Grozisz mi?

– Tak, kurwa, grożę ci. Jeśli pojawisz się w domu Brooke wraz z Blazem, potraktuję cię tak samo, jak jego.

– Chcesz powiedzieć, że mnie zabijesz?

– Jeśli będę musiał.

– Derek, ty chyba nie wiesz z kim masz do czynienia. Blaze to nie byle jaki oprych, nie wygrasz z nim.

– Jeszcze się przekonamy. Zastanów się Curtis, czy chcesz brać w tym udział – oznajmiam, po czym ruszam w stronę ścieżki, która prowadzi do domu Brooke.

– Tak cię omotała, że zaryzykujesz dla niej swoje życie?

Słysząc jego pytanie, odwracam się w jego stronę i patrząc mu w przećpane oczy, mówię:

– Nie omotała mnie, ale tak, zaryzykuję dla niej, jest tego warta.

– Nawet nie wiesz, w jak wielkim jesteś błędzie. Może i moim błędem życiowym jest Blaze, ale ona będzie twoim.

– Powiem to ostatni raz, wycofaj się Curtis albo nie ręczę za siebie.

Brooke

Stojąc w kuchni, patrzę przez okno, które daje mi widok na pobliski las. Wypatruję Dereka którego nie ma już od prawie godziny. Jak daleko od domu schował broń? A może coś mu się stało?

Jest jeszcze jedna opcja. Derek mógł zmienić zdanie. Może już teraz jest w drodze do miasta, skąd wyjedzie, gdzie tylko będzie chciał, a ja zmierzę się sama z nijakim Blazem.

Zerkam na telefon komórkowy, który leży na wyspie kuchennej. Mogłabym teraz zadzwonić na policję i wszystko zakończyć. Zdążyliby go jeszcze złapać, tym bardziej że teraz wiem, jak wygląda i jak się nazywa. Pytanie tylko, czy jego aresztowanie faktycznie doprowadziłoby do finału tej sprawy. Derek jest przekonany o nieustępliwości Blaze 'a. Twierdzi, że nie odpuści ataku na mnie i na moje pieniądze. Tym właśnie kierował się, aby w końcu wyjawić mi prawdę o sobie.

W pewien sposób Derek potrafił mnie przekonać do swoich racji. Nawet pojawiło się między nami coś na kształt porozumienia, nawet współpracy. Ale czy mam jakiś wybór? Jeśli odrzucę jego propozycję pomocy, zostanę sama i jakie wtedy mam szanse z człowiekiem, który podobno jest zdolny do wszystkiego?

Odrywam wzrok od telefonu, gdy w domu rozbrzmiewa dzwonek do drzwi. Derek zabrał klucze do domu, więc to z pewnością nie on. Zanim opuszczę kuchnię, chwytam za ostry i największy nóż, jaki posiadam.

Idąc holem w mojej głowie pojawia się wizja zamaskowanego mężczyzny, który planuje mnie obrabować. Wykorzystał okazję, gdy Derek wyszedł z domu, zaatakował go, zabił i teraz przyszedł po mnie. Ale czy wtedy dzwoniłby do drzwi?

Stojąc tuż przed nimi, uruchamiam panel z monitoringiem. Sekunda na zmianę podglądu trwa dłużej niż by się wydawało. Czuję chwilową ulgę, gdy na wyświetlaczu pojawia się Kate. Później dociera do mnie, że za chwilę wszystko może się wydać. Postanawiam ją zignorować, ale wtedy patrzy wprost na kamerę i macha ręką, zupełnie jakby widziała, że stoję po drugiej stronie.

Otwieram drzwi, a nóż chowam za plecami.

– No w końcu. Ileż można czekać – mówi z udawaną obrazą, po czym zbliża się, cmoka mnie w policzek i wchodzi do środka w tych swoich niebotycznie wysokich szpilkach.

Zanim zamknę drzwi, patrzę na podjazd, aby sprawdzić, czy gdzieś na horyzoncie nie widać Dereka. Bądź kogoś innego, kogoś bardziej groźnego.

Dołączam do Kate, która już się rozgościła w salonie, siadając na wygodnej kanapie.

– Co się dzieje Brooke? I dlaczego trzymasz nóż?

– Cholera, przepraszam. Chciałam coś ugotować i...

– No dobra, mniejsza o nóż. Ważne, że ci nie podpadłam i nie chcesz mnie zabić – mówi z uśmiechem, po czym nagle jej mina staje się poważna. – O Boże, przepraszam, nie miałam nic złego na myśli.

– Spokojnie Kate, wiem, że nie podzielasz zdania mojej teściowej.

–Więc co się dzieje z tobą?

– Co masz na myśli?

– Nie odzywasz się. Patrick mówił, że nie pojawiłaś się dzisiaj rano na zebrani rady, a wiem, jak bardzo zależy ci na udowodnieniu tym wszystkim nadętym dupkom, że nadajesz się na dyrektora generalnego.

Kiedy Kate mówi o zebraniu, chwytam się za głowę. Kompletnie zapomniałam o spotkaniu w firmie. Derek pojawił się zeszłego wieczoru i po raz kolejny wywrócił moje życie do góry nogami.

Gdybym powiedziała przyjaciółce, że przez większość nocy uciekałam przerażona przed człowiekiem, który włamał się do mojego domu dwa miesiące temu, chyba nie uwierzyłabym mi na słowo.

– Ja...kompletnie zapomniałam. To znaczy...

Nie wiem, jak wybrnąć z sytuacji, nie mam uszykowanego wyjaśnienia. Wtedy dzwoni telefon i tym samym mnie ratuje z niezręcznej sytuacji. Przepraszam na chwilę Kate, po czym idę do kuchni, gdzie go zostawiłam.

Nie rozpoznaję numer. Odkładam nóż na blat i sięgam po telefon. Odbieram, a po drugiej stronię słyszę kobiecy głos.

Dzień dobry, czy rozmawiam z panią Brooke Montgomery?

– Tak, przy telefonie.

Nazywam się Elen Thomson, jestem radcą prawnym pana Miltona Bane 'a. Niestety dzwonię do pani z przykrą wiadomością. Pan Bane zeszłej nocy zmarł. – Nie wiem, co powiedzieć, mam milion myśli i żadnej konkretnej. Co, jeśli zostanę wplątana w jego zabójstwo? Co, jeśli uznają mnie za winną? Byłam tam, byłam w jego domu nocą, gdy już nie żył. – Pani Montgomery? Jest tam pani?

– Tak, tak jestem. Przepraszam, ale jestem chyba w szoku...

Pan Milton doznał rozległego zawału serca – mówi, a ja na nowo przeżywam nie tylko utratę wspaniałego przyjaciela, ale także odczuwam coś na kształt ulgi.

Wiem, to straszne, ale taka jest prawda. Świadomość, że ktoś mógł go zabić, świadomie skrócić jego żywot była nie do zniesienia. Teraz wiem, że nikt nie przyczynił się do jego przedwczesnego odejścia. Nikt oprócz natury, biologii czy też wyroku boskiego.

– Tak mi przykro. Pan Milton był...wspaniały – mówię łamiącym się głosem, a łzy ponownie cisną mi się do oczu.

Tak, to wielka strata. Wiem, że mój klient był z panią zżyty, więc postanowiłam się z panią skontaktować. Pogrzeb odbędzie się prawdopodobnie w przyszyły czwartek. Oczywiście podam pani konkretne informacje w ciągu najbliższych dni.

– Dziękuję, byłabym wdzięczna. Nie znam dobrze rodziny pana Miltona, nie mam z nimi kontaktu.

Tak podejrzewałam, stąd mój telefon.

– Jeszcze raz dziękuję.

Po rozmowie, odkładam telefon, a moje dłonie drżą. Daję sobie chwilę na uspokojenie. Jednak, gdy wracam do salonu, Kate od razu zauważa, że coś jest nie tak. Wstaje szybko z kanapy, podchodzi do mnie i dotyka mojego ramienia.

– Co się stało? Dlaczego płakałaś?

– Dzwoniła do mnie prawniczka mojego sąsiada.

– Pana Miltona?

– Tak. On...nie żyje. Miał zawał serca zeszłej nocy.

– Mój Bożę. Tak mi przykro kochana – oznajmia, po czym przytula mnie do siebie.

Pod wpływem czułego gestu, moje emocje wychodzą na światło dzienne. Po prosu pękam. Mój płacz roznosi się po domu. Czuję nie tylko smutek po zmarłym starszym panie, ale także niesamowitą frustrację. Jakbym doszła do granicy swoich możliwości, jakbym dłużej nie mogła udźwignąć ciężaru. Odsuwam się od Kate, chwytam ją za dłonie, po czym zalana łzami, zaczynam mówić.

– Muszę ci coś powiedzieć. Nie mogę dłużej tego ukrywać.

– Co takiego chcesz mi powiedzieć? – pyta zdezorientowana, a w mojej głowie ponownie toczy się walka między zdrowym rozsądkiem a strachem związanym z brakiem ochrony przed Blazem.

Nagle obie obracamy głowy w stronę holu, skąd słychać otwieranie drzwi, a potem ciężkie kroki. Zanim ujrzymy postać wchodzącą do salonu, odzywa się.

– Brooke? Zaniosę torbę do sypialni, a potem musimy porozmawiać co da...

Derek nie kończy swojej wypowiedzi, ponieważ wkraczając do salonu od razu jego spojrzenie ląduje na Kate. Jest nie mniej zaskoczony niż moja przyjaciółka. Przez chwilę patrzą na siebie zdezorientowani. No dobra, Derek jest bardziej zestresowany niż zdezorientowany. Ona zdecydowanie jest zaskoczona widokiem obcego mężczyzny w moim domu.

– Chyba już wiem, czemu zapomniałaś o zebraniu – mówi, po czym ponownie skupia na mnie swoją uwagę. Uśmiecha się lekko, a ja ponownie czuję się jakbym zapomniała języka w gębie.

– To jest...

Kompletnie nie wiem co powiedzieć, jak wytłumaczyć obecność Dereka w moim domu. Wtedy mężczyzna odkłada torbę na podłogę, po czym podchodzi do nas, a następnie obejmuje mnie ramieniem i składa pocałunek na mojej skroni.

– Jestem Derek – przedstawia się i wyciąga dłoń w stronę nadal zaszokowanej Kate.

Ściskają sobie ręce na przywitanie, po czym facet jeszcze mocniej przyciska mnie do swojego ciała, a ja w końcu zaczynam chwytać jego aluzję. Nagłe pojawienie się Kate, potem telefon prawniczki, wiadomość dotycząca śmierci pana Miltona, a teraz konfrontacja Kate i Dereka dały mi nieźle w kość. Jakbym nad niczym nie panowała. W końcu otrząsam się, ponieważ trzeba wyjść z tej sytuacji. Biorę głęboki oddech, po czym staram się lekko uśmiechnąć do przyjaciółki.

– Ja i Derek...

– Spotykamy się – kończy za mnie mężczyzna, a ja nie wiem, czy jestem mu bardziej wdzięczna czy bardziej wkurzona. Przecież nie musiał mnie przytulać, mogliśmy udać, że to mój dawno niewidziany kuzyn. Cholera! Dlaczego najlepsze pomysły zawsze pojawiają się zbyt późno!

– Od dawana?

– Nie! Spotkaliśmy się raz – wypalam szybko, aby Derek nie miał szansy znów namieszać. Nie chcę, aby Kate pomyślała, że moja żałoba po Travisie była nieszczera. Albo co gorsza, że od dawana tkwię w romansie. Nigdy nie zdradziłam męża, nigdy nawet o tym nie pomyślałam.

– Aha, przyznaję, że trochę mnie zaskoczyliście.

Niespodziewanie Derek ujmuje mój podbródek i zmusza, abym spojrzała na niego. Wygląda na zmartwionego.

– Płakałaś? – pyta cicho.

– Nie.

– Masz zaczerwienione oczu. Płakałaś, nie kłam.

Nie wiem skąd ta jego troska o moje samopoczucie, ale brzmi autentycznie. Chęć obrony mojej osoby przed kolesiem, który w jakiś sposób jest z nim związany, a raczej z wcześniejszym rabunkiem to jedno, ale niepokój o mój stan emocjonalny to zupełnie coś innego.

– Pan Milton, mój sąsiad nie żyje. Dzwoniła jego prawniczka – mówię w miarę spokojnie, ale już czuję gulę w gardle. Derek momentalnie drętwieje przy mnie, a ręka spoczywająca na moim biodrze lekko się zaciska. – Miał rozległy zawał serca.

Mężczyzna nabiera powietrza głęboko w płuca, po czym odsuwa dłoń od mojej twarzy i ociera swoje czoło. Zerkam na Kate, która cały czas bacznie nas obserwuje. Jak mniemam Derek także odczuł ulgę, słysząc, że nikt nie zabił starszego pana, u którego pracował. Szybko jednak zdaje sobie sprawę jak dziwnie to wszystko wygląda w oczach mojej kumpeli.

– Tak mi przykro kochanie, wiem, że był ci bliski – mówi pocieszająco, po czym znów mnie przytula. Tym razem obejmuje mnie całą, a ja nie mogę wyjść całkowicie z roli, więc także owijam ramiona wokół jego talii.

Kiedy odsuwamy się od siebie, ujmuje dłonią mój prawy policzek i kciukiem delikatnie go masuje. Patrzę mu prosto w oczy, jednocześnie zastanawiając się nad tym, ile jest w tym mężczyźnie szczerości, a ile manipulacji.

– Może zostawię was samych...

Kate przerywa nasz jakże dziwny, ale i także intymny moment.

– Nie, nie musisz. Pójdę na chwilę do łazienki, obmyję twarz i zaraz do ciebie wrócę – mówię do przyjaciółki, po czym kieruję swoje spojrzenie na Dereka i tym razem do niego się zwracam. – Czy możesz pójść ze mną?

– Tak, oczywiście.

Derek najpierw wraca po torbę, po czym rusza za mną w stronę schodów, prowadzących na piętro.

Wchodzimy do pokoju, Derek od razu kładzie torbę na łózko, a ja zamykam za nami drzwi, aby Kate nic nie usłyszała.

– Dlaczego powiedziałeś, że się spotykamy? – pytam cicho, wręcz syczę ze złości.

– A co miałem powiedzieć? Że jestem kurierem? Na litość boską, nie wygląda na głupią, na pewno zaczęłaby coś podejrzewać.

– Ale nie chcę, by myślała, że ja..., że mogłabym...

– Być z kimś takim jak ja?

– Co?

– Nie noszę garniturów, nie jestem elokwentny...

– Nie to miałam na myśli. Chodziło mi o to, że nie zdradziłabym Travisa.

– Travis nie żyje Brooke. Od dwóch miesięcy. Nie możesz już go zdradzić.

– Myślisz, że to wystarczająco długo, aby o kimś zapomnieć i wikłać się w romans? W jakim świetle mnie to stawia?

– W świetle młodej kobiety, która ma prawo jeszcze ułożyć sobie życie. W świetle kobiety, która nie była zawsze szczęśliwa w małżeństwie. Skoro jest twoją przyjaciółką, to z pewnością podzieli moje zdanie.

– Boże, ty nic nie rozumiesz...

– Rozumiem, że możesz czuć się skrępowana, ale...

– Teściowa zawsze myślała, że nie jestem wystarczająco dobra dla jej wspaniałego syna. Kiedy się dowie, że z kimś się spotykam po jego śmierci i to w tak krótkim odstępie czasu...

Wtedy się zatrzymuję, zdając sobie z czegoś sprawę. Derek w oczekiwaniu na odpowiedź, marszczy brwi, a potem odzywa się:

– Co się dzieje?

– Pudełko. To Suzanne.

– Jakie pudełko?

– Niedawno otrzymałam przesyłkę. Były w niej wycinki z gazet na temat włamania i śmierci Travisa. Przestraszyłam się, więc zgłosiłam to na policję. Tym bardziej, że ktoś za mną jeździł.

– Co powiedziała policja?

– Że ktoś może robić sobie żarty z kobiety w żałobie. Że to pewnie nic takiego.

– Zignorowali fakt, że ktoś cię śledził?

– Detektyw uznał mnie za rozchwianą emocjonalnie po stracie męża. Polecił terapię u psychologa.

– Co za ignorant. Jednak prawda jest taka, że przez takie niedopatrzenia, przez takich ludzi jak ten detektyw, takim jak ja udaje się zwiać po rabunku – mówi cicho, jakby wstydził się własnych czynów.

– Ty naprawdę żałujesz...– Kiedy patrzy na mnie czule, dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, że wypowiedziałam te słowa na głos, a nie tylko w myślach.

– Niczego nie żałuję tak bardzo, jak tego, że przyczyniłem się do twojego cierpienia i strachu. Przysięgam Brooke.

Kolejny raz jego dłoń ląduje na moim policzku, a ja nie wiem co mam o tym myśleć. Z jednej strony nie wyobrażam sobie, aby mu w pełni zaufać, z drugiej – coś mi podpowiada, aby jednak tak uczynić.

– Kate czeka. Muszę do niej zejść i jakoś załagodzić sytuację – mówię, na co Derek przytakuje i odsuwa dłoń.

Wychodzę z pokoju, zostawiając za sobą największą zagadkę, która pojawiła się w moim życiu.

Odnajduję Kate w kuchni, która postanowiła przy otwartym oknie zapalić papierosa.

– Myślałam, że rzuciłaś kilka miesięcy temu? – pytam, gdy nie jest świadoma mojej obecności, przez co pet prawie wypada jej z ręki.

– Nie strasz mnie dziewczyno. I tak, oficjalnie rzuciłam kilka miesięcy temu.

– A nieoficjalnie?

– Nieoficjalnie, gdy się zdenerwuję potrzebuję kilka buszków. Chcesz? – pyta, po czym wyciąga w moją stronę papierosa. Podchodzę bliżej i przyjmuję jej propozycję odstresowania się. Kiedy zaciągam się dymem, czuję na sobie jej baczne spojrzenie.

– Powiedz to Kate, miejmy już to z głowy.

– Co mam według ciebie powiedzieć?

– Że nie powinnam się z nim widywać, nie kiedy tak całkiem niedawno straciłam męża.

– Nie chciałam to powiedzieć.

Zaskoczona, w końcu nabieram odwagi i patrzę prosto w oczy przyjaciółce.

– Nie potępiasz mnie?

– Nie do cholery. Jednak martwię się o ciebie. Nie chcę, abyś z rozpaczy wpadła w ramiona nieodpowiedniego faceta.

– Kate, mam swoje lata i wiem co robię.

– Na pewno? Powiedziałaś, że spotkaliście się raz, a on już zaniósł do twojej sypialni torbę, jak mniema ze swoimi rzeczami. I sporo o tobie wie, przynajmniej wie kim był dla ciebie pan Milton.

Cholera, Kate jest bardzo spostrzegawcza, a kiedy wymyśla się kłamstwo na poczekaniu, może zawierać wiele luk nie do wypełnienia. Nie mogę upierać się przy wersji z jednorazową przygodą, nie mogę umniejszać Derekowi.

– Poznaliśmy się kilka dni temu w barze. Po pracy, gdzie miałam kolejne starcie z przeciwnikami, musiałam się odstresować. Przysiadł się do mnie i zaczęliśmy rozmawiać. Słuchał uważnie, jak narzekałam na szowinistów, którzy otaczają mnie na co dzień. Sprawił, że poczułam się lepiej. Już dawno z nikim nie rozmawiało mi się tak dobrze, tak lekko.

– Przespałaś się z nim?

– Kate!

– Oj przestań, to normalne pytanie. Koleś właśnie siedzi w twojej sypialni, więc nie udawaj, że nic się nie święci.

– Nie spałam z nim, ale się pocałowaliśmy.

– Poważnie? Tylko pocałunek?

– Tak, przysięgam.

– No dobrze, ale co on tutaj robi?

– Zaprosiłam go do siebie na kilka dni.

– Po co?

– Aby się lepiej poznać. ­­– Już w momencie, kiedy wypowiadam te słowa, zdaję sobie sprawę, jak kiepsko to brzmi. Ale co tam, brnę dalej i tym razem stawiam na wersję, gdzie jestem żałosna. – Potrzebowałam towarzystwa okej?

– Mogłaś do mnie zadzwonić, od razu bym...

– Potrzebowałam męskiego towarzystwa.

– Więc nie spałaś z nim, ale masz taki zamiar – mówi z uśmieszkiem.

– Nie wiem, co zrobię, ale nie musisz się o mnie martwić. To dobry facet.

– Jesteś pewna? Wiele przeżyłaś i...

– I czas się otrząsnąć, nie mogę stać w miejscu – kolejny raz jej przerywam. Musi zobaczyć, że jestem stanowcza i pewna siebie. Jeśli wyczuje, że coś jest nie tak w mojej relacji z Derekiem, nigdy nie odpuści, a co za tym idzie? Nie wyjdzie z domu.

– Brooke...

– Wiesz, że Travis w przeszłości mnie zdradził i mu wybaczyłam. Czy nawet po jego śmierci muszę mu być wierna, skoro on nie uszanował mnie podczas trwania małżeństwa? Czy ja nie mam prawa do chwili zapomnienia? Czy muszę zawsze zachowywać się przykładnie? Czy zawsze muszę być tą dobrą, wyrozumiałą i niekonfliktową Brooke? Nie, mam tego dosyć. Mam tego dosyć od bardzo dawna.

Moje emocje znowu przejmują władzę nad moim ciałem, ale tym razem staram się nie płakać. Jednak drżenie rąk nie potrafię opanować. Zaciskam je w pięści i wtedy Kate podchodzi do mnie szybki i unosi moją prawą rękę.

– Papieros! – krzyczy i dopiero wtedy czuję piekący ból. Otwieram dłoń i na podłogę upada zgaszony na mojej skórze cienki papieros. Kate odkręca kran, po czym wsuwam dłoń pod zimny strumień i czuję ulgę.

– Może teraz zabrzmi to mało autentycznie, ale nie martw się Kate. Potrafię o siebie zadbać, wbrew wszelkim zaistniałym właśnie pozorom.

– Nigdy w to nie wątpiłam – mówi, po czym odsuwa kosmyk włosów z mojego policzka.

Przypominam sobie, że nadal mam ranę na głowie po upadku i moja przyjaciółka nie może go zobaczyć. Odsuwam się zatem od niej z uśmiechem, po czym wycieram ostrożnie okaleczoną rękę w ręcznik papierowy.

– Może umówimy się na kawę w nadchodzący weekend? Albo zrobimy sobie wypad do kina?

– Pewnie, co tylko chcesz Brooke. Przyda nam się babski dzień – oznajmia ze szczerym uśmiechem, po czym ciężko wzdycha. ­– No dobra, to ja już będę się zbierać.

Żegnam się z przyjaciółką, po czym zamykam za sobą drzwi na zamek. Kiedy się odwracam, jestem zaskoczona widząc Dereka w holu.

– Miałeś poczekać na mnie w sypialni?

– Słyszałem co mówiłaś o mężu.

– Podsłuchiwałeś? Poważnie?

Zamiast odpowiedzieć, podchodzi do mnie i chwyta moją oparzoną dłoń. Przez chwilę przygląda się obrażeniom, po czym unosi ją do góry i lekko dmucha na ranę. Jest to jednocześnie dziwny, jaki i miły moment. A kiedy odwraca moją dłoń i całuje jej wierzch, patrząc przy tym prosto w moje oczy, czuję rodzącą się ekscytację, aczkolwiek połączoną z niepokojem.

Nie idź tą drogą Brooke. Zatrzymaj się, póki jeszcze możesz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro